Sowiecka ruletka

Rozmowy oficerów Armii Krajowej z dowódcą 47. armii sowieckiej gen. Siergiejewem w jego sztabie w Lubitowie na Wołyniu zmierzają do pomyślnego finału.

Publikacja: 06.11.2009 05:05

Maria Markiewicz wręcza ppłk. Kiwerskiemu w imieniu ludności powiatu kowelskiego sztandar 27. Wołyńs

Maria Markiewicz wręcza ppłk. Kiwerskiemu w imieniu ludności powiatu kowelskiego sztandar 27. Wołyńskiej DP AK, marzec 1944 r.

Foto: Rzeczpospolita

Rosjanie, którzy wcześniej naciskali na włączenie polskich oddziałów do Armii Czerwonej, przyjmują do wiadomości, że 27. Wołyńska Dywizja Piechoty AK to niezależna od nich formacja podległa władzom polskim w Londynie i Warszawie. Ma ona, jak właśnie uzgodniono, podporządkować się operacyjnie dowództwu sowieckiemu i otrzymać potrzebne we wspólnej walce z Niemcami zaopatrzenie.

Na zakończenie trwających dwa dni, od 26 marca 1944 r., negocjacji gen. Siergiejew wręcza dowódcy dywizji ppłk. Janowi Kiwerskiemu „Oliwie” pistolet TT. Kiwerski, w postawie na baczność, oświadcza: „o pierwszym Niemcu zabitym z tego pistoletu zamelduję panu generałowi osobiście”. Z nawyku sprawdza, czy broń jest załadowana. Ale jedyny nabój tkwi w komorze nabojowej. Magazynek jest pusty. „Tiebia chwatit” – zapewnia złowrogo dowódca sowieckiej armii. „Oliwa” zabrania swym oficerom komukolwiek wspominać o tym incydencie. Zresztą odwrotu już nie ma. Od 20 marca, gdy 27. dywizja zdobyła wraz z wojskami sowieckimi osady i stacje kolejowe Turzysk i Turopin, współdziałanie z Rosjanami stało się faktem.

Odyseja wołyńskiej dywizji AK – największego polskiego oddziału partyzanckiego, który od stycznia do końca lipca 1944 r. stoczył około 60 większych bitew z Niemcami i przebył 600 km po drogach Wołynia, Polesia i Lubelszczyzny – to jeden z najbardziej dramatycznych rozdziałów w historii AK. Młody, liczący 34 lata oficer, który dowodził nią w okresie najgorętszych walk, w marcu i kwietniu 1944 r., nie miał wcale zadatków na żądnego sławy bohatera. Jak wspominał Stanisław Broniewski „Orsza”, Jan Kiwerski, w czasach gdy był jednym z dowódców Kedywu, imponował harcerzom z Szarych Szeregów „chłodem dowodzenia i całkowitym brakiem patosu”. Jednocześnie zaś ten niewysoki, drobny mężczyzna, odpalający papierosa od papierosa, miał w sobie jakiś tajemniczy osobisty czar – być może wynikający z wypominanego przez dowódców w opiniach służbowych „nieznacznego nadmiaru wrażliwości”.

Urodzony w 1910 r. syn lekarza i córki krakowskiego cukiernika wcześnie utracił oboje rodziców. Maturę zdał w Korpusie Kadetów w Chełmnie. Potem ukończył oficerską szkołę wojsk inżynieryjnych – służył w batalionach saperów w Wilnie i Kazuniu – a przed samą wojną Wyższą Szkołę Wojenną. We wrześniu 1939 r. jako oficer sztabu 33. rezerwowej dywizji piechoty w SGO „Narew”, zamiast iść do niewoli wraz z wojskami Frontu Północnego na Lubelszczyźnie, dołączył do SGO „Polesie” i walczył pod Kockiem. W ZWZ należał do elitarnej grupy saperów, która już na początku okupacji przystąpiła do organizowania pierwszych oddziałów przeznaczonych do „walki bieżącej”, Związku Odwetu, a później Kedywu.

W Kedywie dowodził słynnym „Motorem”, który rozrósł się z niewielkiego oddziału dyspozycyjnego do jednostki dywersyjnej liczącej 700 żołnierzy – w tym harcerzy batalionów „Zośka” i „Parasol”. To on, od razu – jednym słowem „trzaskać!” – zaakceptował w jego, zawodowego oficera, pojęciu, improwizowaną akcję pod Arsenałem. Osobiście uczestniczył m.in. w przygotowywaniu akcji „Góral”, ataku na konwój z pieniędzmi, która zasiliła kasę podziemia, i w akcji „kolejowej” w sylwestra 1942 r., która była chrztem bojowym Grup Szturmowych Szarych Szeregów. Wciąż jednak był postacią niemal anonimową.

Zimą 1944 r., po objęciu dowództwa 27. Wołyńskiej DP AK, skromny oficer saperów znalazł się nagle na wielkiej dziejowej scenie. Losy pierwszej dużej jednostki AK, która nawiązała kontakt z Armią Czerwoną, uważano za sprawdzian sowieckich intencji wobec Polski. „Oliwa” nie mógł wiedzieć, że wynik gry, w której przypadła mu jedna z głównych ról, jest przesądzony. Miał wykonać zadanie niewykonalne – wystąpić wobec Armii Czerwonej jako gospodarz ziem wołyńskich, a zarazem nawiązać z nią, jak z sojusznikiem, współdziałanie wojskowe. I niemal mu się to, na pozór, udało.

Od 2 kwietnia 1944 r. 27. dywizja walczy na skrzydle wojsk sowieckich nacierających na Kowel. Gdy po dziesięciu dniach natarcie załamuje się, Rosjanie cofają się na wschód, pozostawiając bez wsparcia Polaków okrążonych w lasach mosurskich. Wieczorem 17 kwietnia „Oliwa” zwierza się mjr. „Kowalowi”: „Janek, ja muszę zginąć, czuję, że nastąpi to niedługo”. Następnego dnia oddział niemiecki okrąża sztab dywizji, który zatrzymał się na postój w pobliżu chutoru Dobry Kraj. Ppłk „Oliwa” ginie od serii z broni maszynowej. Żołnierze 27. dywizji znajdują na pobojowisku ciała poległych napastników w mundurach najróżniejszych formacji niemieckich, bez dokumentów. Wyglądają jak przebrani. Do dziś nie wiadomo, czy byli to rzeczywiście Niemcy.

Mariusz Kardas, „Generał Jan Wojciech Kiwerski »Oliwa«”

[i]Grzegorz Łyś, dziennikarz „Rzeczpospolitej”,popularyzator nauki, autor m.in. licznych publikacji z zakresu turystyki historycznej[/i]

Rosjanie, którzy wcześniej naciskali na włączenie polskich oddziałów do Armii Czerwonej, przyjmują do wiadomości, że 27. Wołyńska Dywizja Piechoty AK to niezależna od nich formacja podległa władzom polskim w Londynie i Warszawie. Ma ona, jak właśnie uzgodniono, podporządkować się operacyjnie dowództwu sowieckiemu i otrzymać potrzebne we wspólnej walce z Niemcami zaopatrzenie.

Na zakończenie trwających dwa dni, od 26 marca 1944 r., negocjacji gen. Siergiejew wręcza dowódcy dywizji ppłk. Janowi Kiwerskiemu „Oliwie” pistolet TT. Kiwerski, w postawie na baczność, oświadcza: „o pierwszym Niemcu zabitym z tego pistoletu zamelduję panu generałowi osobiście”. Z nawyku sprawdza, czy broń jest załadowana. Ale jedyny nabój tkwi w komorze nabojowej. Magazynek jest pusty. „Tiebia chwatit” – zapewnia złowrogo dowódca sowieckiej armii. „Oliwa” zabrania swym oficerom komukolwiek wspominać o tym incydencie. Zresztą odwrotu już nie ma. Od 20 marca, gdy 27. dywizja zdobyła wraz z wojskami sowieckimi osady i stacje kolejowe Turzysk i Turopin, współdziałanie z Rosjanami stało się faktem.

Historia
Telefony komórkowe - techniczne arcydzieło dla każdego
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Historia
Paweł Łepkowski: Najsympatyczniejszy ze wszystkich świętych
Historia
Mistrzowie narracji historycznej: Hebrajczycy
Historia
Bunt carskich strzelców
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Historia
Wojna zimowa. Walka Dawida z Goliatem