Marian Podkowiński (w książce Barbary Hołub „Przy wileńskim stole”) tak wspomina: „W Warszawie teraz co to za kapusta? Tu ludzie nie wiedzą, jak smakuje prawdziwa kapusta z beczki, z jabłkami, owocami, przyprawami, a na dnie beczki – koniecznie kromka chleba z miodem. Tutaj wrzucą kapustę do dołu, wyjmą i – jedz ją, człowiecze. Obrzydliwość! Wszystkie produkty z ziemi litewskiej inaczej smakowały. Mój Boże, jakież tam robiono wędliny, kiełbasy. Długo by opowiadać o naszej wileńskiej szynce. Albo o prawdziwej śmietanie... Wszyscy, wspominając teraz Wileńszczyznę, powtarzamy w kółko: kołduny. Owszem, kołduny ważne. Ale czyż nie równie znamienne, przynajmniej dla tamtego czasu, były sławne wileńskie marynaty?”.
Przepisów na marynaty nie będę tu podawał – w każdym domu robiono je według własnych receptur, trudno rozsądzić, które były lepsze. Zresztą największy wpływ na jakość przetworów miały, jak się zdaje, panująca w domostwie atmosfera i ręka gospodyni.
Proponuję dziś przysmaki z jabłek, które ponoć też tam, na Wileńszczyźnie, inaczej smakowały. W tej samej książce o jabłkach opowiada Bernard Ładysz: „Dziadek jeździł do rzeźni, przywoził krew, kopał dół metr od jabłoni i wlewał tam krew. I jabłka miały inny smak”.
[srodtytul]Żmudzka sałatka z fasoli i jabłek[/srodtytul]
3 winne jabłka ? 3 szklanki ugotowanej fasoli ? niecała łyżeczka mielonego kminku ? 1 łyżeczka soku z cytryny ? 1 łyżka oleju z dyni ? pieprz i sól