Na trop obrazów wpadli sami gdańscy muzealnicy, wertując katalog dzieł sztuki wydany przez Fundację Dziedzictwa Pruskiego. Fundacja ta opiekuje się najważniejszymi berlińskimi muzeami. Niemcy, inwentaryzując swe zbiory, odkryli, że mają w magazynach dzieła, których pochodzenie jest nieudokumentowane. Opisali je w katalogu.
– Katalog był wydany w niewielkim nakładzie – 200 egzemplarzy. Nasi specjaliści, porównując jego zawartość z przedwojennymi inwentarzami gdańskich muzeów, odkryli kilka płócien i rzeźbę pochodzące z naszej kolekcji – mówi „Rz” rzecznik prasowy Muzeum Narodowego w Gdańsku Małgorzata Posadzka.
Były to: „Rybacy na brzegu” Friedricha Hildebrandta, „Alegoria pięciu zmysłów” Antona Möllera, „Portrety rodziny malarza” Johnna Carla Schultza, „Lis i winogrona” Daniela Schultza, „Wieczorne spotkanie malarzy u Stoddarta w Gdańsku” Otto Brausewettera i „Herakles zabijający centaura Nessosa” (malarz nieznany, XVIII wiek) oraz rzeźba „Stojący młodzieniec” Ernesto de Fiori. Najprawdopodobniej obrazy zostały zrabowane przez Armię Czerwoną w 1945 r. i oddane w depozyt berlińskiemu muzeum.
Rozpoczęły się żmudne negocjacje na temat zwrotu tych dzieł. W końcu Niemcy uznali argument, że należały one do Wolnego Miasta Gdańska, które zgodnie z prawem międzynarodowym nie wchodziło w skład ówczesnych Niemiec, lecz było osobnym podmiotem prawa międzynarodowego. Zgodzili się też z argumentem miejsca pochodzenia – dzieła te były związane z Gdańskiem, wszak obrazy wyszły spod pędzla tamtejszych malarzy.
Szczegóły porozumienia z niemiecką fundacją nie są publicznie znane. – W umowie, jaką zawarliśmy, nasi partnerzy zastrzegli sobie, by nie ujawniać warunków, na jakich dzieła zostały nam przekazane – mówi Posadzka.