Początki sprawy sięgają 2006 roku. Wówczas to Palacz zgłosił się do IPN po zaświadczenie, które potwierdzałoby jego udział w wydarzeniach poznańskiego Czerwca '56. Dokument miał stanowił podstawą do ubiegania się o państwową zapomogą. IPN uznał jednak, że Palacz kłamie i powiadomią prokuraturą. A ta skierowała do sądu akt oskarżenia.
Przeciw Palaczowi przemawiał fakt, że jego wyjaśnienia były niespójne. W dodatku Zygmunt B., który miał potwierdzić jego udział w czerwcowym zrywie przyznał, że oświadczenie sfałszował.
Sąd jednak Palacza uniewinnił. Luki w jego zeznaniach wytłumaczył upływem czasu. Nie dał też wiary wyjaśnieniom Zygmunta B., ponieważ biegły stwierdził, że mężczyzna leczy się psychiatrycznie. Kiedy wyrok się uprawomocnił, Palacz zażądał zadośćuczynienia. - IPN zszargał mi opinię i zrujnował zdrowie - podkreśla w rozmowie z "Rz".
Tym razem jednak z decyzji sądu mężczyzna nie mógł był zadowolony. Dziś pozew został bowiem oddalony. Sąd uznał, że IPN nie złamał prawa.
- Dla nas to stwierdzenie jest najistotniejsze z całej sentencji wyroku - nie kryje satysfakcji Rafał Reczek, dyrektor IPN w Poznaniu. Palacz nie daje jednak za wygraną. - To wielka kompromitacja sądu. Na pewno będę składał apelację. Cały czas wierzę, że żyjemy w państwie prawa - mówi wzburzony.