Rz: Dziś Polska po raz pierwszy obchodzi Narodowy Dzień Pamięci Żołnierzy Wyklętych. Wypada więc chyba złożyć panu życzenia.
Józef Bandzo: Bardzo panu dziękuję. To rzeczywiście miło, że Polska nas doceniła. Ale obawiam się, że stało się to za późno. Z mojego oddziału, spośród żołnierzy liniowych, żyje nas już tylko dwóch. Ja i kolega, który mieszka w Stanach. Przez ostatnie 20 lat wielu naszych zmarło. Taki dzień powinien zostać wprowadzony, ale w roku 1989.
Dlaczego tak się nie stało?
Bo nie było na to klimatu politycznego. Dla wielu ludzi w III RP byliśmy niewygodni. O ile walka o niepodległość z najeźdźcą niemieckim była powszechnie uznawana za słuszną, o tyle ta sama walka o niepodległość z najeźdźcą sowieckim wzbudzała już „kontrowersje". W efekcie wielu moich kolegów, którzy walczyli za Polskę, a potem byli represjonowani, zmarło w nędzy. Do dziś wielu żołnierzy wyklętych ma emerytury po tysiąc złotych, podczas gdy nasi oprawcy dostają od niepodległej Rzeczypospolitej po 7 czy 8 tysięcy. Żadnego z nich nie pociągnięto też do odpowiedzialności. To wywołuje wśród nas rozgoryczenie.
Walczył pan zarówno z Niemcami, jak i z komunistami. Kto był groźniejszym przeciwnikiem?