- Nasi! Nasi przyjechali! - krzyczy ktoś w tłumie stojącym na peronie, kiedy żołnierze otwierają drzwi bydlęcych wagonów. W transporcie przyjechali Polacy wracający z zsyłki lub Kresów Wschodnich utraconych na rzecz Związku Radzieckiego po konferencji jałtańskiej. Są wyczerpani, głodni, a cały ich majątek mieści się w workach na plecach. Poniemiecki Szczecin jest miastem obcym i zrujnowanym, ale po wojnie będzie dla nich szansą na nowe życie.
Zobacz rekonstrukcję historyczną ze Szczecina
Wśród mieszkańców obserwujących rekonstrukcję tamtych wydarzeń był Tadeusz Pająk, który przyjechał do Szczecina w czerwcu 1946 roku. Wrócił do Polski z miejscowości Ujar w Krasnojarskim Kraju, gdzie został wywieziony z matką, ojcem i pięciorgiem rodzeństwa. - Mieliśmy ponad 20-hektarowe gospodarstwo we wsi Kamionki Wielkie w powiecie kołomyjskim - wspomina Pająk. - Rosjanie zabrali nas zimą w 1940 roku, a cały majątek przepadł.
Ze zsyłki rodzina Pająka wróciła do kraju bez ojca, który pracował w Rosji w zakładach zbożowych. - Chciał podgrzać garść zboża na piecu, ale Rosjanin mu zabronił. Ojciec się zdenerował i powiedział "Po co ten skurw... Stalin nas przyjął? Ze swojego zboża wykarmiłbym całe to miasto". Został aresztowany i więcej go nie zobaczyliśmy - dodaje Sybirak.
Takie świadectwa stały się jednym z elementów tożsamości mieszkańców Szczecina, wśród których repatrianci z ZSRR stanowili najliczniejszą grupę. Według spisu z 1950 r. było ich ponad 38 tysięcy. - Nie wiem, czy udało im się oswoić to miasto – przyznaje Agnieszka Kuchcińska-Kurcz z Centrum Dialogu Przełomy. - Na pewno przeszczepili tutaj swoją tradycję, co w wielu domach widoczne jest na przykład podczas podczas świąt.