Tekst po raz pierwszy opublikowany 31 grudnia 2010
Pierwszy wolny sylwester to 31 grudnia 1944 roku, ale na Pradze, bo w lewobrzeżnym morzu ruin nikt nie mieszkał, a znajdujące się tam oddziały niemieckie prawie umierały ze strachu; tak wynika z pamiętników. Wiadomo było, że na prawym brzegu stoją dziesiątki radzieckich dywizji, które niebawem runą na zachód. Świadomość tego mieli i powracający do domów mieszkańcy Pragi (na początku Powstania Niemcy wywieźli niemal całą ludność).
Mój dziadek, mieszkający wcześniej przy Zakopiańskiej, wspominał, że nikt się nie bał, bo wiadomo było, bo wiedziano, iż wróg nie dokona już desantu na Pragę. Wyciągnięto więc flaszki i pito. Alkoholu było w bród, gdyż działali liczni „niezależni producenci“. „Życie Warszawy” już w numerze świątecznym podało, że „skasowano wiele bimbrowni”, m.in. przy Podskarbińskiej 7 i Stanisławowskiej 77, ale w ich miejsce powstawały nowe.
W numerze przedsylwestrowym gazety – ani słowa o święcie. Tylko „przeciwpancerniacy na wale Wisły“, zaś w sylwestra (była to niedziela) ukazał się dodatek nadzwyczajny o utworzeniu „Tymczasowego Rządu Rzeczpospolitej Polskiej”. A co robili w tym czasie warszawiacy, poza wspomnianym piciem? Otóż strzelali w niebo z rakietnic, ku wściekłości oficerów, którzy uważali, że ludzie ściągną na siebie niemiecki ogień. O ile wiem, nie ściągnęli. Jako dziecko słyszałem też o przypadku podarowania wartownikom „prezentu”, po którym przepuścili oni kilku cywilów nad rzekę, gdzie wojsko za kolejną flaszkę pozwoliło im strzelać świetlną amunicją po niemieckich pozycjach. Nawet jeśli to nieprawda, anegdota brzmi dobrze...
Koniec kolejnego roku to przypominanie sobie, że kiedyś ludzie cieszyli się życiem. Okropności wojny zeszły na drugi plan, więc w gazetach pojawiły się nieśmiałe reklamy, jak choćby „Wesoły Sylwester, cafe, coctail bar „Pod Muszlą”, Polna 30, orkiestra Janicza, strzeżony postój samochodowy“. To była rewelacja, bo w mieście samochodów jeszcze niewiele, ale jak je kradli...