Kadyks. Pijana inwazja

Historia ataku na Kadyks w 1625 r. to zbiór praktycznych porad, jak zmarnotrawić fortunę, stracić armię i bez walki przegrać ze słabszym przeciwnikiem.

Publikacja: 18.04.2019 16:32

George Villiers, 1. książę Buckingham

Foto: Wikipedia

Półtora wieku powodzenia „Trzech muszkieterów" zmieniło księcia Buckingham w postać nieomal fikcyjną. Dzięki powieści Dumasa rzekomy kochanek Anny Austriaczki przyćmił sławą historyczny oryginał, ciekawszy od figury z przygodowych romansów. Jego nietuzinkowy brak kompetencji zrujnował dorobek elżbietańskiego rozkwitu, wpędził państwo w pasmo ciężkich kryzysów i skierował angielską monarchię na drogę do tragicznego upadku. W serii efektownych potknięć, błędów i katastrof księcia najdroższym fajerwerkiem była kampania w Hiszpanii.

Trujące lekarstwo

Buckingham nie urodził się księciem ani nie pochodził z królewskiej rodziny Stuartów. George Villiers, podrzędny szlachcic z wioski Brooksby, szukał kariery na dworze, jak setki innych młodzieńców z prowincji. 20-latek wszedł do gry jako narzędzie intrygi potężniejszych graczy. Chociaż nie miał wielu talentów, poza upodobaniem do tańca, dysponował najważniejszym atutem w grze dygnitarzy – nawet biskup Gloucester uznał go najpiękniejszym mężczyzną w Anglii. A Anglia miała dość nadużyć i korupcji innej więdnącej piękności – królewskiego pupila i hrabiego Somerset – Roberta Carra.

Bliski pięćdziesiątki król Jakub połknął przynętę, gdy w 1614 r. wystawiono mu Villiersa, pachnącego i modnie wystrojonego na koszt mocodawców. Zgodnie z planem starzejący się Carr poszedł w odstawkę, stracił tytuły i zyski, a nawet trafił do Tower z wyrokiem śmierci. Akt łaski ocalił go od szafotu, ale 1. hrabia Somerset umarł w kompletnej nędzy.

Dla protektorów niezbyt lotny i powierzchowny Villiers zdawał się nowym Carrem, najlepszym z możliwych. Miał poprzestać na roli królewskiej zabawki, lecz Jakub zadurzył się bez pamięci. Monarszy beniaminek zdobył więcej władzy, niż poprzednik mógłby zamarzyć. Prędko został markizem i hrabią, a w końcu król przysposobił mu wygasły przed wiekiem tytuł księcia Buckingham.

Lekarstwo było gorsze od choroby. Choć Villiers tylko widywał statki na Tamizie, w styczniu 1619 r. został Lordem Wysokim Admirałem, czyli zarządcą floty, a co gorsza przejął sprawy państwowej dyplomacji. Wobec postępującej demencji króla Buckingham stał się angielską wersją Richelieu, lecz bez jego intelektualnych walorów.

Szukając trwalszych podstaw pokoju z Hiszpanią, Jakub chciał zeswatać syna Karola z księżniczką Marią Anną Habsburg. W nadzwyczaj delikatnej podróży do Madrytu następcy tronu towarzyszył Villiers, ze wszystkimi tego konsekwencjami. Hiszpania postawiła zaporowe warunki, żądając od Karola konwersji na katolicyzm, co, rzecz jasna, nie wchodziło w rachubę. Po dyplomatycznym fiasku można było poprzestać na chłodnym pożegnaniu w atmosferze konstruktywnego dialogu, ale Buckingham wdał się w awanturę z hiszpańskim ministrem Olivaresem, ubliżając całemu dworowi. Za obrazę majestatu Madryt żądał ścięcia winnego po powrocie do Anglii. Pomysł był całkiem rozsądny, lecz parlament bardziej nienawidził szatańskich papistów, niż bał się szkodzącego państwu Villiersa.

Poślubienie Henrietty Marii Burbon było kolejnym problemem wewnętrznym dla Anglii. Wszak była katoliczką, a Francja uzależniła konsumpcję małżeństwa od koncesji na rzecz angielskich papistów. Małżonkowie stali się zakładnikami Paryża (Henriettę zatrzymano we Francji do czasu spełnienia obietnic). Cóż to za żona króla, która odmawia przyjścia na koronację małżonka, by nie zgrzeszyć udziałem w anglikańskiej celebrze, ani sama nie pozwoli się koronować? Co gorsza, posunięcia Karola uprawdopodobniły domysły o planach przywrócenia Anglii na łono rzymskiego Kościoła.

Póki żył Jakub, był cień nadziei na odsunięcie księcia Buckingham po królewskim pogrzebie. Niestety, Karol okazał się zauroczony Villiersem nie mniej od zmarłego ojca. Ku przerażeniu parlamentu, pozycja Buckinghama wręcz wzrosła, za to zaufanie do króla znikało prędzej niż majowy śnieg.

Angielskie okręty, strzelające pod dyktando katolickiego biskupa Richelieu do protestantów w La Rochelle, stały się kolejną kością niezgody. I choć anglikanie nienawidzili hugenotów na równi z katolikami, parlament musiał oddać hołd protestanckiej cnocie obłudnym aktem oburzenia.

Prawie jak Drake

Żeby uwierzytelnić króla i odsunąć wrogość od własnej osoby, Villiers namówił Karola na wojnę z Hiszpanią. Zwalczanie katolików zawsze budziło angielski entuzjazm, toteż parlament poparł wojnę, ale przeznaczenie podatków na wojsko uzależniał od spełnienia politycznych warunków. Choć wojna formalnie trwała, targi o pieniądze nie miały końca, co stawiało króla w roli zakładnika parlamentu. Dopiero w czerwcu 1625 r. Karol musiał się zadowolić sumą 140 tys. funtów, co nie starczało na wyposażenie okrętów.

Zdesperowany Buckingham postanowił zdobyć środki tą samą metodą, co niegdyś królowa Elżbieta, wyciągając Anglię z głębokiego kryzysu. Wszak czyste srebro stale płynęło wartkim strumieniem z Indii Zachodnich do Kadyksu. Starczyło je zabrać z hiszpańskich okrętów, by sfinansować wojnę, i przysporzyć skarbowi ogromnych pieniędzy.

Buckingham zapowiedział urządzenie ekspedycji morskiej, jakiej świat przedtem nie widział. I w pewnym sensie dotrzymał słowa. Buckingham zebrał flotę niemal setki angielskich okrętów, z 5 tys. marynarzy i 2 tys. armat, a siłę królewskiej floty uzupełniło 15 jednostek ze sprzymierzonej Holandii. Oprócz żeglarzy na zaokrętowanie czekała dziesięciotysięczna armia piechoty z setką koni. Nie budziło wątpliwości, jak Lord Wysoki Admirał dokonał cudu w ciągu tygodnia, choć przygotowania do wojny zwykły trwać miesiącami.

Pierwszy sytuację rozpoznał sir John Ogle, zaprawiony w wyprawach kolonialnych żeglarz, któremu Villiers chciał powierzyć dowództwo. Oficer zbadał przygotowania i, wyraziwszy dumę z propozycji, natychmiast dyplomatycznie podupadł na zdrowiu. Rzeczywistość bowiem wyglądała gorzej od propagandowego folderu. Większość floty Villiersa tworzyły uzbrojone statki handlowe z Newcastle, a nieliczne okręty wojenne pamiętały chwałę bitew z czasów elżbietańskich. W istocie, flotylla Buckinghama była składem porwanych żagli, przegniłych lin i nabierających wody zbutwiałych kadłubów. Większość okrętów holenderskich miała zostać na kanale La Manche jako jedyna obrona Anglii pod nieobecność floty. Co gorsza, wyprawa miała się obejść bez aktualnych map nawigacyjnych i jakichkolwiek informacji wywiadu.

Piechotę zebrano z wcielonej pod przymusem zgrai mętów i rzezimieszków, nieznających dyscypliny i przeszkolenia. Jak zauważył Ogle, znaczna część armii była zbyt kaleka i chora, aby podołać wyprawie. Na domiar złego chłopi odmówili karmienia wojska za darmo, co jeszcze na lądzie wywołało bunty głodowe. Na wszelki wypadek wojsku nie wydano broni, którą złożono w ładowniach okrętów. Przez to nie było okazji, by sprawdzić, że kupione za najniższą cenę muszkiety były źle wykonane, a lufy nie pasują do amunicji. Część broni palnej nie miała nawet otworów, przez które lont zapalał ładunek prochowy i była zupełnie bezużyteczna.

Do trzech razy sztuka

Po dyskretnej rezygnacji Ogle'a dowództwo objął Edward Cecil, zwycięzca lądowych bitew we Flandrii, ale bez bladego pojęcia o morzu. Niemniej Buckingham zrobił go kontradmirałem, a ponadto załatwił mu tytuł wicehrabiowski, by miał autorytet u wyżej urodzonych podwładnych.

Drugim kontradmirałem został hrabia Essex, również kompletny ignorant w sprawach marynarki i pośmiewisko Anglii z powodu manierycznej zniewieściałości. Hrabia popadł na dno powszechnej śmieszności, gdy po latach małżeństwa jego żona okazała się dziewicą, a odzyskawszy wolność, wyszła za Carra, porzuconą maskotkę króla Jakuba.

Wyprawę rozpoczęto w Plymouth 15 października 1625 r., lecz wyjście w morze również wybrano w porze najgorszej z możliwych, gdy zaczął się sezon jesiennych szkwałów. Jeszcze tego samego dnia okręty musiały schronić się w portach, a jedna jednostka okazała się zbyt dziurawa, by wrócić na fale.

Nastroje od początku były fatalne. Kapitan „Świętego Jerzego" zanotował, że cuchnącej żywności, którą podaje marynarzom, nie tknąłby najgłodniejszy pies, a w dodatku było jej za mało. Już w pierwszych dniach rejsu porcje zmniejszono o jedną czwartą, po czym zaczęło brakować słodkiej wody. Za to na okręcie flagowym marynarze walczyli z nadmiarem wody morskiej, która zalewała dziurawy kadłub.

Liczono, że zapasy da się uzupełnić na splądrowanych hiszpańskich okrętach, ale przez całą drogę nie spotkano żadnego. Potem Cecil czekał na ofiary u brzegów Portugalii, lecz Hiszpanów tam również nie było. W końcu jego flotę rozpędziła kolejna burza, zatapiając następny okręt. Po sztormie Cecil rozkazał pościg za żaglowcami, które dostrzegł na horyzoncie, lecz rzekome galeony ze srebrem były zbłąkaną eskadrą Essexa.

Anglicy czekali na próżno, ponieważ doświadczeni Hiszpanie omijali burzowe rejony Atlantyku, używając bezpiecznych przejść na południu. Znużony bezproduktywnym czekaniem, Cecil zarządził naradę nieopodal skalistych klifów przylądka św. Wincentego. A że nikt nie miał pojęcia, gdzie szukać hiszpańskich okrętów, uradzono splądrować jakiś port w Hiszpanii. Wahano się między Sanlúcar nieopodal Sewilli a Kadyksem. Padło na Kadyks, ponieważ miasto było punktem zbiorczym zachodnioindyjskich transportów, a ponadto dwukrotnie uległo atakowi Anglików w czasach Drake'a (niemal 30 lat wcześniej, gdy Kadyks poddał się prawie bez walki). Hiszpanie spalili wtedy trzecią część własnej floty, tracąc kilkanaście milionów dukatów. Bitwa pogrążyła Hiszpanię w głębokim kryzysie, a elżbietańską Anglię wyniosła ku chwale morskiej i handlowej potęgi.

Gdyby plan się powiódł, Cecil byłby jak Drake, a Karol jak nowa królowa Elżbieta. Problem w tym, że Anglicy nie mieli już dawnej floty Hawkinsa ani dowódcy pokroju Drake'a. Sam Kadyks również się znacznie zmienił: król Filip przeznaczył dziesięcioletnie podatki na miejskie fortyfikacje.

Upał, pragnienie i wino

Kadyks to ciasno zabudowana wyspa, połączona z lądem długą sztuczną mierzeją. Cypel tworzy głęboką zatokę, w której leży Puerto Real, choć miasto dysponuje też własną przystanią. Gdy przybył Cecil, na redzie stało kilka hiszpańskich jednostek, na które rzucił się okręt flagowy i Essex, lecz reszta floty wolała stać w miejscu, pozwalając zbiec Hiszpanom do Kadyksu. Większość hiszpańskiej armady stała w porcie Santa Maria i Puerto Real, do których Cecil bał się płynąć, nie znając przejść przez płytkie wody zatoki. Poza tym ryzykował odcięcie przez siły stacjonujące w Kadyksie, dlatego zdobycie miasta było konieczne. Zadanie zdało się łatwe, ponieważ wedle donosów angielskiego kupca murów broniło zaledwie 300 żołnierzy. Do niedawna Hiszpanie mieli tam znacznie potężniejsze siły, ale nie widząc zagrożenia, rozproszyli je po wybrzeżu.

Zamiast ataku na bezbronne miasto Cecil chciał wpierw zdobyć forteczkę Puntal, chroniącą przesmyk do wnętrza zatoki, choć bastion nie miał wpływu na obronę Kadyksu. Zamku broniła setka ludzi i osiem armat, lecz Anglicy zmitrężyli dobę na ostrzał murów, nie czyniąc im większej szkody. Puntal atakowało 20 angielskich okrętów, ale tylko Holendrzy mieli chęć podejść na odległość skutecznego ognia. Kapitanowie kupieckich jednostek z Anglii bardziej dbali o prywatny majątek armatorów niż sukcesy wojenne Cecila. Dopiero gdy Holendrzy stracili dwa okręty, w czym miał udział niecelny ogień Anglików, Cecil zmusił podwładnych do większej rzutkości, ale w zamieszaniu staranowali okręt hrabiego Essex. Gdy Hiszpanie poddali fort, Cecil pozwolił im odejść z honorem i chorągwiami.

Strata czasu była bardzo kosztowna, ponieważ Kadyks dysponował tylko trzydniowym zapasem żywności. Tymczasem hiszpańskie okręty z Sanlúcar przełamały blokadę, dostarczając miastu zaopatrzenie. Atak na port stał się niemożliwy, gdy Hiszpanie zatopili w przesmyku cztery galeony, skutecznie blokując przejście.

Kanonada zaalarmowała całe wybrzeże, skąd zaczęły ciągnąć posiłki dla miasta. Najbliżej był idący z Jerez de la Frontera dwutysięczny oddział Luisa Portocarrero. Aby powstrzymać odsiecz, Cecil wysadził 9,5 tys. ludzi u podstawy przesmyku łączącego Kadyks ze stałym lądem. Nie mieli zdobywać miasta, lecz zatrzymać nadchodzące posiłki. Problem w tym, że Cecil wysadził desant bez jakichkolwiek zapasów jedzenia, a nawet kropli słodkiej wody do picia. Liczono zapewne, że żołnierze wszystko znajdą na lądzie. Wszakże cała okolica Kadyksu to słone bagna i spalone słońcem pustkowia bez śladu drzew i cienia. Wojsko znalazło się w solnym piekle, pod andaluzyjskim upałem, gdzie nie było kompletnie nic. Poza jednym wyjątkiem.

W nielicznych zabudowaniach poza murami miasta marynarka zgromadziła wielkie zapasy wzmocnionego wina z Jerez, znanego bardziej jako cherry. Po ponad dobie bez jedzenia i picia na nic zdały się kary chłosty ani groźby oficerów. Spragnione i głodne wojsko rzuciło się na beczki jak po ratunek. Dowódców zastraszono bronią i wkrótce pijana armia legła pokotem. Przed zagładą ocaliło ją wahanie Hiszpanów przed starciem z przeważającymi siłami Anglików. Nie mięli pojęcia, że inwazja śpi nieprzytomna z przepicia.

Upadek

Tymczasem pod przesmyk podciągnięto kolejne 3 tys. hiszpańskich żołnierzy, a odsiecz dotarła nawet z Sewilli. Zagrożeni zarówno od strony miasta, jak i stałego lądu Anglicy byli w potrzasku. Czwartego dnia oblężenia Cecil zdecydował się wycofać wojsko pod twierdzę Puntal. Szóstego dnia wszystkich, którzy byli w stanie iść samodzielnie, załadowano na okręty. Blisko tysiąc nieprzytomnych żołnierzy zostawiono własnemu losowi i na pastwę nadchodzących Hiszpanów. Wszystkich zamroczonych wycięto w pień, bez jednego wystrzału. Holendrzy, zniechęceni głupotą sprzymierzeńców, wyszli po angielsku i samodzielnie wrócili do domu.

Cecil popłynął ku Portugalii z żywą nadzieją złupienia jeszcze jakichś galeonów ze srebrem. Kiedy 29 listopada 1625 r. główne siły Hiszpanii dotarły pod Kadyks, po Anglikach nie było śladu.

Gdy resztki słodkiej wody zaczęły cuchnąć i kończyło się gnijące jedzenie, Anglicy postanowili zakończyć wyprawę. Wtedy flotę zaczęły dręczyć zakaźne choroby, aż zbrakło rąk do obsługi żagli. Cecil tylko pomógł rozprzestrzenianiu się zarazy, uzupełniając braki na zakażonych jednostkach marynarzami z okrętów, które oszczędził pomór. Nawet na okręcie flagowym przeżyła tylko połowa załogi.

Okręty przestały tworzyć zwartą flotyllę i, rozproszone przez burze, pojedynczo dobijały do brzegów przez wiele tygodni. Na widok zagłodzonych i wycieńczonych szkieletów irlandzkie Galway i inne miasta odmawiały wpuszczania do portu powracających z wyprawy. W Plymouth ciała zmarłych zbiorowo topiono w morzu, a owacji z okazji powrotu nie było nigdzie.

Wyprawa zakończyła się katastrofą pod każdym względem. Anglia straciła w niej tysiące ludzi i 30 okrętów, czyli jedną trzecią floty oraz renomę wschodzącego mocarstwa morskiego. Na awanturę zmarnowano 250 tys. funtów, nie zyskując kompletnie nic. Za to Hiszpania wykorzystała okazję, odnosząc błyskotliwe sukcesy w Brazylii, Holandii i Włoszech, odzyskując na chwilę blask światowego imperium.

Buckingham i Essex całą energię skupili na koźle ofiarnym, którym chcieli uczynić Cecila, winiąc go za złą organizację i dowodzenie wyprawą. Innego zdania był parlament, żądając skazania Villiersa za zdradę stanu. Jednak Karol, jak opętany przez złego ducha, wolał rozganiać kolejne parlamenty, niż szkodzić pupilowi. Jedynym zyskiem z awantury w Kadyksie było wprowadzenie kolegialnego zarządzania flotą w miejsce stanowiska Lorda Wysokiego Admirała.

Wkrótce Buckingham wykorzystał talent do wywołania wojny z Francją, tym razem w obronie hugenotów z La Rochelle, do których niedawno sam strzelał. Co gorsza, Anglia znów straciła flotę, majątek i prestiż. Karol ostatecznie upokorzył monarchię, zastawiając u bankierów klejnoty koronne.

Trzy lata po Kadyksie problem Buckinghama rozwiązał sfrustrowany oficer John Felton, który zadźgał księcia na oczach wielu obecnych. Straconemu mordercy lud oddawał cześć jak bohaterowi, natomiast Karol cały dzień szlochał w łóżku z rozpaczy. Jednak śmierć Villiersa nie zatrzymała spirali upadku monarchii, która zawiodła Karola na szafot. ©?

Historia
Paweł Łepkowski: Najsympatyczniejszy ze wszystkich świętych
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Historia
Mistrzowie narracji historycznej: Hebrajczycy
Historia
Bunt carskich strzelców
Historia
Wojna zimowa. Walka Dawida z Goliatem
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Historia
Archeologia rozboju i kontrabandy