Półtora wieku powodzenia „Trzech muszkieterów" zmieniło księcia Buckingham w postać nieomal fikcyjną. Dzięki powieści Dumasa rzekomy kochanek Anny Austriaczki przyćmił sławą historyczny oryginał, ciekawszy od figury z przygodowych romansów. Jego nietuzinkowy brak kompetencji zrujnował dorobek elżbietańskiego rozkwitu, wpędził państwo w pasmo ciężkich kryzysów i skierował angielską monarchię na drogę do tragicznego upadku. W serii efektownych potknięć, błędów i katastrof księcia najdroższym fajerwerkiem była kampania w Hiszpanii.
Trujące lekarstwo
Buckingham nie urodził się księciem ani nie pochodził z królewskiej rodziny Stuartów. George Villiers, podrzędny szlachcic z wioski Brooksby, szukał kariery na dworze, jak setki innych młodzieńców z prowincji. 20-latek wszedł do gry jako narzędzie intrygi potężniejszych graczy. Chociaż nie miał wielu talentów, poza upodobaniem do tańca, dysponował najważniejszym atutem w grze dygnitarzy – nawet biskup Gloucester uznał go najpiękniejszym mężczyzną w Anglii. A Anglia miała dość nadużyć i korupcji innej więdnącej piękności – królewskiego pupila i hrabiego Somerset – Roberta Carra.
Bliski pięćdziesiątki król Jakub połknął przynętę, gdy w 1614 r. wystawiono mu Villiersa, pachnącego i modnie wystrojonego na koszt mocodawców. Zgodnie z planem starzejący się Carr poszedł w odstawkę, stracił tytuły i zyski, a nawet trafił do Tower z wyrokiem śmierci. Akt łaski ocalił go od szafotu, ale 1. hrabia Somerset umarł w kompletnej nędzy.
Dla protektorów niezbyt lotny i powierzchowny Villiers zdawał się nowym Carrem, najlepszym z możliwych. Miał poprzestać na roli królewskiej zabawki, lecz Jakub zadurzył się bez pamięci. Monarszy beniaminek zdobył więcej władzy, niż poprzednik mógłby zamarzyć. Prędko został markizem i hrabią, a w końcu król przysposobił mu wygasły przed wiekiem tytuł księcia Buckingham.
Lekarstwo było gorsze od choroby. Choć Villiers tylko widywał statki na Tamizie, w styczniu 1619 r. został Lordem Wysokim Admirałem, czyli zarządcą floty, a co gorsza przejął sprawy państwowej dyplomacji. Wobec postępującej demencji króla Buckingham stał się angielską wersją Richelieu, lecz bez jego intelektualnych walorów.