Przewodnicy z bastionu socjalizmu

Deregulacji zawodu przewodnika turystycznego sprzeciwiają się firmy, które zarabiają nie tylko na oprowadzaniu wycieczek, ale też szkoleniach

Publikacja: 05.05.2012 02:06

Przewodnicy z bastionu socjalizmu

Foto: ROL

Szef resortu sprawiedliwości Jarosław Gowin przyznaje, że nie spodziewał się aż takiego oporu w przypadku zniesienia licencji na oprowadzanie turystów. – Zostaliśmy wręcz zasypani protestami w tej sprawie. Wyglądało to na dobrze skoordynowaną akcję – mówi „Rz".

O ile zrozumiałe są argumenty o tym, że przewodnik wysokogórski odpowiada za bezpieczeństwo wycieczek, o tyle brak przeciwwskazań tego typu dla ludzi chcących oprowadzać turystów po Krakowie, Wrocławiu czy Warszawie.

Marek Frysztacki z krakowskiego biura Marco der Pole, wyspecjalizowanego w turystyce dla niemieckich gości popiera pomysł Gowina. – Znam wielu fachowców, ludzi z autentyczną pasją, którzy potrafią w fascynujący sposób się nią dzielić. Zatrudniałbym ich, choć nie mają licencji – mówi.

Dodaje, że w sporze nie chodzi wyłącznie o rynek usług przewodnickich, lecz także szkoleń. – Kurs przewodnicki trwa nawet dwa lata i kosztuje około 2 tysięcy złotych. Ludzie uczą się na nim rzeczy, które są wymagane na egzaminie, ale nigdy potem im się nie przydadzą. No, chyba że będą szkolić innych przewodników – mówi Frysztacki.

Dr Piotr Gontarczyk z Instytutu Pamięci Narodowej zwraca uwagę na jeszcze jeden aspekt sprawy. – Rynek usług turystycznych zwłaszcza dla obcokrajowców był w PRL pod ścisłym nadzorem komunistycznych służb specjalnych – kontrwywiadu i wywiadu zarówno cywilnego, jak i wojskowego

– mówi „Rz". Dodaje, że zna liczne przypadki, gdy funkcjonariusze Służby Bezpieczeństwa, którzy musieli odejść, lokowani byli jako agentura w Orbisie i innych firmach turystycznych. – Firmy takie obok central handlu zagranicznego, związków sportowych czy Polskiego Związku Łowieckiego to miejsca, gdzie wpływy funkcjonariuszy komunistycznych służb nadal są bardzo silne – mówi Gontarczyk.

Dr hab. Bożena Szaynok z Uniwersytetu Wrocławskiego specjalizująca się w historii Żydów i stosunkach polsko-izraelskich czasem opowiada znajomym o Wrocławiu. Nie ma licencji przewodnickiej. – Jakiś czas temu oprowadzałam klasę mojej córki po dzielnicy Pawłowice. Jednak nie zdecydowałabym się na oprowadzanie wycieczek po Wrocławiu. Musiałabym się podszkolić – mówi.

Frysztacki dobrze zna rynek przewodnicki w Berlinie. – Funkcjonują tam przewodnicy z licencjami i bez. Nikt nie ściga tych bez licencji, a często są to osoby mające unikalną wiedzę. Zresztą uzyskanie tam licencji jest znacznie łatwiejsze niż w Krakowie – mówi.

Szef resortu sprawiedliwości Jarosław Gowin przyznaje, że nie spodziewał się aż takiego oporu w przypadku zniesienia licencji na oprowadzanie turystów. – Zostaliśmy wręcz zasypani protestami w tej sprawie. Wyglądało to na dobrze skoordynowaną akcję – mówi „Rz".

O ile zrozumiałe są argumenty o tym, że przewodnik wysokogórski odpowiada za bezpieczeństwo wycieczek, o tyle brak przeciwwskazań tego typu dla ludzi chcących oprowadzać turystów po Krakowie, Wrocławiu czy Warszawie.

Pozostało jeszcze 80% artykułu
Historia
Co naprawdę ustalono na konferencji w Jałcie
Historia
Ten mały Biały Dom. Co kryje się pod siedzibą prezydenta USA?
Historia
Most powietrzny Alaska–Syberia. Jak Amerykanie dostarczyli Sowietom samoloty
Historia
Dlaczego we Francji zakazano publicznych egzekucji
Materiał Promocyjny
Konieczność transformacji energetycznej i rola samorządów
Historia
Tolek Banan i esbecy
Materiał Promocyjny
Sezon motocyklowy wkrótce się rozpocznie, a Suzuki rusza z 19. edycją szkoleń