Równo 90 lat temu – 16 grudnia 1922 r. – Eligiusz Niewiadomski zamordował pierwszego prezydenta odrodzonego państwa Gabriela Narutowicza. Był to pierwszy taki przypadek w historii Polski. Niewiadomski stał się symbolem politycznego terroryzmu i tego, do czego może prowadzić patriotyczny radykalizm. Ma też jednak swoją legendę, stworzoną przez sympatyków ruchu narodowego. Według niej jest symbolem poświęcenia się jednostki dla ratowania państwa. Paradoksalnie jego czyn zamiast pomóc, przeszkodził narodowcom przejąć władzę w Polsce.
Za pieniądze żydowskie wybrany
Był późny sobotni ranek 16 grudnia 1922 r. Wybrany zaledwie sześć dni wcześniej prezydent Gabriel Narutowicz zmierzał do warszawskiej Zachęty, aby dokonać otwarcia Salonu Towarzystwa Zachęty Sztuk Pięknych. Pomimo sporego śniegu i mrozu postanowił podróżować otwartym powozem, opatrzony jedynie w ciepłe futro. Jechał w towarzystwie szefa kancelarii cywilnej Stanisława Cara oraz adiutanta porucznika Ignacego Sołtana.
Gdy krótko po dwunastej Narutowicz przyjechał do Zachęty, publiczność już czekała. Wśród oczekujących był Eligiusz Niewiadomski – malarz, krytyk sztuki i zagorzały zwolennik Narodowej Demokracji. Prezydent wszedł do budynku. Niewiadomski patrząc na gościa z wyższych stopni schodów, zapytał stojącego obok niego kolegę Jana Skotnickiego: „To ten jest Narutowicz?". Skotnicki przytaknął głową. Chwilę później Niewiadomski obszedł wstęgę, którą miał przeciąć prezydent, i szybkim krokiem udał się w stronę sal wystawowych.
W Zachęcie czuł się jak u siebie. Był bowiem członkiem komitetu organizacyjnego wystawy. Prezydent Narutowicz wolno przechodził od płótna do płótna. Gdy zbliżył się do obrazu Tadeusza Ziomka pt. „Szron", w tle rozległy się suche trzaski. Twarz Narutowicza przeszył grymas i prezydent upadł na podłogę. Ktoś zdjął leżącemu Narutowiczowi futro i rozpiął kamizelkę. Na koszuli prezydenta pojawiły się trzy czerwone plamy. Chwilę później Narutowicz zmarł. W tym samym czasie stojący kilka metrów za prezydentem malarz Edward Okoń zauważył postać Niewiadomskiego, trzymającego pistolet. Chwycił zamachowca za rękę i obezwładnił. Do Niewiadomskiego podbiega architekt Jan Witkiewicz – brat malarza Stanisława Witkiewicza – krzycząc z grozą: „Jak mogłeś podnieść rękę na pierwszego obywatela Polski?". Niewiadomski odkrzyknął mu słowami: „Za pieniądze żydowskie wybranego!".
W budynku Zachęty wybucha panika. Po kilku minutach przez tłum przedarła się karetka pogotowia i młody lekarz wypisał akt zgonu. Godzinę później ciało prezydenta okryte biało-czerwonym sztandarem złożono w powozie i w asyście szwoleżerów przewieziono do Belwederu.