Portret zamachowca

Zabójstwo Gabriela Narutowicza przeszkodziło ruchowi narodowemu w przejęciu władzy

Publikacja: 16.12.2012 15:00

Józef Piłsudski z nowo obranym prezydentem RP Gabrielem Narutowiczem w Belwederze, 10.12.1922 r.

Józef Piłsudski z nowo obranym prezydentem RP Gabrielem Narutowiczem w Belwederze, 10.12.1922 r.

Foto: East News/Muzeum Niepodległości

Równo 90 lat temu – 16 grudnia 1922 r. – Eligiusz Niewiadomski zamordował pierwszego prezydenta odrodzonego państwa Gabriela Narutowicza. Był to pierwszy taki przypadek w historii Polski. Niewiadomski stał się symbolem politycznego terroryzmu i tego, do czego może prowadzić patriotyczny radykalizm. Ma też jednak swoją legendę, stworzoną przez sympatyków ruchu narodowego. Według niej jest symbolem poświęcenia się jednostki dla ratowania państwa. Paradoksalnie jego czyn zamiast pomóc, przeszkodził narodowcom przejąć władzę w Polsce.

Za pieniądze żydowskie wybrany

Był późny sobotni ranek 16 grudnia 1922 r. Wybrany zaledwie sześć dni wcześniej prezydent  Gabriel Narutowicz zmierzał do warszawskiej Zachęty, aby dokonać otwarcia Salonu Towarzystwa Zachęty Sztuk Pięknych. Pomimo sporego śniegu i mrozu postanowił podróżować otwartym powozem, opatrzony jedynie w ciepłe futro. Jechał w towarzystwie szefa kancelarii cywilnej Stanisława Cara oraz adiutanta porucznika Ignacego Sołtana.

Gdy krótko po dwunastej Narutowicz przyjechał do Zachęty, publiczność już czekała. Wśród oczekujących był Eligiusz Niewiadomski – malarz, krytyk sztuki i zagorzały zwolennik Narodowej Demokracji. Prezydent wszedł do budynku. Niewiadomski patrząc na gościa z wyższych stopni schodów, zapytał stojącego obok niego kolegę Jana Skotnickiego: „To ten jest Narutowicz?". Skotnicki  przytaknął głową. Chwilę później Niewiadomski obszedł wstęgę, którą miał przeciąć prezydent, i szybkim krokiem udał się w stronę sal wystawowych.

W Zachęcie czuł się jak u siebie. Był bowiem członkiem komitetu organizacyjnego wystawy. Prezydent Narutowicz wolno przechodził od płótna do płótna. Gdy zbliżył się do obrazu Tadeusza Ziomka pt. „Szron", w tle rozległy się suche trzaski. Twarz Narutowicza przeszył grymas i prezydent upadł na podłogę. Ktoś zdjął leżącemu Narutowiczowi futro i rozpiął kamizelkę. Na koszuli prezydenta pojawiły się trzy czerwone plamy. Chwilę później Narutowicz zmarł.  W tym samym czasie stojący kilka metrów za prezydentem malarz Edward Okoń zauważył postać Niewiadomskiego, trzymającego pistolet. Chwycił zamachowca za rękę i obezwładnił. Do Niewiadomskiego podbiega architekt Jan Witkiewicz – brat malarza Stanisława Witkiewicza – krzycząc z grozą: „Jak mogłeś podnieść rękę na pierwszego obywatela Polski?". Niewiadomski odkrzyknął mu słowami: „Za pieniądze żydowskie wybranego!".

W budynku Zachęty wybucha panika. Po kilku minutach przez tłum przedarła się karetka pogotowia i młody lekarz wypisał akt zgonu. Godzinę później ciało prezydenta okryte biało-czerwonym sztandarem złożono w powozie i w asyście szwoleżerów przewieziono do Belwederu.

Z patriotycznej rodziny

Historia życia Eligiusza Niewiadomskiego dowodzi, że nie był chory psychicznie, a jego czyn był głęboko przemyślaną decyzją. Urodził się 1 grudnia 1869 r. w Warszawie. Jego ojciec, Wincenty, był urzędnikiem warszawskiej mennicy. W czasie powstania styczniowego wykonywał potajemnie pieczęcie na potrzeby Rządu Narodowego. Był także publicystą prasy warszawskiej oraz tłumaczem i autorem wielu książek przyrodniczych. Rodzina Niewiadomskich wywodziła się ze szlachty osiadłej w rejonie wsi Niewiadoma na Podlasiu i miała swoją kilkuwiekową historię, z której Eligiusz był bardzo dumny.

W wieku zaledwie dwóch lat Niewiadomski stracił matkę, którą starała się mu zastąpić starsza siostra Cecylia. Ojciec wychowywał go surowo, od najmłodszych lat wpajając głęboki patriotyzm i konieczność poświęcenia dla ojczyzny. Po ukończeniu warszawskiej szkoły realnej, mając artystyczne zainteresowania, podjął studia w Akademii Sztuk Pięknych w Petersburgu. Potem odbył jeszcze studia artystyczne w paryskiej akademii, gdzie był m.in. uczniem znanego polskiego malarza Wojciecha Gersona.

Gdy w 1897 r. wrócił do Warszawy, został krytykiem sztuki i publicystą. W Warszawie zaangażował się również w stworzenie uczelni artystycznej na prawdziwie europejskim poziomie. Przygotował statut uczelni, plan jej prac oraz ściągał do stolicy wielu wybitnych malarzy i rzeźbiarzy, tworzących na obczyźnie. Wysiłki jego przyniosły efekt dopiero w 1920 r., gdy utworzono w Warszawie Miejską Szkołę Sztuk Zdobniczych i Malarstwa. Niewiadomski organizował też w Warszawie wykłady z zakresu historii sztuki, uczył rysunku na Politechnice Warszawskiej, miał wykłady w warszawskich pensjach żeńskich, a także w Wolnej Wszechnicy Polskiej i Szkole Rotwanda i Wawelberga.

Sporo też malował, były to przede wszystkim studia portretowe, kompozycje artystyczne i ilustracje do czasopism. Dużo publikował na temat sztuki, był m.in. autorem dwutomowego dzieła

„O sztuce średniowiecznej", a także licznych broszur z zakresu teorii sztuki.

Jego zaangażowanie na polu artystycznym i społecznym zostało po wielu latach dostrzeżone. U schyłku I wojny światowej, w marcu 1918 r., został mianowany przez Radę Regencyjną kierownikiem Wydziału Malarstwa i Rzeźby w Ministerstwie Kultury i Sztuki.

Niewiadomski bacznie obserwował tworzące się na jego oczach zręby polskiej państwowości. Gdy wybuchła wojna polsko-bolszewicka, miał 51 lat. Nie przeszkodziło mu to w zgłoszeniu się na ochotnika do polskiego wojska. Nie trafił od razu na front. Za sprawą gen. Kazimierza Sosnkowskiego, którego miał okazję poznać rok wcześniej w Warszawie, trafił najpierw do Oddziału II Sztabu Generalnego, czyli ówczesnego wywiadu. Zajmował się tam poszukiwaniem bolszewickiej agentury na tyłach frontu. Po kilku miesiącach wymusił jednak na przełożonych przeniesienie na front. Trafił tam do elitarnego

5. Pułku Piechoty Legionów. Na początku 1921 r., po demobilizacji, ponownie wrócił do Ministerstwa Kultury, gdzie powierzono mu organizację szkolnictwa artystycznego w kraju.

Zdolny patriota megaloman

Niewiadomski od najmłodszych lat sam musiał organizować swoje życie. Dyscyplina i uporządkowanie przynosiły mu nagrody. Będąc studentem petersburskiej akademii, otrzymał dwa małe srebrne medale i dwuletnie stypendium po 300 rubli rocznie. Już wtedy wierzył we własne siły i nabierał przekonania, że może polegać tylko na sobie. Obok zainteresowań artystycznych uwielbiał sporty walki takie jak fechtunek, zapasy, boks. Był przekonany, że są one zgodne z polskim temperamentem narodowym – rozwijają nie tylko siłę i uczą zręczności, ale decydują przede wszystkim o skuteczności samoobrony.

Wszystko to, z upływem czasu, doprowadziło go do megalomanii objawiającej się całkowitym skupieniem na własnej wartości i możliwościach. To z kolei stało się przeszkodą w jego relacjach z ludźmi, z którymi zazwyczaj bardzo nieumiejętnie wchodził w interakcje, zwłaszcza jeśli musiał z nimi współdziałać. Widział bowiem wszystko przez pryzmat własnej osoby. To w naturalny sposób nie tylko konfliktowało go z innymi, ale nader często naruszało hierarchię służbową, w której funkcjonował. Tak było m.in. w czasie pracy w Ministerstwie Kultury, gdzie miał opinię osoby aroganckiej, wynoszącej się ponad innych. Tak było również, gdy został wywiadowcą i miał szukać bolszewickiej agentury. Po kilku miesiącach zaczął widzieć ją wszędzie i podejrzewać o zdradę nawet swoich kolegów. W konsekwencji robił się jeszcze bardziej apodyktyczny i jeszcze częściej popadał w konflikty.

Ale Niewiadomski był ideowcem. Niepodległość, państwo, władza  były dla niego wielkimi ideami, którym należało się poświęcić. Patrzył na nie przez pryzmat własnej osoby. Musiały być przejawem harmonii i wyrazem odpowiedzialności, tak jak cały jego świat.

Wszystko dla Polski

W 1897 r. Niewiadomski, mając 28 lat, ożenił się z Marią de Tilly – pochodzącą ze spolonizowanej rodziny francuskiej. Była dla niego idealna, ubóstwiał ją i traktował jak świętość w swoim życiu.  Ale i ona była z niego dumna, z jego wszystkich pasji, jego aktywności i jego troski o rzeczy wielkie. Mieli dwójkę dzieci: syna Stefana urodzonego w 1899 r. i trzy lata młodszą od niego Annę.

Niewiadomski wychowywał swoje dzieci tak samo, jak jego wychowywali rodzice: na żarliwych patriotów. I takimi zostały. Stefan walczył razem z ojcem w czasie wojny. Angażował się również w życie polityczne i społeczne. W czasie II wojny światowej działał w konspiracji, za co został zamordowany przez Niemców w obozie koncentracyjnym.

Córka Anna, która została żoną Aleksandra Demidowicza-Demideckiego – działacza  Stronnictwa Narodowego, a w czasie II wojny światowej komendanta głównego Narodowej Organizacji Wojskowej (NOW), również nie unikała poświęcenia dla sprawy narodowej. Ona też trafiła do obozu koncentracyjnego. W zasadzie cała rodzina  Niewiadomskich żyła w świecie stworzonym przez Eligiusza i starała się tak samo jak on go pojmować.

Radykalny narodowiec

Działalność  polityczną Eligiusz Niewiadomski zaczął jeszcze w latach 80. XIX w. jako uczeń szkoły realnej w Warszawie. Były to tajne kółka uczniowskie, w ramach których dyskutowano o sprawie narodowej, o tym, jak powinno wyglądać przyszłe polskie państwo. Już wtedy się wyróżniał. Gdy rozpoczął studia w Petersburgu, mocno zaangażował się w działalność polskich organizacji studenckich. To wtedy zetknął się z działaczami tajnej Ligi Narodowej. Stopniowo zwiększał swoje zaangażowanie.

Prawdziwym politycznym chrztem był jego udział w demonstracji, jaką studenci warszawscy zorganizowali w dniu 3 maja 1891 r. w setną rocznicę uchwalenia konstytucji, a zarazem pierwszej demonstracji w rosyjskim zaborze od czasów powstania styczniowego. Wiosną 1897 r. oficjalnie wstąpił do Ligi Narodowej. Jednak nie był w niej długo. Gdy w 1905 r. wybuchła wojna  rosyjsko-japońska na Dalekim Wschodzie, zaproponował na forum Ligi podjęcie akcji dywersyjnej, mającej polegać na wysadzaniu mostów. Ten pomysł nie spodobał się partyjnym szefom. Niewiadomski  opuścił więc szeregi organizacji. Nie porzucił jednak definitywnie sympatii do ruchu narodowego. Działał nadal w podporządkowanym Lidze tajnym Towarzystwie Oświaty Narodowej (TON), prowadzącym działalność kulturalno-oświatową. Osobiście brał udział w przemycie literatury narodowej z Galicji do zaboru rosyjskiego. Wówczas znalazł się na celowniku carskiej ochrany. W końcu podczas jednej z takich misji w nocy z 2 na 3 czerwca 1901 r. został aresztowany i trafił do więzienia na Pawiaku, a potem do X pawilonu warszawskiej Cytadeli.

Gdy po kilku miesiącach został wypuszczony, skupił się na pracy edukacyjnej i wychowawczej. Nadal utrzymywał  kontakty ze środowiskiem narodowym. W listopadzie 1918 r. wziął udział w akcji rozbrajania niemieckich żołnierzy w Warszawie. Obserwował tworzenie się zrębów polskiej demokracji. Nie był nią zachwycony. Józef Piłsudski budził w nim coraz większą niechęć.

Potrzeba wielkiego czynu

Frustracja Niewiadomskiego życiem politycznym pogłębiła się jeszcze bardziej po zakończeniu wojny. Wyłoniony w listopadzie 1922 r. parlament był skłócony. Żadne ze stronnictw nie miało znaczącej przewagi. Aby wybrać prezydenta, potrzeba było kompromisu.  Nadzieje wyjścia z impasu  Niewiadomski wiązał z Maurycym Klemensem, hrabią Zamoyskim, który jako kandydat obozu narodowego w I turze głosowania zyskał 222 głosy, co stanowiło

40 proc. wszystkich głosów. Wydawało się mu, że zwycięstwo jest już  blisko, zwłaszcza że dwaj pozostali kandydaci byli daleko w tyle. Reprezentant mniejszości narodowych Jan Baudouin de Courtenay zyskał 103 głosy, a bezpartyjny kandydat Gabriel Narutowicz zaledwie 62 głosy. Nieformalna „koalicja strachu" zawiązana przeciwko kandydatowi obozu narodowego złożona z lewicy i mniejszości narodowych postanowiła zablokować kandydaturę Zamoyskiego i alternatywnie poparła Gabriela Narutowicza.

„Nóż w plecy" wbili narodowcom posłowie PSL Piast, którzy w wyniku kuluarowych targów zdecydowali się wykonać woltę i przerzucić swoje poparcie z Zamoyskiego na Narutowicza. Zamoyski był bowiem największym posiadaczem ziemskim i zapewne blokowałby forsowaną przez ludowców reformę rolną. W dniu 9 grudnia 1922 r. w drugiej turze głosowania zwyciężył  kandydat „koalicji strachu", uzyskując 289 głosów.

Wybór Narutowicza na prezydenta nie tylko rozczarował obóz narodowy, ale i znaczną część polskiego społeczeństwa. Dla Niewiadomskiego wybór ten był żydowską hucpą, skandalem, który nigdy nie powinien się wydarzyć w jego Polsce. Napięcie w kraju po wyborze Narutowicza sięgnęło zenitu. Zamieszki podsycały obie strony. W tej atmosferze Niewiadomski  postanowił zamordować prezydenta. Zbrodnię, która miała „ratować państwo", planował od kilku miesięcy. Zakładał jednak, że jego ofiarą będzie Józef Piłsudski. Ten jednak postanowił nie kandydować w wyborach.

Zamordowanie Narutowicza położyło kres szansom na przejęcie władzy przez narodowców. Winą za zabójstwo prezydenta moralnie zostali obciążeni właśnie oni. Dzień po śmierci prezydenta w kraju wprowadzono stan wyjątkowy, który na rok odsunął narodowców od władzy. Już nigdy nie odzyskali jednak swoich dawnych wpływów. Dodatkowo każdy spór polityczny, w którym uczestniczyli w II RP,  kończył się wypomnieniem im odpowiedzialności za mord na prezydencie.

Życzenie śmierci

Proces Niewiadomskiego przed warszawskim sądem rozpoczął się już 30 grudnia 1922 r. Obrońcą  zabójcy prezydenta został  mecenas Stanisław Kijeński. Już na pierwszej rozprawie zamachowiec przyznał się do winy i zażądał dla siebie kary śmierci.

W złożonych zeznaniach wytłumaczył swoje motywy. Była nimi chęć uratowania kraju przed zgubnymi, w jego ocenie, rządami lewicy i mniejszości narodowych. Niewiadomski tłumaczył, że wybór Narutowicza nastąpił wbrew woli narodu. Rozumiał ciężar swojej zbrodni. W sądzie wyraził nawet współczucie dla bliskich zamordowanego prezydenta.

Kara dla zamachowca mogła być tylko taka, jakiej sam sobie życzył... Przyjął ją ze spokojem. Poinformował, że nie zamierza i nie wyraża zgody, aby ktokolwiek występował o jego ułaskawienie. Tylko miesiąc oczekiwał w więzieniu na wykonanie wyroku. Napisał w tym czasie  „Kartki z więzienia" – zbiór przemyśleń dotyczących polityki, patriotyzmu i troski o Polskę.  Stojąc przed plutonem egzekucyjnym, chciał, aby nie przywiązywano go do słupka ani nie zawiązywano mu oczu. Jego ostatnie słowa brzmiały: „Ginę za Polskę, którą gubi Piłsudski!".

Został rozstrzelany rankiem 31 stycznia 1923 r.

Początkiem narodzin jego legendy stał się pogrzeb na warszawskich Powązkach, w którym uczestniczyły tłumy. Z upływem lat legenda stawała się coraz silniejsza. Narodowcy pielęgnowali kult Niewiadomskiego. Na jego grobie składano kwiaty, a za jego duszę demonstracyjne odprawiano nabożeństwa, które zazwyczaj przekształcały się w manifestacje poparcia dla obozu narodowego. Na bohatera kreowały go także dziesiątki artykułów i część katolickich księży.

Legenda przygasła w czasie II wojny światowej i PRL. Odgrzebano ją dopiero po 1989 r. Dla młodych narodowców stał się człowiekiem czynu. W oczach większości społeczeństwa pozostaje jednak symbolem najbardziej groźnego terrorysty, inteligentnego ideowca. Mimo to pamięć o zabójcy pierwszego polskiego prezydenta trwa.

Równo 90 lat temu – 16 grudnia 1922 r. – Eligiusz Niewiadomski zamordował pierwszego prezydenta odrodzonego państwa Gabriela Narutowicza. Był to pierwszy taki przypadek w historii Polski. Niewiadomski stał się symbolem politycznego terroryzmu i tego, do czego może prowadzić patriotyczny radykalizm. Ma też jednak swoją legendę, stworzoną przez sympatyków ruchu narodowego. Według niej jest symbolem poświęcenia się jednostki dla ratowania państwa. Paradoksalnie jego czyn zamiast pomóc, przeszkodził narodowcom przejąć władzę w Polsce.

Pozostało 97% artykułu
Historia
Telefony komórkowe - techniczne arcydzieło dla każdego
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Historia
Paweł Łepkowski: Najsympatyczniejszy ze wszystkich świętych
Historia
Mistrzowie narracji historycznej: Hebrajczycy
Historia
Bunt carskich strzelców
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Historia
Wojna zimowa. Walka Dawida z Goliatem