Naród znaczy armia

W walkę komunizmu z reakcją nie wierzył już nikt – Jaruzelski postawił na patriotyczny militaryzm

Publikacja: 09.03.2013 00:01

Red

Artykuł pochodzi z miesięcznika "Uważam Rze Historia"

Do do ostatnich godzin przed wprowadzeniem stanu wojennego w Polsce komuniści nie byli zdecydowani, jak uzasadnić ideowo planowaną akcję. Ścierały się dwie koncepcje: „walki z kontrrewolucją" i „walki z ekstremizmem". Pierwszej hołdowało silne środowisko „betonu", czyli dogmatycznych działaczy partyjnych. Głównymi ośrodkami komunistycznej „konserwy" były Katowice i Warszawa, w której na czele organizacji partyjnej stał Stanisław Kociołek – człowiek, który w Grudniu 1970 r. kierował PZPR w Gdańsku. Zwolennicy drugiej koncepcji wysuwali na pierwszy plan konieczność zapewnienia bezpieczeństwa krajowi, rzekomo ogarniętemu solidarnościowym chaosem. Antyekstremistyczni „patrioci" skupieni byli wokół gen. Jaruzelskiego.

Spory te dotyczyły również nazwy organu, który miał formalnie sprawować władzę po ogłoszeniu stanu wojennego. 7 grudnia 1981 r. Mieczysław Rakowski w swoim dzienniku zanotował, że władzę nad Polską ma przejąć „Rada Wojskowo-Rewolucyjna". Cztery dni później gen. Siwicki zawiadomił głównodowodzącego siłami Układu Warszawskiego, marsz. Kulikowa, że na czele całej akcji stanie „Wojskowo-Rewolucyjna Rada Ocalenia Ojczyzny". Już jednak następnego dnia zatwierdzono nazwę, którą ogłoszono 13 grudnia – Wojskowa Rada Ocalenia Narodowego. Wygrała koncepcja „patriotyczna".

Wykreślenie przymiotnika „rewolucyjna" z nazwy późniejszej WRON świadczy o tym, że ekipa Jaruzelskiego, planując wprowadzenie stanu wojennego, jednocześnie zabiegała o poparcie społeczne. „Patrioci" zdawali sobie sprawę, że odwołanie się do hasła z czasów rewolucji bolszewickiej nie przysporzy popularności nowym władzom.

Mniejsze zło

Nazwa nowego organu władzy zawierała w sobie jasny komunikat: ster rządów przejmuje wojsko, bo tylko ono może zagwarantować spokój w kraju, chroniąc go od groźby wojny domowej. Trzeba przyznać, że realne ryzyko rozlania się fali zbrojnych starć po wprowadzeniu stanu wojennego nie było jedynie wymysłem komunistycznej propagandy. Ze wspomnień partyjnych funkcjonariuszy z tamtych dni wyraźnie wynika, że realnie obawiali się oni zbrojnych ataków „kontrrewolucjonistów".

Zamiast argumentu „obrony zdobyczy rewolucji" ludzie Jaruzelskiego ukuli więc slogan „mniejszego zła" (zwrot użyty później w jednej z wypowiedzi generała): stan wojenny miano wprowadzić po to, by uchronić Polaków przed „złem większym", jakim miała być interwencja sowiecka. To pozostawiono jednak domyślności odbiorców.

Chęć do „tłumienia kontrrewolucji" nie osłabła w kręgach „betonu" także po 13 grudnia. Prawdopodobnie od 8 do 10 tys. wysokich przedstawicieli aparatu PZPR uzbrojono. W organizacjach partyjnych w całym kraju mobilizowano „oddziały samoobrony", złożone z długoletnich członków partii oraz byłych żołnierzy i milicjantów.

W dokumentach partyjnych mówiono nawet o zebraniu w tym „partyjnym pospolitym ruszeniu" ok. 60 tys. osób, co wydaje się dość prawdopodobne. Zgrupowano ich w różnego rodzaju pułkach, batalionach i samodzielnych kompaniach i wykorzystywano głównie do patrolowania ulic i fabryk, a także kontroli nastrojów wewnątrz załóg. Wśród ludzi tych, jak również organizujących ich dogmatycznych działaczy średniego szczebla, rosło przekonanie, że teraz uda im się odegrać na swoich wrogach – nie tylko tych z „Solidarności", ale także na partyjnych „liberałach". Już na długo przed grudniem 1981 r. z dużą zapalczywością rozliczano się z obaloną przy okazji strajków 1980 r. ekipą Edwarda Gierka. Przy okazji tzw. Komisji Tadeusza Grabskiego, kierowanej przez jednego z liderów „betonu" i powołanej przez władze PZPR do wyjaśnienia zaniedbań I sekretarza i jego świty z lat 70., do opinii publicznej dotarły informacje o nadużyciach i stylu życia ludzi, którzy niedawno jeszcze sprawowali władzę w partii i państwie. W wielkiej kampanii propagandowej zarzucano obalonym dygnitarzom koniunkturalizm, przywiązanie do luksusu i zdradę ideałów socjalizmu.

Ten stan rzeczy wykorzystał Jaruzelski, który postanowił za jednym zamachem zjednać sobie partyjnych dogmatyków i zdobyć poparcie społeczne efektownym gestem „sprawiedliwości". 13 grudnia Gierek, Piotr Jaroszewicz, Jan Szydlak, Edward Babiuch i inni rządzący Polską po 1970 r. zostali osadzeni w ośrodkach internowania, podobnie jak tysiące członków zdelegalizowanej „Solidarności".

Wewnątrz kierownictwa partyjnego rozważano nawet wariant rozwiązania PZPR i powołania nowej partii komunistycznej – taki scenariusz wybrali po 1956 r. Węgrzy. Decyzji tej ostatecznie nie podjęto, być może ze strachu przed radykalizmem „dołów" i zbytnim wzmocnieniem „betonu". Generał Jaruzelski od funkcji szefa partii komunistycznej zdecydowanie wolał jednak uchodzić za przywódcę szeroko pojętego „stronnictwa" ludzi prawych i ideowych, którzy pokierują dryfującą ojczyznę (kolejne ulubione słowo propagandy) ku bezpiecznej przystani. Ideologia nie była tu najważniejsza – istotne było raczej wpajanie szacunku dla munduru, po 13 grudnia traktowanego jako wizytówka patriotyzmu.

Żołnierz zawsze na pierwszej linii

W swoim słynnym przemówieniu telewizyjnym generał występował w zielonym mundurze, siedząc na tle biało-czerwonego sztandaru. Słowa wypowiadał powoli i z namysłem. Przedstawiał się jako żołnierz i członek pokolenia, które Polsce oddało najlepsze lata życia i walczyło dla niej na wszystkich frontach wojny. Podkreślał, że tylko wojsko może ustabilizować sytuację w kraju. „Żołnierz polski wiernie służył i służy ojczyźnie. Zawsze na pierwszej linii, w każdej społecznej potrzebie. Również dziś z honorem spełni swój obowiązek. Nasz żołnierz ma czyste ręce, nie zna prywaty, lecz twardą służbę. Nie ma innego celu niż dobro narodu" – mówił Jaruzelski. W przemówieniu było dużo odwołań do wojska, natomiast zastanawiająco mało do ideowych pryncypiów komunizmu. O PZPR jej pierwszy sekretarz nie wspomniał ani razu!

Według tego schematu realizowano „pozytywną propagandę" pierwszych tygodni stanu wojennego. Zima, którą straszono Polaków przed 13 grudnia, rzekomo tylko dzięki staraniom wojska stała się mniej groźna. Podobnymi przykładami małych i dużych zasług żołnierzy wypełniano kolumny wydawanych oficjalnie gazet i dzienników telewizyjnych czytanych przez spikerów w mundurach. „Ileż w naszym kraju niedbalstwa i marnotrawstwa, niekompetencji i niesolidności, ile spraw wlokących się ślamazarnie, i to nieraz takich, które można załatwić dosłownie w ciągu jednego dnia" – mówił Jaruzelski w jednym z przemówień. Wojskowy styl, racjonalność i dyscyplina miały być lekiem na zło kryzysu.

Pod koniec stycznia 1982 r. w „Trybunie Ludu" ukazała się krótka relacja PAP z konferencji zorganizowanej przez Instytut Historii PAN, Wojskowy Instytut Historyczny im. Wandy Wasilewskiej i Wojskową Akademię Polityczną im. Feliksa Dzierżyńskiego, zatytułowana „Społeczeństwo polskie a wojsko XVIII-XX w.". Zważywszy na okoliczności (drugi miesiąc stanu wojennego), inicjatywa ta nie mogła być przypadkowa. Świadczy o tym zresztą fragment relacji, w którym stwierdzano: „Wojsko w dziejach narodu było zawsze wyrazicielem siły, trwałości i suwerenności państwa polskiego. W okresie utraty bytu państwowego było ono nadzieją i widomym znakiem wiary społeczeństwa w odzyskanie niepodległości i suwerenności". Skojarzenie miało być proste – żołnierz polski stał, stoi i stać będzie na straży trwałości państwa.

Przeciwników władzy także opisywano za pomocą historycznych odniesień. Generał w jednym ze swoich wystąpień mówił w kontekście „Solidarności" o „duchu liberum veto" i „sobiepaństwie". Innym razem porównał okres przed 13 grudnia 1981 r. do „czasów saskich". Najsilniejszy atak przyszedł jednak jakiś czas po wprowadzeniu stanu wojennego: na plakacie „Z pnia narodowej zdrady" przedstawiono drzewo, którego tytułowym pniem jest targowica, z niego zaś wyrastają nazwiska krajowych opozycjonistów (Zbigniew Bujak, Józef Pinior) oraz działaczy emigracyjnych (Jerzy Giedroyc, Zdzisław Najder). Komunikat był jasny – my, wojskowi, bronimy Polski, opozycjoniści zaś reprezentują najbardziej haniebne tradycje, kierując się żądzą władzy, warcholstwem i zaprzaństwem.

Rogatywka Jaruzelskiego

Już 17 grudnia 1981 r. Polska Agencja Prasowa poinformowała, że w kompanii reprezentacyjnej Wojska Polskiego zostaną przywrócone tradycyjne, usztywnione rogatywki według wzoru z 1935 r. W komunistycznych siłach zbrojnych noszono je do 1950 r., kiedy to na fali stalinizacji na głowy oficerów włożono czapki okrągłe. Rogatywki pozostały jedynie w formie miękkiej czapki polowej. Ten powrót przedwojennego wojskowego nakrycia głowy (choć ograniczony tylko do Kompanii Reprezentacyjnej) zapowiedziano na uroczystości z okazji rocznicy „wyzwolenia" Warszawy (17 stycznia). W informacji prasowej szczególnie podkreślano, że zmiany dokonano na wyraźne polecenie gen. Jaruzelskiego.

W przeddzień rocznicy na pierwszej stronie „Trybuny Ludu" pojawił się krótki artykuł „Polska rogatywka – tradycja narodowa". Przypominano w nim, że rogatywki nosili już konfederaci barscy, żołnierze Kościuszki i Jana Henryka Dąbrowskiego, później zaś powstańcy listopadowi i styczniowi, członkowie Legionów, bohaterowie Września 39, Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie, a także Dywizji Kościuszkowskiej oraz 1. i 2. Armii WP. „Nic dziwnego, że mamy do tego kształtu czapki wojskowej uzasadniony sentyment. Wynika on przecież z naszego przywiązania do postępowych tradycji oręża polskiego, przypomina walki o wyzwolenie narodowe i społeczne, które toczył nasz żołnierz" – stwierdził autor tekstu Stanisław Reperowicz. Do artykułu dołączono wypowiedź wachmistrza Michała Antochowa, kawalerzysty z 1. Armii, człowieka, który – jak sam o sobie mówił – przez całe niemal życie nie rozstawał się z rogatywką. Stary ułan wyraźnie nie krył wzruszenia wywołanego przywróceniem tego „bardzo polskiego" elementu munduru. Zapowiadał też, że z przyjemnością obejrzy relację z uroczystości w Warszawie. „Dla nas, starych żołnierzy, będzie to wzruszająca chwila".

17 stycznia Kompania Reprezentacyjna WP w czasie uroczystości przed Grobem Nieznanego Żołnierza rzeczywiście wystąpiła w rogatywkach. Propagandyści podwójnie wykorzystywali ten fakt, uderzając w tony patriotyczne – oto polscy żołnierze w tradycyjnych czapkach wojskowych stoją przed „panteonem narodowej chwały". Cała ta inicjatywa, chociaż w praktyce ograniczająca się do niewielkiego gestu, miała mieć w założeniu ogromny przekaz symboliczny – pokazywać, że wojsko, które niedawno wzięło rządy kraju w swoje ręce, jest spadkobiercą tego, co w historii Polski najlepsze.

W kontrze do tych poczynań „betonowi" działacze również szukali własnej tradycji historycznej. W lutym 1982 r. powołali Społeczny Komitet Budowy Pomnika „Poległym w walce o utrwalenie władzy ludowej", który miał uczcić żołnierzy, milicjantów, funkcjonariuszy UB i Korpusu Bezpieczeństwa Wewnętrznego poległych po wojnie w walce z „reakcyjnym podziemiem".

Ubelisk

Na czele komitetu stanął były partyzant Gwardii Ludowej gen. Czyżniewski, ważnym jego członkiem był też Albin Siwak – budowlaniec, członek Biura Politycznego, jeden z czołowych przedstawicieli partyjnej „konserwy" i symbol antysolidarnościowego „zdrowego robotniczego nurtu" w partii.

Pomnik chciano postawić na warszawskim placu Konstytucji, co dodatkowo wzmacniało jego symboliczne znaczenie. Jasno mówiono, że idea monumentu narodziła się jako odpowiedź na „kontrrewolucyjne zagrożenie" z 1981 r. Podkreślano, że ma on być „bolesnym przypomnieniem" o trudnym czasie „wojny domowej" lat 40., przestrogą, upomnieniem, że nie powinno już nigdy dojść do walk bratobójczych. Jego idea jest jak najbardziej aktualna i w obecnej sytuacji, i dla współczesnej młodzieży, która powinna wyciągnąć wnioski z nie tak odległej historii Polski – mówił jeden z przedstawicieli Społecznego Komitetu Budowy Pomnika. W o wiele większym stopniu był to jednak straszak – duży pomnik ubeków miał przypominać, że i w obecnych czasach są komuniści gotowi do stłumienia „kontrrewolucji".

„Ubelisk", bo tak nazwała pomnik warszawska ulica, stanął ostatecznie w 1985 r. na placu za Żelazną Bramą. Zmianie lokalizacji na mniej centralną towarzyszyło także „zmiękczanie" sposobu mówienia o nim – z aktu erekcyjnego wykreślono wspomnienie o „zagrożeniu kontrrewolucyjnym", przypominano też, że do walki w obronie Polski Ludowej stawali przedstawiciele różnych warstw społecznych, w tym bezpartyjni. Podobnie jak w wypadku „Rady Wojskowo-Rewolucyjnej" postanowiono wyhamować zapał rewolucyjny „betonu", który zagrażał partyjnej pozycji Jaruzelskiego.

Wojak u steru państwa

Według oficjalnej propagandy fakt, że na czele państwa stanął żołnierz i były frontowiec, był najlepszym dowodem na to, że ojczyzna jest w dobrych rękach. Nikt inny niż człowiek, który walczył o Polskę z bronią w ręku – argumentowano – nie zrozumie lepiej, na czym polega idea wspólnego dobra.

Wojenna biografia Jaruzelskiego stanowiła ważny element jego wizerunku. Punktem kulminacyjnym tych zabiegów były obchody 40. rocznicy zakończenia II wojny światowej.

Jaruzelski chętnie uczestniczył w różnego rodzaju uroczystościach rocznicowych w miejscach bitew, szczególnie w tych, w których sam brał udział. W sierpniu 1984 r. odwiedził teren walk swojego pułku w bitwie na przyczółku warecko-magnuszewskim. „Premier ogląda to miejsce, wspomina trudy walk, nieustanną kanonadę, piach, który żołnierzom wciskał się do oczu, do ust. Pokazuje, którędy przebiegały polskie transzeje, gdzie były pozycje wroga" – relacjonowała wizytę „Trybuna Ludu". Podobnie przebiegała (a także była relacjonowana) jego wizyta na terenach walk o Wał Pomorski z marca 1945 r., w której oprócz innych wojskowych i dygnitarzy brała udział także duża grupa ludzi kultury.

W tym samym okresie w wywiadzie dla tygodnika „Morze i Ziemia" generał opowiadał o swoim udziale w walkach na Pomorzu, przypomniał też o przyjaźni z ppor. Ryszardem Kuleszą – kolegą ze zwiadu 5. Pułku Piechoty, poległym w czasie walk nad Odrą. Był on jednym z „szeregowych bohaterów" Ludowego Wojska Polskiego, którego imieniem nazywano szkoły i jednostki wojskowe. Przyjaźń z frontowym bohaterem wzmacniała wizerunek I sekretarza jako wiernego obrońcy Ojczyzny.

Następca Sobieskiego

Generał chętnie uczestniczył też w różnego rodzaju uroczystych rocznicach ważnych wydarzeń historycznych. Przykładem najbardziej wymownym były obchody trzechsetlecia odsieczy wiedeńskiej, przypadające na jesień 1983 r.

Przygotowania do nich rozpoczęto już wiosną 1982 r., angażując w nie historyków, przedstawicieli świata kultury, a także wojskowych. Rola armii była tu nie do przecenienia, o czym w relacji z centralnych obchodów odbywających się w Krakowie przypominała „Trybuna Ludu": „Program uroczystości jest niezwykle urozmaicony formalnie i treściowo. Stało się tak za sprawą wojska, które – jako główny spadkobierca tradycji zwycięstwa pod Wiedniem – przyjęło na siebie główny wysiłek organizacyjny". 11 i 12 września 1983 r. w dawnej stolicy Polski zorganizowano huczne obchody rocznicy triumfu Sobieskiego nad Turkami: inscenizację królewskiego wjazdu do miasta, festyn na Błoniach i pokazy musztry paradnej. Gwiazdami całości stali się żołnierze z 6. Pomorskiej Dywizji Powietrznodesantowej – „czerwone berety" zaprezentowały swoje umiejętności, m.in. organizując pokazy skoków spadochronowych. Najważniejsze miało wydarzyć się jednak na Wawelu. W czasie manifestacji patriotycznej na królewskim wzgórzu gen. Jaruzelski w towarzystwie innych dygnitarzy zszedł do znajdującego się w podziemiach Katedry grobowca Jana III. Tak scenę tę opisywała „Trybuna Ludu": „W krypcie św. Leonarda, gdzie znajduje się sarkofag króla Jana III Sobieskiego, stoją zaciągnięte warty. Przy samym sarkofagu zaciąg najwierniejszej husarii. Rozlega się potężny głos największego polskiego dzwonu – Zygmunta. W jego akompaniamencie Wojciech Jaruzelski składa pod sarkofagiem królewskim biało-czerwone kwiaty. Generał stoi dłuższą chwilę w milczeniu, oddając żołnierski hołd jednemu z największych żołnierzy Rzeczypospolitej". Wymowa tego gestu miała być jednoznaczna: współczesny wojskowy czci wielkiego wodza, Polak – bohatera polskiej historii. Przez chwilę jakby zapomniano, że składający kwiaty był przywódcą partii komunistycznej, zaś postać, którą honorował – monarchą.

W 1982 r., w przededniu obchodów rocznicy wybuchu II wojny światowej, gen. Jaruzelski odwiedził Poznań, gdzie miały się odbyć główne uroczystości rocznicowe. Jednym z ważniejszych punktów wizyty była inspekcja budowy pomnika Armii „Poznań". 1 września pomnik odsłonięto w obecności przewodniczącego Rady Państwa prof. Henryka Jabłońskiego oraz gen. Mieczysława Moczara, który w tym okresie wrócił do głównego nurtu życia politycznego.

Wojskowy wojskowemu

W trakcie ceremonii pośmiertnie nadano dowódcy Armii „Poznań" gen. Tadeuszowi Kutrzebie Krzyż Komandorski Orderu Virtuti Militari. Jak powszechnie podkreślano, propozycję uhonorowania wybitnego generała złożył osobiście sam Jaruzelski. Był to bez wątpienia kolejny przykład hołdu złożonego wybitnemu oficerowi przez innego wojskowego (bez względu na zaangażowanie polityczne).

Szeroko zakrojona kampania propagandowa okazała się jednak zaledwie początkiem końca epoki kreowania przez komunistów polityki historycznej. Aktywna promocja patriotycznych akcentów polskiej historii (oczywiście z pominięciem wątków antysowieckich), połączona z kultem munduru, ustała w połowie lat 80., ustępując miejsca bezideowemu konformizmowi ostatnich lat ekipy twórcy stanu wojennego.

Artykuł pochodzi z miesięcznika "Uważam Rze Historia"

Do do ostatnich godzin przed wprowadzeniem stanu wojennego w Polsce komuniści nie byli zdecydowani, jak uzasadnić ideowo planowaną akcję. Ścierały się dwie koncepcje: „walki z kontrrewolucją" i „walki z ekstremizmem". Pierwszej hołdowało silne środowisko „betonu", czyli dogmatycznych działaczy partyjnych. Głównymi ośrodkami komunistycznej „konserwy" były Katowice i Warszawa, w której na czele organizacji partyjnej stał Stanisław Kociołek – człowiek, który w Grudniu 1970 r. kierował PZPR w Gdańsku. Zwolennicy drugiej koncepcji wysuwali na pierwszy plan konieczność zapewnienia bezpieczeństwa krajowi, rzekomo ogarniętemu solidarnościowym chaosem. Antyekstremistyczni „patrioci" skupieni byli wokół gen. Jaruzelskiego.

Pozostało 96% artykułu
Historia
Paweł Łepkowski: Najsympatyczniejszy ze wszystkich świętych
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Historia
Mistrzowie narracji historycznej: Hebrajczycy
Historia
Bunt carskich strzelców
Historia
Wojna zimowa. Walka Dawida z Goliatem
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Historia
Archeologia rozboju i kontrabandy