Według jednych badaczy mamy do czynienia ze zbrodnią, aktem przemocy, co więcej – aktem terroru państwowego. Ze ślepej nienawiści zabito człowieka o wielkich zasługach dla odradzającego się państwa, zamordowano z prywatnych, niezbyt czystych pobudek i wskutek niezbyt uczciwych wyroków. Według tychże badaczy zbrodnia ta obciąża polityczny rachunek sanacji i osobiście marszałka Piłsudskiego. Według innych, mamy do czynienia z doskonałą mistyfikacją, niezwykle sprytną ucieczką przed wymiarem sprawiedliwości człowieka, który był autorem może największej afery gospodarczej w polskich dziejach najnowszych, człowieka tak inteligentnego i uzdolnionego, że zdołał oszukać i ośmieszyć aparat państwa. Co więcej, zdołał ocalić w bankach europejskich wielomilionowy zysk i tym samym wyprowadzić w pole młodą Polskę.
Szpieg i szubrawiec?
Że był niezwykle uzdolniony, zdaje się nie ulegać kwestii. Włodzimierz Zagórski, herbu Ostoja, syn powstańca styczniowego i sybiraka Jana Zagórskiego i rosyjskiej księżnej Anny Kozłowej. Matka najzupełniej poważnie wierzyła, że jej niezwykły syn – w myśl proroctwa Mickiewicza w „Dziadach”: „Z matki obcej; krew jego dawne bohatery…” – kiedyś zasiądzie jako władca na polskim tronie. Ukończył studia polityczne w Paryżu, a następnie Akademię Wojskową w Wiedniu. Władał biegle sześcioma językami. W wojsku austriackim pracował w służbie wywiadowczej, na odcinku przeciw Rosji.
Lecz w źródłach polskich jego obraz wygląda zupełnie inaczej. 28 października 1915 r. ppor. Stefan Rowecki z I Brygady Legionów zanotował w swym dzienniku: „Wczoraj… mieliśmy, tj. oficerowie I-ej Brygady, zebranie z szefem sztabu… podpułkownikiem Sosnkowskim. Jechał na wszystko, co nie jest I-ą Brygadą, na Naczelny Komitet Narodowy, na Departament Wojskowy, na Komendę Legionów, a Zagórskiego nazwał wprost szpiegiem i szubrawcem…”.
W literaturze przedmiotu można przeczytać raporty kapitana Zagórskiego do c.k. dowództwa: „Piłsudskiemu bzdurzy się niepodległa Polska”. To on usuwa z Legionów Jędrzeja Moraczewskiego, Ignacego Boernera i Kordiana Zamorskiego za działalność niepodległościową, to on denuncjuje oficerów, którzy po tzw. kryzysie przysięgowym w mundurach prostych żołnierzy udali się do obozu w Szczypiornie, by podnieść na duchu mniej odpornych legionistów, a którzy po tej denuncjacji trafili do karnego obozu. To Zagórski, pełniący obowiązki szefa sztabu Komendy Legionów, uważający się tym samym za przełożonego Józefa Piłsudskiego, donosi do władz najwyższych, że „I-sza Brygada nie walczy za cesarzy, tylko o niepodległość Polski”.
Nie był więc kochany. Gdy się zbliżał, natychmiast cichły rozmowy. 12 grudnia 1916 r., gdy zjawił się u dr. Wincentego Łepkowskiego, znanego stomatologa, w mieszkaniu przy ulicy Garncarskiej w Krakowie, obecni u doktora na herbacie Piłsudski i Sosnkowski natychmiast wstali, pożegnali się i wyszli. Nie był nawet lubiany, a stugębna plotka donosiła o 12 pojedynkach, w których bez skrupułów zabił swoich przeciwników. W swych wspomnieniach Wincenty Witos opisuje sytuację, gdy, gdzieś przemawiając, niepochlebnie wypowiedział się o Komendzie Legionów. Już następnego dnia otrzymał pismo od Zagórskiego wzywające go do wyznaczenia swoich sekundantów. Witos, polski chłop, oczywiście zlekceważył wyzwanie do pojedynku, ale rzecz opisał, by inni strzegli się awanturnika. Podobnie jak Sikorski, także Zagórski uchodził za fanatycznie przywiązanego do „rozwiązania austro-polskiego”. Obaj odstąpili cesarza późno, bo dopiero po marcu 1918 r., gdy Polacy – po tzw. pokoju brzeskim, w którym Niemcy i Rosja przyznały Ukrainie ziemię chełmską – poczuli się zdradzeni i oszukani.