Prawdę mówiąc, stałoby się tak bez względu na wynik konfliktu i nawet gdyby Amerykanie nie opuszczali domu. To raczej akt europejskiej autodestrukcji, który zrujnował kontynent do fundamentów, czynił z USA globalne mocarstwo bez konkurencji. Udział w zwycięskiej koalicji dawał tylko legitymację do przestawiania pionków w Europie.
Ekonomiczna siła Ameryki wskazała nominalnych zwycięzców, choć równie dobrze mogła zakończyć wojnę jeszcze w 1916 r., gdyby Wilson wytrwał przy zakręcaniu kurka z pieniędzmi Wall Street dla walczących. Nawet Wilhelm II był gotów skorzystać z okazji, idiotycznie pogrzebanej przez Hindenburga i Ludendorffa.