Jaki był naprawdę przyszły sowiecki agent? Miłośnik kobiet, materialnego dostatku, a także szybkich motocykli Zundapp oraz popijaw w klubach arystokracji i bohemy. Słowem człowiek, który wprost oczarowywał otoczenie i niezwykle łatwo nawiązywał potrzebne relacje. Podczas I wojny światowej ochotniczo zaciągnął się do kajzerowskiej armii. Za trzy rany i odwagę został odznaczony Żelaznym Krzyżem. Jak sam przyznał, został pacyfistą, gdy nieprzytomny od artyleryjskiego wybuchu wisiał dobę na kolczastych zasiekach przeciwnika. A od sprzeciwu wobec wojennej rzezi prosta droga zawiodła Richarda na lewą stronę sceny politycznej zrewoltowanej Republiki Weimarskiej. W 1923 r. uzyskał doktorat z ekonomii (i uwiódł żonę swojego promotora), a w międzyczasie zaangażował się w działalność komunistyczną.
Uzdolnionego publicystę i konspiratora, który organizował komunistyczny pucz w Kolonii, dostrzegli bolszewicy i zaprosili do pracy w Kominternie. Tak Sorge znalazł się w Moskwie, gdzie posiadł arkana zawodowego wywrotowca. Został tajnym łącznikiem z partiami komunistycznymi Europy Zachodniej. Dalszą karierę pokrzyżował mu konflikt Stalina z Lwem Trockim, a następnie patronem Richarda, bolszewickim teoretykiem Nikołajem Bucharinem. W 1929 r. został zwolniony z Kominternu, ale o jego przyszłość zadbały wtedy służby specjalne. Sorge został agentem IV zarządu sztabu generalnego RKKA. Pod taką nazwą krył się poprzednik GRU, Razwiedupr, czyli wywiad wojskowy. Może sowieckim oficerom zaimponował fakt, że Richard rozkochał w sobie ich własną agentkę, która zamiast sprawować nad nim kontrolę, została jego żoną? Ale raczej przeważyły zdolności.
Niemiecki internacjonalista, znający kilka języków, posiadał rozległe kontakty w Europie, dlatego wpadł w oko szefowi Razwiedupru. Jan Bierzin zaproponował mu ryzykowną misję podwójnego agenta. Nie mogło być inaczej, skoro niemiecka, a więc i europejska policja znała Sorgego z jawnej działalności komunistycznej. W każdym razie na początku lat 30. Richard zaczął budować swą legendę korespondenta czołowych tytułów prasy niemieckiej w Pekinie. Ówczesne Chiny były rozdarte wojną domową toczoną przez demokratyczny rząd centralny z regionalnymi watażkami, a w coraz większym stopniu – z komunistami. W tym samym czasie słabość Państwa Środka sprowokowała japońską agresję, która zakończyła się aneksją Mandżurii, bogatej prowincji graniczącej z sowieckim Dalekim Wschodem. Rola wywiadu w rozpoznaniu dalszych planów Japonii tylko wzrosła. Dlatego w 1933 r. Sorge przypłynął do Tokio, gdzie posłużył się identyczną legendą, lecz nie prosto z Chin, tylko z USA. Pobyt w Stanach Zjednoczonych był potrzebny po to, aby z pomocą miejscowych komunistów japońskiego pochodzenia wkraść się w łaski dyplomatów Kraju Kwitnącej Wiśni. W Tokio przedstawił więc pochlebne rekomendacje, stając się jednym z najbardziej poczytnych korespondentów prasowych III Rzeszy.
Podwójny agent
Rozpoczął burzliwą działalność agenturalną prowadzoną na dwóch frontach. Pierwszym było rozpoznanie kierunków japońskiej ekspansji w Azji. W tym celu stworzył rozległą, bo ponaddwudziestoosobową siatkę wywiadowczą. W jej skład wchodzili europejski korespondent prasy francuskiej i niemiecki szyfrant – radiooperator. Jednak najcenniejszym ogniwem był japoński komunista pozyskany do współpracy w Chinach. Rzecz w tym, że był uznanym ekspertem politycznym, dlatego został oficjalnym doradcą japońskich rządów. Drugim frontem było zbieranie informacji o ekspansji III Rzeszy w Europie. Na tym odcinku Sorgemu pomogła obecność licznej kolonii niemieckiej, w której natychmiast zdobył ogromną popularność. Poza tym „Ramsay", bo pod takim kryptonimem (od pierwszych liter imienia i nazwiska) był znany w Moskwie, miał niebywałe szczęście. Jedna z jego dawnych kochanek okazała się żoną attaché wojskowego Rzeszy, który wkrótce został mianowany ambasadorem. A jako że nie był najzręczniejszym politykiem, Sorge zyskał nieformalny status głównego doradcy szefa misji, potwierdzony następnie stanowiskiem attaché prasowego ambasady. Wiele z tajnych dokumentów, poleceń Berlina, a także decyzji japońskich władz przestało być dla „Ramsaya" niedostępnych.
Pracował bardzo ofiarnie, ponieważ, jak zeznał radiooperator, codziennie przesyłał po kilka szyfrogramów. To Sorge pierwszy poinformował o poufnych negocjacjach Rzeszy, Japonii i Włoch, które zaowocowały powstaniem tzw. Osi, czyli sojuszu wymierzonego potencjalnie w ZSRR. W 1939 r. przesyłał dane o Armii Kwantuńskiej w Chinach, co przydało się podczas sowiecko-japońskiego starcia o Mongolię. Już w grudniu 1940 r. depeszował o pracach nad planem „Barbarossa", a więc atakiem Hitlera na ZSRR. Nie tylko o nim poinformował, ale też podał jego istotny szczegół, jakim był kierunek głównego uderzenia na lewym skrzydle, a więc na Białorusi. Tymczasem Stalin uporczywie wzmacniał wojska na Ukrainie. Potem przyszła pora słynnych depesz z datami agresji. Choć były zmienne, tak jak plotki uzyskiwane od ambasadora, powinny były wywołać w Moskwie alarm. Jednak główna zasługa „Ramsaya", bodaj jedyny raz doceniona przez Stalina, to informacja o tym, że Japonia nie przyłączy się do hitlerowskiego ataku na ZSRR i zachowa neutralność. Była to wiadomość warta 27 sowieckich dywizji z Syberii i Dalekiego Wschodu przerzuconych do kontrofensywy pod Moskwą. Inaczej mówiąc, Sorge zlikwidował koszmar wojny na dwa fronty, której tak obawiał się Stalin.
Dlaczego więc dyktator nie zrobił nic, aby pomóc cennemu agentowi? Sorge oraz jego siatka zostali aresztowani przez japoński kontrwywiad w październiku 1941 r. Przesłuchania i proces, w którym „Ramsay" został skazany na śmierć, trwały do 1943 r., a wyrok śmierci przez powieszenie został wykonany dopiero rok później. W tym samym czasie Tokio kilkakrotnie zwracało się z oficjalnym zapytaniem, czy Moskwa ma coś do powiedzenia o Sorgem? Tym samym władze japońskie zachęcały do rozpoczęcia poufnego dialogu, a więc wymiany agenta na Japończyków przetrzymywanych przez ZSRR lub w zamian za inne usługi.