Westerplatte’39. Część 2

Niemieccy korespondenci wojenni na żywo relacjonowali walki o Westerplatte. To miało być błyskawiczne zwycięstwo III Rzeszy, jednak polscy żołnierze bronili się przez siedem dni.

Aktualizacja: 03.09.2017 17:29 Publikacja: 31.08.2017 18:12

Westerplatte’39. Część 2

Foto: Archiwum autora

O wyznaczonej godzinie 4.45 gdańska rozgłośnia radiowa nadała komunikat o rozpoczęciu przez Niemcy działań wojennych w Polsce, a „Schleswig-Holstein" nadal manewrował w kanale portowym, powoli zajmując stanowisko bojowe. Pierwsza komenda wojenna na okręcie, oznaczająca atak na Westerplatte, padła jednak dopiero o godzinie 4.47, a w minutę później rozpoczął się szturm ogniowy z dwóch najcięższych armat kalibru 280 mm. Był to sygnał do rozpoczęcia ataku ogniowego wszystkich pododdziałów niemieckich i gdańskich rozmieszczonych w Nowym Porcie na garnizon kompanii wartowniczej Wojska Polskiego i zmobilizowanych pracowników cywilnych Wojskowej Składnicy Tranzytowej na Westerplatte. Okręt strzelał pociskami zapalającymi i burzącymi na wprost z dziobowych dwóch najcięższych armat i części dziobowej lewej burty dwiema armatami średniego kalibru. Po chwili przemieścił się i strzelał już salwą burtową.

Niemiecki reporter zapisał: „ciężkie granaty wyrzucają fontanny ziemi i płomienie, wygląda, jakby rozpadło się piekło z piorunami i błyskawicami. Cały okręt przypomina górę zionącą ogniem, spowitą w chmury dymu". W Nowym Porcie pękały domy i spadały dachówki. Jak opisuje niemiecki świadek: „hałas był piekielny, nasz dom zaczął się chwiać". Na przedpolu Westerplatte zapaliły się warsztaty portowe i znajdujące się tam beczki z paliwem ropopochodnym. Czarne kłęby dymu uniemożliwiały jakąkolwiek obserwację. W tym czasie wystrzelono osiem pocisków z najcięższych dział, 59 pocisków z dział średnich i około 600 z ckm-ów C/30, zwanych też działami lekkimi lub działkami. Na Westerplatte w ciągu zaledwie kilku minut jedynie z najcięższych i średnich dział spadło ponad 5 ton pocisków. W trakcie kolejnych tego dnia ostrzałów artyleryjskich ze „Schleswig-Holsteina" wystrzelono 112 pocisków 280 mm, 425 – 150 mm, 355 – 88 mm i 11 tys. sztuk naboi 20 mm.

Ataki piechoty

Wstrzymanie ostrzału przez okręt pozwoliło ruszyć do ataku pierwszoliniowym dwóm plutonom piechoty i plutonowi saperskiemu kompanii szturmowej. Dopiero po tym ogłoszono komunikat niemiecki o walkach na Westerplatte przekazany przez radiostację gdańską. W tym dniu również drugi atak kompanii, wzmocniony plutonem SS, przedzielony długotrwałymi ostrzałami artyleryjskim i ogniem wszystkich kalibrów okrętowych i ckm-ów w Nowym Porcie, nie przyniósł spodziewanego zwycięstwa. W dodatku na Westerplatte został ciężko ranny i wkrótce zmarł dowódca i twórca niemieckiej kompanii, a polegli (16 żołnierzy), ranni i kontuzjowani stanowili połowę stanu kompanii. Po pierwszym dniu kompania nie była zdolna do walki. Do kolejnego, trzeciego ataku piechoty (rozpoznawczego) doszło dopiero rankiem 7 września.

W trakcie walk korespondenci wojenni towarzyszyli atakującej kompanii szturmowej. Na zdjęciach widzimy, jak jeden z nich w mundurze i hełmie siedzi pod murem składnicy z mikrofonem i krótkofalówką nadaje bezpośrednią transmisję. Ujęcia filmowe i zdjęcia wskazują, że korespondenci szli wraz z atakującymi żołnierzami. Radiostacja gdańska zaś miała według relacji obrońców nadać komunikat, że Westerplatte padło po dwóch godzinach, co wywołało śmiech załogi. Dziesiątki zdjęć, sekwencje filmowe z pierwszych strzałów ze „Schleswiga-Holsteina" i nagrana płyta audycji radiowej z tych początkowych minut wojny świadczą o wadze, jaką przywiązywano do dokumentacji medialnej na potrzeby propagandowe. W tym samym czasie dokonywano brutalnej pacyfikacji Polaków mieszkających w Gdańsku oraz zniszczenia i przejmowania mienia polskich organizacji i instytucji państwowych, co też znalazło odbicie w dokumentacji fotograficznej, szczególnie gdańskiej. O początkowych salwach z okrętu pisały wszystkie dzienniki gdańskie, a w prasie niemieckiej w Rzeszy ukazały się szczegółowe reportaże. Tego jednak dnia słowo „wojna" – za przyczyną zarządzenia Josepha Goebbelsa, ministra propagandy – nie pojawiało się w doniesieniach niemieckich agencji, w artykułach i komentarzach. Obowiązywała wersja, że „Niemcy odpierają polską napaść". Działania wojskowe, w tym atak na Westerplatte i Pocztę Polską przedstawiano jako konieczne, bo przywracające macierzy odwiecznie niemiecki Gdańsk. Później bieżące komunikaty i reportaże z walk o Westerplatte nadawano często, aż do kapitulacji.

Brak błyskawicznego sukcesu tak zaskoczył Hitlera, że rozkazał wykorzystać wszelkie dostępne środki do zdobycia Westerplatte, a tych na miejscu brakowało. Wódz nie mógł uznać, by w niemieckim mieście, prestiżowym dla niego, tak mało znacząca operacja pozostała nierozstrzygnięta. Marszałek Herman Göring, naczelny dowódca lotnictwa wojskowego, przystał na wcześniejszą prośbę dowódcy okrętu dotyczącą zbombardowania Westerplatte. Drugiego dnia obrony akcja 58 maszyn Ju 87B, bombardujących samolotów nurkujących, miała zniszczyć wszelkie punkty oporu na Westerplatte i zmusić załogę do poddania. Wiadomość o zapowiadanym ataku rozeszła się po Gdańsku. Fotoreporterzy i filmowcy zebrali się w rejonie Wisłoujścia, a radiowcy popędzili samochodem prasowym do jednego z wysokich budynków w Nowym Porcie, by stamtąd „na żywo" nadawać relację z pola bitwy. Na okręcie oficerowie stanęli na górnym pokładzie i obserwowali potężne detonacje. Wszyscy byli „najgłębiej przekonani, że to musi być koniec Westerplatte". W ciągu 45 minut na Westerplatte spadło 26,5 tony pocisków.

Straty były ogromne, polegli kolejni obrońcy, przybyło rannych. Jedna z wartowni otrzymała celne trafienie i wraz z jej zawaleniem zginęła w niej prawie cała obsada. Nie było widać przedpola i sąsiednich stanowisk. Każdy, kto ocalał, sądził, że przeżył tylko on i koledzy na stanowisku, a inni zginęli. Oczekiwano ataku piechoty, co byłoby zgodne z zasadami sztuki wojennej, ale atak nie następował. W Gdańsku bowiem nowe dowództwo operacji Westerplatte, już nie z Kriegsmarine, tylko z grupy Eberhardta, nie miało własnych sił do ataku i przygotowywało się do przyjęcia specjalnie ściąganej kompanii szturmowej pionierów (saperów), mającej przylecieć z Niemiec. Uznano bowiem, że na terenie składnicy znajdują się bardzo silne podziemne umocnienia, przyrównywane do francuskiego Verdun („kleines Verdun") z I wojny światowej. Zapowiadane szybkie zorganizowanie i przerzut kompanii przedłużył się i do Gdańska kompania dojechała via Królewiec, gdzie ostatecznie wylądowało 20 samolotów transportowych Ju-52 z żołnierzami i sprzętem specjalistycznym do zdobywania umocnień fortecznych. Stamtąd dopiero rankiem 3 września samochodami dojechano do Wisłoujścia, wiele godzin po bombardowaniu.

Obrońcy o tym nie wiedzieli, przygotowywali się na najgorsze, do kapitulacji. Na rozkaz dowódcy, majora Henryka Sucharskiego, niszczono szyfry, plany umocnień, obrony i dokumentacji tajnej wraz z wykazem załogi. Jednocześnie trwały próby ustalenia rzeczywistych strat na stanowiskach bojowych w terenie. Z trudem odbudowano się system obronny i polowy system łączności między poszczególnymi stanowiskami bojowymi rozrzuconymi po całym półwyspie.

Czy była biała flaga?

W tym kluczowym momencie Sucharski zasłabł i stracił przytomność. Dowodzenie przejął jego zastępca do spraw taktycznych kapitan Franciszek Dąbrowski. Niektórzy spekulują, że przyczyną omdlenia był rzekomy rozkaz Sucharskiego wywieszenia białej flagi, którą miał zedrzeć Dąbrowski. Teza ta nie znajduje potwierdzenia w relacjach niemieckich wojskowych i korespondentów wojennych, którzy bardzo uważnie śledzili wszystko to, co działo się podczas bombardowania i po jego zakończeniu. Zaprzecza temu również kmdr Kleikamp w bardzo wczesnej relacji z 1948 r. Wprawdzie pisze w niej o meldunku z bocianiego gniazda na okręcie, że na Westerplatte miała się pojawić biała flaga i że nie sprawdzając, natychmiast wysłał meldunek do swego dowództwa w Kriegsmarine. Dopiero po tym nakazał obserwację, która wykluczyła zaistnienie tego faktu. Białej flagi nie zauważyli także niemieccy wojskowi i cywilni obserwatorzy, a także autorzy audycji na żywo z Nowego Portu, nadawanej przez gdańskich dziennikarzy radiowych. Również na wielu zdjęciach z bombardowania nie widać po niej żadnego śladu. A takie ujęcie miałoby wówczas swoje wyjątkowe znaczenie. Jej zaistnienie z pewnością zostałoby w pełni wykorzystane przez propagandę goebbelsowską. Wiosną 2013 r. specjalna ekspedycja pracowników naukowych Muzeum II Wojny Światowej przeprowadziła kwerendę w głównym archiwum wojskowym w Freiburgu w Niemczech, gdzie znajduje się podstawowa dokumentacja dotycząca Westerplatte. Jak dotąd nie znaleziono żadnego źródłowego niemieckiego potwierdzenia, że 2 września nad Westerplatte zawisła kapitulacyjna flaga.

Szybko odbudowana i zorganizowana obrona oraz obsadzenie opuszczonych stanowisk bojowych to w ogromnym stopniu zasługa kpt. Dąbrowskiego. Jego energia i wiedza o umiejętnościach żołnierskich załogi pozwoliły na opanowanie sytuacji. Rola Dąbrowskiego z pewnością była nie do przecenienia. W tym czasie do pełnej dyspozycji powrócił Sucharski, o którego postawie z uznaniem wspominał później Dąbrowski. Major przejął dowodzenie, o czym świadczą zwoływane odprawy kadry wojskowej i cywilnej i późniejsza ostateczna decyzja o kapitulacji.

W niedzielę, 3 września, w niemieckich kręgach wojskowych panowało przekonanie, że po tak niszczącym bombardowaniu w tym dniu padnie rozstrzygnięcie. W Wisłoujściu, gdzie znajdowało się dowództwo operacji i cumował „Schleswig-Holstein", na moment kapitulacji czekali już korespondenci wojenni i dziennikarze. Liczono na atak piechoty i ostrzał z dział okrętu. Nowe dowództwo operacji odstąpiło jednak od zapowiadanego ataku. Uznano, że Westerplatte stanowi „potężny system obronny", dobrze umocniony i zręcznie broniony. Uzgodnienia na najwyższych szczeblach operacyjnych sił lądowych wskazywały, że bez odpowiedniego przygotowania nie ma sensu podejmować działań piechoty. Wręcz w jednej z takich rozmów telefonicznych padła uwaga: „Poparzymy sobie palce!". Na rozkaz Hitlera przesunięto termin operacji. Kilkakrotnie przekładano też atak piechoty. Tak więc decyzje związane z Westerplatte zapadały na najwyższych szczeblach dowódczych, choć półwysep nie miał żadnego znaczenia militarnego w wojnie niemiecko-polskiej. Świadczyły one natomiast o wadze politycznej, jaką Hitler przykładał do zdobycia polskiej placówki. Mógł się bowiem obawiać, że kolejny atak zakończy się niepowodzeniem, a to mogłoby niekorzystnie rzutować na formułowaną przez niego tezę o niemieckości Gdańska.

Atak rozpoznawczy i kapitulacja

Wczesnym rankiem 7 września „Schleswig-Holstein" rozpoczął atak artyleryjski z użyciem wszelkich dostępnych środków ogniowych. Z Nowego Portu ostrzeliwały Westerplatte tkwiące tam od siedmiu dni oddziały. Znowu dołączył pluton marynarski z okrętu. Ogień ze statku przesuwał się po całym półwyspie. Celne trafienia najcięższymi pociskami dostała wartownia nr 2, zawaliła się, ale ludzie ocaleli. I tym razem za ścianą przesuwającego się ognia do ataku poszły pierwszoliniowe plutony z kompanii pionierów i kompanii szturmowej z zadaniem ostatecznego rozpoznania stanowisk bojowych polskiej załogi. Po godzinnej walce i ponownej próbie podpalenia lasu Niemcy osiągnęli swój cel: rozpoznanie. Powrót na stanowiska wyjściowe odbył się bez żadnych strat w ludziach. Zarządzono odpoczynek i obie kompanie udały się do swoich kwater: jedna do Wisłoujścia, druga do Gdańska.

Na Westerplatte atak przetrzymano. Jednak po siedmiu dniach walki i nieustannego trwania na posterunkach załoga była skrajnie wyczerpana fizycznie, a niekiedy także psychicznie. Przybywało nowych rannych; u wcześniej poranionych pojawiały się początki gangreny, które zagrażały ich życiu. Major Henryk Sucharski jako doświadczony żołnierz, uczestnik dwóch kampanii wojennych, za które otrzymał Virtuti Militari, miał świadomość, że po porannym ataku będą następne. Ponadto z komunikatów radiowych wiedział o sytuacji w kraju i szybkim marszu Niemców w kierunku Warszawy. Miał do wyboru albo walkę do końca, albo poddanie się i pójście z załogą do niewoli, co w atmosferze ówczesnego Gdańska mogło oznaczać śmierć. Decyzję o kapitulacji podjął sam. Powiadomił o tym oficerów i znajdujących się w koszarach szeregowych. Około 9.00 wydał rozkaz wywieszenia białej flagi. Do wartowni posiadających połączenie telefoniczne dzwonił sam, tam, gdzie było zerwane, wysyłał gońców. Ściągał wszystkich na ostatnią zbiórkę załogi. Po latach jeden z załogi wspominał, że „żołnierze, składając broń, całowali ją i oddawali honory miejscu, na którym walczyli". Major podziękował za walkę i zaznaczył, że Polsce będą jeszcze potrzebni. Odmówiono modlitwę za poległych i zaśpiewano „Śpij kolego". Następnie kazał wydać żołnierzom nowe szorty mundurowe, umyć się i ogolić.

Powierzając dowództwo kpt. Dąbrowskiemu w celu zachowania ciągłości dowodzenia, wyznaczył siebie na parlamentariusza. Był to wyraz całkowitej dowódczej odpowiedzialności za załogę. Znając język niemiecki, na tłumacza wybrał st. ogn. Leonarda Piotrowskiego, doświadczonego żołnierza walczącego w wojsku niemieckim w I wojnie światowej, a na niosącego białą flagę strz. Mariana Dobiesa. Po dojściu misji parlamentarnej nad brzeg kanału portowego dołączyło do niej około 20 żołnierzy z pobliskich placówek.

Pierwsze zetknięcie z Niemcami było dramatyczne. Okrzykom: „Ręce do góry, wy, psy!", towarzyszył rozkaz zdjęcia czapek wojskowych. Uzbrojony oddział żołnierzy SS wygrażał maszerującym, nazywając ich bandytami. Przyglądali się temu korespondenci wojenni, filmując i fotografując pochód polskich żołnierzy. W szpalerze oddziałów SS i SA kolejno poddawani byli upokarzającej rewizji w poszukiwaniu broni. Protesty na nic się zdały. Sucharskiego zrewidowano, zdarto z niego płaszcz wojskowy, odebrano pas i legitymację służbową, wreszcie zabrano legitymację oficerską i Virtuti Militari. Podobnie postępowano z wszystkimi uczestnikami misji. Dramatyzm tej sytuacji najlepiej widać na zdjęciach fotoreporterów wojennych – niemieckich i gdańskich. Na jednym z nich na pierwszym planie Sucharski stoi z podniesionymi rękami, już bez czapki, w płaszczu z białą opaską, a za nim pierwsza grupa obrońców. Na następnym zdjęciu widać Sucharskiego w postawie zasadniczej i Piotrowskiego z podniesionymi rękami, jedynie w mundurach. Sucharski z przekrzywionym nieregulaminowo pasem, bez czapki, a obok żołnierz w czarnym mundurze z morskiej straży granicznej, z pistoletem w dłoni. Pozostali, bez czapek, nadal stoją z uniesionymi rękami. Tylko Piotrowski ma na głowie czapkę polową z orzełkiem. Kamienna twarz Sucharskiego nie odzwierciedla targających nim emocji, które sprawiły, że szedł chwiejnym krokiem, a gdy zbliżył się do dostępnej opodal ławki, padł na nią jak sparaliżowany.

„Biliście się dzielnie"

Gdy dotarli do dowództwa niemieckiej operacji, Sucharski zameldował ppłk. Carlowi Henkemu i kmdr. Gustavowi Kleikampowi cel swojej misji i poddał Westerplatte. Pułkownik przedstawił się, traktując Sucharskiego z dużym respektem. Henke jako dowódca operacji przyjął wprawdzie kapitulację, ale zrobił uwagę, że formalny meldunek o niej należy złożyć gen. Eberhardtowi jako odpowiadającemu za całość działań wojennych w Gdańsku. Wyraził przy tym ubolewanie z powodu niewłaściwego potraktowania parlamentariusza i jego żołnierzy, nakazując odszukanie i zwrot zagrabionych rzeczy. Nie wszystkie jednak wróciły do właścicieli, a Sucharski pozostał bez legitymacji oficerskiej. W tym czasie nadeszła zasadnicza grupa polskich żołnierzy ustawiona w szyku wojskowym, choć z rękoma na karku, prowadzona przez kpt. Franciszka Dąbrowskiego. Z tyłu niesiono na noszach ciężko rannych, innych podtrzymywali koledzy. Za nimi pozostawały zrujnowane koszary z nietkniętą płaskorzeźbą Orła Białego nad wejściem i zawieszoną jeszcze przed wojną biało-czerwoną flagą, powiewającą nadal, choć drzewce się nadłamało. Z tego przemarszu drogą nad kanałem zachowały się doskonałej jakości zdjęcia i to różnych fotografów.

Nastąpiło przekazywanie Niemcom przez obrońców poszczególnych placówek i obiektów. Temu przejściu przez teren niedawnej walki towarzyszyli korespondenci wojenni, którzy dokumentowali to na licznych zdjęciach. W tym czasie Sucharskiemu pozwolono pójść w eskorcie do willi oficerskiej, gdzie mógł się ogolić i przebrać w mundur galowy. Gdy powrócił, wkrótce przybył gen. Eberhardt z oficerami. Przygotowywaną już ceremonię oficjalnej kapitulacji przerwano, gdy okazało się, że Sucharski nie ma przy boku białej broni. Wysłany do willi oficerskiej żołnierz z kompanii szturmowej powrócił z szablą w ciągu pół godziny. Kapitulacja mogła być kontynuowana. Major stanął przed generałem w reprezentacyjnym mundurze Wojska Polskiego, w rogatywce, z Virtuti Militari na piersiach, baretkami odznaczeń, w błyszczących oficerkach. Wyprężony w regulaminowej postawie poddał swoją załogę. W odpowiedzi generał wyraził szacunek dla postawy obrońców. W dowód uznania ze strony niemieckiego dowództwa generał wręczył Sucharskiemu szablę z „prawem noszenia jej w niewoli", zatwierdzonym przez naczelne dowództwo sił niemieckich (później jednak w obozie jenieckim szablę mu odebrano, ale tutaj była potrzebna do celów propagandowych). Generał jeszcze zasalutował i wypowiedział znamienne słowa: „Biliście się dzielnie". Akt kapitulacyjny miał liczną publiczność, także z pobliskiego Nowego Portu. Osobną grupę stanowili korespondenci wojenni, filmowcy i fotoreporterzy oraz radiowcy gdańscy transmitujący całą uroczystość.

Po przekazaniu Westerplatte polscy oficerowie wrócili do swoich żołnierzy, a po południu wyruszył transport polskich jeńców do Gdańska. Kiedy załoga z oficerami na czele wyjeżdżała, pilnujący i biwakujący niemieccy żołnierze i marynarze przyjęli postawę zasadniczą, oddając honory wojskowe. W autobusach i samochodach ciężarowych byli szeregowcy i podoficerowie, natomiast oficerów umieszczono w samochodach osobowych.

Na tych rycerskich sekwencjach kończy się opowieść dokumentowana przez fotografów i filmowców oraz rejestrowana przez radiowców i dziennikarzy piszących. Nie ma już ujęć z zapowiadanego w radiu gdańskim przejazdu jeńców najbardziej ruchliwymi ulicami Gdańska. W komunikacie radiowym nazwano ich „polskimi bandytami z Westerplatte". Wyległy tłumy, przejeżdżającym autobusami i samochodami wygrażano, w górę szły pięści i kije, pokazywano noże na gardle. Zdarzały się przypadki, że wskakiwano na samochody, grożono samosądem. Nie wiadomo, czym zakończyłaby się ta sytuacja, gdyby nie eskorta wojskowa, która na rozkaz zarepetowała broń do strzału.

Polskich oficerów umieszczono w hotelu pod strażą. Szeregowców, podoficerów i pracowników cywilnych przez kilka dni przetrzymywano w popruskich kazamatach na Biskupiej Górce, gdzie przed nimi byli obrońcy Poczty Polskiej w Gdańsku, skazani na śmierć przez sąd polowy grupy Eberhardta. Z kazamatów wszystkich przewieziono do stalagu I A koło Królewca, skąd kierowano do innych obozów lub na roboty przymusowe, oficerów zaś do oflagów. Wyłączonych z załogi ośmiu niekombatantów skierowano do obozu w Stutthofie – połowa z nich nie przeżyła.

Wykorzystano: A. Drzycimski: „Westerplatte, t. 2: Reduta wojenna 1939", Gdańsk 2014; „Relacja niemieckiego oficera o walce na Westerplatte we wrześniu 1939 r.", Warszawa 1974; „Westerplatte", Warszawa 1989; „Zanim poddał się Hel", Łódź 2003.

Bitwa o Westerplatte

- Obrońcy: ok. 210 żołnierzy i cywilów, 1 działo polowe, 2 działa przeciwpancerne, 4 moździerze, 42 karabiny maszynowe oraz podstawowe uzbrojenie żołnierskie.

- Atakujący: znacznie ponad 2500 żołnierzy z podstawowych rodzajów wojsk, w tym piechota morska i saperzy, do tego marynarze, artylerzyści, lotnicy, strzelcy pokładowi, a z sił gdańskich: piechota, artylerzyści, marynarze, policjanci oraz słabo wyszkolone wojskowo pododdziały SS i SA, 58 samolotów, 44 działa, w tym ciężkie, ok. 50 karabinów maszynowych, w tym najcięższe działa Flak C/30.

- Z załogi Westerplatte zginęło z pewnością 15 ludzi, po stronie niemieckiej i gdańskiej około 50 żołnierzy i policjantów oraz z oddziałów SS i SA.

O wyznaczonej godzinie 4.45 gdańska rozgłośnia radiowa nadała komunikat o rozpoczęciu przez Niemcy działań wojennych w Polsce, a „Schleswig-Holstein" nadal manewrował w kanale portowym, powoli zajmując stanowisko bojowe. Pierwsza komenda wojenna na okręcie, oznaczająca atak na Westerplatte, padła jednak dopiero o godzinie 4.47, a w minutę później rozpoczął się szturm ogniowy z dwóch najcięższych armat kalibru 280 mm. Był to sygnał do rozpoczęcia ataku ogniowego wszystkich pododdziałów niemieckich i gdańskich rozmieszczonych w Nowym Porcie na garnizon kompanii wartowniczej Wojska Polskiego i zmobilizowanych pracowników cywilnych Wojskowej Składnicy Tranzytowej na Westerplatte. Okręt strzelał pociskami zapalającymi i burzącymi na wprost z dziobowych dwóch najcięższych armat i części dziobowej lewej burty dwiema armatami średniego kalibru. Po chwili przemieścił się i strzelał już salwą burtową.

Pozostało 96% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Historia
Pomogliśmy im odejść z honorem. Powstanie w getcie warszawskim
Historia
Jan Karski: nietypowy polski bohater
Historia
Yasukuni: świątynia sprawców i ofiar
Historia
„Paszporty życia”. Dyplomatyczna szansa na przetrwanie Holokaustu
Historia
Naruszony spokój faraonów. Jak plądrowano grobowce w Egipcie