Wojny Putina: Krym, 2014 rok.

Zajęcie Półwyspu Krymskiego przez Rosję było zaledwie preludium do pełnoskalowej wojny w Ukrainie, jaką Putin rozpętał trzy lata temu – 24 lutego 2022 r.

Publikacja: 20.02.2025 21:00

Prezydent Rosji Władimir Putin (drugi z prawej) podpisuje traktat o aneksji Krymu i utworzeniu nowyc

Prezydent Rosji Władimir Putin (drugi z prawej) podpisuje traktat o aneksji Krymu i utworzeniu nowych okręgów federalnych – w obecności przedstawicieli ówczesnych władz Krymu. Moskwa, 18 marca 2014 r.

Foto: A.NIKOLSKIY-Kremlin Press Office / ANADOLU AGENCY / Anadolu via Afp

Mieszkałem przy ulicy Wałowej, będącej częścią obwodnicy Ogrodowej, która otacza pierścieniem centrum Moskwy. Doskonała lokalizacja, choć czasem robiło się głośno  – jak to w sąsiedztwie ośmiopasmowej autostrady. Ale w piątek 21 marca 2014 roku właściwie nie zmrużyłem oka, bo tego dnia Krym został oficjalnie przywrócony pod władzę Moskwy i przez całą noc roztrąbione samochody z równie głośnymi pasażerami trzymającymi flagi w otwartych oknach krążyły po obwodnicy tam i z powrotem. Ten niezwykły wybuch patriotycznej radości połączył zatwardziałych putinistów z politykami opozycji. Zaroiło się od memów o szybkim i zdecydowanym przejęciu półwyspu oraz graffiti „Krym jest nasz”; pośpiesznie produkowano T-shirty z reprodukcją zdjęcia, które dzięki prasie zyskało wówczas wielką popularność: mały chłopiec odbierający swojego rudo-białego kota z rąk „uprzejmego człowieka”, bo tak Rosjanie nazywali „zielone ludziki” z sił specjalnych tak kluczowych dla powodzenia całej operacji.

Czytaj więcej

Historia nienawiści Rosji do Ukrainy sięga głębiej, niż myślimy

W wojsku panował taki sam entuzjazm, choć mniej uzewnętrzniany. Mój znajomy oficer rezerwy, weteran radzieckiej inwazji na Afganistan i pierwszej wojny czeczeńskiej, który kilka lat po jej zakończeniu odszedł ze służby głęboko rozczarowany, wyraził swoją dumę po pierwszym piwie: „Nie myśleli, że możemy zrobić coś takiego, w dodatku tak dobrze. Pokazaliśmy im, pokazaliśmy im wszystkim”. Przy drugim piwie zrobił się sentymentalny, wspominał wszystkie dobre aspekty swojej służby, jakby zapomniał o tych strasznych historiach, które mi opowiadał, ale przy trzecim piwie się zmartwił: „Co się teraz stanie? Boję się, że nasi przywódcy nie będą chcieli się zatrzymać”. Istotnie.

Zajęcie Krymu było oczywiście imponującym wyrazem nowych możliwości rosyjskiej armii, która posłużyła się raczej skalpelem niż młotem dwuręcznym, po jaki sięgała w przeszłości. Gdy żołnierze sił rosyjskich  – w pełni uzbrojeni, choć pozbawieni oznak i dystynkcji  – rozproszyli się po całym półwyspie, nie tylko przejmowali strategicznie istotny teren, który Moskwa z powodów historycznych uznawała za własny, ale też otwierali kolejny nowy rozdział w skomplikowanych relacjach zakorzenionych w pokrewieństwie i odmienności, wspólnej historii i rozbieżnej polityce. Rozpalali również ogień coraz bardziej podgrzewający atmosferę cichej wojny między Rosją a Zachodem, która ostatecznie rozgorzała na Ukrainie w 2022 r.

Historia Rosji i Ukrainy

Choć  – według podważanej obecnie etymologii  – wywodzi się nazwę Ukrainy od słowa oznaczającego granicę, może jednak słusznie nazywać się ona sercem i źródłem Rusów, praojców dzisiejszej Białorusi, Rosji i Ukrainy. Jej stolica, Kijów, dominowała politycznie i kulturowo wśród okolicznych księstw do 1240 roku, kiedy została splądrowana przez Mongołów. Podczas mongolskiej okupacji coraz większego znaczenia nabierało małe miasto Moskwa władane przez bezwzględnie oportunistyczną dynastię Rurykowiczów  – aż w końcu zajęło regionalną pozycję Kijowa. W kolejnych latach o wpływy na Ukrainie rywalizowali prawosławni Moskwianie oraz katoliccy Polacy i Litwini, aż w końcu dostała się pod rządy Rosji w 1654 roku. Po części prawosławna, po części katolicka Ukraina miała pozostać częścią Imperium Rosyjskiego przez następne trzy i pół wieku mimo wybuchających od czasu do czasu powstań i okrucieństw takich jak Hołodomor, wymuszony głód, którym radziecki dyktator Józef Stalin złamał ukraiński opór wobec swoich rządów w latach 30. XX wieku.

Nacjonalizm odżył na Ukrainie w latach 80. XX wieku, gdy Związek Radziecki chylił się ku upadkowi. Ogłoszenie niepodległości nastąpiło 24 sierpnia 1991 roku, chociaż w praktyce oddzielenie się zajęło długie miesiące. Referendum ratyfikowało tę decyzję przy ponad 90 procentach głosów popierających uzyskanie niepodległości, zanim jeszcze Związek Radziecki formalnie się rozwiązał w ostatnich dniach tego roku.

Czytaj więcej

Krym: czy mogło być inaczej?

Jak wiele innych radzieckich republik, które nagle otrzymały państwowość, Ukraina stanęła przed poważnymi wyzwaniami gospodarczymi, społecznymi i politycznymi. Inflacja wystrzeliła w zawrotnym tempie, gospodarka się skurczyła. Mimo kilku dramatycznych manifestacji społecznego niezadowolenia ze skorumpowanych rządów i pustych obietnic polityków  – przede wszystkim trwającej od końca 2004 do początku 2005 roku pomarańczowej rewolucji po sfałszowanych wyborach prezydenckich  – Ukraina pozostała rozdarta między nadziejami Ukraińców na stworzenie liberalnej, tętniącej życiem europejskiej demokracji a otaczającą ich na co dzień korupcją, nieudolnością i ekonomicznym upadkiem.

W 2013 roku prezydent Wiktor Janukowycz popełnił poważny polityczny błąd, zmieniając front w sprawie proponowanego traktatu z Unią Europejską. Jak wielu polityków tak zwanej mafii donieckiej ze wschodu kraju Janukowycz liczył na patronat putinowskiej Rosji i wynikające z niego profity. Moskwa chciała utrzymać Ukrainę w strefie swoich wpływów, ale nastroje nacjonalistyczne, zwłaszcza w zachodniej części kraju, sprzyjały zacieśnianiu więzów z Unią Europejską. W 2013 roku Janukowycz poparł umowę stowarzyszeniową, później jednak, widząc wrogość Moskwy, zmienił swoją politykę, zwłaszcza gdy się okazało, że umowa wyklucza Ukrainę także z Eurazjatyckiej Unii Gospodarczej, putinowskiej alternatywy dla Unii Europejskiej.

Moskwa, zaalarmowana perspektywą utworzenia nowego rządu, który wyrwie Ukrainę spod jej wpływu, zaczęła snuć własne plany

Protesty zaczęły się na Majdanie, głównym placu Kijowa. Próby rozproszenia tłumu tylko wzmocniły opór i do protestujących dołączyli kolejni. Rząd kilka razy użył siły, żeby zakończyć tak zwany Euromajdan, ale działania równie brutalne, co niekonsekwentne tylko pogorszyły sytuację. Janukowycz stanął wobec groźby złożenia go z urzędu. Widząc coraz większą słabość swojego rządu, 22 lutego 2014 roku uciekł do Rosji, zostawiając 130 ofiar śmiertelnych i naród raz jeszcze zastanawiający się nad swoim miejscem w świecie. Moskwa, zaalarmowana perspektywą utworzenia nowego rządu, który wyrwie Ukrainę spod jej wpływu, zaczęła snuć własne plany.

Rosja planuje aneksję Krymu

Sytuacja była szczególnie złożona na Krymie, półwyspie na południowym wybrzeżu Ukrainy, który stanowił też bazę dla Floty Czarnomorskiej Rosji. Był częścią Rosyjskiej Federacyjnej Republiki Socjalistycznej, ale w 1954 roku radziecki przywódca Nikita Chruszczow przekazał ją Ukrainie. Nie miało to wtedy większego znaczenia, ponieważ Ukraina i Rosja były częścią tego samego Związku Radzieckiego. Mimo tej zmiany na półwyspie przeważała kultura rosyjska, także dlatego, że wielu oficerów Floty Czarnomorskiej osiadło tam na emeryturze, by wraz z rodzinami cieszyć się ciepłym klimatem i miłą atmosferą. W 1990 roku niemal wszyscy Ukraińcy głosowali za niezależnością od ZSRR, ale na Krymie poparcie dla tego pomysłu było raczej chłodne, bo tylko 56 procent głosowało za. Od tamtej pory Krymianie często czuli się zaniedbywani przez Kijów.

Czytaj więcej

Jak przebiegały sojusze między Rosją a Niemcami

Kreml obawiał się, że upadek reżimu Janukowycza i pojawienie się nowego rządu otwarcie deklarującego chęć zacieśnienia stosunków z Zachodem, a nawet wstąpienia do NATO, zagrozi jego strategicznym pozycjom na Krymie. Podpisane w 1997 roku porozumienie z Kijowem o utrzymaniu na półwyspie baz Floty Czarnomorskiej i 25 tysięcy personelu wojskowego miało obowiązywać do 2042 roku, jednak wielu polityków w Moskwie nieufnie podchodziło do władz, które w ich ocenie były nielegalnym i nacjonalistycznym reżimem. Bukareszteńska deklaracja z 2008 roku potwierdziła, że Gruzja oraz Ukraina „zostaną członkami NATO”, i chociaż było to raczej zobowiązanie polityczne niż początek rzeczywistego procesu, a na Zachodzie mało kto szczerze wierzył, że akcesja nastąpi wcześniej niż za dziesięć lat, to dla coraz bardziej paranoicznego Kremla perspektywa zastąpienia Floty Czarnomorskiej okrętami NATO była jak najbardziej realna.

Poza tym prezydent Władimir Putin, który przez długi okres swojego urzędowania cieszył się niebosiężnymi wskaźnikami poparcia społecznego, teraz zaczął to poparcie tracić. Po roku 2000 Rosjanie byli skłonni akceptować pseudodemokrację, ponieważ z ulgą przyjmowali zakończenie chaosu lat dziewięćdziesiątych, a ich stopa życiowa szybko rosła. Era Jelcyna przechodziła do historii, ale gospodarka tylko częściowo podniosła się po kryzysie w 2009 roku. Putin doskonale wiedział, że większość Rosjan uznawała Krym za część swojego kraju niesłusznie przekazaną Ukrainie, a skoro on sam coraz bardziej wierzył w swoją własną mitologię i chciał zapisać się w historii jako ten, który przywrócił Rosji jej dawną wielkość, interesy strategiczne i militarne zaczynały się zbiegać.

Wojny Putina Przeł. Paweł Cichawa, Znak Horyzont, Kraków 2025

Wojny Putina Przeł. Paweł Cichawa, Znak Horyzont, Kraków 2025

Plan awaryjny zajęcia Krymu istniał oczywiście od dawna, w końcu na tym polega praca planistów Głównego Zarządu Operacyjnego w Sztabie Generalnym, żeby mieć plany różnych operacji  – na wszelki wypadek. Chociaż nigdy nie udało mi się uzyskać konkretnej odpowiedzi, mam powody przypuszczać, że zaczęli je tworzyć w połowie lat 90. Niekoniecznie musiało to oznaczać, że przed 2014 rokiem uznawano je za możliwe do realizacji. Panowało raczej przekonanie, że z powodu niestabilności polityki ukraińskiej nie da się wykluczyć zajęcia Krymu w przyszłości.

Zapewne przed 18 lutego, gdy około 20 tysięcy protestujących starło się z policją w centrum Kijowa, a Janukowycz wydał rozporządzenia, które w zasadzie oznaczały stan wyjątkowy, po stare plany sięgnięto ponownie. Dwa dni później Władimir Konstantinow, przewodniczący Rady Najwyższej, czyli lokalnego parlamentu Krymu, zaczął publicznie podczas wizyty w Moskwie spekulować o możliwości odłączenia się od Ukrainy. Według samego Putina po całonocnym spotkaniu z 22 na 23 lutego poświęconym możliwościom ewakuacji Janukowycza „na pożegnanie powiedziałem moim kolegom: musimy zacząć pracować nad przywróceniem Krymu Rosji”. To prawdopodobnie nieszczere słowa, bo kalendarium wydarzeń wskazuje, że wówczas decyzja o zajęciu półwyspu została już podjęta. Wcześniej Putin przeprowadził szerokie konsultacje, ale ostateczne spotkanie odbył w gronie swoich najbardziej zaufanych współpracowników: sekretarza Rady Bezpieczeństwa Nikołaja Patruszewa, dyrektora FSB Aleksandra Bortnikowa, szefa administracji prezydenckiej Siergieja Iwanowa i ministra obrony Siergieja Szojgu. Zdecydowana większość okazała się jastrzębiami popierającymi pomysł aneksji; według niepotwierdzonych, lecz powtarzających się doniesień pewien dystans zachował tylko Szojgu, który obawiał się długofalowych konsekwencji. Nawet jeśli tak było, to jako polityk i twardy gracz dobrze wiedział, że nie powinien się sprzeciwiać tej decyzji, ograniczył się więc do deklaracji, że wykona otrzymane rozkazy. Wymowne, że minister spraw zagranicznych Siergiej Ławrow i inni, którzy potencjalnie mogliby zgłosić zastrzeżenia, nawet premier Miedwiediew, nie zostali na to spotkanie zaproszeni.

Decyzja, być może tylko wstępna, została najprawdopodobniej podjęta 20 lutego, dwa dni przed ucieczką Janukowycza z kraju. Jak na ironię, przypadkowym potwierdzeniem tego jest odznaczenie wybite przez Ministerstwo Obrony dla żołnierzy, którzy się wyróżnili podczas operacji na Krymie. Medal „Za powrót Krymu”  – z charakterystyczną wstążką, na której trzy kolory Rosji łączą się z czarno-pomarańczowymi barwami wstążki Orderu św. Jerzego  – datuje operację od 20 lutego do 18 marca. W każdym razie nie było czasu do stracenia, ponieważ godzinę zero wyznaczono na 27 lutego.

Zajęcie Krymu przez Rosjan

Teoretycznie siły na półwyspie rozkładały się mniej więcej po równo. Rosjanie dysponowali częścią 510 Brygady Piechoty Morskiej w Teodozji i 810 Samodzielnej Brygady Piechoty w Symferopolu oraz kilkoma oddziałami specnazu z 431 Samodzielnego Morskiego Punktu Rozpoznawczego Specjalnego Przeznaczenia (Otdielnyj morskoj razwiedywatielnyj punkt spiecyalnogo naznaczenija, OMRPSN), jednostki sił specjalnych w strukturach Floty Czarnomorskiej. Resztę rosyjskiego personelu wojskowego stanowili marynarze. Z kolei Ukraina miała na Krymie około jednej dziesiątej swoich sił zbrojnych, w przybliżeniu 22 tysiące żołnierzy, jednak większość stanowił personel marynarki wojennej, który nie pozostawał w ciągłej gotowości.

Żołnierze byli względnie dobrze wyszkoleni jak na ukraińskie standardy, wszyscy jednak ucierpieli z powodu zamętu i demoralizacji wywołanych przez braki finansowe.

Oprócz 15 tysięcy w siłach marynarki wojennej i rakietowej obrony wybrzeża oraz brygady lotnictwa i trzech pułków artylerii przeciwlotniczej za obronę półwyspu odpowiadała piechota morska. Na Krymie stacjonowały cztery jednostki: 36 Samodzielna Zmotoryzowana Brygada Obrony Wybrzeża we wsi Priwolnoje, 1 i 501 samodzielne bataliony w Teodozji i Kerczu oraz 56 Samodzielny Gwardyjski Batalion w Sewastopolu. Żołnierze byli względnie dobrze wyszkoleni jak na ukraińskie standardy, wszyscy jednak ucierpieli z powodu zamętu i demoralizacji wywołanych przez braki finansowe. Wspierali ich funkcjonariusze trzech podległych Ministerstwu Bezpieczeństwa Wewnętrznego batalionów paramilitarnych oraz batalion pograniczników. Głównym zadaniem tych sił były akcje policyjne i ochrona porządku publicznego, ale mogły też się włączać w działania obronne. Kluczową kwestią miał się jednak okazać brak jasnych rozkazów oraz, jak twierdzili niektórzy, umyślne zamieszanie w łańcuchu dowodzenia, które oficerowie niechętni nowym władzom spowodowali, gdy Rosjanie wykonali pierwszy ruch.

Czytaj więcej

30 lat po rozpadzie ZSRR

Siły rosyjskie po cichu postawiono w stan gotowości bojowej tydzień przed rozpoczęciem operacji. Kilka pododdziałów zostało przewiezionych ze swoich baz na bezpieczne lotniska i do składów wojskowych. Siły specjalne w całej Rosji zostały uruchomione pod pozorem inspekcji nadzwyczajnych. Wiele z nich przetransportowano samolotami do rosyjskiej bazy powietrznej w Anapie i bazy marynarki wojennej w Noworosyjsku  – obydwie nad Morzem Czarnym blisko Krymu. W nocy z 22 na 23 lutego funkcjonariusze specnazu z 45 Samodzielnego Pułku zostali zmobilizowani i przewiezieni do bazy w Kubince koło Moskwy. Z kolei Służba Wywiadu Wojskowego (w 2010 roku przemianowana na GU) i FSB dogadywały się z sympatykami Rosji na Krymie, w tym zorganizowanymi grupami przestępczymi, oraz ochotnikami z innych części Rosji, którzy po rozpoczęciu operacji mieli wystąpić jako „lokalne grupy samoobrony”.

Już 23 lutego protesty przeciwko nowym władzom w Kijowie gromadziły dziesiątki tysięcy ludzi. Większość z nich była autentycznie rozwścieczona tym, co postrzegała jako zamach stanu, i naprawdę oglądała się na Moskwę w poszukiwaniu jakiegoś wsparcia. Skandowano: „Putin naszym prezydentem”. Decyzja nowych władz o unieważnieniu ustawy ustanawiającej rosyjski językiem urzędowym w takich regionach jak Krym wydała się im szczególnie niepokojącą zapowiedzią. Niemniej istnieją dowody także na obecność rosyjskich agentów, którzy podburzali tłum, namawiając do tworzenia „cywilnych oddziałów samoobrony”. Już następnego dnia zaczęli też napływać z Rosji outsiderzy  – Kozacy, motocykliści z gangu Nocnych Wilków, weterani wojny afgańskiej i inni  – żeby wesprzeć ruch antykijowski swoimi gardłami i pięściami. Po części był to proces spontaniczny i wynikał z naturalnej potrzeby, Moskwa jednak wyraźnie zachęcała tych ludzi, czasem nawet organizując dla nich transport na Krym.

Rosyjscy żołnierze bez insygniów, tzw. zielone ludziki Putina, patrolują teren wokół ukraińskiej jed

Rosyjscy żołnierze bez insygniów, tzw. zielone ludziki Putina, patrolują teren wokół ukraińskiej jednostki wojskowej w Perewalnoje pod Symferopolem, 20 marca 2014 r. Kijów nigdy nie uznał aneksji Krymu przez Rosję

Foto: Elizabeth Arrott / VOA / wikimedia commons

Tymczasem piechota morska Floty Czarnomorskiej zajmowała już pozycje w Sewastopolu i na lotnisku w Symferopolu pod pretekstem ochrony rosyjskich obiektów. Wyglądało to podejrzanie proroczo, jako że 26 lutego w stolicy półwyspu, Symferopolu, doszło do gwałtownych starć między demonstrantami wspierającymi przyłączenie Krymu do Rosji a ich oponentami wywodzącymi się głównie z mniejszości Tatarów krymskich. Część zwolenników Moskwy zidentyfikowano później jako członków grup Salem i Baszmaki, najpotężniejszych na Krymie gangów przestępczych, którzy w normalnych warunkach nie wzięliby udziału w demonstracjach, lecz zostali najprawdopodobniej zwerbowani przez FSB. Zapanowało przekonanie, że lada moment wszystko pogrąży się w chaosie, i tego samego dnia Putin nakazał nadzwyczajne inspekcje w Zachodnim oraz Centralnym Okręgu Wojskowym. Jak miało się okazać, były one najważniejszą zasłoną dymną podczas przygotowań do przejęcia półwyspu.

Około godziny czwartej trzydzieści nad ranem 27 lutego uzbrojeni napastnicy w najróżniejszych mundurach polowych, ale z nowoczesnymi kamizelkami kuloodpornymi i z podejrzanie szerokim wachlarzem nowoczesnego uzbrojenia, przejęli budynek lokalnego parlamentu i zawiesili na nim rosyjską flagę. Napastnicy przedstawiali się jako formacja zbrojna samoobrony Krymu, w rzeczywistości jednak pochodzili z kilku różnych służb. Najtrudniejsze zadania wykonywali funkcjonariusze nowo utworzonego Dowództwa Sił Operacji Specjalnych (Komandowanije sił spiecyalnych opieracyj, KSSO), wspierani przez specnaz z innych oddziałów i piechotę morską. Byli też inni „ochotnicy”, którzy często okazywali się zwykłymi bandytami i szabrownikami  – z wyjątkiem kilku jednostek dawnych funkcjonariuszy wyspecjalizowanej formacji ukraińskiej milicji Berkut, którzy przeszli na stronę przeciwników Kijowa, dołączając do Rubieży, milicji stworzonej przez weteranów. Często mieli niską wartość operacyjną, ale dawali Moskwie przykrywkę polityczną, gdy po całym półwyspie rozsyłała swoich doskonale wyszkolonych i uzbrojonych ludzi w mundurach bez oznak i dystynkcji.

„Zielone ludziki” pojawiają się na Krymie

Przez kilka następnych dni i tygodni Rosjanie blokowali siły ukraińskie na Krymie. Zamknęli też nasadę półwyspu, uniemożliwiając udzielenie wsparcia, i utworzyli marionetkowy rząd. Zapewnienie, że to nie byli rosyjscy żołnierze  – przypomnijmy słynną uwagę Władimira Putina, że elementy systemu Ratnik i uzbrojenia mogli kupić w sklepie z demobilem  – wystarczyło, żeby zasiać ziarno niepewności. Przez pierwsze godziny inwazji zarówno w Kijowie, jak i na Zachodzie krążyły najróżniejsze spekulacje. Może dowództwo Floty Czarnomorskiej przystąpiło do działania na własną rękę? A może „zielone ludziki” to wojska najemne? Prawda była oczywiście znacznie prostsza, ale wystarczyło opóźnić wszelkie poważniejsze reakcje, żeby Rosjanie zyskali czas, jakiego potrzebowali do odcięcia Krymu.

Czytaj więcej

Mark Galeotti: Czeczeńska bratwa czyli wory – tajemnice rosyjskiej mafii

Nie bez znaczenia jest, że w tym samym czasie Moskwa, wspierając rozmieszczenie swoich wojsk, prowadziła działania, które zyskały miano wojny hybrydowej (choć ta nazwa może budzić zastrzeżenia, jak pokazuję w rozdziale dwudziestym szóstym). Cyberataki paraliżowały komunikację na Ukrainie, agenci i sympatycy Moskwy porzucali swoje stanowiska pracy, czasem je wcześniej zniszczywszy, internetowi trolle i ukryci zwolennicy szerzyli fantastyczne pogłoski i kwestionowali prawdziwość zdarzeń. Tymczasem Janukowycz zwołał w Moskwie konferencję prasową, żeby oznajmić, że jakiekolwiek działania zbrojne są nie do przyjęcia, a on sam jako legalny (we własnych oczach) prezydent Ukrainy nie prosiłby Rosji o interwencję ani na taką interwencję nie wyraziłby zgody. Mogło to być próbą zachowania resztek wiarygodności, jednak najprawdopodobniej stanowiło kolejną manipulację, ponieważ w tamtym czasie Janukowycz siedział już w kieszeni Kremla. Jak Rosjanie przekonali się w Gruzji, takie tajne operacje informacyjne mogą odegrać kluczową rolę w podkopaniu woli walki przeciwnika i naruszeniu jego jedności w najważniejszym momencie.

Rosyjski żołnierz pilnuje tablicy z napisem: „Faszyzm nie przejdzie! Wszyscy na referendum!” – w pob

Rosyjski żołnierz pilnuje tablicy z napisem: „Faszyzm nie przejdzie! Wszyscy na referendum!” – w pobliżu kwatery głównej ukraińskiej marynarki wojennej w krymskim mieście Sewastopol, 19 marca 2014 r.

Foto: VIKTOR DRACHEV / AFP

Szybkie tempo i profesjonalizm działań oraz chaos po stronie rządowej (Kijów nie miał nawet ministra obrony do 27 lutego) pozwalają wyjaśnić, dlaczego garstka rosyjskich sił specjalnych  – prawdopodobnie nie więcej niż dwa tysiące ludzi  – wspierana przez lokalnych sojuszników często o wątpliwej przydatności bojowej zdołała zablokować o wiele liczniejsze siły Ukrainy.

Operacja przebiegała stopniowo. Po południu 27 lutego Azow, duży okręt desantowy typu Ropucha, wysadził na ląd 300 żołnierzy 382 Samodzielnego Batalionu Piechoty Morskiej. Następnego ranka trzy helikoptery transportowe Mi-8 eskortowane aż przez osiem śmigłowców bojowych Mi-35 (najnowszy wariant modelu Mi-24 przystosowany do lotów dziennych i nocnych) wysadziły jednostki specnazu na lotnisku w Kaczy, osadzie na północ od Sewastopola. Po południu ciężkie samoloty transportowe Ił-76 lądowały w wojskowej bazie lotniczej Gwardiejskoje pod Symferopolem, a okręty desantowe z ciężkim sprzętem i kolejnymi jednostkami przybijały do półwyspu.

Ukraińscy dowódcy sprawiali wrażenie zagubionych i chociaż starali się tak rozmieścić garstkę zdolnych do lotu Su-27, żeby mogły przechwycić kolejne loty dostawcze, Rosjanie metodycznie blokowali im wszelkie możliwości działania. Dwudziestego ósmego lutego rosyjski okręt rakietowy zablokował port w Bałakławie. Jednocześnie piechota morska przejęła Belbek, bazę ukraińskiej 204 Brygady Lotnictwa Taktycznego, neutralizując czterdzieści pięć myśliwców MiG-29. Siły rosyjskie zostały przy tym ledwie draśnięte, wykorzystywały bowiem konsternację przeciwnika i blef (zaledwie dwudziestu żołnierzy piechoty morskiej zdołało zablokować cały batalion w Kerczu) oraz płynność sytuacji. Nie myślmy jednak, że siły ukraińskie nie potrafiły się bronić, a Krym został całkowicie odcięty od lądu. Przeciwnie, ukraiński parlamentarzysta i późniejszy prezydent Petro Poroszenko pojechał do Symferopola, żeby wynegocjować porozumienie, został jednak napadnięty przez protestujących.

Czytaj więcej

Krwią płynący Donbas. Moskwa od 300 lat usiłuje zmienić historię

Do 1 marca drogą morską dotarły na Krym wystarczające siły, przede wszystkim specnazu z 10 Brygady i 25 Samodzielnego Pułku, żeby wraz z różnej maści ochotnikami zwiększyć obecność jednostek prorosyjskich na całym półwyspie, przechwycić stacje radarowe i zablokować pozycje sił Ukrainy. Części udało się uciec: chociaż stacjonująca na Krymie flota się poddała, przeszła na stronę napastnika albo została przejęta, wiele z mniejszych, zwinnych i szybkich jednostek straży przybrzeżnej zdołało uciec. Na przykład 1 marca, gdy do bazy w Bałakławie wchodził konwój z siłami rosyjskimi, 5 Szwadron Straży Granicznej wypłynął prosto na otwarte morze  – z relacji wiemy, że był przygotowany na taką sytuację. W sumie Rosjanom wyrwały się dwadzieścia trzy jednostki. Z kolei 3 marca z zablokowanej bazy 5 Brygady Lotnictwa Morskiego uciekły cztery helikoptery i trzy samoloty. Rosjanie nie podjęli próby ich zestrzelenia.

Chociaż początkowo brakowało chętnych, Rosjanie byli gotowi zaczekać i nawet wycofali swoje siły spod baz marynarki, zastępując je lokalną milicją

Ale możliwości ewakuacji malały. Drugiego marca dowódca marynarki wojennej Ukrainy i najwyższy rangą ukraiński wojskowy na Krymie kontradmirał Denys Berezowski przeszedł na stronę Rosji. Złożył przysięgę „na wierność mieszkańcom Krymu”, za co później został mianowany zastępcą dowódcy rosyjskiej Floty Czarnomorskiej. Namawiał dowódców jednostek marynarki wojennej, żeby poszli za jego przykładem. Chociaż początkowo brakowało chętnych, Rosjanie byli gotowi zaczekać i nawet wycofali swoje siły spod baz marynarki, zastępując je lokalną milicją. W końcu bilans sił na półwyspie powoli się zmieniał. Do 6 marca Rosja sprowadziła prawie dwa tysiące dodatkowych żołnierzy, głównie jednostki specnazu.

Sytuacja mogła się jednak odwrócić. Drugiego marca Kijów zaczął przemieszczać wojska, w tym artylerię i jednostki zmotoryzowane, które mogły poważnie zagrozić lekko uzbrojonej piechocie morskiej i komandosom, w stronę Przesmyku Perekopskiego. W odpowiedzi Rosja zaczęła ściągać wojska nad wschodnią granicę Ukrainy i zgromadziła tam około dziesięciu tysięcy żołnierzy, co zmusiło część i tak ograniczonych sił ukraińskich do odwrotu z Krymu. (...)

Fragment książki Marka Galeottiego „Wojny Putina. Czeczenia, Gruzja, Syria, Ukraina”, która ukazała się nakładem wydawnictwa Znak. Lead i skróty pochodzą od redakcji.

Mieszkałem przy ulicy Wałowej, będącej częścią obwodnicy Ogrodowej, która otacza pierścieniem centrum Moskwy. Doskonała lokalizacja, choć czasem robiło się głośno  – jak to w sąsiedztwie ośmiopasmowej autostrady. Ale w piątek 21 marca 2014 roku właściwie nie zmrużyłem oka, bo tego dnia Krym został oficjalnie przywrócony pod władzę Moskwy i przez całą noc roztrąbione samochody z równie głośnymi pasażerami trzymającymi flagi w otwartych oknach krążyły po obwodnicy tam i z powrotem. Ten niezwykły wybuch patriotycznej radości połączył zatwardziałych putinistów z politykami opozycji. Zaroiło się od memów o szybkim i zdecydowanym przejęciu półwyspu oraz graffiti „Krym jest nasz”; pośpiesznie produkowano T-shirty z reprodukcją zdjęcia, które dzięki prasie zyskało wówczas wielką popularność: mały chłopiec odbierający swojego rudo-białego kota z rąk „uprzejmego człowieka”, bo tak Rosjanie nazywali „zielone ludziki” z sił specjalnych tak kluczowych dla powodzenia całej operacji.

Pozostało jeszcze 96% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Historia świata
Seria jubileuszy stowarzyszeń polskich techników
Historia świata
Polityczne początki Adolfa Hitlera. Niepozorne narodziny nazizmu
Historia świata
Syberia – dziecko rosyjskiego kolonializmu
Historia świata
II wojna światowa. Sowieckie żołnierki na froncie
Historia świata
Angkor – skarb światowej kultury