Święcenia kapłańskie na niewiele się zdały. Zakochało się chłopisko w dziewczynie bez pamięci, mimo że miał już pół wieku na karku. Ona w nim jeszcze bardziej, bo z tej miłości aż odzyskała wzrok. I tu chciałoby się zakończyć tę historię jakąś pogodną puentą o licznych dziatkach i wnukach, przy których Valentinus dożył starości. Niestety, w sprawę wmieszał się zawistny cesarz Klaudiusz II Gocki, który skazał kochliwego kapłana na śmierć. 14 lutego 269 r. tuż przed egzekucją Valentinus zdążył jeszcze napisać list pożegnalny do ukochanej, który podpisał: „od twojego Walentego”. Mylą się więc ci, którzy twierdzą, że modne od kilku lat nad Wisłą walentynki to zwyczaj, który przyszedł do nas z Ameryki. W żadnym wypadku. Dzień Świętego Walentego jest obchodzony w Kościele katolickim od półtora tysiąca lat, choć nie wiadomo, dlaczego papież Paweł VI nagle zastąpił go w kalendarzu liturgicznym wspomnieniem Świętych Cyryla i Metodego. Czy chciał wymazać z pamięci wiernych zakochanego biskupa, który ani myślał o życiu w celibacie?
Czytaj więcej
14 lutego to w wielu krajach świata Walentynki – dzień zakochanych. Są jednak w Europie kraje, które znalazły własny sposób na to, co świętować tego dnia. Finowie wymyślili święto dla wszystkich, także dla osób samotnych.
„America and Canada: love forever”
Ale z samą miłością i jej pisemnym deklarowaniem to różnie bywa. Przypomniało mi się, jak w sklepie bezcłowym przy amerykańsko-kanadyjskim punkcie granicznym w Buffalo, niedaleko wodospadu Niagara, widziałem kartki walentynkowe z wielkimi sercami, których połowa była w barwach flagi USA, a druga połowa w barwach flagi kanadyjskiej. Pod tym napis: „America and Canada: love forever”. Ciekawe, czy nadal są tam sprzedawane. Zwłaszcza od czasu, gdy USA pod rządami nowej administracji zamieniają się w jurnego kochanka, który chce przymusić kanadyjską narzeczoną do szybkiego ślubu. Oczywiście, długa jest lista krajów, które jeszcze za dopłatą oddałyby się takiej namiętności. Ale chyba nie Kanada. Często tam bywałem i wiem, że moi kanadyjscy znajomi bardzo poważnie traktują pojęcie patriotyzmu.
Czytaj więcej
Deklaracja Donalda Trumpa o stanie wyjątkowym na granicy z Kanadą stawia nas na równi z Meksykiem i Chinami, co nie jest do końca sprawiedliwe. Niemniej powinniśmy poważnie rozważyć żądania Trumpa dotyczące bezpieczeństwa granic, przemytu narkotyków i wydatków na obronność – mówi Konrad Kobielewski, polityk Konserwatywnej Partii Kanady.
Inną w tej kwestii opinię mają Amerykanie. Traktują Kanadę jak jakąś aberrację ich stylu życia. Kiedy w 1997 r. powróciłem do New Jersey z miesiąca miodowego, który z żoną spędziłem w Kanadzie, moi amerykańscy znajomi drwili z nas, że „zmarnowaliśmy” najważniejszy urlop w życiu na tak „nudny” kierunek jak Kanada. „Dlaczego nie Floryda, Hawaje czy Virgin Islands? – pytali. – Tam, gdzie ciepło, koktajle i gorące namiętne noce na białych plażach?”. Nie potrafiłem im wytłumaczyć, że jeszcze jako mały smyk zaczytywałem się wypożyczoną ze szkolnej biblioteki „Kanadą pachnącą żywicą” Arkadego Fiedlera, że chcieliśmy z żoną zobaczyć ubranych w czerwone mundury funkcjonariuszy Royal Canadian Mounted Police, że pragnęliśmy wypełnić płuca polarnym wiatrem pachnącym tundrą i całe dnie jechać pustymi autostradami ku zachodzącemu słońcu. Prawdę mówiąc, rzeczywiście krajobraz nizinny Tarczy Kanadyjskiej nie powalił nas z nóg, niewiele się bowiem różni od pogranicza Mazowsza i Wyżyny Kieleckiej. Całodzienna jazda opustoszałymi drogami z Montrealu w kierunku Zatoki Hudsona szybko się nudzi.