Mitem jest, że Anglia nie doświadczyła obcej inwazji od czasów Wilhelma Zdobywcy. W czasie II wojny światowej przeżywała bowiem najazd obcej armii – tyle że sojuszniczej. W czerwcu 1944 r., tuż przed lądowaniem w Normandii, na Wyspach Brytyjskich stacjonowało 1,5 mln żołnierzy amerykańskich. Oprócz Amerykanów byli tam też polscy żołnierze, marynarze i lotnicy, a także: Francuzi, Belgowie, Holendrzy, Norwegowie, Duńczycy, Grecy, Czesi, Jugosłowianie. Zwykli Brytyjczycy, przed wojną często niemający okazji spotkać żadnego cudzoziemca w swoim miasteczku na cichej prowincji, nagle zaczęli stykać się z przedstawicielami najróżniejszych narodów Europy, mieszkańcami różnych regionów USA, a także przybyszami z odległych dominiów i kolonii. Ogromną większość wśród tych przybyszów stanowili młodzi mężczyźni. Część z nich odbywała niebezpieczne misje w bombowcach nad Niemcami, część narażała życie w arktycznych konwojach do Murmańska i Archangielska, część nudziła się w bazach w oczekiwaniu na D-Day. Wszyscy oni byli spragnieni rozrywek, zwłaszcza tych „niegrzecznych”. Mogli je znaleźć w pubach położonych w miasteczkach na prowincji, ale najbardziej cieszyli się z przepustek do Londynu, który stał się aliancką wojenną stolicą zabawy.