Stuletnia wojna lorda Balfoura

Jeśli szukać jednego źródła konfliktu izraelsko-palestyńskiego, to wszystkie tropy wiodą do tzw. deklaracji Balfoura z 2 listopada 1917 r.

Publikacja: 02.01.2025 21:00

Wysoki komisarz Palestyny Herbert Samuel i sekretarz stanu ds. kolonii Winston Churchill. Palestyna,

Wysoki komisarz Palestyny Herbert Samuel i sekretarz stanu ds. kolonii Winston Churchill. Palestyna, 1921 r.

Foto: Jklamo/ Wikimedia Commons

Strona maszynopisu, skatalogowana pod numerem 41178 w Bibliotece Brytyjskiej, jest jednym z dziwniejszych dokumentów dyplomatycznych stulecia. Osobliwość tyczy się nie tylko języka i treści, ani dalekosiężnych skutków; wielu zdumiewa, czemu przytłoczona wojną Wielka Brytania skupiła się na kwestii żydowskiej.

Filosemicki zwrot

Wiedza o motywach Londynu jest domysłem lub spekulacją wysnutą ze wspomnień i późniejszych usprawiedliwień, często sprzecznych i trudnych do weryfikacji. Decyzje zapadały na prywatnych nieprotokołowanych spotkaniach, ze śladową ilością korespondencji. Mało wnoszą strzępy posiedzeń rządu, a zwłaszcza debat parlamentarnych, gdyż są domeną teatru politycznego.

Wątpliwe jest samo autorstwo listu, gdyż lord Arthur Balfour najpewniej podpisał tekst Alfreda Milnera (ciekawe, że rodowitego Niemca), formalnie ministra bez teki, lecz silnej figury w rządzie, bo zausznika premiera Davida Lloyda George’a. Sam ówczesny gabinet nie zwiastował filosemickich zwrotów. Arthur Balfour, minister spraw zagranicznych, przed I wojną światową ograniczał żydowską migrację do Wielkiej Brytanii, a kancelaria prawna Lloyda George’a opracowała plan narodowej enklawy dla Żydów w Ugandzie – w praktyce zsyłki uchodźców w serce Afryki.

Więcej wyjaśnia sytuacja frontowa z 1917 r., którą przypomniał premier David Lloyd George. W kwietniu powinien mu spaść kamień z serca, że Stany Zjednoczone wyszły z neutralności, lecz efekt był propagandowy, niepewny i odsunięty w przyszłość. USA były mocarstwem bez armii (stutysięczne wojsko nie miało znaczenia), a mobilizacja i szkolenie mogły trwać lata, przy małej i chwiejnej większości skrzydła prowojennego, gdyż sam prezydent Woodrow Wilson nie był jastrzębiem.

Z przetrąconym morale i zamieszkami w koszarach armia francuska była niezdolna do ofensywy; na wschodzie Rosja popadła w zamęt i rewolucję – tylko bezwład trzymał Kiereńskiego przy wojnie, a pociąg Lenina już wjechał na Dworzec Fiński. Londyn tkwił między osamotnieniem i pustą kasą – rynek dławił się obligacjami pachnącymi bankructwem; Amerykanie gryźli się z myślą, że J.P. Morgan przegrał rezerwy w brytyjskim kasynie.

Nie wiadomo, kto znalazł syjonistyczne remedium na wszystkie problemy. Pewne, że Wspólny Komitet ds. Zagranicznych, powstały z brytyjskich organizacji syjonistycznych, już w 1915 r. lobbował za uwzględnieniem ich interesu, jeśli Bliski Wschód przejmie ententa. Mediacje zerwał protest Luciena Wolfa, honorowego przywódcy brytyjskich Żydów i wroga aspiracji syjonistycznych. Jego opinia, że „wszyscy antysemici są żarliwymi syjonistami”, w tym przypadku może być błyskotliwie trafna.

Istotnie, deklaracja Balfoura jest dzieckiem stereotypów i mitów antysemickich, na czele z wiarą w przemożny wpływ Żydów na politykę, opinię publiczną i światowe finanse.

Premier Lloyd George liczył, że efektem propagandowym skłoni środowiska żydowskie do presji na rządy, by wsparły wysiłek Wielkiej Brytanii. Nacisk miał utrzymać determinację Wilsona i przyspieszyć gotowość do wojny, a przy tym otworzyć skarbce. W Rosji szło o trwanie w sojuszu – przeprawa z bolszewikami miała być nawet łatwiejsza, gdyż w komunistycznym kręgu nie brakło Żydów. W mniemaniu Chaima Weizmana, ówczesnego przywódcy ruchu syjonistycznego, w ten sposób nie tylko dałoby się wpłynąć na Rosję, ale też zapanować nad rewolucją (co świadczy, że niewiele rozumiał). Liczył także, że brytyjska oferta odsunie niemieckich Żydów – dotąd niezłomnie lojalnych – od Wilhelma II.

Krystalizował się pogląd, że nie da się wygrać wojny bez syjonistów. U źródeł deklaracji Balfoura nie ma współczucia i filantropii, jest za to geopolityczny interes – gorzej, że źle skalkulowany i krótkowzroczny.

Czytaj więcej

Amerykański historyk: Odejdźmy od holokaustocentryzmu

Wszystko dla wszystkich

Syjoniści byli widoczni przez liczne organizacje, zręczne publicity i głośne konferencje światowe. Błyszczeli w kulturze, finansach lub blisko władzy; nie da się przeoczyć Felixa Frankfurtera i Louisa Brandeisa – bliskich doradców i współpracowników prezydenta Wilsona. Syjonistami byli Rothschildowie z obu brzegów kanału La Manche – zarówno ekscentryczny Walter w Londynie, jak i Edmond de Rothschild z Boulogne-Billancourt. Również Herbert Samuel – jedyny Żyd w brytyjskim Gabinecie Wojennym – był syjonistą.

Mimo to, utożsamiając ruch z ogółem Żydów, Lloyd George przeszacował jego wpływ na diasporę. W istocie syjonizm miał marginalne poparcie rodaków; idea Theodora Herzla, by z duchem nacjonalizmu zmienić religijną tożsamość w narodową identyfikację, a na niej zbudować państwo, z trudem dorobiła się minimalnej popularności. Na bogatym Zachodzie, zwłaszcza w Niemczech, Francji i Wielkiej Brytanii, Żydzi byli silniej zasymilowani niż w Europie Wschodniej, mając się za obywateli i patriotów przybranych ojczyzn. W Stanach Zjednoczonych, gdzie diaspora liczyła aż 3 mln mieszkańców, do organizacji syjonistycznych należało w porywach do 12 tys. Żydów, ruch nie był więc masowy, a zwłaszcza bogaty; cały budżet stowarzyszeń ledwo przekroczył 5 tys. dol. To nie anulowało znaczenia elit, gdyż ich wpływ był kluczowy, lecz póki Palestyna tkwiła w państwie osmańskim, syjonizm nie był niczym więcej niż tylko klubem dyskusyjnym idealistów.

Wszystko zmienił marzec 1917 r., gdy Wielka Brytania wykorzystała stagnację w Europie, by samopas uderzyć na Palestynę, co przyoblekło mglistą teorię w konkret. Kiedy zatknięcie flagi nad Jerozolimą stało w zasięgu ręki, pokusa zostania w Ziemi Świętej była nie do odparcia. Drapieżnicy w stylu Churchilla dostrzegli żywotny interes w maksymalnym poszerzeniu strefy wpływów nad Kanałem Sueskim i w moście lądowym do Zatoki Perskiej. Były wszak dwie przeszkody.

Czytaj więcej

Tim Marshall: Arabskiej wiosny nie było

Pierwsza polegała na kłamstwach, gdyż Wielka Brytania zdążyła dwa razy zadysponować tą samą ziemią, przy czym układy były ze sobą sprzeczne, a strony umów nie wiedziały o sobie. Gdy z udziałem Rosjan i Włochów Mark Sykes i François Georges-Picot dzielili w tajnym porozumieniu wpływy na Bliskim Wschodzie, Londyn zrzekł się roszczeń do Palestyny wyznaczonej pod międzynarodową (nie zaś brytyjską) kontrolę. Imperium wzięło wtedy tylko porty w Hajfie i Akce.

Zarazem ppłk Henry McMahon, wysoki komisarz brytyjski w Egipcie (stanowisko powołane na okres wojny), w równie tajnej korespondencji z Husajnem Ibn Alim, wielkim szarifem Mekki, przysiągł Arabom wolność kształtowania granic po wojnie – z wyjątkiem fragmentów Syrii, lecz nie Palestyny. Beduini spłacili zobowiązanie krwią w antyosmańskim powstaniu.

Drugim problemem był prezydent Wilson i amerykański plan porządku świata, który – chcąc nie chcąc – poturbowana ententa musiała przełknąć. Projekt 14 punktów zabrał mocarstwom ulubione zabawki; z modus operandi wypadły tajne traktaty i arbitralność, z kolei dogmat samostanowienia narodów uświęcał interes i wolę miejscowej ludności.

Ponieważ zwykła aneksja nie była możliwa, Wielka Brytania szukała argumentu wyższej rangi moralnej, by anulować stare zobowiązania i amerykańskie reguły, w tym zjednać przychylność świata. Wyjątkowo korzystny był pogląd, że samostanowienie Żydów jest prawem nadrzędnym i tym samym nadzwyczajnie wyklucza z decydowania o Palestynie miejscową ludność. A zdanie kilkuset tysięcy „nieżydowskich” mieszkańców (tak ich nazwano, by unikać słów „arabskich” i „chrześcijańskich”) nie może przekreślić praw wielomilionowej rzeszy wygnańców, gdyby o tym przesądzał plebiscyt. Plan musi się udać, gdyż równe traktowanie, sprawiedliwość dla wszystkich i prawo gwarantuje Wielka Brytania.

Żydzi byli narzędziem polityki bliskowschodniej Londynu od dawna, szczególnie odkąd Francja i Rosja rozpychały się wpływami po Ziemi Świętej w latach 40. XIX w. Władza Osmanów się chwiała, Europa korzystała więc z dostępnych pretekstów; Petersburg wkroczył, by strzec prawosławnych, z kolei Paryż brał katolików pod skrzydła. Tylko Anglii zbrakło kogoś do wzięcia w opiekę, dlatego... chciała się troszczyć o Żydów, lecz ich w Palestynie nie było – wyznawców judaizmu przed końcem XIX w. żyło tam niespełna 24 tys., czyli zaledwie 3 proc. mieszkańców. Brytyjski rząd podjął starania, aby skłonić angielskich Żydów do osiedlenia się w Palestynie. Bezskutecznie.

Ustalmy coś niekonkretnego

Nawet komisja rządowa z 1923 r. nie ustaliła, jak deklaracja Balfoura powstała i od kogo pochodzą zapisy, choć to kilka linijek. Wszystko jest niejasne, łącznie z pochodzeniem inicjatywy. Niektórzy łączą to z wiosenną podróżą do Waszyngtonu, gdzie Balfour szmat czasu spędził ze wspomnianym doradcą Wilsona, Louisem Brandeisem, jednak związek rozmów z umową to spekulacje.

Na poważnie układy zaczęły się w Anglii, gdzie pierwsze skrzypce grał Chaim Weizman, profesor biochemii i szczery anglofil. Zmienił Szwajcarię na Londyn w 1903 r., a co ciekawe, do października 1917 r. nie miał funkcji w świecie syjonistycznym. Zapewne Walter Rothschild, który mu podsunął tę rolę, miał wyższą pozycję społeczną, lecz nie pozostałe atuty. Istotnie, Weizman nie był pierwszym lepszym zagranicznym uczonym, lecz zbawcą armii i przemysłu zbrojeniowego, odkąd uratował je z kryzysu amunicyjnego w 1915 r., gdy front się omal załamał. Jego sposób fermentacji, wdrożony w przemyśle na wielką skalę, ocalił brytyjską produkcję kordytu – środka miotającego dla artylerii.

Siedzą od lewej: Wera Weizman, Chaim Weizman, lord Arthur Balfour i Nachum Sokołow, 1925 r.

Siedzą od lewej: Wera Weizman, Chaim Weizman, lord Arthur Balfour i Nachum Sokołow, 1925 r.

Foto: Wikimedia Commons/ R8cocin8

Weizman miał zatem, prócz wielkiego nazwiska, wdzięczność rządu i gabinet dyrektorski w Admiralicji, dlatego pertraktował z bliskim mu otoczeniem; lorda Balfoura znał od przyjazdu do Anglii. Miał też poparcie Marka Sykesa, architekta brytyjskiej polityki na Bliskim Wschodzie, nie wspominając o Herbercie Samuelu – członku rządu i syjoniście. Półprywatne rozmowy w domach Balfoura i Weizmana były wręcz naturalne, nie wyłączając wizyt barona Rothschilda i naczelnego rabina Hertza – spoza kręgu pochodził tylko emigrant z Polski, Nachum Sokołow.

Nie świadczy to o beztrosce rozmów. Weizman poganiał, strasząc bliskim porozumieniem Rzeszy z Żydami. Myśl, by kupić ich wsparcie za Palestynę, istotnie świtała w Berlinie, ale osmański sojusznik się oparł, zniechęcony wybuchem napięć po „pierwszej aliji” (imigracji do Ziemi Świętej po 1881 r.). Z kolei premiera straszyły wizje, że kontrolę nad Palestyną przejmą Amerykanie, co sugerowała prasa, tymczasem front znieruchomiał pod Gazą aż do jesieni.

Z ponagleń powstała pierwsza wersja oferty, przyjęta bez entuzjazmu. Wyjątkowo kuriozalnie brzmi zarzut, że prezentowany tekst był… zbyt precyzyjny, z czym zgodził się lord Balfour. Istotnie – Londyn miał doświadczenie w mętnych traktatach.

Finalny tekst jest o połowę krótszy, z treścią (pomijając grzecznościowy ornament) skupioną w zdaniu: „Rząd Jego Królewskiej Mości jest przychylny ustanowieniu w Palestynie żydowskiej siedziby narodowej i dołoży możliwych starań, by zrealizować ten cel”.

Jedno zdanie skrywa dwie precyzyjnie skonstruowane pułapki, które nadal zbierają żniwo. Nikt nie wie, czym jest „siedziba narodowa”, bo pojęcie powstało dopiero w tej deklaracji. Zdaniem jednych to państwo, lecz gdyby Balfour chciał, użyłby tego słowa. Sam Weizman skłaniał się ku centrum kultury i duchowości, inni ku niejasnej „wspólnocie”, Lloyd George i Churchill sugerowali „państwo”, ale dopiero wówczas, gdy zmienią się ludnościowe stosunki. Druga zasadzka to opis miejsca. „W Palestynie” nie znaczy to samo co „Palestyna” – w efekcie powstał szmat interpretacji w nieujętych deklaracją granicach.

Mętność satysfakcjonowała obydwie strony, Balfour wysłał więc dokument z datą 2 listopada 1917 r. do barona Rothschilda – skądinąd, zwykłą przesyłką pocztową – nie przypadkiem dwa dni po złamaniu frontu w Beer Szewie.

Od entuzjazmu stroniła elita brytyjskich Żydów, m.in. dyplomata Edwin Montagu, klan Montefiore i Stowarzyszenie Anglo-Żydowskie w Wielkiej Brytanii, otwarcie wrogie syjonizmowi. Uważali, że konflikt lojalności Żydów w przybranych ojczyznach zbudzi antysemickie demony. Wkrótce Alfred Rosenberg wkomponował deklarację Balfoura w mit „ciosu w plecy” i światowy spisek żydowski, karmiąc tym retorykę Hitlera.

Ponadto zanim marszałek Edmund Allenby zdobył Jerozolimę, Londyn miał na głowie wrogość Arabów. Dyplomacja brytyjska dała się zaskoczyć, gdy bolszewicy w szafie MSZ Rosji znaleźli tajne porozumienie Sykesa z Picotem, które przedrukował przodek „Guardiana” – cokolwiek McMahon obiecał Arabom, było cynicznym kłamstwem, a Balfour przekreślił ostatnie złudzenia.

Czytaj więcej

Tel Awiw: W koszarach znaleziono alkohole z czasów I wojny światowej

Brytyjscy oficerowie również nie mieli złudzeń, że deklarację da się wypełnić tylko z użyciem siły. Istotnie, krew lała się w Jaffie, nim Londyn uzyskał Mandat, więc kontyngent wojskowy rósł wykładniczo z kosztami. Wicehrabia Northcliffe, potężny magnat prasowy, proroczo odnotował w nobliwym „Timesie”, że Wielka Brytania funduje sobie nową Irlandię, a następca Balfoura, słynny George Curzon, uznał deklarację za najgorsze z brytyjskich przyrzeczeń.

Będąca pod wrażeniem wydatków Izba Lordów już w 1922 r. – tym samym, gdy Liga Narodów oddała Palestynę pod zarząd brytyjski – unieważniła deklarację Balfoura, lecz Izba Gmin zdecydowała odwrotnie, porwana imperialną mową Churchilla.

Wszakże treść deklaracji była niejasna, jak w chwili powstania. Znamienne, że pierwszym gubernatorem Mandatu został ten sam Herbert Samuel, który pracował nad dokumentem, lecz zaplątany w sprzecznościach błagał rząd o instrukcje, co właściwie wynika ze zobowiązań. Miała to wyjaśnić „Biała księga” Churchilla (oficjalny dokument przyjęty 3 czerwca 1922 r. przez Izbę Lordów, wyjaśniający, w jaki sposób Wielka Brytania rozumie obietnicę zawartą w deklaracji Balfoura o utworzeniu w Palestynie „żydowskiej siedziby narodowej”), pierwszy raz sugerując ograniczenie imigracji żydowskiej, jednak narastający terror prędko unurzał ją we krwi.

Strona maszynopisu, skatalogowana pod numerem 41178 w Bibliotece Brytyjskiej, jest jednym z dziwniejszych dokumentów dyplomatycznych stulecia. Osobliwość tyczy się nie tylko języka i treści, ani dalekosiężnych skutków; wielu zdumiewa, czemu przytłoczona wojną Wielka Brytania skupiła się na kwestii żydowskiej.

Filosemicki zwrot

Pozostało jeszcze 98% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Historia świata
Strefa Gazy: ofiara mocarstw czy ojczyzna terroryzmu?
Materiał Promocyjny
Jak przez ćwierć wieku zmieniał się rynek leasingu
Historia świata
Królowa Mauretanii – córka Kleopatry i Marka Antoniusza
Historia świata
Masońska Ameryka – prawda czy mit?
Historia świata
Londyn, wojenna stolica rozrywek
Materiał Promocyjny
5G – przepis na rozwój twojej firmy i miejscowości
Historia świata
„Duce zawsze ma rację!”
Materiał Promocyjny
Nowości dla przedsiębiorców w aplikacji PeoPay