O wojnie narracji. Nie wystarczy wygrać konflikt, trzeba też obronić swoją rację

Narracja, czyli opowieść, jest dla wojujących ważna z wielu przyczyn. Po pierwsze, legitymizuje podjęte działania, po drugie, konsoliduje grupę (może być nią zarówno wędrujący do boju oddział, jak i całe społeczeństwo), po trzecie, przedstawia „właściwą” interpretację minionych zdarzeń.

Publikacja: 19.12.2024 21:00

Zdobycie Jerozolimy podczas I krucjaty, 15 lipca 1099 r.

Zdobycie Jerozolimy podczas I krucjaty, 15 lipca 1099 r.

Foto: Wikimedia Commons

Gdy na przełomie XIV i XIII w. przed Chrystusem Ramzes II wybierał się z czterema dywizjami pod syryjskie Kadesz wojować z Hetytami, to nie robił tego wyłącznie w celu zachowania zdobyczy swojego ojca Setiego I, ale, jak opowiada zapisana na murach wschodniej ściany wielkiej świątyni w Luksorze dynastyczna propaganda, chciał uratować oba Królestwa (Górnego i Dolnego Egiptu) przed zagrożeniem ze strony śmiertelnego wroga. Czy w istocie Hetyci byli wrogami Czarnej Ziemi, jak nazywano Egipt epoki Środkowego Państwa? Nie bardzo.

Bitwa pod Kadesz: Hetyci kontra Egipcjanie

W przeciwieństwie do wygnanych za poprzedniej XVIII dynastii Hyksosów, Hetyci Mutawallisa II nie byli nikim innym, tylko azjatycką potęgą, która strategicznie mogła ograniczyć wpływy XIX dynastii w spornej Syrii. I temu sprzeciwiał się Ramzes II, a nie bronił ojczyzny przed inwazją. Bitwa pod Kadesz jest kapitalnym i pewnie najbardziej klasycznym przykładem triumfu politycznej narracji. Sama konfrontacja pod Kadesz nad Orontesem nie była sukcesem Ramzesa w stylu, którego autorem był Seti I. Już pierwszego dnia rydwany Hetytów omal nie zniszczyły dywizji Ra, którą uratowała kawaleryjska szarża samego Ramzesa i oddziałów dywizji Amona.

Czytaj więcej

Ramzesa Wielkiego paszport do wieczności

Opowieść na ścianach luksorskiej świątyni przedstawia to tak: „Jego Królewska Mość rzucił się między szyki nikczemnego Hetyty sam jeden. Ruszył naprzód, a gdy się rozejrzał, ujrzał, że otacza go 2500 rydwanów, zmierzających do niego, oraz wszyscy zwiadowcy nikczemnego Hetyty i licznych krajów, które mu towarzyszyły”. Połączonym siłom egipskim w istocie udało się zniszczyć rydwany Hetytów, co miało znaczenie zwłaszcza podczas zmagań drugiego dnia bitwy, kiedy Hetyci dotkliwie odczuli ich brak. Nie byli po prostu w stanie – mimo przewagi w piechocie – skutecznie podążyć w pogoń za atakującymi wozami bojowymi Ramzesa. Bitwa trwała jeszcze kolejny dzień, ale bez egipskiej przewagi. Pułki Ramzesa skutecznie odbijały się od dwukrotnie większych sił piechoty anatolijskiej Hetytów. Nie udało im się też zdobyć bronionego przez Hetytów Kadesz. Porozumiano się więc w sprawie zawieszenia broni, potem rozejmu, po którym wojska Ramzesa II rozpoczęły powrót nad Nil, a Hetyci przystąpili do pacyfikacji Syrii. Strategicznie wygrali więc oni.

A jak przedstawia to narracja dynastyczna Ramessydów? Opowieść na murach świątyni Amona w Luksorze przedstawia wielki relief triumfującego wodza na tle pokonanych wrogów, a faktyczny list Mutawallisa II w wersji przetworzonej przez egipską propagandę brzmi tak: „Twój pokorny sługa oznajmia, iż jesteś synem Re, z jego ciała, tym, pod którego władzę oddał on połączone kraje. Egipt i kraj Hatti to twoi słudzy, leżą u twych stóp, dał ci je twój ojciec boski Re. Tak wielka jest twa władza i twa moc ciąży na kraju Hatti. Czyż nie godzi się, byś zabił twe sługi, ze straszliwym gniewem na twarzy, bez litości? Spójrz na wczorajszy dzień, zabiłeś sto tysięcy ludzi, a dziś powracasz i nie szczędzisz pozostałych. Nie sroż się zanadto, zwycięski królu. Pokój lepszy niż wojna. Daj nam tchnienie życia”.

Czytaj więcej

Pokój z Hetytami

Nic więc dziwnego, że po zapoznaniu się z listem przeciwnika Ramzes II i jego doradcy łaskawie godzą się na pokój i wracają do domu. Pointą do tej historii niech będzie stwierdzenie, że narracja z XIV/XIII w. przed Chrystusem ze ścian świątyni w Luksorze była niepodważalna do 1930 r., kiedy pracujący w anatolijskim Bogazkoy archeolodzy odnaleźli i odczytali gliniane tabliczki z archiwum królów hetyckich. Dopiero wtedy świat dowiedział się prawdy o bitwie pod Kadeszem i prysnął mit triumfu faraona. Tak silna była opowieść Egiptu. Ale – by oddać sprawiedliwość logice dziejów – to przede wszystkim wina Hetytów. Nie zostawili po sobie wielkich świątyń, nie upowszechnili własnej narracji. Byli słabi medialnie.

Krucjaty w narracji chrześcijan i muzułmanów

Nie ma większego konfliktu narracji – nie tylko wojennej w wiekach średnich – niż kwestia krucjat. Dla muzułmanów, a za nimi większości współczesnego świata, wyprawy krzyżowe to rzeź urządzona przez chrześcijan muzułmańskim braciom, a data 15 lipca 1099 r., kiedy chrześcijańska wojskowa czerń wyrżnęła w jerozolimskiej świątyni Al-Aksa chroniące się tam kobiety, dzieci i starców, to zbrodnia, której okupienie nie jest i nigdy nie będzie możliwe. Tak o niej pisze w swoim arcydziele o krucjatach Steven Runciman: „Krzyżowcy, pijani zwycięstwem odniesionym po tylu udrękach, rozbiegli się po ulicach, wdzierali się do domów i meczetów, zabijając każdego, kto wpadł im w ręce, nie wyłączając kobiet i dzieci. Masakra ta trwała całe popołudnie i całą noc. Proporzec Tankreda nie uratował życia ludziom, którzy schronili się w meczecie Al-Aksa. Wczesnym rankiem gromada krzyżowców wdarła się do meczetu, nie oszczędzając nikogo. Kiedy kilka godzin później Rajmund z Aguilers poszedł na teren Świątyni, musiał przedzierać się przez stosy trupów i brodził we krwi, która sięgała mu po kolana.(…) To właśnie ten krwawy dowód fanatyzmu chrześcijańskiego obudził na nowo fanatyzm muzułmański. [...] pamięć o tej rzezi stanowiła przeszkodę nie do przebycia”.

Wyrzynanie całej populacji zdobywanych miast było wtedy i wcześniej dość powszechne

Do dziś wiele radykalnych grup bojowych świata islamu wypisuje na sztandarach słowo „Al-Kuds” (arabska nazwa Jerozolimy). Nie tylko dlatego, że miasto ma status świętego, ale przede wszystkim dla przypomnienia tamtej tragedii. Czy w istocie była tak potworna, że winna być „matką wszystkich wojen”? Pewnie nie, bo nie była w owym czasie niczym nadzwyczajnym. Wyrzynanie całej populacji zdobywanych miast było wtedy i wcześniej dość powszechne, a na dodatek znaczną część ludności uratował jeden z wodzów – Rajmund z Tuluzy, inny zaś – Tankred – bronił muzułmanów w świątyni Al-Aksa jak swoich.

Czytaj więcej

Krucjaty – szaleństwo, które się opłaciło

Ile osób zginęło? Żródła chrześcijańskie mówią o 10 tys., muzułmańskie – o 70 tys., a niektóre współczesne twierdzą, że 15 lipca 1099 r. w Al-Kuds zginęło nie więcej niż 3 tys. ludzi. Nie jest to więc liczba porażająca, w porównaniu z takim np. zdobyciem Akki przez tychże muzułmanów w 1191 r., podczas którego zginęło pewnie dwa razy tyle obrońców, a samo miasto zostało kompletnie zburzone. Jednak to pestka dla muzułmanów, w porównaniu ze zbrodnią w Al-Kuds. Co ciekawe, ta dość powszechnie obowiązująca współcześnie narracja jest dzieckiem oświecenia i poprawności politycznej.

Czytaj więcej

Europejskie rycerstwo i krzyżackie rejzy

Jeszcze 100 lat temu obowiązywała całkiem inna narracja, która opowiadała o heroizmie natchnionych duchem świętym chrześcijan, którzy całkiem słusznie wybrali się w daleką podróż w obronie Grobu Świętego. „Deus vult!”, czyli „Bóg tak chce!” – krzyczał na synodzie w Clermont (1095 r.) papież Urban II, a jego okrzyk podchwyciły tysiączne rzesze krzyżowców. Jakie były ich racje? Całkiem słuszne. Po pierwsze wezwał ich cesarz grecki Aleksy II Komnen, któremu zagrozili dzicy i agresywni Turcy Seldżuccy, którzy pokonali i podbili kalifat. To oni byli głównymi wrogami, nie Arabowie. To oni zamknęli szlaki pielgrzymkowe i wisieli jak groźba nad ówczesnym Pax Mundi. Krzyżowcy walczyli głównie z nimi. Co więcej, poza nielicznymi i niechlubnymi wyjątkami (Renald z Châtillon i niektórzy z templariuszy) większość liderów Królestwa Jerozolimskiego forsowała doktrynę o konieczności pokojowego współżycia z muzułmanami. Dobre czasy skończyły się jednak wskutek błędów i ludzkiej głupoty w 1187 r. pod Hittinem. A potem przyszli Mamelucy i zamknęli ten etap w dziejach świata. Kto zyskał na tym? Kto stracił? Trudno dziś orzec. Niemniej naprawdę może dziwić, że ten konflikt narracyjny sprzed wieków do dziś jest żywy i do dziś w jego imię ludzie wysadzają się w powietrze lub pędzą morderczymi ciężarówkami po spokojnych nadmorskich bulwarach i ulicach miast współczesnej Europy. Ot, siła narracji.

Liczni późniejsi naśladowcy krucjat

Przykłady takie jak powyżej można mnożyć w nieskończoność. Wojny husyckie, reformacja i kontrreformacja, rewolucja francuska z obrońcami ancien régime’u po jednej stronie, a Dantonem i Robespierre’em z drugiej. Fantastycznym przykładem jest konflikt narracji o kolonializm, gdzie z jednej strony triumfował pogląd, że europejscy zdobywcy niosą światło nauki i wiary dla prymitywnych ludów, z drugiej (znów to lepiej się wpisuje w tory nowoczesnej poprawności politycznej), że było to dyktowane najniższymi instynktami ludobójstwo.

Podobnie jak Litwini do „idei jagiellońskiej” odnosiły się ruchy narodowe na Białorusi i Ukrainie

A czyż nie chwalimy dziś Piłsudskiego za odświeżenie przez niego idei jagiellońskiej? Tyle że była ozdrowieńcza i ważna tylko dla części polskich elit. Jej kaleka realizacja w wydaniu gen. Żeligowskiego spowodowała nigdy niewygaszony konflikt z Litwą. Podobnie jak Litwini do „idei jagiellońskiej” odnosiły się ruchy narodowe na Białorusi i Ukrainie. Im „idea jagiellońska” kojarzyła się głównie z feudalizmem i żarłocznością polskich panów.

Czytaj więcej

Jak polityczny gangster uwiódł Niemców

A teraz skok na mapie ruchem konika szachowego do Berlina, niecałe dwie dekady po tym, jak Piłsudski powrócił do „idei jagiellońskiej”. Oto pewien były kapral, który w międzyczasie napisał ważną dla swojego pokolenia książkę, a później został kanclerzem, budzi i przywołuje ku entuzjazmowi militarystów tysiącletnią myśl „Drang nach Osten”. Rozentuzjazmowani Niemcy wiwatują, a przemysł zbrojeniowy już buduje czołgi, samochody pancerne. Zaraz zacznie się wrzesień 1939. Czyż owa myśl o parciu germańskiej rasy na wschód to niedalekie echo „idei jagiellońskiej”, tyle że w innych ustach, choć w tym samym kierunku? I czemu ta pierwsza wciąż świeci jak klejnot, a druga przepadła z kretesem? Tylko ze względu na porażkę „sturmerowskiej” narracji III Rzeszy. Gdyby nie Stalingrad i Normandia, mogło być odwrotnie.

Tu trzeba zatrzymać pęd rozgrzanej do czerwoności klawiatury. Pojęcie wojny ma bardzo wiele znaczeń. Wojna to też ścieranie się opowieści. Opowieści, które są potrzebne ludziom czynu jak śmiercionośna broń, czołgi, bomby i samoloty. Bo cóż kiedy wygra się konflikt, a nie obroni swojej racji? Przyjdą inni i posprzątają. Tak jest w dziejach, a pierwszy najlepiej to pojął geniusz Ramzesa II.

Gdy na przełomie XIV i XIII w. przed Chrystusem Ramzes II wybierał się z czterema dywizjami pod syryjskie Kadesz wojować z Hetytami, to nie robił tego wyłącznie w celu zachowania zdobyczy swojego ojca Setiego I, ale, jak opowiada zapisana na murach wschodniej ściany wielkiej świątyni w Luksorze dynastyczna propaganda, chciał uratować oba Królestwa (Górnego i Dolnego Egiptu) przed zagrożeniem ze strony śmiertelnego wroga. Czy w istocie Hetyci byli wrogami Czarnej Ziemi, jak nazywano Egipt epoki Środkowego Państwa? Nie bardzo.

Pozostało jeszcze 96% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Historia świata
Wojna Jom Kippur i pokojowy spisek Kissingera
Historia świata
Eugenika: barbarzyńska zabawa w Boga
Historia świata
Pełen złota wrak statku w kopalni diamentów
Historia świata
Panika po słuchowisku o inwazji Marsjan. „Wojna światów” i wojna manipulacji
Historia świata
Habsburgowie na tronie Węgier: Maria Teresa i Franciszek Józef
Materiał Promocyjny
Nest Lease wkracza na rynek leasingowy i celuje w TOP10