Niedawno osadzono na szczycie iglicy, na wysokości 96 m, złoconego koguta – do środka włożono bullę z nazwiskami 2 tys. osób, które w szczególny sposób przysłużyły się odbudowie. Wieczorem 7 grudnia katedra zostanie kanonicznie na nowo otwarta, choć zaproszony na ceremonię papież Franciszek nie przybędzie. Główne przemówienie wygłosi prezydent Emmanuel Macron. Arcybiskup Paryża Ulrich uderzy pastorałem w drzwi katedry, a te się symbolicznie otworzą. Podczas liturgii rozlegnie się głos nowych organów, które zastąpią te spalone w pożarze. Uroczystość w katedrze zakończy uroczyste „Te Deum”, które zarazem zainauguruje wielki koncert na dziedzińcu. 8 grudnia, w święto Zwiastowania, w pontyfikalnej mszy pod przewodnictwem arcybiskupa Paryża przy ołtarzu stanie delegacja kardynałów i biskupów z całego świata. Świecka Francja przejęła na siebie wszelkie koszty, łącznie ze sfinansowaniem ornatów dla hierarchów. Zaprojektował je Jean-Charles, markiz de Castelbajac, znany również jako JC/DC, światowej sławy projektant mody, ubierający m.in. Madonnę, Rihannę i Lady Gagę.
Ponad 800 lat historii Notre Dame
Kiedy przed pięcioma laty 96-metrowa wieża runęła trawiona ogniem, a morze płomieni pochłaniało ponad 800-letni dębowy dach, wydarzenie urosło do rangi katastrofy. Inferno w sercu Paryża wstrząsnęło laicką Francją tak bardzo, że prezydent Macron zdecydował się symbol francuskiej stolicy – jeden z trzech obok wieży Eiffla i Łuku Triumfalnego – odbudować w pięć lat. Jako perła gotyckiej architektury katedra przynależy do światowego dziedzictwa ludzkości. Dla Francji natomiast pełni tę samą rolę co w Polsce Wawel. To w Notre Dame król Karol VII świętował zwycięstwo nad Anglią w wojnie stuletniej, tu bili pokłony rewolucjoniści „Najwyższej Istocie”, sercu nowej religii racjonalności, zanim zacienione mury katedry wykorzystali jako magazyn win. Tu koronował się Napoleon na cesarza Francuzów. Tu wybrzmiało „Te Deum” kończące I wojnę światową, a dzwony Notre Dame ogłosiły wyzwolenie Paryża z kleszczy Hitlera. Wreszcie pod sklepieniem katedry Francja żegnała twórcę jej współczesnego wcielenia, prezydenta Charles’a de Gaulle’a.
Czytaj więcej
Jak najwyżej, jak najszybciej, a przede wszystkim na chwałę twórców, nie Stwórcy – tak już się ki...
Swoją biografię katedra zaczęła pisać w XII w., kiedy w 1163 r. biskup Maurice de Sully budowlą z białego wapienia w stolicy Francji postanowił zademonstrować siłę chrześcijaństwa. Wyeksponowane miejsce na Île de la Cité (wyspie Sekwany), gdzie stała niegdyś pogańska rzymska świątynia, raz na zawsze zaanektował dla chrześcijańskiego Boga. Budowa katedry ciągnęła się niemal 200 lat (1163–1345), co odpowiadało średniej czasowej, w jakiej w XII i XIII w. wznoszono te gotyckie świątynie. Wyrażały się w nich marzenia ludzi, którzy przed 800 laty niebotyczną jak na ówczesne czasy wysokością chcieli dorównać świętym i sięgnąć ich nieba. Żyli w epoce, która doświadczenie Boga wyrażała w przestrzeni, świetle i kamieniu. Bo nic bardziej wtedy nie przydawało sensu życia, jak pełen lęków wyścig o wieczne zbawienie.
Tymczasem jeszcze na początku XII w. świątynie, w których człowiek średniowiecza korzył się przed Bogiem, spowijał ponury mrok. Grube mury i niewielkie okna romańskich kościołów przepuszczały do wewnątrz minimalną ilość światła. Także w pierwszej co do rangi świątyni Francji, a leżącej kilka kilometrów na północ od Paryża w opactwie Saint-Denis. W jej krypcie spoczywał ojciec Karola Wielkiego, król Pepin, oraz cała plejada późniejszych władców z dynastii Franków. „Ale jak w takich mrokach można chwalić Boga?” – pytał opat Suger. Jego wyobraźnia orbitowała wokół „pałacu światła”. Aż swoje wyobrażenia przekuł w czyn. W 1137 r. przedłożył plan budowy nowej świątyni, która zrewolucjonizowała dotychczasową architekturę.