Jak zwężano bramę do Stanów Zjednoczonych

Nowo wybrany prezydent USA głosi bardzo zdecydowane hasła antyimigranckie. Niektórych to szokuje, ale warto wiedzieć, że w historii to już wiele razy się zdarzało.

Publikacja: 29.11.2024 04:43

W kolejce po amerykański sen... czyli imigranci na wyspie Ellis Island, 1905 r. Do 1954 r. skontrolo

W kolejce po amerykański sen... czyli imigranci na wyspie Ellis Island, 1905 r. Do 1954 r. skontrolowano tam ponad 12 mln osób

Foto: Hulton Archive/Getty Images

USA powstały na bazie imigrantów. Obywatele tego kraju w zdecydowanej większości wywodzą się z tych, którzy do Nowego Świata skądś przybyli – jedni dobrowolnie, inni jako niewolnicy. Z tych imigrantów składała się w większości początkowa społeczność USA, bo rdzenna ludność Ameryki była niszczona i zamykana w rezerwatach. Tak działo się mniej więcej do ostatniej dekady XIX w. Każdy, kto przebył ocean, włączał się do tej społeczności, która była prawdziwym tyglem narodów. Potem jednak to zaczęło się zmieniać – i o tym właśnie chcę opowiedzieć.

Pierwsze ograniczenia imigracji – Chińczycy

W okresie od zakończenia wojny secesyjnej do 1880 r. imigracja do Stanów Zjednoczonych nie podlegała żadnym ograniczeniom. Imigrantami byli głównie Niemcy i Irlandczycy. Zdarzali się również Włosi, Polacy, Żydzi i Rusini (Ukraińcy). Nie powodowało to większych problemów, ludzie ci dość szybko się asymilowali i znikali w tzw. wielkim tyglu (The Melting Pot) formującym w miarę ujednolicone amerykańskie społeczeństwo.

Sytuację tę zaburzał duży napływ Chińczyków, którzy przybywali masowo i byli gotowi pracować za wynagrodzenie znacznie mniejsze niż wymagane przez Amerykanów. I nie integrowali się. Uznano, że to zagraża spoistości USA, w związku z czym Kongres wydał w 1882 r. The Chinese Exclusion Act, zabraniając na dziesięć lat przyjmowania chińskich imigrantów. Po upływie dekady ograniczenia tego nie cofnięto. Wręcz przeciwnie – poszerzono ograniczenia generalnie na wszystkich Azjatów (z wyłączeniem Japończyków). Oczywiście, w okresie wojny na Pacyfiku ograniczenie to objęło także Japończyków i było bardzo surowo przestrzegane.

Ograniczenia z powodów moralnych, zdrowotnych i rasowych

Skoro udało się stworzyć barierę uniemożliwiającą imigrację Azjatów, w 1903 r. Kongres wprowadził zakaz imigracji do USA ludzi uznanych za niemoralnych. Prawa wjazdu do Stanów odmówiono mężczyznom bigamistom i anarchistom, a także „kobietom przybywającym w celach niemoralnych” (ciekawe, jak je rozpoznawano?).

Skoro tak dobrze poszło z Chińczykami i „osobami niemoralnymi”, Kongres USA w 1907 r. przyjął jeszcze jedną zasadę: do Ameryki będą przyjmowani tylko ludzie zdrowi. Teoretycznie chodziło o wyeliminowanie osób chorych na gruźlicę i inne choroby zakaźne. Praktyka była taka, że osoby słabe, chore (na cokolwiek), kalekie lub po prostu stare nie miały prawa zejścia na amerykański ląd i były odsyłane przymusowo do kraju, z którego przybyły.

Aby „segregować” przybyszów na tych, których można wpuścić, i na tych, których trzeba odesłać, powołano w 1891 r. specjalny urząd imigracyjny, a żeby nie zdarzały się ucieczki „niepożądanych imigrantów” wprost do Manhattanu, stworzono w 1892 r. na małej wyspie Ellis Island, położonej u wejścia do portu w Nowym Jorku, stację imigracyjną, gdzie kandydatów na imigrantów oceniano na podstawie dokumentów, jakie potrafili przedstawić. Ustalano ich tożsamość i powody przybycia do USA oraz sprawdzano ich stan zdrowia. Stacja na Ellis Island działała do 1954 r. W sumie skontrolowano tam ponad 12 mln osób.

Czytaj więcej

Pierwszy Cesarz i jego zmartwychwstała armia

W USA popularne były koncepcje eugeniczne, dzielące ludzi na rasowo mniej albo bardziej wartościowych, przy czym wierzono, że potomstwo tych bardziej wartościowych będzie wzbogacało rasowo społeczeństwo, a ci mało wartościowi powinni nie mieć dzieci, żeby „nie psuć rasy”. Koncepcje te z punktu widzenia dzisiejszych kryteriów są zbrodnicze, ale na tej bazie pod koniec XIX w. działały w USA: Stowarzyszenie Badań nad Eugeniką oraz Amerykański Komitet Selektywnej Imigracji. Autorytetem, który naukowo miał uwiarygodnić te poglądy, był Leonard Darwin, syn słynnego Karola Darwina, twórcy teorii ewolucji.

Zasada niewpuszczania do USA ludzi „mało wartościowych eugenicznie” uderzyła m.in. w imigrantów z Polski. Zwolennicy „higieny rasowej” uważali bowiem, że eugenicznie najwartościowsi są imigranci z północno-zachodniej Europy, natomiast za gorszy materiał na amerykańskich obywateli uważano mieszkańców Europy południowo-wschodniej, w tym zwłaszcza Polaków, Rusinów i Ukraińców. Wyrządzono w ten sposób ogromną liczbę krzywd.

Limity dla obywateli różnych państw

Człowiekiem, który optował za znaczącym ograniczeniem liczby tych mniej wartościowych imigrantów był Albert Johnson ze stanu Waszyngton. Został on wybrany do Kongresu USA w 1913 r. i był wybierany w aż dziewięciu kolejnych kadencjach. Jednym z fundamentów jego popularności była głoszona od 1919 r. teza, że trzeba nałożyć ścisłe limity na liczbę imigrantów. Kongres poparł jego koncepcje i w 1921 r. wydał ustawę, że w 1922 r. liczba imigrantów nie może przekroczyć 357 tys. osób. Powszechnie wiadome było, że jest to wymierzone w Polaków i Włochów, których w 1921 r. przybyło do USA 685 tys.

W 1923 r. do działań kongresmena Johnsona przyłączył się kongresmen David A. Reed ze stanu Pensylwania, który zaproponował, żeby limit nowych imigrantów uzależnić od liczby osób określonej narodowości już mieszkających w USA, przy czym przelicznik przyjęto na poziomie 2 proc. Odpowiednią ustawę uchwalono w 1924 r.

Odpowiednią ewidencję obywateli różnych narodowości przeprowadzono z dużymi trudnościami technicznymi, ale cel osiągnięto. Najwięcej obywateli USA przyznawało się (nie zawsze prawdziwie...) do pochodzenia z Wielkiej Brytanii, Irlandii i Niemiec. Odpowiednie liczby dopuszczalnych nowych imigrantów z tych krajów ustalono więc po stosownych obliczeniach na: 65 721, 17 830 i 25 957 rocznie. Zabawne są te liczby podające limity z dokładnością do pojedynczych osób, ale w praktyce były one egzekwowane z pełną stanowczością.

Polakom w wyniku opisanych zasad przyznano limit 6524 nowych imigrantów. To było o wiele za mało w stosunku do potrzeb, ale i tak było to więcej niż limit roczny przyznany Rumunii (295 osób) czy Bułgarii (100 osób rocznie). Warto dla porównania dodać, że Wolne Miasto Gdańsk, powołane jak wiadomo przez traktat wersalski dla osłabienia polskiego dostępu do morza, także dostało limit 100 imigrantów.

Twardych limitów nie dało się utrzymać, gdy do Ameryki zaczęli napływać imigranci ze zrujnowanej wojną i dodatkowo ogarniętej przymusową komunizacją Europy. Amerykanie nie anulowali ustawy Johnsona–Reeda (którą nadal uważali za długofalowo niezbędną), ale w latach 1948, 1950 i 1952 wydali na doraźne potrzeby specjalne ustawy łagodzące (przejściowo) ograniczenia – zwłaszcza w odniesieniu do „dipsów” (displaced persons), czyli osób z takich lub innych powodów pozbawionych domów rodzinnych. W 1948 r. wprowadzono także kategorię uchodźców politycznych, którym udzielano azylu. Chętnych było tak wielu, że zaczęto zastanawiać się nad ustaleniem także i w tej kategorii jakichś limitów, ale na szczęście do tego nie doszło.

W 1963 r. otwarta została nowa furtka. Obejmujący władzę po zamordowanym prezydencie Kennedym Lyndon Johnson wprowadził zasadę łączenia rodzin. Wielu przebywających już w Stanach imigrantów pozostawiło w krajach, z których się wywodzili, swoje rodziny. Jonson wprowadził zasadę, że członków rodziny można ściągać do USA bez względu na wszystkie limity. Roczna liczba imigrantów momentalnie wzrosła z około 200 tys. rocznie do ponad miliona.

Czytaj więcej

J.D. Vance, czyli marna przyszłość dla bidoków

Ameryka dla Amerykanów

Ograniczenia, które wyżej opisałem (wraz z odstępstwami od nich), początkowo nie dotyczyły obywateli Meksyku i wszystkich państw Ameryki Środkowej. Biorąc pod uwagę obecną sytuację, gdzie z inicjatywy prezydenta USA zbudowano wielokilometrowy płot na granicy z Meksykiem, żeby ograniczyć nadmierny napływ Latynosów, fakt, że omówiona wyżej ustawa Johnsona–Reeda w żaden sposób nie limitowała liczby imigrantów z tego kierunku, był wręcz kuriozalny. Wprost przeciwnie: hasło „Ameryka dla Amerykanów” traktowało wszystkich mieszkańców obu amerykańskich kontynentów jako mile widzianych imigrantów, a powołana do życia Straż Graniczna miała jedynie sprawdzać, czy z terenu Meksyku nie usiłują się dostać do USA mieszkańcy Europy Wschodniej i Południowej. A dochodziło do takich prób, bo dotarcie z Europy do Meksyku nie było specjalnie trudne.

W rezultacie populacja latynoska w USA wzrosła z 4 proc. w 1970 r. do 18 proc. w roku 2015. Język hiszpański stał się w USA tak powszechnie używany, że w wielu miejscach pojawiły się dwujęzyczne napisy, wydawano gazety w języku hiszpańskim, były całe dzielnice miast zasiedlone przez Latynosów. Wkrótce okazało się, że mniejszość etniczna Latynosów jest w USA znacznie liczniejsza niż Afroamerykanów, których populacja też wzrosła, ale tylko do 14 proc. Jak wiadomo, w końcu zaczęło to przeszkadzać anglojęzycznym Amerykanom i prezydent Trump za swojej pierwszej kadencji wprowadził drastyczne ograniczenia, ale nadal działające prawo o łączeniu rodzin powoduje ciągły napływ Latynosów.

Jak widać z przytoczonych wyżej wiadomości, Stany Zjednoczone, które początkowo otwierały szeroko bramę przed każdym imigrantem, żeby zagospodarować swój ogromny obszar, z biegiem lat próbowały ją na różne sposoby zwężać. Dla tych, którzy pragnęli żyć w Nowym Świecie, było to znacznym utrudnieniem. Pochodząca z okresu pionierskiej kolonizacji Ameryki opowiastka o „wielkim tyglu” (The Melting Pot), który z wielonarodowej zbieraniny imigrantów wytwarza jednorodne społeczeństwo Stanów Zjednoczonych, była przez wiele lat dramatycznie nieaktualna.

Ale wszystko się zmienia. Historia kołem się toczy...

Autor jest profesorem AGH w Krakowie

USA powstały na bazie imigrantów. Obywatele tego kraju w zdecydowanej większości wywodzą się z tych, którzy do Nowego Świata skądś przybyli – jedni dobrowolnie, inni jako niewolnicy. Z tych imigrantów składała się w większości początkowa społeczność USA, bo rdzenna ludność Ameryki była niszczona i zamykana w rezerwatach. Tak działo się mniej więcej do ostatniej dekady XIX w. Każdy, kto przebył ocean, włączał się do tej społeczności, która była prawdziwym tyglem narodów. Potem jednak to zaczęło się zmieniać – i o tym właśnie chcę opowiedzieć.

Pozostało 94% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Historia świata
Tajemnica kamienia runicznego wikingów rozszyfrowana
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Historia świata
Kto przygarnie Syrię po upadku Baszara Asada?
Historia świata
Komu zawdzięczamy gotyckie katedry?
Historia świata
„Gorączka złota” w średniowiecznej Europie
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Historia świata
Człowiek nie pochodzi od małpy