Już pod koniec listopada 1963 r. wielu Amerykanów zastanawiało się, czy 22 listopada ich prezydent zginął w wyniku działań wrogiego mocarstwa – Związku Sowieckiego. John Fitzgerald Kennedy był przecież przywódcą, który totalnie upokorzył Chruszczowa i Sowietów podczas kubańskiego kryzysu rakietowego. Wielu Amerykanów pamiętało go jako twardego antykomunistę z lat 50., przyjaciela senatora Josepha McCarthy’ego. Tymczasem Lee Harvey Oswald, człowiek oskarżony o jego zabójstwo, był „lewackim świrem” otwarcie wyrażającym poparcie dla reżimu Castro. Był też amerykańskim zdrajcą, który w 1959 r. wyjechał do ZSRR i wyrzekł się obywatelstwa USA, by po trzech latach wrócić do Ameryki z rosyjską żoną. Czyżby więc prezydenta zabił sterowany przez Sowietów zabójca? Osławiona komisja Warrena, badająca okoliczności zamachu w Dallas, stwierdziła, że „nie znalazła dowodów”, aby Oswald był uczestnikiem jakiegokolwiek spisku na życie prezydenta, ani też, że był agentem sowieckim, a nawet by „doświadczył wyjątkowo przychylnego traktowania podczas wyjazdu do ZSRR”. W 1979 r. tzw. komisja ds. zabójstw powołana przez amerykańską Izbę Reprezentantów stwierdziła w swoim raporcie, że „rząd sowiecki nie był zaangażowany w zabójstwo” JFK, a „reakcje rządu sowieckiego oraz obywateli ZSRR wydały się wynikać ze szczerego szoku i autentycznego żalu”. Te konkluzje zostały uznane za wyjątkowo naiwne choćby przez generała Iona Mihaia Pacepę, w latach 1972–1978 wiceszefa DIE, czyli rumuńskiego wywiadu cywilnego, a później najwyższego rangą uciekiniera z komunistycznych tajnych służb na Zachód. Pacepa był przekonany, że Oswald zabił Kennedy’ego na rozkaz Chruszczowa, i twierdził, że taką opinię podzielało wielu funkcjonariuszy komunistycznych tajnych służb.
Czytaj więcej
Istnieje wiele podobnych do siebie lub całkowicie ze sobą sprzecznych teorii dotyczących okoliczności śmierci Johna F. Kennedy’ego. Jedna z nich wydaje się najbardziej racjonalna. Nie tłumaczy przyczyn postępowania Lee Harveya Oswalda, ale wyjaśnia, kto oddał ostatni strzał do prezydenta.
Lee Harvey Oswald. Spokojny Amerykanin
W białoruskim Mińsku, przy ul. Komunistycznej 4, znajduje się kamienica, w której w latach 1959–1962 mieszkał młody Amerykanin Lee Harvey Oswald. Ta okolica, przypominająca pod względem architektonicznym warszawski MDM, była wówczas resortowym osiedlem. O rzut kamieniem od dawnego mieszkania Oswalda znajduje się pomnik upamiętniający „poległych” funkcjonariuszy MWD i KGB. Oswald był wówczas oficjalnie zatrudniony w mińskiej fabryce „Gorizont” produkującej toporny sowiecki sprzęt elektroniczny. Gdy zapraszał kolegów z fabryki do swojego mieszkania, byli zdumieni tym, w jakich warunkach żyje. Jego mieszkanie było bowiem duże, kontrastujące z klitkami, w których gnieździli się sowieccy robotnicy (jednym z przyjaciół Oswalda, oddelegowanym do uczenia go rosyjskiego, był wówczas fizyk Stanisław Szuszkiewicz, w latach 1991–1994 pierwszy przywódca niepodległej Białorusi). Oswald otrzymywał też zarobki niewspółmiernie wysokie jak na stanowisko, na którym był oficjalnie zatrudniony. Miał też pozwolenie na broń, co jednoznacznie wskazywało na jego „resortowe” powiązania. Amerykanin wżenił się też w „resortową” rodzinę. Wiosną 1961 r. poślubił, po sześciu tygodniach znajomości, Marinę Prusakową, której wujek był funkcjonariuszem Ministerstwa Spraw Wewnętrznych. Prusakowa, wówczas 19-letnia studentka, mieszkała wcześniej w Leningradzie z innym Amerykaninem – dezerterem z NSA, czyli agencji zajmującej się wywiadem radiowym i elektronicznym.
Oswald przybył do ZSRR w 1959 r., korzystając z wizy turystycznej. W Moskwie poprosił o azyl, argumentując, że jest komunistą mającym dosyć życia w kraju kapitalistycznym. Zrezygnował też wówczas z obywatelstwa amerykańskiego. Oficjalna wersja mówi, że KGB potraktowała go jako nieszkodliwego wariata, nie dostrzegając w nim żadnego pożytku. Wiadomo, że w Mińsku był cały czas obserwowany przez funkcjonariuszy bezpieki, którzy nadali mu pseudonim Lichoj. Czyżby czujnym kagebistom umknęło, że Oswald był wcześniej żołnierzem marines, operatorem radaru w bazie Atsugi w Japonii, z której startowały do lotów zwiadowczych nad ZSRR supertajne samoloty U-2?
Jeden z tych samolotów, pilotowany przez Francisa Gary’ego Powersa, został zestrzelony 1 maja 1960 r. w okolicach Swierdłowska. A właściwie nie tyle zestrzelony, co strącony przez zmodyfikowany myśliwiec Su-9, który po zdemontowaniu uzbrojenia był w stanie wzbić się na pułap lotu U-2. Pilotujący go kapitan Igor Mientukow złapał amerykański samolot w swój cień aerodynamiczny, zakłócając lot U-2 i prowadząc do uszkodzenia jego skrzydeł (Sowieci wystrzelili wówczas też przeciwko U-2 trzy rakiety SA-2. Tylko jedna z nich wypaliła, ale zestrzeliła sowiecki myśliwiec Mig-19). Zasadzka przeciwko U-2 udała się bo, że Sowieci dowiedzieli się, na jakim pułapie lata ten samolot. Informacje na ten temat zdobyła KGB. – To najlepszy pierwszomajowy prezent, jaki kiedykolwiek zrobiliśmy towarzyszowi – powiedział w czerwcu 1960 r., podczas wizyty w Bukareszcie, generał Aleksander Sacharowski, szef pierwszego zarządu głównego (wywiadu zagranicznego) KGB w latach 1956–1971. Pacepa wzniósł wówczas toast za sukces Sacharowskiego. – Do dna, wypijmy za zdrowie sierżantów – powiedział, odwołując się do sowieckiej strategii wywiadowczej polegającej na rekrutowaniu niższych rangą amerykańskich funkcjonariuszy. – Cóż, on nawet nie był sierżantem – odparł Sacharowski. Czy była to aluzja do Oswalda, który w marines dosłużył się jedynie stopnia kaprala, a później został zdegradowany do szeregowego?