Stany Zjednoczone według Olivera Stone’a

„JFK” (1991 r.) w reżyserii Olivera Stone’a oceniano skrajnie: albo jako film „absurdalny” i „histeryczny”, albo „dzieło przekonujące” i „polityczny nokaut”. Zgodnie jednak przyznawano, że obraz dobrze oddawał emocje i wątpliwości Amerykanów związane z zamachem na prezydenta Kennedy’ego 22 listopada 1963 r. w Dallas.

Publikacja: 22.11.2024 04:49

Kadr z filmu „JFK”: popisowa rola Tommy’ego Lee Jonesa, który zagrał Claya Shawa – biznesmena podejr

Kadr z filmu „JFK”: popisowa rola Tommy’ego Lee Jonesa, który zagrał Claya Shawa – biznesmena podejrzewanego o udział w spisku

Foto: Warner Bros

W jednym z wywiadów Oliver Stone wyznał: „Interesują mnie alternatywne punkty widzenia”. Wybór takiej perspektywy, manifestowanej w najgłośniejszych produkcjach firmowanych jego nazwiskiem, przyniósł mu ogromną popularność i uznanie ze strony krytyków i jurorów: Stone był 11-krotnie nominowany do Nagród Akademii, trzykrotnie odbierał statuetkę Oscara i Złoty Glob, do tego zaś trzeba doliczyć kilkadziesiąt innych prestiżowych wyróżnień filmowych. Z drugiej strony jednak, właśnie ze względu na konsekwentne przyjmowanie „alternatywnych punktów widzenia”, Stone postrzegany jest jako jeden z najbardziej kontrowersyjnych twórców w uniwersum amerykańskiego kina.

Kontrowersje dotyczą przy tym nie tylko jego dzieł, ale także postaw i poglądów. Reżyser bulwersował więc opinię publiczną (a przynajmniej jej część) aprobatą poczynań i stylu rządów Władimira Putina, czemu dał zresztą wyraz w cyklu dokumentów „The Putin Interviews”, wyemitowanych w 2017 r., a więc już po aneksji Krymu. Głęboki niepokój budziły jego wypowiedzi o Hitlerze, który miałby być jedynie „kozłem ofiarnym”, a coś więcej niż niepokój – uwagi na temat „żydowskiej dominacji w mediach” uniemożliwiającej „poważną debatę o Holokauście”, odnotowane z oburzeniem przez „Haaretz”, jeden z najbardziej wpływowych izraelskich dzienników, wydawany też po angielsku. Sprawy nie ułatwiał fakt, że Stone ma żydowskie korzenie.

Kadr z filmu „JFK” (1991 r.) w reżyserii Olivera Stone’a. Na pierwszym planie: Kevin Costner w roli

Kadr z filmu „JFK” (1991 r.) w reżyserii Olivera Stone’a. Na pierwszym planie: Kevin Costner w roli prokuratora Jima Garrisona

Foto: Warner Bros

Znany jest też z bardzo surowych opinii o kolejnych amerykańskich prezydentach. Niewielu dziwiło, że sympatyzujący z lewicą i słynący z obrazowych metafor reżyser porównywał Donalda Trumpa do biblijnych demonów, ale potępienie Baracka Obamy – na którego głosował – za zbudowanie systemu inwigilacji obywateli „gorszego niż Stasi” było już dla Amerykanów zaskoczeniem. Gdy zaś w lipcu 2023 r. przyznał, że żałuje głosu oddanego na Joe Bidena, bo ten może przyczynić się do wybuchu III wojny światowej, nawet zdeklarowani wielbiciele jego dokonań poczuli się zdezorientowani.

Jednak największe dyskusje wywoływały jego filmy, bo też w nich właśnie najdonośniej – a chodzi tu również o zasięg tego przekazu – krytykował politykę Stanów Zjednoczonych w II połowie XX w., najważniejsze amerykańskie instytucje, a poniekąd i amerykańskie społeczeństwo. „Pluton” z 1986 r. ściągnął na Stone’a oskarżenia o znieważanie pamięci weteranów wojny w Wietnamie. W tym przypadku reżyser mógł się bronić: wszak brał udział w tej wojnie jako ochotnik, odbył pełną turę, był dwukrotnie ranny i został odznaczony Brązową Gwiazdą i Purpurowym Sercem, a więc odznaczeniami, które dają powód do dumy. Jego „Urodzeni mordercy” z 1994 r. doczekali się reakcji mocniejszej, bo zdaniem krytyków obraz, który miał być miażdżącym rozliczeniem się ze światem mediów masowych i mechanizmami kreacji celebrytów, w istocie bez uzasadnienia epatował przemocą i okazał się pochwałą nihilizmu.

Najgwałtowniejsza burza rozpętała się jednak wokół „JFK” z 1991 r. Filmem zainteresowały się najbardziej opiniotwórcze amerykańskie tytuły prasowe, zarzucając twórcy manipulację faktami i formułowanie bezpodstawnych oskarżeń wobec czołowych postaci polityki i osób odpowiedzialnych za bezpieczeństwo państwa w latach 60. i 70. XX w., w tym wobec następcy Kennedy’ego w Białym Domu – Lyndona B. Johnsona. Jon Margolis z „Chicago Tribune” nazywał film „obrazą dla inteligencji”, a na łamach „The New York Times” stwierdzano wprost, że film podważa zaufanie do rządu Stanów Zjednoczonych w kwestii zamachu na prezydenta, a zatem i w każdej innej kwestii. Film obejrzał Walter Cronkite, legenda amerykańskiego dziennikarstwa telewizyjnego, człowiek, który komentował na żywo wydarzenia w Dallas 22 listopada 1963 r. – i był tak wzburzony, że skrytykował nie tylko film, ale i autorów pozytywnych recenzji prasowych, podkreślając przy tym, że w filmie nie ma „ani krzty prawdy”. Ta burza właściwie nie ucichła, powraca głośnym echem przy okazji każdej rocznicy zamachu. Warto więc przypomnieć, o czym lub o kim właściwie jest film i co w rzeczywistości sugeruje nam jego twórca.

Czytaj więcej

Jacqueline Kennedy – ikona Stanów Zjednoczonych

„Wielki Jim” prowadzi śledztwo ws. śmierci Kennedy'ego

Trzeba zacząć od początku: co zainspirowało Stone’a do zrealizowania tak kontrowersyjnego filmu? Urodzony w 1946 r. reżyser chciał go nakręcić, bo uważał zabójstwo Kennedy’ego za jedno z najbardziej traumatycznych doświadczeń swojego pokolenia. Bezpośrednią inspiracją były jednak dwie książki, które stały się podstawą scenariusza: „Crossfire: The Plot That Killed Kennedy” Jima Marrsa oraz „On the Trail of the Assassins” Jima Garrisona. Tę pierwszą napisał popularny dziennikarz i pisarz specjalizujący się w teoriach spiskowych i poszukiwaniu dowodów na istnienie UFO. Tu warto jednak zająć się autorem drugiej z książek, choćby dlatego, że to on jest właściwie głównym bohaterem filmu Stone’a.

Earling Carothers Garrison, bo takie nosił pierwsze imię, zanim stał się Jamesem, przez przyjaciół zwany był „Wielkim Jimem” ze względu na imponujący wzrost (198 cm) i potężną posturę (różnił się więc nieco wyglądem od odtwarzającego jego postać Kevina Costnera). Ale co ważniejsze, jeśli wierzyć wspomnieniom znających go ludzi, był też mniej subtelny, powściągliwy i skromny niż jego filmowy odpowiednik. Złośliwi powiadali, że lubił rozgłos.

W filmie „JFK” prokuratorowi Garrisonowi (Kevin Costner) o spisku na życie prezydenta opowiada pan X

W filmie „JFK” prokuratorowi Garrisonowi (Kevin Costner) o spisku na życie prezydenta opowiada pan X (w tej roli Donald Sutherland)

Foto: Warner Bros

W 1961 r. Jim Garrison został prokuratorem okręgowym w Nowym Orleanie, gdzie dał się poznać jako bezkompromisowy stróż prawa i porządku. Rozpoczął tam od razu zwycięską walkę z prostytucją i lokalami ze striptizem kontrolowanymi przez lokalną mafię. Dzięki tym sukcesom trafił na pierwsze strony gazet. Ten „postrach przestępców” miał ponoć przy tym, jak twierdzili jego współpracownicy, „złote serce” – zdarzało mu się uwalniać podejrzanych, gdy wstawili się za nimi ich bliscy. Istniało jednak i mroczne oblicze Jima Garrisona. Zarzucano mu, że dokonuje licznych aresztowań bez dowodów, kierując się jedynie intuicją lub niesprawdzonymi donosami. Wkrótce po objęciu urzędu wdał się też w konflikt z miejscowymi sędziami, oskarżając ich o przyjmowanie łapówek i spiskowanie przeciw niemu. Ostatecznie to on sam został skazany za zniesławienie.

W 1966 r. do Garrisona dotarły informacje rozpowszechniane przez miejscowego prywatnego detektywa Jacka Martina. Martin twierdził mianowicie, że jego były przełożony, szef agencji detektywistycznej Guy Banister widywany był w towarzystwie człowieka nazwiskiem David Ferrie, a ten z kolei był dobrym znajomym Lee Harveya Oswalda. Tak rozpoczęło się najważniejsze śledztwo w karierze prokuratora Garrisona, które doprowadziło, co warte podkreślenia, do jedynego procesu sądowego związanego z zamachem na prezydenta Kennedy’ego.

Podejrzeń Jima Garrisona nie wzbudziła jedynie niezbyt spójna opowieść przypadkowej osoby. Liczący 888 stron raport, który 24 września 1964 r., po dziesięciomiesięcznym dochodzeniu, przedstawiła komisja Warrena, nikogo nie usatysfakcjonował. Prawdziwi lub samozwańczy eksperci wskazywali na liczne nieścisłości, prasa brukowa od dawna publikowała coraz bardziej sensacyjne teorie i chętnie płaciła za „nieznane relacje świadków”, a ustalenia komisji kwestionowali nawet politycy najwyższego szczebla. Podważać je miał m.in. senator Russell B. Long, który podzielił się przemyśleniami z Garrisonem (według innej wersji był to Hale Boggs, najmłodszy członek komisji Warrena, co stawiałoby raport w nowym świetle).

Śledztwo mające na celu udowodnić istnienie spisku z udziałem kilku mieszkańców Nowego Orleanu rozrastało się z biegiem czasu o nowe wątki, takie jak ruchy kubańskich kontrrewolucjonistów, inwazja w Zatoce Świn i specjalne operacje CIA (Ferrie jako pilot miał wykonywać dla agencji tajne zadania), zaangażowanie FBI (Banister pracował w FBI), a nawet niejasne powiązania domniemanych spiskowców z kręgami wojskowymi, finansowymi i przemysłowymi. W tle sprawy pojawiał się zatem spisek znacznie bardziej przerażający. Trwające ponad dwa lata dochodzenie przyniosło dwa rezultaty. Po pierwsze, Jim Garrison doprowadził do pierwszego publicznego pokazu filmu nakręconego w chwili zamachu przez Abrahama Zaprudera. Materiał ten, ukazujący śmierć prezydenta, do dziś jest jednym z koronnych argumentów przeciwników koncepcji „samotnego strzelca”. Po drugie, w 1969 r. Garrison aresztował i postawił przed sądem zamożnego nowoorleańskiego biznesmena Claya Shawa (popisowa rola Tommy’ego Lee Jonesa), którego uważał za współorganizatora spisku. Ale gdy sprawa trafiła pod obrady ławy przysięgłych, ta w ciągu niespełna godziny jednogłośnie uznała go za niewinnego.

Czytaj więcej

Zabłąkana kula. John F. Kennedy, część VII

Zamach na Kennedy'ego. Obsesja czy strategia?

Stone wyolbrzymił wątki przewijające się w śledztwie i przekształcił je w uniwersalne oskarżenie wszystkich niemal amerykańskich instytucji władzy, Jima Garrisona zaś ukazał jako nieugiętego bojownika o prawdę. A że film został znakomicie zrealizowany i tym samym skutecznie oddziaływał na wyobraźnię widzów, jego wydźwięk zaniepokoił nawet Kongres Stanów Zjednoczonych. W rezultacie powstały nowe akty prawne, pozwalające na stopniowe udostępnianie przez Archiwum Narodowe dokumentacji związanej z zamachem i prowadzonymi dochodzeniami – co pierwotnie miało się wydarzyć dopiero w 2039 r. Z okazji tej chętnie skorzystali dziennikarze, zaglądając m.in. do akt zgromadzonych przez zespół Garrisona. Okazało się wtedy, że tezy prokuratora, a co za tym idzie, narracja reżysera, są w zasadzie nie do obrony.

Znany amerykański krytyk filmowy Roger Ebert napisał w – bardzo przychylnej zresztą – recenzji „JFK”, że nie jest to film o sprawie prowadzonej przez Garrisona, lecz o obsesji Garrisona. Wielu badaczy i publicystów również podążyło tym tropem, wskazując, że Jim Garrison doświadczał po prostu tych samych emocji, co znaczna część społeczeństwa amerykańskiego – gniewu, rozgoryczenia, frustracji. Nie chciał przyjąć do wiadomości, że tak wybitny przywódca mógł zginąć z ręki nieporadnego życiowo, chwiejnego, dość infantylnego, a być może zaburzonego umysłowo samotnika. Musiał więc ujawnić spisek. W efekcie, świadomie lub w zaślepieniu, lekceważył wszelkie dane, które nie pasowały do z góry przyjętych założeń i dążył do celu wszystkimi dostępnymi środkami.

Oliver Stone – amerykański reżyser filmowy, scenarzysta i producent

Oliver Stone – amerykański reżyser filmowy, scenarzysta i producent

Foto: Gage Skidmore

Zbagatelizował więc to, że Jack Martin miał problemy z alkoholem, był karany i leczył się psychiatrycznie. Nie mógł nie zauważyć, że inny świadek, Dean Andrews, który skierował jego uwagę na rzekomego prowodyra spisku, tajemniczego Claya Bertranda, za każdym razem podawał inny opis tej osoby, dlatego uznanie, że Bertrandem jest Clay Shaw, nie opierało się na twardych dowodach. Kolejni przesłuchiwani, których zeznania miały potwierdzać sekretny związek między Oswaldem, Ferriem i Shawem oraz ich podejrzane działania, nie potrafili rozpoznać tych mężczyzn na zdjęciach. Wreszcie kluczowy świadek Perry Russo, który rozpoznał Shawa podczas rozprawy i miał wiele do powiedzenia o prywatnym przyjęciu z udziałem wszystkich podejrzanych, podczas którego rozmawiano o zamordowaniu Kennedy’ego, zdaniem biegłych został przez śledczych Garrisona „przygotowany” do zeznań za pomocą długotrwałych przesłuchań, środków chemicznych (w tym pentotalu sodu, czyli tzw. serum prawdy), a nawet hipnozy. Jak zresztą podkreślali przyglądający się sprawie dziennikarze, fakt, że podejrzani być może się znali oraz ich pełne złorzeczeń prywatne rozmowy o znienawidzonym polityku nie świadczą jeszcze o istnieniu zbrodniczego spisku. Co ciekawe, ten argument podnoszony jest często przez polskich autorów piszących na temat zamachu.

Obsesyjny charakter działań Garrisona zdaje się potwierdzać wyłaniająca się z dokumentów ewolucja jego przeświadczeń. Początkowo prokurator zakładał istnienie tajnego porozumienia małej grupy nowoorleańskich homoseksualistów, w jakiś sposób powiązanych z zabójstwem prezydenta. Główni podejrzani, jak Ferrie i Shaw, rzeczywiście byli związani z tym środowiskiem, a jego przedstawiciele nie mogli liczyć w owym czasie na społeczną akceptację i tworzyli zamknięte grona, nie byli więc godni zaufania z zasady. Grupa ta jednak w notatkach Garrisona szybko transformowała w lokalną placówkę potężnego spisku uknutego przez „kompleks militarno-przemysłowy”. A taka potęga zdolna jest do wszystkiego. Gdy więc jeszcze na początku śledztwa Garrison się dowiedział, że Ferrie zmarł nagle (zdaniem lekarzy z przyczyn naturalnych), nie porzucił sprawy mimo sugestii członków swojej ekipy i uznał bez wahania, że w grę musi wchodzić morderstwo lub samobójstwo. Warto w tym miejscu przypomnieć, że kilkunastominutowa opowieść o uwikłaniu „kompleksu militarno-przemysłowego” w spisek, którą pan X (w tej roli Donald Sutherland) dzieli się z Garrisonem, by ten zdał sobie sprawę ze skali tego, co próbuje ujawnić, to jedna z najważniejszych i najbardziej zapadających w pamięć sekwencji w filmie Stone’a.

Gwoli ścisłości, Stone, który odbył z prawdziwym Garrisonem długą rozmowę, przyznawał, że prokurator popełnił mnóstwo błędów i zbyt łatwo dawał wiarę plotkom. Zarazem jednak podziwiał jego determinację i niezłomność w obliczu potężnych przecież przeciwności. Może zatem możliwa jest inna interpretacja wysiłków Garrisona i przekazu Stone’a? Może prokuratorowi wcale nie zależało na tym, aby skazano Claya Shawa, lecz na tym, aby przez głośny, relacjonowany w mediach i szeroko dyskutowany w przestrzeni publicznej proces uświadomić Amerykanom, że oficjalne wyjaśnienia dotyczące zamachu, które im przedstawiono, są zupełnie nieprawdopodobne i opierają się na kłamstwach, przeinaczeniach i przemilczeniach? Może Stone wcale nie chciał uwiarygadniać mętnego śledztwa Garrisona, lecz przypomnieć o jego przesłaniu? Wszak nie tylko oni dwaj mieli – i podsycali – wątpliwości.

Czytaj więcej

Wszystkie twarze Lee Harveya Oswalda. Co wiadomo o człowieku oskarżonym o zabójstwo Kennedy’ego

„Zagadka owiana tajemnicą”

„Zagadka owiana tajemnicą, ukrytą we wnętrzu enigmy” – powiedział niegdyś Winston Churchill o Rosji. To samo zdanie wypowiada w filmie David Ferrie, wyrażając przy okazji przekonanie, że nikt nigdy nie rozwiąże sprawy zabójstwa prezydenta Kennedy’ego. To przekonanie do dziś podziela wielu Amerykanów. I trudno się dziwić, bo utrwalały je konsekwentnie również instytucje, których zadaniem było uciąć wszelkie spekulacje.

Jako pierwsza skomplikowała sprawę sama komisja sędziego Earla Warrena. W skład komisji powołanej decyzją Kongresu 29 listopada 1963 r., oprócz kierującego nią prezesa Sądu Najwyższego Stanów Zjednoczonych weszli dwaj senatorowie, dwaj członkowie Izby Reprezentantów, w tym Gerald Ford, późniejszy prezydent, a także John J. McCloy, były prezes Banku Światowego, doradca kolejnych prezydentów, zaliczany do tzw. The Wise Men – grupy sześciu mężów stanu mających największych wpływ na amerykańską politykę zagraniczną – oraz Allen Dulles, były dyrektor CIA usunięty z tego stanowiska przez Johna Kennedy’ego w 1961 r. po kompromitującej porażce, jaką była inwazja w Zatoce Świń.

Komisja Warrena – specjalna komisja śledcza powołana 29 listopada 1963 r. w celu zbadania sprawy zab

Komisja Warrena – specjalna komisja śledcza powołana 29 listopada 1963 r. w celu zbadania sprawy zabójstwa prezydenta Johna F. Kennedy’ego. 24 września 1964 r. przedstawiła liczący 888 stron raport, który nikogo nie usatysfakcjonował

Foto: Library of Congress

Choć komisja posiadała uprawnienia do prowadzenia własnego szczegółowego dochodzenia, nie skorzystała z nich w pełni. Jej „operacyjnym ramieniem” było FBI, które tuż po zamachu rozpoczęło własne śledztwo. Agenci FBI przesłuchali około 25 tys. świadków, a komisja tylko 552 wyselekcjonowanych. Przyjmowała wyniki działań biura jako wiążące, korzystała też z ustaleń CIA. Po latach okazało się, że FBI dzieliło się z komisją zebranym materiałem dowodowym dość wybiórczo, a agenci CIA, jak ustalił historyk agencji David Robarge, zostali zwyczajnie poinstruowani, aby wspierać komisję jedynie „biernie, reaktywnie i selektywnie”. Co więcej, członkowie komisji byli obarczeni poważnymi obowiązkami wynikającymi ze sprawowanego urzędu i licznymi funkcjami publicznymi, nie mogli więc poświęcać całego swojego czasu na wykonywanie zadań w ramach tego gremium. W związku z tym prace nad dokumentacją powierzano asystentom, na ogół młodym, a tym samym niezbyt jeszcze doświadczonym prawnikom, do tego działającym często bez koordynacji. Nie zaskakuje więc, że zebrane materiały opracowano chaotycznie i niespójnie.

W rezultacie, gdy w 1964 r. komisja opublikowała najpierw raport, a potem 26 tomów akt, niemal natychmiast niezależni badacze, śledczy, prawnicy, publicyści i po prostu łowcy sensacji rozpoczęli weryfikację przedstawionych dokumentów. Wkrótce potem ukazały się pierwsze książki podważające konkluzje komisji, nierzadko przygotowane przez autorów uznawanych za wiarygodnych, jak adwokat Mark Lane, Sylvan Fox – przyszły laureat Nagrody Pulitzera – czy sławny później profesor Uniwersytetu Harvarda Edward Jay Epstein. Głosów krytycznych było tak wiele, sceptycyzm społeczeństwa tak wyraźny, że w ciągu następnych kilkunastu lat rząd i Senat powołały następne cztery zespoły, które miały sprawdzić rzetelność wniosków komisji Warrena. Trzy z nich uznały, że raport komisji nie budzi istotnych zastrzeżeń, chociaż uskarżały się na utrudnienia w dostępie do akt sprawy.

A potem wybuchła bomba. W 1976 r. z inicjatywy Izby Reprezentantów powstała czwarta grupa dochodzeniowa, House Select Committee on Assassinations (HSCA), badająca powtórnie zabójstwa Johna F. Kennedy’ego i Martina Luthera Kinga. Trzy lata później komitet ten w swoim raporcie końcowym obwieścił światu, że prezydenta Kennedy’ego zamordował co prawda Lee H. Oswald, ale prawdopodobnie w wyniku spisku, nie można też wykluczyć udziału drugiego strzelca. Obrońcy raportu komisji Warrena, a między nimi pracownicy służb uważający sprawę za od dawna zamkniętą, wpadli we wściekłość, natomiast coraz liczniejsi zwolennicy teorii spiskowych zareagowali entuzjastycznie – państwowa instytucja oficjalnie przyznawała im rację. Na nic się zdały policyjne eksperymenty i ekspertyzy mające udowodnić, że HSCA najpewniej źle zinterpretował dane. Od tej pory nieustannie rosła liczba Amerykanów uważających, że rząd w sprawie Kennedy’ego po prostu kłamie.

Jeśli więc spojrzeć na śledztwo Garrisona oraz film Stone’a z tego punktu widzenia, obu należy uznać nie za nieodpowiedzialnych propagatorów szkodliwych teorii, lecz za rzeczników rozczarowanego postawą swych przywódców społeczeństwa.

W jednym z wywiadów Oliver Stone wyznał: „Interesują mnie alternatywne punkty widzenia”. Wybór takiej perspektywy, manifestowanej w najgłośniejszych produkcjach firmowanych jego nazwiskiem, przyniósł mu ogromną popularność i uznanie ze strony krytyków i jurorów: Stone był 11-krotnie nominowany do Nagród Akademii, trzykrotnie odbierał statuetkę Oscara i Złoty Glob, do tego zaś trzeba doliczyć kilkadziesiąt innych prestiżowych wyróżnień filmowych. Z drugiej strony jednak, właśnie ze względu na konsekwentne przyjmowanie „alternatywnych punktów widzenia”, Stone postrzegany jest jako jeden z najbardziej kontrowersyjnych twórców w uniwersum amerykańskiego kina.

Pozostało 97% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Historia świata
Tajemnica kamienia runicznego wikingów rozszyfrowana
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Historia świata
Kto przygarnie Syrię po upadku Baszara Asada?
Historia świata
Komu zawdzięczamy gotyckie katedry?
Historia świata
„Gorączka złota” w średniowiecznej Europie
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Historia świata
Człowiek nie pochodzi od małpy