Zabłąkana kula. John F. Kennedy, część VII

Istnieje wiele podobnych do siebie lub całkowicie ze sobą sprzecznych teorii dotyczących okoliczności śmierci Johna F. Kennedy’ego. Jedna z nich wydaje się najbardziej racjonalna. Nie tłumaczy przyczyn postępowania Lee Harveya Oswalda, ale wyjaśnia, kto oddał ostatni strzał do prezydenta.

Publikacja: 22.11.2024 04:28

Tuż po trzecim strzale Jacqueline Kennedy próbuje złapać odstrzelony fragment czaszki męża. 22 listo

Tuż po trzecim strzale Jacqueline Kennedy próbuje złapać odstrzelony fragment czaszki męża. 22 listopada 1963 r., Dealey Plaza w Dallas

Foto: alamy/be&w

W 2013 r. agencja Associated Press przeprowadziła wśród Amerykanów sondaż na temat ich opinii w sprawie zamachu na Johna F. Kennedy’ego. Aż 59 proc. respondentów wyraziło przekonanie, że zamach nie był dziełem tylko jednego strzelca, 24-letniego Lee Harveya Oswalda, ale szeroko zakrojonym spiskiem, w który było zaangażowanych wiele osób. Tylko 24 proc. badanych zgodziło się z wnioskami Komisji Warrena, że Oswald działał sam. 16 proc. ankietowanych nie miało żadnego zdania. Te badania eksponują pewien osobliwy stosunek ludzi do sprawy śmierci 35. prezydenta USA. Większość chce, żeby zamach miał drugie dno. Są przekonani, że zamach zmienił losy ludzkości, ponieważ dla powojennego pokolenia Amerykanów John Fitzgerald Kennedy był niemal ikonicznym symbolem zdrowego, błyskotliwego i nieprzekupnego przywódcy, który w relacjach międzynarodowych kierował się jedynie szlachetnym pragnieniem ustanowienia światowego pokoju. Niestety był to obraz skrajnie wyidealizowany, a może wręcz fałszywy. Jedynie ludzie z najbliższego otoczenia 35. prezydenta USA wiedzieli, że ich szef był nie tylko kobieciarzem i narkomanem, ale także człowiekiem uwikłanym w mroczne i do tej pory niewyjaśnione interesy różnych organizacji przestępczych.

To był bardzo chory człowiek pozujący na wzór zdrowia. Kennedy nosił utrudniający mu oddychanie gorset na kręgosłup oraz pas podtrzymujący krocze. Ból bywał tak dotkliwy, że kierowca prowadzący jego słynną trzyrzędową limuzynę Ford SS-100-X musiał zachowywać dużą ostrożność w czasie jazdy po jakichkolwiek nierównościach.

Czytaj więcej

Jacqueline Kennedy – ikona Stanów Zjednoczonych

Ryzykowna trasa przejazdu limuzyny Johna F. Kennedy’ego

Trzecie co do wielkości miasto Teksasu miało być ważnym przystankiem na trasie kampanii wyborczej prezydenta Johna F. Kennedy’ego. Nie było to pierwsze teksańskie miasto na prezydenckiej trasie. Dzień wcześniej odwiedził San Antonio i Houston. Przyjaciel JFK, szef sztabu Białego Domu i zarazem szef zbliżającej się kampanii wyborczej Partii Demokratycznej Kenneth Patrick O'Donnell, uważał, że dzięki tej podróży prezydent pozyska sympatię centrowego elektoratu amerykańskiego Południa. Tylko w ten sposób Kennedy mógł pokonać wystawionego przez Partię Republikańską senatora z Arizony Barry’ego Goldwatera. Plan podróży ułożył już w lipcu wiceprezydent Lyndon B. Johnson, który był rodowitym Teksańczykiem. Johnson chciał, żeby podobnie jak w Dallas, Kennedy przejechał w otwartej limuzynie przez ulice Houston i jego rodzinnego San Antonio. Jednak ze względu na ograniczenia czasowe zdecydowano, że taki przejazd odbędzie się tylko w Dallas. Wizyta w tym mieście miała wieńczyć kolejny etap kampanii po rozpoczętej we wrześniu podróży prezydenta po 11 stanach i miastach Wybrzeża Wschodniego. Wiadomość, że Kennedy odwiedzi Dallas, przedostała się do mediów już 25 września 1963 r. Sześć lat później szef policji w Dallas, Jesse Curry, wspominał, że od samego początku ta wizyta przyprawiała go o ciarki na plecach. ,,W mieście dało się wyczuwać napięcie, które tworzyły niewielkie grupy ekstremistyczne” – rozpamiętywał Curry.

Prezydencki samochód prowadził agent Secret Service William R. Greer, obok którego siedział agent Roy H. Kellerman. Kierowca doskonale wiedział, że prezydent preferuje wolniejszą jazdę ze względu na chory kręgosłup. Musiał więc zachować szybkość gwarantującą bezpieczeństwo i dobre samopoczucie głównego pasażera.

Kolejnym samochodem w kawalkadzie prezydenckiej był tzw. samochód tropiący, w którym jechało aż ośmiu agentów Secret Service. Czterech z nich stało na bocznych progach limuzyny i bacznie obserwowało tłum wiwatujący na cześć pierwszej pary Ameryki. W trzecim samochodzie także jechali prezydenccy ochroniarze. Czwarty w kolumnie był samochód z wiceprezydentem Lyndonem B. Johnsonem i jego małżonką lady Bird Johnson, którym towarzyszyli: senator z Teksasu Ralph Webster Yarborough, agent Rufus Wayne Youngblood oraz funkcjonariusz Hurchel Jacks ze stanowej policji drogowej Teksasu. O godzinie 12.30 kolumna prezydencka przejechała Ross Avenue i, kierując się w stronę hotelu Dealey Plaza, minęła składnicę książek. Nagle rozległo się kilka strzałów. Według opisu zawartego w raporcie specjalnej komisji śledczej prezesa Sądu Najwyższego Stanów Zjednoczonych Earla Warrena prezydent miał się złapać za szyję, krzycząc: „Boże, zostałem trafiony!”. Kula, która przeszyła szyję Kennedy’ego, raniła również gubernatora Johna Connally’ego. Kolejny strzał rozerwał czaszkę prezydenta. Przerażony gubernator Connally krzyczał „Zabiją nas!”.

Początkowo zdezorientowany kierowca William R. Greer zwolnił, żeby zobaczyć, co się dzieje z prezydentem i czy nie odczuwa bólu spowodowanego jazdą. Kiedy jednak zobaczył, co się wydarzyło, przyspieszył, kierując się do szpitala Parkland Hospital. Tam, mimo półgodzinnej reanimacji i wykonania tracheotomii, prezydent John F. Kennedy zmarł ok. godziny 13.00.

Czytaj więcej

Wszystkie twarze Lee Harveya Oswalda. Co wiadomo o człowieku oskarżonym o zabójstwo Kennedy’ego

Strzelec wyborowy?

O śmierci głowy państwa powiadomił dziennikarzy dr Kemp Clark. Taką historię znają wszyscy. Dzisiaj wiemy jednak, że tego dnia działy się dziwne rzeczy ze zwłokami i trumną prezydenta. 48 minut po zamachu podejrzany o jego dokonanie Lee Harvey Oswald zabił policjanta. Niedługo później został aresztowany w kinie, gdzie próbował się ukryć przed policyjną obławą. Kilka godzin później ciało prezydenta zostało przetransportowane do Waszyngtonu, gdzie dokonano autopsji, a dwa dni później, w  niedzielę 24 listopada 1963 r. o godzinie 11.21 właściciel klubu nocnego w Dallas Jack Ruby zabił Oswalda w miejskiej komendzie policji. Ameryka jakby nagle oszalała.

Każdy, kto był w Dallas, zauważył, że okno na szóstym piętrze składnicy książek przy Elm Street byłoby idealnym miejscem do oddania strzału snajperskiego, gdyby nie pewien mały mankament, który mógł utrudnić zadanie strzelca. Skręcając w prawo z Houston Street w Elm Street, droga biegnie w dół i w lewo. W opinii znakomitego funkcjonariusza australijskiej policji, dokumentalisty i kryminologa Collina McLarena, który przeprowadził w 2013 r. własne śledztwo w sprawie zamachu na prezydenta Kennedy’ego, oddanie jednego celnego strzału z tej pozycji było zadaniem bardzo trudnym. Oddanie trzech celnych strzałów z karabinu Carcano M91/38 do niewielkiego celu poruszającego się z szybkością ok. 18 km/h było prawie niemożliwe.

Zdumiewa, że agenci Secret Service nie zauważyli w oknie na szóstym piętrze składnicy książek człowieka z karabinem, mimo że świadkowie zeznający przed Komisją Warrena mówili, że widzieli w oknie zarys jego sylwetki. Sam Oswald wybrał sobie niezbyt wygodne miejsce do oddania strzału. Ładując naboje do starego włoskiego karabinu Carcano M91/38 z czasów II wojny światowej, opierał się jedynie o kilka pudeł. Jeżeli do tego dodamy nerwy, które musiały go zżerać podczas przeładowywania karabinu, można dojść do wniosku, że to nie on mógł oddać najtragiczniejszy w skutkach strzał, który roztrzaskał czaszkę 35. prezydenta Stanów Zjednoczonych. Rodzi się więc podejrzenie o spisek, w który był zaangażowany przynajmniej jeszcze jeden strzelec. Ale czy jest to właściwy trop?

Dwa dni po aresztowaniu Lee Harvey Oswald (w środku) został postrzelony przez właściciela klubu nocn

Dwa dni po aresztowaniu Lee Harvey Oswald (w środku) został postrzelony przez właściciela klubu nocnego Jacka Ruby'ego

Foto: Bettmann Archive/Getty Images

Raport Komisji Warrena, w który nie wierzy ponad połowa Amerykanów, jest do dzisiaj obowiązującą wykładnią historii zamachu na Johna F. Kennedy’ego. Autorzy tego raportu byli przekonani, że Lee Harvey Oswald w ciągu zaledwie 6 sekund oddał w kierunku prezydenta Kennedy’ego trzy strzały, z których dwa ,,na pewno” były celne. Komisja Warrena uznała więc, że nie istniał żaden spisek i zarówno Oswald, jak i jego zabójca Jack Ruby działali na własną rękę. Wielu badaczy, historyków, ale też zwykłych pasjonatów od ponad 60 lat kwestionuje wnioski Komisji Warrena, tworząc coraz bardziej rozbudowane teorie spiskowe.

A może jest jeszcze inne wyjaśnienie: rzeczywiście był drugi strzelec, ale wcale nie było spisku na życie prezydenta. Brzmi niedorzecznie? Niekoniecznie.

Zamach na Kennedy'ego. Tajemnicza „tańcząca” kula

Pod koniec lat 60. redakcja magazynu „True” poprosiła Howarda Donahue, któremu jako jedynemu udało się trafić trzy razy ruchomy cel w teście telewizji CBS, o ocenę raportu Komisji Warrena. Donahue zgodził się przeprowadzić własne śledztwo, które po pewnym czasie zamieniło się w jego życiową obsesję.

Donahue uznał za Komisją Warrena, że na Dealey Plaza oddano trzy strzały. Pierwszy ugodził prezydenta w szyję i ranił siedzącego przed nim gubernatora Connally’ego. Drugi uznano za niecelny. Trzeci, śmiertelny strzał, trafił prezydenta w głowę i odłupał mu dużą część czaszki.

Zwolennicy teorii spiskowych uważają, że najbardziej kontrowersyjny był pierwszy strzał. Raport Komisji Warrena dowodzi, że kula trafiła prezydenta u podstawy karku po prawej stronie od kręgosłupa, żeby wyjść przez gardło tuż pod jabłkiem Adama, a następnie skręcić w dół, aby ugodzić gubernatora Teksasu poniżej prawej pachy, roztrzaskać jego piąte żebro, a potem wychodząc przez brzuch, uszkodzić jego prawy nadgarstek i na koniec zanurkować jeszcze w dół, aby ugrząźć w jego lewym udzie. Wbrew wszelkiej logice kula musiałaby wykonać dwa ciasne zwroty. Jej trajektoria tworzyłaby poziomą i pionową literę „S”. Howard Donahue także z początku uznał, że ta teoria jest niedorzeczna. Zdanie zmienił, gdy odkrył fakt przeoczony przez niemal wszystkich śledczych badających tę sprawę. Gubernator Connally i jego żona siedzieli w fotelach, których ustawienie nie było równoległe – jak zakładał raport Komisji Warrena – do tylnej kanapy limuzyny, na której siedzieli państwo Kennedy. Fotele te znajdowały się bliżej osi auta i niżej względem kanapy. Chociaż patrząc na zdjęcia, mamy wrażenie, że gubernator siedzi tuż przed prezydentem na tym samym poziomie, to w rzeczywistości był on niżej i głębiej w stosunku do środka samochodu, niż to się zdawało. Ten szczegół, niemal całkowicie pominięty przez wszystkie śledztwa z badaniami Komisji Warrena włącznie, tłumaczy „tajemniczą” trajektorię pierwszej kuli. Poza tym gubernator był zwrócony do prezydenta lekko bokiem. Biorąc pod uwagę te wszystkie czynniki oraz spadek ulicy, trajektoria lotu pierwszej kuli przestaje być tajemniczym pląsem w przestrzeni, jak utrzymują zwolennicy teorii spiskowej. Teoria jednej kuli raniącej obu polityków ma w świetle tych spostrzeżeń całkowite potwierdzenie w faktach.

Przeciwnicy teorii jednej kuli uważają, że badany przez Komisję Warrena pocisk, który trafił przy pierwszym strzale obu mężczyzn, powodując u nich poważne obrażenia i rany, był w zbyt dobrym stanie. Howard Donahue obejrzał pocisk pod lupą jubilerską w Archiwum Narodowym w Waszyngtonie i stwierdził jednoznacznie, że wbrew obiegowej legendzie kula była zdeformowana w takim stopniu, w jakim opisywała to Komisja Warrena. Badania balistyczne dowiodły też dopasowania pocisku do śladów pozostawianych przez zamek należącego do Oswalda karabinu Carcano M91/38.

Czytaj więcej

Wyniki wyborów prezydenckich w USA od II wojny światowej. Zwycięzcy, przegrani, kontrowersje

Pocisk z innej broni

Na podstawie badań balistycznych Komisja Warrena ustaliła bezsprzecznie, że 22 listopada 1963 r. na Dealey Plaza w Dallas padły trzy strzały. Potwierdza to przeprowadzona niedawno przez prof. Larry’ego Sabato z Uniwersytetu Wirginii najnowsza analiza nagrania zarejestrowanego tego dnia przez mikrofon motocykla policyjnego. Komisja Warrena uznała, że pierwsza kula trafiła prezydenta w gardło, a druga w głowę, jedynie trzecia kula nikogo już nie trafiła. Jeżeli jednak kolejność jest inna, to zmienia to całkowicie obraz całego zamachu.

Początkowo Howard Donahue uznał, że Komisja Warrena źle policzyła strzały. Wielu nieznających się ze sobą świadków stwierdziło w czasie odrębnych przesłuchań, że widziało kulę odbijającą się od chodnika. Donahue uznał, że odprysk mógł trafić prezydenta w klatkę piersiową. Detektyw uznał, że to była pierwsza kula. Oswald chybił, ale tragicznym zbiegiem okoliczności fragment pocisku przebił prezydencką klatkę piersiową. Dopiero druga, tym razem celna kula przebiła gardło prezydenta i raniła siedzącego przed nim gubernatora. Trzecia kula miała przypieczętować los Johna F. Kennedy’ego, rozrywając mu głowę.

Pozostaje zatem pytanie, czyj pocisk tragicznie trafił prezydenta w głowę? I to właśnie ten strzał otwiera cały rozdział różnych mniej lub bardziej fantastycznych hipotez. Jedną z najbardziej kontrowersyjnych jest hipoteza o zamachu przeprowadzonym przez grupę spiskową zawiązaną przeciw braciom Kennedym w samym rządzie Stanów Zjednoczonych. Zwolennicy tej teorii wskazują na bardzo dziwne zachowanie agentów Secret Service, którzy za wszelką cenę utrudniali przeprowadzenie śledztwa.

W 1967 r. telewizja CBS przeprowadziła własne śledztwo. Zbudowano wieżę strzelniczą i tor, które mia

W 1967 r. telewizja CBS przeprowadziła własne śledztwo. Zbudowano wieżę strzelniczą i tor, które miały odwzorować warunki na Dealey Plaza

Foto: Corbis/Getty Images

Howarda Donahue niepokoił fakt, że pocisk rozerwał głowę prezydenta. W tym wypadku pomocne okazało się zeznanie doktora Jamesa Humesa, patologa ze szpitala Marynarki Wojennej z Bethesda, który przeprowadził sekcję zwłok prezydenta kilka godzin po zamachu. Oświadczył on przed Komisją Warrena, że prezydent miał rozległe obrażenia czaszki, skóry i mózgu. Rana ciągnęła się na ok. 12 cm w kierunku twarzy, od ucha ku włosom. To zeznanie jest kluczowe dla sprawy, ponieważ patolog wojskowy nie stwierdził, że rana ciągnie się z boku czaszki do środka, co wskazywałoby na drugi strzał zza płotu okalającego po prawej stronie Dealey Plaza, ale od tyłu, czyli od strony jadących z tyłu samochodów.

Powstał więc kolejny dylemat: dlaczego pocisk, który przebił ciała dwóch mężczyzn, nie rozpadł się, podczas gdy pocisk, który rozbił czaszkę prezydenta, rozleciał się na kawałki? Jaki pocisk miał takie możliwości? Czemu kule, rzekomo wystrzelone z tej samej broni, zachowały się w tak różny sposób?

Doktor James Humes wskazał na zdjęcia rentgenowskie głowy prezydenta, na których widać ok. 40 różnej wielkości fragmentów substancji, która nie przepuszcza promieniowania. Jak stwierdził Humes, „ta substancja była rozprowadzona w różnych miejscach mózgu”. Howard Donahue wiedział, że pocisk pełnopłaszczowy, wystrzelony z karabinu Carcano M91/38 tak nie działa, w przeciwieństwie do amunicji rozpryskowej. Czy w takim razie Oswald mógł użyć dwóch rodzajów amunicji? Było to kluczowe niedopatrzenie Komisji Warrena, która zwyczajnie zlekceważyła ten szczegół.

Pocisk pełnopłaszczowy o kalibrze 6,5 mm do karabinu Carcano M91/38 został tak zaprojektowany, aby po trafieniu przeszył ciało na wskroś, dając szansę rannemu na przeżycie, hospitalizację i powrót do zdrowia. Pocisk eliminował przeciwnika z walki, ale nie zawsze odbierał mu życie. Średnica rany wlotowej w głowie prezydenta miała 6 mm, a kula musiała przelecieć jakieś 15 mm w głowie, zanim eksplodowała, odrzucając boczny fragment czaszki w górę. Gdyby prezydenta ugodził pocisk z karabinu Oswalda, rana wlotowa musiałaby mieć powyżej 6 mm, ponieważ rana wlotowa jest zawsze większa od średnicy pocisku.

Czytaj więcej

Prezydentura pełna błędów. John F. Kennedy, część VI

Tajemniczy zapach prochu

Na stanowisku Oswalda na 6. piętrze składnicy książek znaleziono trzy łuski, a mimo to jest niemal pewne, że śmiertelny strzał padł z innej broni niż karabin Carcano. Trzecia znaleziona łuska była łuską spustową, która jest trzymana „na sucho” w broni, żeby wilgoć nie dostała się do komory. Oswald prawdopodobnie wyrzucił łuskę, zanim zajął pozycję przy oknie. Stąd też łuska była w innym miejscu i dlatego była wyszczerbiona. Ale w takim razie skąd pochodził trzeci strzał, który słychać na nagraniu?

Komisja Warrena ustaliła, że trajektoria pocisku wynosiła 16 stopni w dół i około 6 stopni w prawo względem osi pojazdu. Zrównanie linii między Oswaldem a siedzącym w limuzynie prezydentem powoduje, że strzał pod tym kątem musiałby trafić prezydenta w lewą stronę czaszki. Trajektoria pocisku wyraźnie wskazywała, że strzał padł z tyłu prezydenta, ale z niższej wysokości niż 6. piętro składnicy książek. Kim więc mógł być drugi strzelec?

W celu wyjaśnienia tej sprawy Donahue skontaktował się w marcu 1968 r. z dr. Russelem Fisherem, głównym patologiem stanu Maryland, który z polecenia prokuratora generalnego Roberta Kennedy’ego analizował raport autopsji ciała prezydenta. Ku zdumieniu Howarda dr Fisher stwierdził, że rana wlotowa znajdowała się o 10 cm wyżej, niż to podawał raport Komisji Warrena.

Lekarze ze szpitala Marynarki Wojennej w Bethesda twierdzili, że rana znajdowała się obok kostnego guzka na tyle głowy, ale dr Fisher uważał, że była wyżej. Czy komisja lekarska ze szpitala Marynarki Wojennej w Bethesda mogłaby się aż tak bardzo pomylić? Czy może wyniki były świadomie sfałszowane? Nowe dane wskazywały, że pocisk musiał przelecieć z lewej strony nad drugim samochodem ochrony. Wszystko wskazywało, że strzał padł z jednego z jadących w kawalkadzie samochodów. Chcąc wyjaśnić tę sprawę, Howard Donahue napisał list do Secret Service Agency z prośbą o przekazanie nazwisk agentów jadących w drugiej limuzynie. Śledczy prosił też o podanie informacji na temat uzbrojenia wszystkich agentów, którzy jechali tego dnia w prezydenckiej kolumnie. W krótkim liście agencja odpowiedziała, że agenci byli wyposażeni w rewolwery, których nie użyli w czasie zamachu.

Średnica rany wlotowej wyniosła 6 mm. Kula przeleciała ok. 15 mm w głowie i eksplodowała, odrzucając

Średnica rany wlotowej wyniosła 6 mm. Kula przeleciała ok. 15 mm w głowie i eksplodowała, odrzucając fragment czaszki w górę

Foto: Corbis/Getty Images

Poszukując drugiego strzelca, Donahue zwrócił uwagę na zeznania dziesięciu świadków, którzy oświadczyli, że czuli zapach prochu strzelniczego. Wśród nich był policjant Earle Brown, który po usłyszeniu strzału poczuł zapach prochu. To zdumiewające, ponieważ wiatr wiał z prędkością 25 km/h, ale w kierunku od wiaduktu do składnicy, a nie na odwrót. Policjant nie mógł zatem poczuć zapachu prochu z broni Oswalda. Zapach prochu dotarł do niego chwilę po tym, gdy kolumna samochodów ochrony przemknęła pod wiaduktem, pędząc w kierunku szpitala. Oznaczało to, że zapach prochu doszedł do funkcjonariusza Browna z jednego z mijających wiadukt samochodów ochrony. Tam też musiała się znajdować jeszcze dymiąca broń, z której oddano ostatni strzał.

Jadący w piątym samochodzie burmistrz Dallas Earle Cabell i jego żona także zeznali, że w pewnym momencie poczuli zapach prochu, mimo że składnica książek była za ich plecami, a wiatr wiał w jej kierunku. Dym wydobywający się z lufy karabinu musiał nadlecieć do nich z przodu. Łącząc ich zeznania z oświadczeniem funkcjonariusza Browna i oświadczeniami innych świadków, Howard Donahue doszedł do jedynego logicznego wniosku, że trzeci strzał musiał paść z trzeciego samochodu jadącego w prezydenckiej kolumnie. Ale jakim sposobem mogła tam się znajdować broń strzelająca pociskami rozpryskowymi 5,56 mm, skoro agencja Secret Service oświadczyła mu w liście, że jej agenci byli uzbrojeni jedynie w rewolwery, których zresztą nie użyli?

Deklaracja agencji stała jednak w jasnej sprzeczności z jedynym zachowanym zdjęciem, na którym widać jadącego w trzecim samochodzie prezydenckiej kolumny agenta George'a Hickeya trzymającego w ręku lekką wersję karabinu maszynowego AR-15 strzelającego pociskami rozpryskowymi 5,56 mm. Świadkowie widzieli, jak po dwóch pierwszych strzałach siedzący na oparciu tylnej kanapy trzeciego samochodu agent Hickey podniósł karabin i rozglądał się dookoła.

Howard Donahue doszedł do wniosku, że gwałtowne przyspieszenie samochodu ściągnęło agenta lekko do tyłu. On sam utrzymał się na siedzeniu, ale jego palec bezwładnie nacisnął spust karabinu. Przypadkowo wystrzelony pocisk przeleciał nad głowami agentów jadących w drugim samochodzie i roztrzaskał czaszkę Johna F. Kennedy’ego.

Wszystkie dziwne wydarzenia, które dzisiaj są paliwem dla różnej maści teorii spiskowych, mogły mieć jedno główne źródło. Agenci Secret Service robili wszystko, żeby ukryć tragiczny błąd swojego kolegi. Nie musieli się kierować przyjaźnią, ale zwykłą koniecznością ratowania dobrego imienia agencji, w której pracowali.

Ten ostatni strzał zmienił bieg historii. 22 listopada 1963 r. rozpoczęła się prezydentura Lyndona B. Johnsona – człowieka, który popełnił tyle błędów, że w końcu sam zrezygnował z udziału w wyborach na drugą kadencję prezydencką.

W 2013 r. agencja Associated Press przeprowadziła wśród Amerykanów sondaż na temat ich opinii w sprawie zamachu na Johna F. Kennedy’ego. Aż 59 proc. respondentów wyraziło przekonanie, że zamach nie był dziełem tylko jednego strzelca, 24-letniego Lee Harveya Oswalda, ale szeroko zakrojonym spiskiem, w który było zaangażowanych wiele osób. Tylko 24 proc. badanych zgodziło się z wnioskami Komisji Warrena, że Oswald działał sam. 16 proc. ankietowanych nie miało żadnego zdania. Te badania eksponują pewien osobliwy stosunek ludzi do sprawy śmierci 35. prezydenta USA. Większość chce, żeby zamach miał drugie dno. Są przekonani, że zamach zmienił losy ludzkości, ponieważ dla powojennego pokolenia Amerykanów John Fitzgerald Kennedy był niemal ikonicznym symbolem zdrowego, błyskotliwego i nieprzekupnego przywódcy, który w relacjach międzynarodowych kierował się jedynie szlachetnym pragnieniem ustanowienia światowego pokoju. Niestety był to obraz skrajnie wyidealizowany, a może wręcz fałszywy. Jedynie ludzie z najbliższego otoczenia 35. prezydenta USA wiedzieli, że ich szef był nie tylko kobieciarzem i narkomanem, ale także człowiekiem uwikłanym w mroczne i do tej pory niewyjaśnione interesy różnych organizacji przestępczych.

Pozostało 95% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Historia świata
Tajemnica kamienia runicznego wikingów rozszyfrowana
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Historia świata
Kto przygarnie Syrię po upadku Baszara Asada?
Historia świata
Komu zawdzięczamy gotyckie katedry?
Historia świata
„Gorączka złota” w średniowiecznej Europie
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Historia świata
Człowiek nie pochodzi od małpy