Ameryce naprawdę zagrażał komunizm

Liberałowie zza oceanu twierdzą, że sowiecki wywiad nigdy nie zbudował V kolumny wśród amerykańskich elit. Trwające do dziś próby dyskredytowania komisji parlamentarnej senatora Josepha McCarthy’ego dowodzą jednak czegoś kompletnie odwrotnego.

Publikacja: 20.11.2024 14:38

Dwaj amerykańscy komuniści: Robert G. Thompson i Benjamin J. Davis opuszczają gmach sądu. Na podstaw

Dwaj amerykańscy komuniści: Robert G. Thompson i Benjamin J. Davis opuszczają gmach sądu. Na podstawie ustawy Smith Act w latach 1949–1958 odbyło się kilka procesów przywódców amerykańskiej partii komunistycznej. W każdym z nich udowodniono, że partia była finansowana z Moskwy i służyła za sowiecką agenturę w USA.

Foto: wikimedia commons

Od lat 60. XX wieku amerykańskie środowisko filmowe, nieustannie wspierające we wszystkich wyborach demokratów, propaguje opinię, że tylko paranoicy wierzą, że członkowie amerykańskiej elity kulturalnej i intelektualnej sympatyzowali ze Związkiem Radzieckim. Odrzucają także pogląd, że kluczowe departamenty rządu były infiltrowane przez sowieckich szpiegów, a sowiecka V kolumna we wszystkich środowiskach Ameryki jest jedynie wymysłem ogarniętego paranoją Roya Cohna. Czyżby?

Czerwony szal tancerki zauroczonej Leninem

Niedługo po rewolucji październikowej słynna amerykańska tancerka Isadora Duncan - której sławę moglibyśmy dzisiaj porównać do popularności jaką cieszy się Taylor Swift – zaczęła kończyć wszystkie swoje występy wygłaszaniem opinii gloryfikujących rosyjski komunizm. W 1921 roku, podczas występów w Bostonie, zdjęła swój czerwony szal i powiedziała do publiczności: „Ten szal jest czerwony! I ja też jestem! To kolor życia i wigoru. Byliście tutaj kiedyś dzicy. Nie pozwólcie, aby was oswoili”. Oburzony tą wypowiedzią burmistrz Bostonu James Curley oświadczył, że Duncan nigdy więcej nie wystąpi w jego mieście. Isadora Duncan uznała zakaz za formę cenzury i wyjechała do Rosji Sowieckiej. W późniejszych latach twierdziła, że spędziła tam najlepsze lata swojego życia. Dziwnym trafem nie dostrzegła otaczającego ją terroru, głodu i prawdziwej cenzury. Podobnie jak wielu innych zachodnich liberałów udawała, że nie widzi potworności ją otaczających. A przecież w tym czasie Włodzimierz I. Lenin łamiąc konstytucję rozwiązał nowo wybrane Zgromadzenie Ustawodawcze, ponieważ bolszewicy nie zdobyli w nim przewagi. Jego Nowa Ekonomiczna Polityka (NEP) doprowadziła do upadku wszelkiej przedsiębiorczości i chaosu gospodarczego na niespotykaną skalę. Miliony umierały z powodu niewyobrażalnego głodu, który objął kraj o największych zasobach rolnych na planecie. Kościoły była zamieniane w magazyny lub burzone. Duchowieństwo wszelkich wyznań zostało pozbawione prawa do zachowania swojego obrządku, większość księży, zakonników i zakonnic trafiła do obozów karnych lub została zabita. Rosja Sowiecka i zniewolone przez nią narody przetrwały biologicznie jedynie dzięki wsparciu ze strony organizacji Herberta Hoovera. Kiedy tancerka Duncan, podobnie jak inni zachwyceni komunizmem przedstawiciele elit zachodnich, wychwalała sowiecką rzeczywistość, w łagrach zamknięto pierwszą grupę 70 tys. więźniów. Przed rewolucją lutową mówiło się, że car ma najbardziej rozbudowany aparat represji, ponieważ w jego „Ochranie” pracowało „aż” 15 tysięcy policjantów. Tajna policja Lenina liczyła 16 razy więcej funkcjonariuszy.

Amerykańscy entuzjaści sowieckiego terroru

Naiwni głupcy z zachodu zachwycali się w swoich publikacjach, sponsorowanych zresztą zazwyczaj przez sowiecki wywiad, państwem, które było jednym wielkim obozem koncentracyjnym.

Tancerka Duncan była jedną z pierwszych reprezentantek tej nieustannie powiększającej się grupy naiwnych obcokrajowców. Za nią szli o wiele groźniejsi propagandyści, którzy potrafili nieźle namieszać w głowach Amerykanów.

Wśród nich najbardziej złowrogą i zakłamaną postacią był dziennikarz Lincoln Steffens, który zdobył sławę publikując na początku XX wieku demaskatorskie artykuły w magazynie „McClure’s”. W 1904 roku opublikował serię tekstów przedstawiających powiązania finansowe w świecie biznesu. Ten zbiór zatytułował „The shame of the cities” (Hańba miast). Później zajął się korupcją na poziomie rządów stanowych. W środowisku dziennikarskim był uznawany za niestrudzonego tropiciela wszelkich nieprawidłowości i człowieka, który nie boi się wyrażać swoich opinii.

Włodzimierz I. Lenin dyktatorsko rozwiązał nowo wybrane Zgromadzenie Ustawodawcze, ponieważ bolszewicy nie zdobyli w nim przewagi. Jego Nowa Ekonomiczna Polityka (NEP) doprowadziła do upadku wszelkiej przedsiębiorczości i chaosu gospodarczego na niespotykaną skalę. Miliony umierały z powodu niewyobrażalnego głodu, który objął kraj o największych zasobach rolnych na planecie.

Jednak jego osławiony krytycyzm nagle zniknął po podróży do Rosji w 1919 roku. Redaktor Steffens, portretowany jako wzór etyki dziennikarskiej, nie dostrzegł niczego złego w rządach komunistów. Nie widział terroru, aresztowań, głodu, bałaganu gospodarczego i strachu w ludzkich oczach. Z okien limuzyny, którą był wożony, nie dostrzegł zgliszczy kościołów i szpalerów więźniów kierowanych na Syberię. W jego relacji sowiecki eksperyment został ukazany wyłącznie w samych superlatywach.

W ślad za Steffensem poszli inni, równie „etyczni” amerykańscy i zachodni dziennikarze. Wśród nich była Jane Addams, która nazwała rewolucje październikową „najwspanialszym eksperymentem społecznym w historii”. W jej ślady w gloryfikacji państwa leninowskiego poszli: Stuart Chase, John Dewey, Rexfor G. Tugwell i Edmund Wilson. Ci panowie przywieźli ze Związku Sowieckiego jedynie ciepłe i piękne wspomnienia, które zostały opisany w takich książkach jak: „Impressions of Russia” Deweya, „The chalenge of Russia” Sherwooda Edy’ego czy „The soviet challenge to America” Georga S. Countsa. Z kolei publicysta Maxwell Stewart przekonywał w swojej książce pt. „Where everybody has a job” (Gdzie każdy ma pracę), że w Rosji Sowieckiej nie jest znane pojęcie bezrobocia. Zapomniał do tego dodać, że praca jest przymusowa, wynagrodzenie głodowe, a tacy intelektualiści jak on trafiają najczęściej do ciężkiej pracy fizycznej, żeby pozbyć się burżuazyjnych nawyków.

Czy zatem rację miał tak bardzo zdemonizowany przez współczesnych liberałów senator McCarthy, kiedy twierdził, że elity intelektualne, dziennikarskie i artystyczne zostały zinfiltrowane przez sowiecki wywiad?

Sowiecka V kolumna ogłupia Amerykanów

Czy można dojść do innych wniosków czytając wspomnienia czołowego przedstawiciela amerykańskiego progresywizmu, filozofa pragmatystę i zwolennika indoktrynacji szkolnej Johna Deweya, który w 1929 roku w uniesieniu pisał o sowieckich szkołach: „nie widziałem nigdzie na świecie tak dużego odsetka szczęśliwych, inteligentnych i uzdolnionych dzieci jak w Rosji”. W jego ślady poszli inni amerykańscy pedagodzy, w tym równie wyprany z wszelkiego obiektywizmu William Kilpatrick, profesor filozofii wychowania na Columbia University w Nowym Jorku, który z dumą podkreślał, że jego prace zostały przetłumaczone na rosyjski i służą do szkolenia radzieckich nauczycieli.

Także amerykańskie środowisko akademickie ma powody do wstydu. Przykładem Paul Douglas, ceniony przez światową lewicę profesor ekonomii z Uniwersytetu Chicago, który jako członek delegacji związkowej odwiedził Związek Radziecki w 1927 roku. Jakie wnioski wyciągnął z tej podróży późniejszy demokratyczny senator? Oto fragment jego wspomnień: „[W Rosji] rzeczywiste prawa, to jest prawa gospodarcze są znacznie lepiej chronione niż w jakimkolwiek innym kraju”. Z kolei stojący na czele delegacji amerykańskich związkowców odwiedzających Moskwę John Brophy, jeden z liderów związkowych centrali The United Mine Workers of America  w imieniu swoich kolegów zapewniał Stalina, że „obecność amerykańskich delegacji w ZSRR jest naszą najlepszą odpowiedzią na wasz sukces. Jest to dowód sympatii amerykańskich robotników wobec Związku Radzieckiego”. Sidney Hillman, przewodniczący związku zawodowego pracowników przemysłu odzieżowego poszedł jeszcze dalej w podlizywaniu się jednemu z największych ludobójców w historii ludzkości, kiedy oświadczył: „Jestem przekonany, że Rosja weszła w erę wspaniałej rekonstrukcji gospodarczej. Nie spotkałem nigdy ludzi nastawionych tak realistycznie i praktycznie, a zarazem równie odważnych i gotowych podjąć się wykonania tak wspaniałej pracy, co ludzie, którzy decydują dzisiaj o losie narodu radzieckiego”.

Stuart Chase, John Dewey, Rexfor G. Tugwell i Edmund Wilson – ci panowie przywieźli ze Związku Sowieckiego jedynie ciepłe i piękne wspomnienia, które zostały opisane w takich książkach jak: „Impressions of Russia” Deweya, „The chalenge of Russia” Sherwooda Edy’ego czy „The soviet challenge to America” Georga S. Countsa. Z kolei publicysta Maxwell Stewart przekonywał w swojej książce pt. „Where everybody has a job” (Gdzie każdy ma pracę), że w Rosji Sowieckiej nie jest znane pojęcie bezrobocia. 

Zwieńczeniem tej haniebnej akceptacji państwowego terroru była wypowiedź liberalnego myśliciela społecznego Horacego M. Kallena, który donosił z Moskwy dla prasy amerykańskiej: „Wszyscy, niezależnie od przynależności partyjnej, przyznają, że rewolucja obudziła miliony, że rząd (chociaż to dyktatura) wyzwolił ich energię, pobudził ich dotąd nieobecne poczucie osobistej godności i wewnętrznej godności i wewnętrznej wartości oraz stworzył dla nich, zamknięty do tej pory, świat nauki, sztuki i osobistego rozwoju”. O milionach ofiar wielkiego głodu, szybkiej industrializacji bezmyślnie niszczącej bezcenny areał rolniczy państwa i o czystkach politycznych nie zająknął się jednym słowem.

Joseph McCarthy – bohater wolnego świata

Po II wojnie światowej ci ludzie, a były ich tysiące, stanowili poważne zagrożenie dla bezpieczeństwa narodowego Ameryki. Tylko dzięki ciężkiej pracy takich ludzi jak senator McCarthy udało się tę stajnię Augiasza przynajmniej częściowo oczyścić z sowieckiej agentury. Do dzisiaj środowiska liberalne portretują walkę z „wewnętrznym zagrożeniem komunistycznym” w latach 1950–1954 w Stanach Zjednoczonych jako epokę polowań na czarownice. Skutecznie udało się im stworzyć negatywne pojęcie makkartyzmu. Nikt już nie chce pamiętać, że w USA jak grzyby po deszczu rosły ośrodki agentury sowieckiej. Broni się już nawet Rosenbergów, komunistycznych zdrajców, którzy wykradli dla Stalina tajemnice budowy bomby atomowej. A prawda jest prosta: senator Joseph McCarthy, kosztem własnej kariery, zatrzymał ogromne niebezpieczeństwo zagrażające Ameryce i światu.

Od lat 60. XX wieku amerykańskie środowisko filmowe, nieustannie wspierające we wszystkich wyborach demokratów, propaguje opinię, że tylko paranoicy wierzą, że członkowie amerykańskiej elity kulturalnej i intelektualnej sympatyzowali ze Związkiem Radzieckim. Odrzucają także pogląd, że kluczowe departamenty rządu były infiltrowane przez sowieckich szpiegów, a sowiecka V kolumna we wszystkich środowiskach Ameryki jest jedynie wymysłem ogarniętego paranoją Roya Cohna. Czyżby?

Czerwony szal tancerki zauroczonej Leninem

Pozostało 95% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Historia świata
Przewodnik średniowiecznego obieżyświata: zwiedzanie Jerozolimy
Historia świata
Tysiąc kilometrów adrenaliny na Karakorum Highway
Historia świata
Chiński smok w złotych kajdanach partii
Historia świata
Rozwój sieci neuronowych jako narzędzia sztucznej inteligencji, cz. II
Materiał Promocyjny
Dylematy ekologiczne
Historia świata
Kto nie ryzykuje, ten... nie produkuje szampana!