Pierwotny plan „Market-Garden” zakładał, że odległość 60 mil zostanie pokonana przez XXX Korpus w dwa dni, maksymalnie dwa i pół. Pośpiesznie przygotowana operacja rozpoczęła się od zajęcia przez obie amerykańskie dywizje powietrznodesantowe większości wyznaczonych obiektów. Jednocześnie działania ofensywne rozpoczął brytyjski XXX Korpus. Dalsze postępy Brytyjczyków w Nijmegen i rejonie Eindhoven–Veghel zostały zatrzymane przez uporczywą obronę niemiecką. Miało to przewidywalne konsekwencje, biorąc pod uwagę, że dalej na północ, pod Arnhem, sprawy układały się źle. Jednym z powodów tej klęski było niedoszacowanie sił niemieckich stanowisk obronnych pod Son i Nijmegen, a następnie utknięcie czołgów z XXX Korpusu gen. Horrocksa na wąskiej drodze na północ przecinającej liczne, łatwe do obrony przeszkody wodne. Wszystkie te obszary ryzyka były znane od samego początku. XXX Korpus nigdy nie dotarł do celu.
Nieudany brytyjski desant
Brytyjska 1 Dywizja Powietrznodesantowa została zrzucona kilka mil od celu na moście w Arnhem, co spowodowało utratę czynnika zaskoczenia. Dzień po desancie zaczął się niemieckim naciskiem na Brytyjczyków. Następnego dnia pierwszy komponent polskiej brygady przybył na szybowcach, a kolejne lądowanie nastąpiło 24 godziny później. Złe warunki atmosferyczne nad Anglią, Belgią i Holandią oraz odkrycie dział przeciwlotniczych na południe od Arnhem spowodowały, że dalsze rzuty 19 i 20 września [1944 r.] nie doszły do skutku. 20 września do brygady dotarła wiadomość od gen. Urquharta z nowymi instrukcjami, według których miała ona lądować w nowej strefie cztery mile na zachód od Elden, przekroczyć rzekę promem i dołączyć do dywizji na północnym brzegu. Informacje o sytuacji w Arnhem były skąpe, Sosabowski z doświadczenia natychmiast wiedział, że coś poszło źle.
21 września o godz. 9.00 dowódca polskiej brygady otrzymał potwierdzenie nowych instrukcji i zapewnienie, że prom na północnym brzegu jest w rękach brytyjskich żołnierzy, oczekujących na przybycie Polaków. Główne siły brygady wystartowały 21 września na 114 Dakotach z lotnisk w południowej Anglii, lecz brytyjskie dowództwo odwołało zrzut już w trakcie lotu (decyzja dowództwa została podjęta w związku z tym, że warunki na lądowisku stały się zbyt niebezpieczne). Jednakże tylko 41 samolotów otrzymało i odszyfrowało ten rozkaz, a następnie zawróciło i wylądowało ze spadochroniarzami z powrotem w Anglii (wielu operatorów radiowych 72 Dakot spośród wszystkich 114 C-47 otrzymało złe kody). Pozostałe kontynuowały misję, zrzucając 957 spadochroniarzy, łącznie z dowódcą brygady gen. Sosabowskim. Lot, poza kilkoma pociskami przeciwlotniczymi, przebiegał bez zakłóceń. Tylko jedna Dakota została uszkodzona, ale i ona wylądowała bezpiecznie w Belgii.
Czytaj więcej
Dla Niemców zniszczenie mostu Ludendorffa było konieczne, dla aliantów – wygodne. Wszyscy woleli, by przestał istnieć, jednak musieli o niego walczyć.
Pułkownik Jan Lorys wspomina: „Około 17.18 miał miejsce zrzut przy słonecznej pogodzie dokładnie na cel. Żołnierze opadający na spadochronach natychmiast dostali się pod ogień karabinów maszynowych, a niemalże piękne pociski smugowe leciały łukiem w niebo z moździerzy, artylerii i dział przeciwlotniczych. Część ognia szła z dołu, część z północy, a część ze wschodu. Szczęśliwie ostrzał nie był zbyt skuteczny i straty były relatywnie małe. Wzięto trochę jeńców”. Ku przerażeniu gen. Sosabowskiego brakowało całego pierwszego batalionu i dużej części trzeciego. Stanowiło to łącznie nawet jedną trzecią podstawowych sił brygady. Początkowo obawiano się, że została ona zrzucona w innym miejscu, być może nawet za nieprzyjacielskimi liniami. Informacji o zaginionych jednostkach Polacy nie otrzymali oficjalnie do 23 września. Osłabiona brygada wylądowała zatem na południe od Renu pod silnym ostrzałem niemieckim i ruszyła ku brzegowi rzeki, by się przez nią przeprawić, ale patrole wysłane celem zlokalizowania promu meldowały, że go nie znalazły. Lokalna ludność poinformowała je, że prom został wyłączony z użycia wczesnym rankiem. Sytuacja taktyczna była zła. Arnhem znajdowało się w rękach Niemców, a Brytyjczycy byli zupełnie okrążeni w miasteczku Oosterbeek po drugiej stronie Renu. Wieczorem 21 września sytuacja rozdrobnionej 1 Samodzielnej Brygady Spadochronowej była następująca.