Pucz monachijski – błazeński zamach stanu

W III Rzeszy pucz monachijski urósł do rangi najświętszej bitwy o godność Niemców, a zabici „bojownicy” NSDAP zostali wyniesieni na ołtarze męczenników, którzy oddali życie za naród niemiecki i rasę aryjską. W rzeczywistości była to bałaganiarsko przeprowadzona piwiarniana rozróba, która nie zasługiwała na miano przewrotu.

Publikacja: 07.11.2024 21:00

W czasie nieudanego puczu monachijskiego oddziały Hitlera miały aresztować oficjalne władze miasta.

W czasie nieudanego puczu monachijskiego oddziały Hitlera miały aresztować oficjalne władze miasta. Monachium, 8–9 listopada 1923 r.

Foto: Bundesarchiv Bild

Zanim przejdziemy do opisu monachijskich wydarzeń z 8–9 listopada 1923 r., warto przypomnieć sobie, czym była Bawaria i dlaczego miała tak szczególne znaczenie dla ruchu politycznego skupionego wokół Adolfa Hitlera. W tym celu trzeba się cofnąć do roku 1815, kiedy decyzją kongresu wiedeńskiego utworzono Związek Niemiecki (niem. Deutscher Bund), którego prezydentem został cesarz Austrii Franciszek Józef I Habsburg. Była to konfederacja królestw, księstw i wolnych miast niemieckich, której nie należy mylić z rozwiązanym w 1806 r. Świętym Cesarstwem Rzymskim. Co prawda, Franciszek Józef I zabiegał o przyznanie mu tytułu cesarza rzymskiego, ale nie uzyskał zgody uczestników konferencji. Jednym z państw członkowskich Związku Niemieckiego było rosnące w siłę Królestwo Prus (niem. Königreich Preußen), państwo o ściśle militarystycznej strukturze i ekspansywnej wizji świata. Hohenzollernowie nie zamierzali się podporządkować Habsburgom. W ciągu kolejnych 50 lat Wiedeń i Berlin stały się ośrodkami rywalizującymi o zwierzchnictwo nad Związkiem Niemieckim. Pokojowe próby federalizacji Niemiec spaliły na panewce.

Czytaj więcej

Adolf Hitler – twór Reichswehry

We wrześniu 1862 r. nowy król Prus Wilhelm I powierzył Otto von Bismarckowi – byłemu ambasadorowi przy dworze carskim – stanowisko premiera rządu pruskiego. Bismarck zmienił styl rządzenia krajem. Jego strategię nazwano ogólnym określeniem „Realpolitik”. Wyrażało się to m.in. w szybkiej modernizacji armii pruskiej przy współudziale generała Helmuta von Moltkego. W tym czasie znaczną rolę zaczął odgrywać Sztab Generalny armii z ministrem wojny feldmarszałkiem Albrechtem von Roonem. Otto von Bismarck postawił przed sobą zadanie oderwania Niemiec spod przewodnictwa Austrii.

Wiązało się to także z zachodzącymi w społeczeństwach niemieckich królestw zmianami kulturowymi. Jedynie arystokracja popierała zwierzchność Habsburgów, podczas gdy burżuazja, inteligencja, a nawet klasy niższe opowiadały się za władzą Hohenzollernów. W 1864 r. Bismarck sprowokował wybuch wojny Związku Niemieckiego z Danią, w czasie której Prusy pokazały swoją supremację militarną. Idąc za ciosem, dwa lata później wybuchła wojna Prus z Austrią, która zakończyła się klęską Habsburgów.

Choć Bismarck zawsze podkreślał, że Prusy powinny zachować swoją odrębność państwową, to jednak właśnie tam zaczął rodzić się nacjonalizm niemiecki, który w I połowie XX w. miał przynieść tragiczne skutki dla Niemiec i całego świata. Przegrana Danii w 1864 r. w wojnie o księstwa Szlezwiku i Holsztynu, wojna austriacko-pruska zakończona klęską Wiednia pod Sadową w 1866 r. i wreszcie wojna francusko-pruska w latach 1870–1871 pozwoliły Bismarckowi na zjednoczenie Niemiec pod berłem Hohenzollernów.

Czytaj więcej

Wielki szlem Bismarcka

Ta problematyczna Bawaria

Nadal jednak pozostawała kwestia odrębności poszczególnych królestw formalnie równych rangą Prusom. Niemiecki świat podzielił się jeszcze bardziej niż w epoce reformacji. Na północy rządził pragmatyczny pruski protestant i fanatyczny zwolennik zjednoczenia Niemiec Otto von Bismarck. Na jego drodze do pełnego zjednoczenia kraju pod rządami Hohenzollernów stał katolicki król Bawarii Ludwik II Wittelsbach, pozostający pod urokiem Francji i dokonań króla Ludwika XIV. Bismarcka i Ludwika II dzieliło wszystko poza jednym – obaj posługiwali się językiem niemieckim. Dla Bismarcka był to wystarczający powód do inkorporacji Bawarii pod pruskie berło, ponieważ uważał, że wystarczy mówić po niemiecku, aby chcieć jedności Niemiec. Polityk brytyjski Benjamin Disraeli, mówiąc o otwartości, z jaką Bismarck wyrażał swoje poglądy, powiedział kiedyś: „Niech pan uważa na tego człowieka. On realizuje to, co mówi”.

Bismarck marzył o utworzeniu z niemieckich księstewek jednego tworu państwowego pod przywództwem takiego cesarza, jaki rządził I Rzeszą Niemiecką. Nie mógł zatem pominąć największego i chyba najbogatszego landu, jakim była Bawaria rządzona przez króla marzyciela żyjącego w wyimaginowanym świecie legend o Nibelungach. Dlatego mawiał: „Bawarczyk jest w połowie drogi między Austriakiem a człowiekiem”. Bismarck nie musiał jednak sięgać po rozwiązania militarne, aby inkorporować Bawarię do cesarstwa. W ściśle tajnym raporcie szpiedzy Bismarcka donosili o rozpaczliwych potrzebach finansowych Ludwika II, który poprzez hrabiego Holsteina za sumę 6 milionów guldenów był nawet gotów podpisać proklamację imperialną, która powoływała Wilhelma I na tron cesarski zjednoczonych Niemiec.

Ale po co utrzymywać operetkowe królestwo i jego szalonego króla? Bismarck nie zapomniał, że w czasie wojny austriacko-pruskiej w 1866 r. Bawaria – podobnie jak Saksonia, Badenia, Wirtembergia, Hanower, Hesse-Darmstadt, Elektorat Hesji i Nassau – była sojusznikiem Austrii i po przegranej musiała zapłacić Prusom kompensatę 30 milionów guldenów oraz podporządkować armię bawarską Prusom w przypadku przyszłych wojen prowadzonych przez Berlin.

Zmusiło to Bawarię – ku rozpaczy Ludwika II, wielbiciela kultury francuskiej i Ludwika XIV – do uczestnictwa w wojnie przeciw Francji w 1870 r. Aż 30 procent sił po stronie Prus stanowili Bawarczycy. Ta wojna została sprowokowana przez Bismarcka: nakazał sfałszować tzw. depeszę z Ems, co wywołało wojnę prusko-francuską. W efekcie przegranej Francja utraciła bogate gospodarczo regiony: Alzację i Lotaryngię, na rzecz utworzonej w 1871 r. II Rzeszy Niemieckiej, zwanej także Cesarstwem Niemieckim. Mimo że w 1871 r. Bawaria została włączona do cesarstwa, to zachowała swoją niezależność w zakresie polityki zagranicznej, polityki wojskowej w czasie pokoju, a także zarządzania koleją i pocztą.

Mit o męczeństwie Hitlera

W 1914 r. do 6. Bawarskiej Dywizji Rezerwy wstąpił niejaki Adolf Hitler, obywatel austriacki, nielegalnie mieszkający w Monachium. Ten nikomu nieznany przybłęda został wysłany na front zachodni już w październiku 1914 r. Tam pozostał aż do końca wojny. Brał udział w bitwach pod Ypres, Arras i nad Sommą. 4 sierpnia 1918 r. dowódca 16. Bawarskiego Pułku Rezerwowego major von Tubeuf wręczył Hitlerowi Krzyż Żelazny Pierwszej Klasy i awansował go do stopnia starszego szeregowego (gefreiter). Żadne oficjalne biografie Führera wydawane w III Rzeszy nie wspominały, że odznaczenie zostało nadane na wniosek porucznika Hugo Gutmanna, bezpośredniego przełożonego Adolfa Hitlera. Gutmanna wymazano z historiografii nazistowskiej, ponieważ był Żydem.

Hitler był dumny ze swojego odznaczenia, ale nie odczuwał wdzięczności wobec dowódcy. W listopadzie 1941 r. wyraził to nawet dobitnie w rozmowie ze swoimi generałami: „Mieliśmy w pułku Żyda, nazywał się Gutmann – tchórz, jakich mało. Nosił Krzyż Żelazny Pierwszej Klasy. Było to oburzające i haniebne”. Nie wszyscy się jednak zgadzają, że Gutmann wyróżnił Hitlera wnioskiem o order. W książce „Hitlers erster Krieg” niemiecki historyk Thomas Weber kwestionuje udział Gutmanna w nadaniu odznaczenia Hitlerowi. Wbrew pozorom do dość ważne, ponieważ to właśnie w tym okresie zaczęły się petryfikować antysemickie poglądy przyszłego kanclerza Niemiec.

Czytaj więcej

Dobry wspólnik Hitlera

21 sierpnia 1918 r. Hitler został wysłany na kurs telefonistów do Norymbergi. Przez chwilę mógł odetchnąć od życia frontowego. Wkrótce jednak został wezwany na front. Jego pułk przeniósł się do Comines, gdzie musiał odpierać ataki Anglików. Tam w nocy z 13 na 14 października, podczas brytyjskiego ataku gazem bojowym, Hitler rzekomo stracił wzrok. Świadomie używam słowa „rzekomo”, ponieważ wielu historyków ma wątpliwości co do prawdziwości tego wydarzenia. Niemieccy historycy Hans-Joachim Neumann i Henrik Eberle podają w wątpliwość ślepotę Hitlera i jego leczenie w Pasewalk. W swojej książce „War Hitler krank? Ein abschließender Befund” (Czy Hitler był chory? Ostateczne ustalenie) przedstawiają opinię, że jego oślepnięcie, jeżeli w ogóle do niego doszło, nie było wynikiem działania gazu musztardowego, ale zwyczajnej histerii. Niestety, nie zachowała się dokumentacja medyczna z tamtego okresu. Wszystkie informacje o rzekomym zatruciu gazem bojowym i wynikłego z tego zapalenia spojówek i powiek są powielaniem historyjek, które Hitler sam o sobie opowiadał. Podkreślił jednak, że leżąc w lazarecie w Pasewalk, 11 listopada 1918 r. doznał skrajnego załamania nerwowego na wieść o zawieszeniu broni oraz rewolucyjnym marksistowskim przewrocie w Niemczech. Od tego czasu w jego głowie zrodziła się histeryczna potrzeba szukania kozłów ofiarnych. Po pierwsze, byli nimi Żydzi, którzy uosabiali „zdrajców” z rządu Friedricha Eberta, socjaldemokraty – 9 listopada 1918 r. przejął urząd kanclerski od Maksymiliana Badeńskiego (in. Max von Baden). Po drugie, marksiści, którzy w opinii Hitlera doprowadzili do rozsadzającej Niemcy od środka rewolucji.

Hitler kochał wojnę, utożsamiał się ze swoim pułkiem, pierwszy raz w życiu czuł prawdziwą więź z innymi ludźmi. Nagle 11 listopada 1918 r. jego świat się zawalił. Nie tylko zresztą jego świat, ale setek tysięcy mężczyzn, którzy przyjęli rozejm nie tylko bez entuzjazmu, ale wręcz ze wstrętem, jako przejaw zdrady i cios w plecy. Żydom i socjaldemokratom jako pierwszym zarzucono „krecią robotę” polegającą na osłabieniu armii niemieckiej. W rzeczywistości opinie takie wygłaszali ludzie, którzy ponosili rzeczywistą odpowiedzialność za złe decyzje i osłabienie wojska. Już w grudniu 1918 r. bardzo modne stało się głośne protestowanie przeciw zdradzie. Robili to ludzie o różnym pochodzeniu. Każdy jednak chciał podkreślić, że jest gotów dalej walczyć za ojczyznę, ponosząc ciężkie ofiary. Dobrym przykładem może być przewodniczący Związku Wszechniemieckiego, baron Konstantin von Gebsattel, który – wiedząc o katastrofalnej sytuacji na froncie – zabezpieczał się już w październiku 1918 r., głosząc, że „obecną sytuację należy wykorzystać do zadęcia w fanfary przeciwko Żydom, a Żydów uczynić piorunochronem, w którym skupi się cała niesprawiedliwość”.

Myśl tę podłapał Hitler, który, pisząc później „Mein Kampf”, egzaltował się swoim rzekomym szokiem, jaki przeżył w listopadzie 1918 r. w lazarecie w Pasewalk. Hitler uwielbiał przedstawiać siebie jako romantycznego bohatera, który cierpi za cały naród. Zapewne dlatego tak bardzo podkreślił w swojej jedynej książce, że kiedy 10 listopada 1918 r. kapelan lazaretu w Pasewalk oznajmił pacjentom o abdykacji cesarza i proklamacji republiki, jemu pociemniało w oczach i stracił wszelki sens życia. „Przed oczami znów zrobiło mi się czarno; na oślep, chwiejąc się, wróciłem do sypialni, gdzie rzuciwszy się na łóżko, ukryłem rozpaloną głowę w kołdrze i poduszce (…) A więc wszystko stracone? – pytał w patetycznym tonie. – Czyż nie powinny się były otworzyć groby tych wszystkich setek tysięcy, które wierząc w ojczyznę, wyruszyły w bój, aby nigdy nie powrócić? Czyż to wszystko działo się tylko po to, żeby teraz banda nędznych zbrodniarzy mogła podnieść rękę na ojczyznę?”. Po czym w pełnym grozy profetycznym tonie dodał: „Podczas tamtych nocy narastała we mnie nienawiść, nienawiść do sprawców tego czynu”. Ostatnie zdanie tego rozdziału wyjaśnia wszystko: „Ja zaś wtedy postanowiłem zostać politykiem”.

Hitler zatem sam sobie wyznaczył cezurę w swoim życiu. Wyraźnie zaznaczył, że wojna, a potem wstrząs w Pasewalk były czymś w rodzaju „przebudzenia”. Pozostało działać i walczyć. A szczytem tej walki miała być próba przejęcia władzy w Bawarii.

„Zbawiciel Niemiec”

W styczniu 1923 r. NSDAP liczyło tylko 22 tys. członków. Wielu z nich to byli ulicznicy i chuligani napadający na praworządnych obywateli. Władze Bawarii zaczęły traktować partię Hitlera jako poważne zagrożenie dla porządku publicznego. Zdecydowali się nałożyć na nią ograniczenia przy organizacji ogólnokrajowego zjazdu NSDAP (Reichsparteitag). Ludziom Hitlera nie tylko zakazano demonstracji na placu Królewskim, ale też jakichkolwiek przemarszów przez miasto. Rozwścieczony Hitler oświadczył, że jeżeli rząd odda w kierunku demonstrantów jeden strzał, to przez Monachium przeleje się „rzeka krwi”, a rząd „będzie skończony w dwie godziny”. To oświadczenie zrobiło wrażenie na opinii publicznej. Przez kolejne miesiące jego partia ponaddwukrotnie zwiększyła swój stan liczebny. W kwietniu 1923 r. była to już 50-tysięczna armia frustratów gotowych podpalić Niemcy.

Być może w tamtym okresie rząd bawarski łatwo poradziłby sobie z hitlerowcami, ale przeszkodę stanowiła niezdecydowana postawa Reichswehry. Korpus oficerski traktował związki zbrojne, takie jak SA, jako potencjalną armię zapasową, którą można będzie błyskawicznie zmobilizować na wypadek wojny. Łącznikiem Hitlera z armią stał się złowrogi weteran spod Verdun, kapitan Ernst Röhm. Z jego inicjatywy w 1923 r. ukonstytuował się Zespół Roboczy Ojczyźnianych Ugrupowań Bojowych, w którego skład wchodziło SA, Bund Oberland i Reichsflagge. Dowódcą tej organizacji został emerytowany porucznik Hermann Kriebel. To on zorganizował szkolenia wspomnianych bojówek na poligonach Reichswehry. Nowa SA przestała być jedynie luźną zbieraniną lumpów, ale przeobraziła się w formację zorganizowaną na wzór wojskowy, na której czele formalnie stanął teraz bohater I wojny światowej, generał Hermann Wilhelm Göring.

Czytaj więcej

Adolf Hitler – twór Reichswehry

SA zaczęło terroryzować mieszkańców Monachium. Bojówkarze byli na tyle bezczelni, że 1 maja 1923 r. napadli nawet na magazyn Reichswehry, ukradli kilka tysięcy karabinów i pod kierownictwem samego Hitlera zamierzali przeprowadzić manewry na polu Oberwiesenfeld. Teren ten został jednak otoczony przez bawarską policję, która zagroziła, że otworzy ogień do nazistów, jeżeli nie zwrócą ukradzionej broni. Hitler odmówił oddania broni. Poddał się dopiero wtedy, gdy na pole przybyła delegacja oficerów Reichswehry. Ludzie skupieni wokół jednego z przywódców NSDAP Hermanna Kriebela uważali, że Hitler przestraszył się gróźb i zwyczajnie stchórzył. On twierdził, że jeszcze nie nadszedł czas na konfrontację.

Przez całe lato biuro NSDAP było zasypywane listami napływającymi z całych Niemiec, w których zwykli ludzie błagali Hitlera o wzniecenie powstania narodowego. Prasa prawicowa zaczęła nazywać Hitlera „wybawicielem z Bawarii” i „żelazną miotłą, która wymiecie stajnię Augiasza”. On sam odpowiadał, że czeka na odpowiedni moment.

W swoich wspomnieniach („Briefe 1908–1933”) Rudolf Hess opisał reakcję ludzi słuchających przemówienia Hitlera w Dniu Niemieckim 5 września 1923 r.: „W mgnieniu oka sześć sal wypełniło się ludźmi po brzegi, a na zewnątrz stały jeszcze tłumy, daremnie czekające na wpuszczenie (…). W jednej z sal znów opanowała go ta nieopisana rzecz – doznałem takiego wzruszenia, że musiałem mocno zaciskać zęby (…) i choć na sali było wiele krytycznych głów, to pod koniec jego przemówienia nie posiadali się z entuzjazmu”. Podczas tego przemówienia Hitler dał do zrozumienia, że wkrótce nadejdzie czas zmian. Oznaczało to zbrojną konfrontację z władzą. Hitler zapowiedział na 27 września aż cztery wielkie wiece w Monachium, które w założeniu miały się spontanicznie przerodzić w rewolucję socjalistyczną.

Przemówienia słuchali także policyjni tajniacy. Ich raport musiał wzbudzić panikę władz, ponieważ 26 września gabinet premiera Eugena von Knillinga wprowadził stan wyjątkowy w Bawarii i mianował Gustava von Kahra generalnym komisarzem państwowym. Kahr, który dostał niemal dyktatorskie uprawnienia, nie zamierzał patyczkować się z NSDAP. Jeszcze tego samego dnia wydał zakaz owych czterech demonstracji zapowiedzianych przez Hitlera. Była to swoista forma wypowiedzenia wojny Hitlerowi i jego partii. Na wieść o decyzji władz Bawarii jeszcze tego samego dnia prezydent Niemiec Friedrich Ebert wprowadził stan wyjątkowy w całym kraju i powierzył wszelką władzę wykonawczą ministrowi obrony Ottonowi Gesslerowi. Ten zaś natychmiast wydał zakaz drukowania i rozpowszechniania gazety „Völkischer Beobachter”. 
Decyzja prezydenta republiki wzbudziła napięcie na linii Berlin--Monachium. W tym artykule świadomie pomijam złożony, wymagający odrębnego wyjaśnienia konflikt niemieckiego rządu federalnego z rządem bawarskim pod koniec września 1923 r. Ważne jest natomiast, że na początku października tę napiętą sytuację starał się wykorzystać Hitler. Chciał proklamować „narodowa dyktaturę”, powołać „niemiecką armię wolnościową” i wzorem Mussoliniego pomaszerować na Berlin. 30 października w sali cyrku Krone oświadczył: „Bawaria ma dziś przed sobą wielką misję. Musimy wyjść ze swoich ciasnych granic i podjąć walkę z marksistowskim nasieniem w Berlinie”. Najpierw trzeba było jednak zdobyć władzę w Bawarii.

Hitler rozważał początek akcji 11 listopada, czyli w „dniu upokorzenia Niemiec”, jednak pomysł ten przepadł, kiedy do siedziby NSDAP dotarła wiadomość, że na 8 listopada generalny komisarz państwowy Gustav von Kahr zwołał zebranie wszystkich najważniejszych prominentów z Monachium do piwiarni Bürgerbräukeller. Do Hitlera dotarły także wieści, że „dyktator Bawarii” zamierza przywrócić monarchię przez intronizację dynastii Wittelsbachów. Nie mógł do tego dopuścić. Cała jego walka straciłaby wszelki sens. Zdawał sobie sprawę, że rozgoryczenie Bawarczyków stopniałoby w obliczu powrotu na tron szanowanej rodziny królewskiej. „Nie możemy dopuścić to powrotu zdegenerowanych Hohenzollernów i Wittelsbachów, z całym tym ich pokracznym dworactwem” – kategorycznie oświadczy swoim towarzyszom.

Trzeba było działać natychmiast. Termin puczu został przesunięty z 11 na 8 listopada. Wieczorem 7 listopada Hitler nakazał wysłać na miasto motocykle z rozkazami dla członków Kampfbundu, O godz. 9 rano 8 listopada 1923 r. wezwał do siebie Rudolfa Hessa i rozkazał mu aresztować członków rządu bawarskiego, jak tylko przybędą do piwiarni Bürgerbräukeller.

Czytaj więcej

Stolarz, który chciał zabić Hitlera

Około południa z pejczem w ręku wkroczył do redakcji gazety „Völkischer Beobachter” i zdartym od nieustannego wydawania rozkazów głosem oświadczył zaskoczonemu redaktorowi naczelnemu Alfredowi Rosenbergowi i obecnemu tam dziennikarzowi Ernstowi Hanfstaenglowi, że „nadeszła chwila działania”. Zakazał wspominać o tym komukolwiek i poprosił obu dziennikarzy, żeby uzbrojeni w pistolety zjawili się wieczorem przed Bürgerbräukeller. Tego dnia Hitler objechał jeszcze kilka innych miejsc, wydając spiskowcom instrukcje.

Burleska w piwiarni

Spotkanie Gustava Rittera von Kahra, gen. Otto von Lossowa i dowódcy bawarskiej policji Hansa Rittera von Seißera z monachijczykami w piwiarni Bürgerbräukeller miało się rozpocząć o godz. 20. Hitler spodziewał się, że będzie to niewielkie, kameralne spotkanie elit monachijskich. Jednak ku własnemu zdumieniu zobaczył, że nie tylko sala była wypełniona, ale też cała ulica przed piwiarnią. To wzbudziło u Hitlera niepokój. Zaczął się zastanawiać, jak jego oddziały przebiją się do sali i wyprowadzą przez ten tłum aresztowanego Kahra? Bał się, że spanikowana tłuszcza wywoła straszny chaos. Wpadł więc na bardzo prosty pomysł. Poprosił policjanta stojącego na ulicy, aby funkcjonariusze policji usunęli z ulicy tłum gapiów. Policjant, widząc znanego polityka, zastosował się do prośby. Tak oto Hitler rękami policji uporał się z ostatnią przeszkodą do przeprowadzenia puczu.

Następnie rozkazał ustawić w drzwiach piwiarni ciężki karabin maszynowy skierowany lufą w kierunku obradujących przywódców Kampfbundu, wskoczył na krzesło, wystrzelił z pistoletu w sufit i rozpoczął neurotyczną tyradę o wybuchu „rewolucji narodowej”, która obali rządy w Monachium i Berlinie. Zdumionym trzem koalicjantom Kampfbundu kazał wyjść ze sobą na zaplecze piwiarni. Tam, wyraźnie pobudzony jakimiś środkami odurzającymi, wymachiwał im pistoletem przed nosami, krzycząc przy tym, że powołuje rząd bawarski kierowany przez eksprezydenta policji monachijskiej Ernsta Pöhnera, a sam obejmuje urząd kanclerza Rzeszy.

Sceny, które rozegrały się wewnątrz piwiarni Bürgerbräukeller, przypominały francuską burleskę połączoną z czeską komedią. Z zachowanych wspomnień świadków wiemy, że Hitler zachowywał się jak błazen. Biegał z pistoletem w ręku, grożąc jednym, a po chwili błagając innych, żeby przystąpili do jego „rewolucji narodowej”. Ludzie, którzy przyglądali się zachowaniu Hitlera, wspominali, że wpadał ze skrajności w skrajność. Nagle zmienił ton na bardzo uprzejmy i zdumionemu Kahrowi oświadczył, że mianuje go zarządcą krajowym (Landesverweser) Bawarii. W tonie niemal płaczliwym dodał, że jeżeli sprawy nie pójdą po jego myśli, to ma w pistolecie cztery naboje: trzy dla swoich współpracowników i jeden na końcu dla siebie.

Czytaj więcej

W Berlinie powstanie pomnik Georga Elsera

Hitler wrócił na salę główną piwiarni. Tam wygłosił przemówienie, które u jednych wywołało oburzenie i wstręt, a u innych słuchaczy – zachwyt. Jednak końcowa ocena większości wyrażała się tylko w jednym słowie: „groteska”.

Kiedy Hitler przemawiał do zebranej w Bürgerbräukeller elity Monachium, jego puczyści próbowali zająć budynki rządowe i koszary. W większości przypadków zostali natychmiast przegonieni. Hitler, kiedy o tym usłyszał, opuścił piwiarnię i pojechał na miasto, żeby poprowadzić swoje oddziały. Był przekonany, że trzymając w piwiarni pod lufami pistoletów premiera Bawarii Knillinga, kilku jego ministrów i prezydenta monachijskiej policji, może czuć się bezpieczny.

Załamał się jednak, kiedy Reichswehra i posiadająca wojskowe uzbrojenie policja zachowała wierność legalnemu rządowi. Dodatkowo przywieziony w nocy i całkowicie zdezorientowany generał Erich Ludendorff, były szef sztabu generalnego i generalny kwatermistrz armii niemieckiej w czasie I wojny światowej, naiwnie wierząc w honor oficerski, zażądał od Kahra, Lossowa i Seißera złożenia ustnej przysięgi, że po wypuszczeniu nie podejmą działań przeciw puczystom. Uzyskawszy taką obietnicę, stanowczo nakazał w imieniu Hitlera wypuścić wszystkich przetrzymywanych. Hitler mało nie zemdlał, kiedy po powrocie do piwiarni nie zastał w niej zakładników. Dopadł Ludendorffa i – szarpiąc go za poły płaszcza – zaczął krzyczeć, dlaczego Ludendorff wydał taki rozkaz. „Jak to? – zapytał z rozbrajającą szczerością oburzony generał. – Czy kwestionuje pan honor oficera niemieckiego?”.

Hitler nie miał siły odpowiadać na to pytanie. Po nieprzespanej nocy nakazał sformować demonstracyjny marsz, by ruszyć przez centrum miasta w kierunku gmachu dowództwa okręgu wojskowego – jedynego budynku Reichswehry, który udało się zająć poprzedniego wieczora oddziałowi Reichskriegflagge dowodzonemu przez Ernsta Röhma. Warto podkreślić, że w ataku na ten budynek wyróżnił się niepozorny, nikomu nieznany dotychczas hodowca kur Heinrich Himmler... Dwa tysiące puczystów dotarło do Odeonsplatz przy pomniku Feldherrnhalle. Tam drogę zagrodził im szpaler policji landowej. Kto pierwszy otworzył ogień, pozostaje tajemnicą do dzisiaj. W ciągu kilku minut zginęło 4 policjantów, 13 uczestników puczu i 1 przypadkowy przechodzień.

Hitler miał wyjątkowe szczęście. Jedna z kul minęła go i trafiła stojącego lekko z tyłu Maxa Erwina von Scheubnera-Richtera, który, padając, złapał swojego wodza za rękę i pociągnął na ziemię. Fatalny w skutkach przypadek zdecydował o losie milionów ludzi, którzy przez Hitlera stracili życie niecałe dwie dekady później. Hitler, mimo bólu w zwichniętym barku, zdołał uciec w boczną ulicę.

Także Göring – mimo postrzału w podbrzusze – zdołał wymknąć się z obławy. Na marginesie warto wspomnieć, że lata później krążyła plotka, że kula policyjna przeszyła mu jądro. Jego późniejsze uzależnienie od morfiny tłumaczono nieustanną walką z okropnym bólem po tym postrzale. Jednak podczas badań przeprowadzonych przez alianckich lekarzy w norymberskim więzieniu w 1946 r. nie wykryto u Göringa śladów uszkodzenia genitaliów przez pocisk karabinowy.

Policja monachijska na miejscu aresztowała najważniejszych przywódców puczu: Ludendorffa, Ammana, Röhma, Fricka i Steichera. Hitler zdołał uciec do domu Hanfsteagla w Uffing am Staffelsee. Tchórz nie dotrzymał słowa złożonego swoim kompanom i nie strzelił sobie w łeb. Jak na kabotyna przystało, zajął się spisywaniem grafomańskiego „testamentu politycznego”. Aresztowano go dwa dni później.

Proces – spektakl jednego aktora

Proces Hitlera, Ludendorffa i ośmiu innych puczystów w Monachium rozpoczął się dopiero 26 lutego 1924 r. Oficjalnie oskarżono ich o zdradę stanu i przeprowadzenie zbrojnego zamachu na władze Bawarii. Głównym oskarżycielem w procesie był prokurator Hans Ehard. Rząd Bawarii oczekiwał, że Ehard udowodni, że pucz był dziełem Kampfbundu – ligi bojowej trzech stowarzyszeń nacjonalistycznych: NSDAP, Oberland League oraz Bund Reichskriegsflagge. Ehard skupił się jednak na czymś innym. Wyraził zdumienie, że Hitler naprawdę wierzył w powodzenie tak źle zorganizowanego puczu.

Organizatorzy puczu monachijskiego. Zdjęcie zostało wykonane przed budynkiem sądu, prawdopodobnie 1

Organizatorzy puczu monachijskiego. Zdjęcie zostało wykonane przed budynkiem sądu, prawdopodobnie 1 kwietnia 1924 r. Piąty i szósty od lewej: Erich Ludendorff i Adolf Hitler

Heinrich Hoffmann/Bundesarchiv Bild

Chciał go ośmieszyć, wykazując, że zachowanie „wodza” narodowych socjalistów w czasie tego „puczu piwnego” było wręcz karykaturalne i że cała ta żałosna „rewolucja” zakończyła się tego samego dnia krótką strzelaniną na przy pomniku Feldherrnhalle. Ośmieszanie Hitlera okazało się jednak błędną strategią. Przywódca NSDAP umiejętnie wykorzystał proces przed monachijskim sądem, aby wygłaszać swoje demagogiczne poglądy. Zaprzeczył, że zamierzał dokonać zamachu stanu. W dość zręczny sposób przekonywał, że to ustrój Republiki Weimarskiej jest wynikiem zamachu stanu, a on jedynie chciał przywrócić Niemcom godność. Z posiedzenia na posiedzenie jego przemowy były coraz ciekawsze. Sprzedaż gazet relacjonujących proces rosła z wydania na wydanie. Z błazeńskiego puczysty Hitler przeobraził się w oratora, któremu na sercu nie leżał własny los, ale jedynie honor ojczyzny. Historycy niemieccy przekonują, że gdyby został postawiony przed sądem Rzeszy w Lipsku, zapewne czekałby go stryczek. Niestety, bawarski system sprawiedliwości okazał się nie tylko za słaby w starciu z przebiegłym demagogiem, ale także zbyt antypruski, żeby zakazać wygłaszania poglądów uderzających także w Hohenzollernów. Oskarżony bez ogródek wygłaszał płomienne antysemickie przemówienia i rzucał gromy na „listopadowych zdrajców”. Prawicowa prasa była zachwycona i skrupulatnie publikowała wszystkie te wypowiedzi nawet na pierwszych stronach gazet.

Dopiero 1 kwietnia 1924 r. ogłoszono wyrok. Generała Ludendorffa uniewinniono, a Hitlera skazano jedynie na pięć lat więzienia. Sąd nie zgodził się na deportację Hitlera do Austrii, uzasadniając to jego zasługami w czasie służby pełnionej w bawarskiej armii. Tak oto naiwni monachijscy sędziowie uratowali potwora i utorowali mu drogę do kariery, za którą Niemcy zapłacą straszną cenę. Najtrafniej ich decyzję podsumował berliński dziennik „Berliner Tageblatt”: „To było całkowite bankructwo wymiaru sprawiedliwości".

Zanim przejdziemy do opisu monachijskich wydarzeń z 8–9 listopada 1923 r., warto przypomnieć sobie, czym była Bawaria i dlaczego miała tak szczególne znaczenie dla ruchu politycznego skupionego wokół Adolfa Hitlera. W tym celu trzeba się cofnąć do roku 1815, kiedy decyzją kongresu wiedeńskiego utworzono Związek Niemiecki (niem. Deutscher Bund), którego prezydentem został cesarz Austrii Franciszek Józef I Habsburg. Była to konfederacja królestw, księstw i wolnych miast niemieckich, której nie należy mylić z rozwiązanym w 1806 r. Świętym Cesarstwem Rzymskim. Co prawda, Franciszek Józef I zabiegał o przyznanie mu tytułu cesarza rzymskiego, ale nie uzyskał zgody uczestników konferencji. Jednym z państw członkowskich Związku Niemieckiego było rosnące w siłę Królestwo Prus (niem. Königreich Preußen), państwo o ściśle militarystycznej strukturze i ekspansywnej wizji świata. Hohenzollernowie nie zamierzali się podporządkować Habsburgom. W ciągu kolejnych 50 lat Wiedeń i Berlin stały się ośrodkami rywalizującymi o zwierzchnictwo nad Związkiem Niemieckim. Pokojowe próby federalizacji Niemiec spaliły na panewce.

Pozostało 96% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Historia świata
Żagle na horyzoncie
Materiał Promocyjny
Z kartą Simplicity można zyskać nawet 1100 zł, w tym do 500 zł już przed świętami
Historia świata
Freikorps – wagnerowcy czasu międzywojnia
Historia świata
Daleka droga od wiceprezydentury do prezydentury USA
Historia świata
Nie należy odrzucać śmiałych hipotez naukowych
Materiał Promocyjny
Najszybszy internet domowy, ale także mobilny
Historia świata
Archiwum X NASA
Materiał Promocyjny
Polscy przedsiębiorcy coraz częściej ubezpieczeni