Nie należy odrzucać śmiałych hipotez naukowych

Choć niektóre postulaty naukowe wydają się początkowo niedorzeczne, to historia nauki dowodzi, że często mylą się ci, którzy je wyśmiewają. Tak było na przykład z teorią ruchów płyt kontynentalnych Alfreda Wegenera.

Publikacja: 05.11.2024 14:46

Alfred Wegener w bazie zimowej „Borg” na Grenlandii w 1912 roku. Niemiecki geofizyk uczestniczył wte

Weneger

Alfred Wegener w bazie zimowej „Borg” na Grenlandii w 1912 roku. Niemiecki geofizyk uczestniczył wtedy w wyprawie polarnej kierowanej przez duńskiego odkrywcę Johana Petera Kocha.

Foto: Wikimedia Commons

Wybitny amerykański fizyk Albert Michelson stwierdził pod koniec XIX wieku, że „wszystkie ważniejsze fundamentalne prawa i fakty fizyczne zostały już odkryte i tak mocno ugruntowane, że możliwość zastąpienia ich innymi w wyniku nowych odkryć jest bardzo mała”. Te słowa powinny być cytowane studentom na wszystkich uczelniach świata. Od czasu kiedy zostały wypowiedziane, nauka weszła w złoty wiek odkryć, które całkowicie przemodelowały nasz obraz świata.

Przykładem może być choćby geofizyka, która wydaje się być nauką o niezwykle stabilnym i zrównoważonym rozwoju, bez rewolucyjnych przełomów naukowych. A jednak także i w tej dziedzinie naukowcy nie ustrzegli się przed nadmierną pewnością siebie. Do początków XX wieku w tym środowisku panowało głębokie przekonanie, że zarówno położenie, jak i obecny kształt kontynentów oraz oceanów jest niezmienny od czasu, kiedy setki milionów lat temu (nikt nie domyślał się, że nasza planeta jest znacznie starsza) skorupa ziemska ostygła. Jedyne zmiany jakie dopuszczano to zmiana linii wybrzeży spowodowana erozją i ruchami piasków. Dopiero w 1912 roku niemiecki geolog Alfred Wegener przedstawił w swojej książce pt. „O pochodzeniu kontynentów i oceanów” (niem. „Die Entstehung der Kontinente und Ozeane”) koncepcję nieustannego i bardzo wolnego ruchu płyt kontynentalnych. Niemieckim wydawcom hipoteza ta wydawała się tak niedorzeczna, że odmówili jej publikacji. Na jej druk zdecydował się dopiero pewien wydawca angielski w 1924 roku.

Wyśmiana hipoteza

Środowisko naukowe przyjęło teorie Wegenera z nieukrywaną drwiną. Na niemieckim geofizyku nie pozostawiono suchej nitki. Koncepcja kontynentów jako gigantycznych pływających wysp wydawała się równie niedorzeczna jak pogląd, że ziemia jest płaska i znajduje się na skorupie wielkiego żółwia. Poważną luką w hipotezie Wegenera był przede wszystkim brak opisu mechanizmu dryfowania kontynentów. Naukowiec potraktował swoją teorię w kategoriach bardziej intuicyjnych niż ściśle naukowych. Jednak, mimo zmasowanego ataku, znalazło się kilku przedstawicieli świata nauki, którzy zainteresowali się koncepcją Wenegera, ponieważ jego argumenty wydały im się przekonujące. Dlaczego? Ponieważ Weneger zwrócił uwagę na pewien oczywisty fakt, którego nikt dotąd nie zauważył, choć miał to cały czas przed oczami patrząc na mapę świata. Kiedy bowiem z niej wytniemy kontynenty i odpowiednio połączymy ze sobą, to obrzeża lądów będą do siebie niemal idealnie pasowały. Szczególnie zachodnie wybrzeże Afryki niemal idealnie pasuje do wschodniego wybrzeża Ameryki Południowej co dowodzi, że oba kontynenty tworzyły niegdyś jeden ląd. Z kolei wybrzuszenie na zachodnim wybrzeżu Afryki Północnej idealnie pasuje do „wnęki” jaką stanowi Morze Karaibskie z jego pasującymi niczym puzzle do siebie wyspami.

W 1924 roku koncepcja kontynentów jako gigantycznych pływających wysp wydawała się równie niedorzeczna jak pogląd, że ziemia jest płaska i znajduje się na skorupie wielkiego żółwia.

Krytycy od razu powiedzieli, że to może być po prostu czysty przypadek, taki jak choćby podobieństwa jakie ludzie mają do siebie chociaż pochodzą z różnych i bardzo odległych regionów naszej planety. Ale Weneger miał jeszcze inne argumenty w zanadrzu, że kontynenty faktycznie nieustannie od siebie odsuwają. Jednym z nich były skamieliny tych samych gatunków prehistorycznych zwierząt odkrywane na lądach oddzielonych od siebie morzami i oceanami. Te zwierzęta nie mogły pokonać setek lub tysięcy mil morskich, żeby założyć nowe stada na innych wyspach czy kontynentach. Do dzisiaj podobieństwo wielu żyjących gatunków żyjących na oddzielonych oceanami kontynentach jest żywym dowodem na słuszność hipotezy Wenegera.  

Jak daleko jest z Waszyngtonu do Paryża?

Ale wśród tych wszystkich argumentów niemieckiego uczonego jeden okazał się kluczowy. Wykorzystując precyzyjne pomiary odległości Grenlandii od wybrzeży Europy przeprowadzone w XIX wieku, Weneger dowiódł, że ta odległa wyspa oddaliła się po stu latach o 1,5 centymetra. Idąc tym tropem dowiódł także, że każdego roku Paryż i Waszyngton oddalają się od siebie z prędkością ok. 5 metrów. Na tej podstawie uczony wysunął hipotezę o pradawanym jednolitym lądzie otoczonym jednym gigantycznym praoceanem. Ten pierwotny kontynent nazwał „Pangea”, co oznaczało „Wszechmatkę Ziemię”.

Weneger zwrócił uwagę na pewien oczywisty fakt, którego nikt dotąd nie zauważył, choć miał to cały czas przed oczami patrząc na mapę świata. Kiedy bowiem z niej wytniemy kontynenty i odpowiednio połączymy ze sobą, to obrzeża lądów będą do siebie niemal idealnie pasowały.

Pozostawała jeszcze do udowodnienia jedna hipoteza – o mechanizmie oddalającym od siebie poszczególne fragmenty rozerwanej Pangei. Weneger doszedł do wniosku, że prakontynent popękał na kawałki, a wlewający się w szczeliny ocean rozepchnął fragmenty lądów we wszystkich kierunkach. Tak miały powstać nowe morza. Niemiecki geofizyk zaproponował też teorię, że kontynenty nieustannie pływają na półpłynnej rozgrzanej ławie i ten argument go pogrążył. Środowisko naukowe dowiodło za pomocą ówczesnych urządzeń pomiarowych, że żadnych ruchów kontynentów nie da się udowodnić. Mimo to teoria Wenegera wyjaśniała wiele zjawisk z dalekiej przeszłości, takich jak choćby zmienne położenia biegunów, zmiany klimatyczne czy epoki lodowcowe.  

Nie wszyscy traktowali Alfreda Wenegera jako fantastę. Był on doceniony przez środowisko akademickie przede wszystkim za lata ciężkiej pracy dydaktycznej. W uznaniu zasług został w 1924 roku mianowany profesorem nowo utworzonej katedry geofizyki i meteorologii uniwersytetu w Grazu. Przez kolejne sześć lat poszukiwał podczas licznych wypraw polarnych dowodów geologicznych potwierdzających swoją hipotezę o ruchu płyt tektonicznych. Nie doczekał dnia, w którym stała się one uznaną teorią naukową. Zmarł w 1930 roku nie wiedząc, że zostanie ona potwierdzona niezbitymi dowodami 30 lat później. W latach 60. XX wieku teoria tektoniki stała się pełnoprawną i obowiązującą zasadą geofizyki. Dowodzi, że istnieje osiem kontynentalnych płyt głównych i siedem pomniejszych, z których część znajduje się wyłącznie pod oceanami, a część zarówno pod oceanami, jak i pod stałym lądem. Oddzielają je trzy typy granic: dywergentne (rozbieżne), konwergentne (zbieżne) oraz konserwatywne (inaczej przesuwne). A na granicach tych płyt powstają wulkany oraz pasma górskie.

Wybitny amerykański fizyk Albert Michelson stwierdził pod koniec XIX wieku, że „wszystkie ważniejsze fundamentalne prawa i fakty fizyczne zostały już odkryte i tak mocno ugruntowane, że możliwość zastąpienia ich innymi w wyniku nowych odkryć jest bardzo mała”. Te słowa powinny być cytowane studentom na wszystkich uczelniach świata. Od czasu kiedy zostały wypowiedziane, nauka weszła w złoty wiek odkryć, które całkowicie przemodelowały nasz obraz świata.

Pozostało 93% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Historia świata
Ameryce naprawdę zagrażał komunizm
Historia świata
Przewodnik średniowiecznego obieżyświata: zwiedzanie Jerozolimy
Historia świata
Tysiąc kilometrów adrenaliny na Karakorum Highway
Historia świata
Chiński smok w złotych kajdanach partii
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Historia świata
Rozwój sieci neuronowych jako narzędzia sztucznej inteligencji, cz. II