„Czas apokalipsy” nie jest filmem o Wietnamie. Nie jest nawet filmem o wojnie. Snute przez Coppolę rozważania o tym, jak dobro splata się ze złem, nie znalazły ostatecznie odzwierciedlenia na ekranie – nie przetrwały wieloletnich zmagań Coppoli z samym sobą i z opowieścią. Choć mówimy o niejasnym, trudnym filmie, od pierwszej do ostatniej sceny czujemy, jak bardzo praca nad nim odbiła się na psychice twórcy. Spektakularność spektakularnością, tak naprawdę jednak to, co w „Czasie apokalipsy” najważniejsze, rozgrywa się we wnętrzu. Dostajemy filmową impresję, która ukazuje nam nieustanną walkę toczoną przez Coppolę z samym sobą. W najwspanialszych momentach film staje się świętym szaleństwem obrazów i dźwięków. Coppola nigdy nie znalazł satysfakcjonującego zakończenia – wszak w dociekaniach filozoficznych żaden problem nie może zostać rozstrzygnięty raz na zawsze – ale zaciekła pasja filmowców, a zwłaszcza Waltera Murcha i Vittorio Storaro, pulsujące barwne eksplozje i hiperrealne przestrzenie dźwiękowe sprawiają, że „Czas apokalipsy” jest czymś więcej niż tylko Filmem Poruszającym Ważne Tematy. „Czas apokalipsy” porywa, wywołuje uniesienie.