Wybory w USA: Wady i zalety systemu elektorskiego

Wielokrotnie spotykam się z opinią, że amerykański system wyboru prezydenta jest archaiczny, niesprawiedliwy i tak skomplikowany, że tylko „eksperci” potrafią go przeniknąć i ogarnąć. Wszystko to jest oczywiście nieprawdą.

Publikacja: 18.10.2024 04:20

14 stycznia 1889 r. elektorzy ze stanu Nowy Jork zagłosowali za wyborem Benjamina Harrisona na prezy

14 stycznia 1889 r. elektorzy ze stanu Nowy Jork zagłosowali za wyborem Benjamina Harrisona na prezydenta USA

Foto: Digital Public Library of America

Europejczycy dziwią się, dlaczego Amerykanie nie wybierają swojej głowy państwa w wyborach bezpośrednich? Po co potwierdzać decyzję wyborców poprzez głosowanie Kolegium Elektorów, których liczba jest przecież różna w każdym stanie? Dlaczego np. stosunkowo nieduży terytorialnie stan New Jersey może oddelegować aż czterokrotnie więcej elektorów niż siedemdziesięcioośmiokrotnie większa terytorialnie Alaska? Odpowiedź jest prosta: ponieważ stan New Jersey ma dziesięć razy więcej ludności niż Alaska.

Jak działa system elektorski w USA?

17 września 1787 r. 39 z 55 delegatów uczestniczących w konwencji konstytucyjnej podpisało w Filadelfii projekt Konstytucji Stanów Zjednoczonych, który miał zostać następnie przekazany wszystkim ówczesnym 13 stanom do ratyfikacji. Każdy stan, w zależności od liczy ludności, mógł wyznaczyć adekwatnie do liczby okręgów wyborczych do Kongresu odpowiednią liczbę swoich przedstawicieli na tę konwencję konstytucyjną. W sumie było ich 70, ale nie wszyscy dotarli do Filadelfii. Sposób, w jaki ratyfikowano ustawę zasadniczą, stał się odtąd wzorem dla wyborów prezydenckich.

Zgodnie z postanowieniami artykułu II Konstytucji Stanów Zjednoczonych wszelka władza wykonawcza przysługuje prezydentowi. Osoba pełniąca tę funkcję jest zatem najwyższym reprezentantem narodu, ale także szefem rządu i zwierzchnikiem sił zbrojnych. Wzorowany na amerykańskim ustrój republiki prezydenckiej obowiązuje niemal we wszystkich państwach półkuli zachodniej – z wyjątkiem Kanady, Belize i większości państw karaibskich. W Europie trudno nam czasami zrozumieć Amerykanów, ponieważ we wszystkich państwach Starego Kontynentu mamy ustrój parlamentarno-gabinetowy, w którym głowa państwa nie kieruje pracami rządu. W Polsce bezpośrednio wybieramy jedynie prezydenta, który – ujmując to w największym skrócie – ma w wielu obszarach zakres władzy znacznie mniejszy niż premier. Jeżeli w wyborze amerykańskiego prezydenta doszukujemy się niedemokratycznych defektów, to co powinniśmy powiedzieć o wyborze człowieka, który de facto rządzi w Polsce?

Skoro amerykański system elekcyjny wydaje się komuś niejasny, to obowiązująca w polskim systemie wyborczym metoda D’Hondta jest po prostu ciemnym labiryntem. Ileż wspólnego ma ona z demokracją bezpośrednią, skoro np. pozwala na wybór do parlamentu jedynie osób z list komitetów wyborczych, które przekroczyły próg wyborczy?

W USA głosy elektorskie są rozdzielane dla poszczególnych stanów na podstawie spisu ludności. Każdemu stanowi zostaje przydzielona liczba głosów elektorskich odpowiadająca dwóm miejscom w senacie USA i liczbie okręgów wyborczych do Izby Reprezentantów Kongresu USA. Ta druga liczba jest zależna od zmian populacyjnych na danym obszarze.

Czytaj więcej

Republikanie nie są rasistami. Kto i kiedy przykleił im tę łatkę?

Czy zatem elektorski system wyboru amerykańskiego prezydenta jest wzorcowo demokratyczny? Nie zgodziłbym się z taką opinią z dwóch powodów. Po pierwsze, elektorzy głosują zgodnie ze swoim sumieniem, co stwarza ryzyko, że mogą się wyłamać z obietnicy złożonej wyborcom i zagłosować wbrew woli większości wyborców – na kandydata, który zdobył mniej głosów. Po drugie, konstytucja nie narzuca stanom, w jaki sposób mają wyznaczać swoich elektorów. Może kiedyś, w jakimś stanie, pod wpływem lokalnych zawirowań politycznych, jego mieszkańcy nie będą mogli wybierać prezydenta w głosowaniu powszechnym, a przywilej ten zostanie przyznany stanowej legislaturze. To jednak mało prawdopodobne, ponieważ niezmiennie od ponad 200 lat obywatele wszystkich stanów cieszą się przywilejem bezpośredniego głosowania na swojego kandydata w wyborach prezydenckich.

W 48 stanach obowiązuje zasada „zwycięzca bierze wszystko”, co oznacza, że wszyscy elektorzy wyznaczeni z danego stanu powinni w czasie obrad Kolegium Elektorów zagłosować wyłącznie na osobę, która otrzymała największe poparcie wśród wyborców tego stanu. Tylko stany Maine i Nebraska wyznaczają elektorów, którzy mogą zagłosować na różnych kandydatów – w zależności od wyniku głosowania powszechnego w poszczególnych okręgach do Kongresu. Tak zdarzyło się w latach 2008, 2016 i 2020.

Europejczycy dziwią się, dlaczego Amerykanie nie wybierają swojej głowy państwa w wyborach bezpośrednich? Po co potwierdzać decyzję wyborców poprzez głosowanie Kolegium Elektorów, których liczba jest przecież różna w każdym stanie? Dlaczego np. stosunkowo nieduży terytorialnie stan New Jersey może oddelegować aż czterokrotnie więcej elektorów niż siedemdziesięcioośmiokrotnie większa terytorialnie Alaska? Odpowiedź jest prosta: ponieważ stan New Jersey ma dziesięć razy więcej ludności niż Alaska.

Pozostało 89% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Historia świata
Naukowcy od czarnej flagi. Co wiemy o piratach
Materiał Promocyjny
Stabilność systemu e-commerce – Twój klucz do sukcesu
Historia świata
Reforma kalendarza. Dni, które ludziom „ukradł” sam papież
Historia świata
Bolonia: kolebka współczesnych uniwersytetów
Historia świata
Raj podatkowy w środku niemieckiego lasu
Historia świata
Chirurgia narodziła się w epoce kamienia łupanego