Błyskawiczna kariera polityczna - John F. Kennedy, część IV

To była jedna z najszybszych i najbardziej błyskotliwych karier politycznych w historii Ameryki. John F. Kennedy miał zaledwie 36 lat, gdy został senatorem Stanów Zjednoczonych. Nie był nawet jeszcze żonaty.

Publikacja: 27.09.2024 04:19

Robert F. Kennedy i John F. Kennedy podczas przesłuchań w Senacie przed komisją McClellana w sprawie

Robert F. Kennedy i John F. Kennedy podczas przesłuchań w Senacie przed komisją McClellana w sprawie śledztwa przeciwko Jimmy’emu Hoffie, 1957 r.

Foto: American Photo Archive/Alamy/be&w

John F. Kennedy wracał po wojnie do Bostonu w glorii bohatera. Jego ojciec był tym zachwycony. Zamierzał wykorzystać legendę wojenną syna do realizacji własnych ambicji politycznych. Sam John – najbliżsi nazywali go Jack – nie przypominał bohatera wojennego. Nękała go depresja przeplatana gwałtownymi atakami bólu wywołanymi przez najróżniejsze schorzenia, które nasiliły się po katastrofie morskiej na wodach Morza Salomona.

Na zachowanych filmach rodzinnych rodu Kennedych widzimy roześmianego, wysportowanego, bardzo szczupłego i przystojnego mężczyznę. W rzeczywistości wiek biologiczny organizmu JFK był starszy o kilka dekad. John nieustannie przyjmował silne środki przeciwbólowe, które popijał mocnym alkoholem, powoli zaczynał też eksperymentować z silnymi narkotykami. Każdy inny człowiek już by się rozsypał. Jednak John i jego dwaj młodsi bracia – Robert i Edward – mieli zaszczepiony przez ojca chorobliwy wręcz głód sukcesu, który był najlepszym antidotum na używki. Wydawało się, że ci trzej młodzi mężczyźni mają w życiu tylko jeden cel: za wszelką cenę zdobyć i utrzymać władzę.

John F. Kennedy. Prezent od tatusia

Rok 1946 zapowiadał wielkie zmiany obyczajowe, kulturowe i polityczne. Na amerykańską arenę polityczną wkraczali przedstawiciele młodego pokolenia – ludzie niemający żadnych hamulców moralnych, agresywni i głodni sukcesu. Wśród nich najbardziej wyróżniali się bracia John i Robert Kennedy.

Ich karierę nieustannie promował, obserwował i kontrolował ambitny ojciec. To on tuż po wojnie namówił swojego przyjaciela, kongresmena Jamesa Michaela Curleya, aby zrezygnował z kandydowania do Izby Reprezentantów i wystartował w wyborach na burmistrza Bostonu. Curley niechętnie opuszczał niższą izbę Kongresu, ponieważ jego 11. okręg wyborczy stanu Massachusetts był zawsze silnie demokratyczny i łatwo można było pokonać republikańskich rywali. Joe Kennedy chciał jednak, aby ten łatwy do zdobycia mandat stał się trampoliną polityczną dla jego syna Johna.

Czytaj więcej

Bohater wojenny John F. Kennedy, część III

Żeby mieć powód do kandydowania z tego okręgu, John Kennedy musiał kupić jakiś dom. Jednak skłonny do gigantomanii ojciec zafundował synowi rezydencję przy reprezentacyjnej 122 Bowdoin Street, naprzeciwko stanowej legislatury – Massachusetts State House. Oczywiście kampanię także finansował ojciec. On też wymyślił hasło wyborcze dla syna: „Nowe pokolenie oferuje Ameryce nowego przywódcę”. Jak się można było domyślić, młody Kennedy wygrał wybory, pokonując aż dziesięciu kontrkandydatów. Jego ojciec żartował po tych wyborach, że za takie pieniądze, jakie wydał na tę kampanię, mógłby uczynić kongresmenem nawet prostego szofera.

John nie zamierzał jednak słuchać się dalej ojca przy wyborze własnego programu politycznego. Już jako kongresmen wyraźnie opowiedział się za modelem państwa socjalnego. Wzywał do stworzenia lepszych warunków mieszkaniowych dla weteranów, postulował powołanie stanowej opieki medycznej i popierał postulaty związków zawodowych domagających się zmiany prawa pracy. Nie oznaczało to jednak, że sympatyzował z komunistami. Wręcz przeciwnie: od początku charakteryzował się ostrym sprzeciwem wobec jakichkolwiek ustępstw wobec ZSRR.

Choć w 1946 r. republikanie szturmem zdobyli większość miejsc w Izbie Reprezentantów, to John Kennedy był jedynym demokratą, który dosłownie zdmuchnął swojego republikańskiego przeciwnika, zdobywając aż 73 proc. głosów. Wraz z Richardem Nixonem i Josephem McCarthym należał do nowego młodego pokolenia weteranów II wojny światowej, którzy właśnie wkraczali do Kongresu.

Nowe pokolenie w Kongresie

Przez sześć lat John F. Kennedy reprezentował w izbie niższej Kongresu Stanów Zjednoczonych wyborców 11. okręgu wyborczego. Dał się poznać z zaangażowania w prace prestiżowej Komisji Edukacji i Pracy oraz Komisji Spraw Weteranów. Coraz częściej wypowiadał się też w sprawach międzynarodowych, aktywnie wspierając doktrynę Trumana jako właściwą odpowiedź na nasilającą się postawę zimnowojenną Sowietów.

Nie wszystkie jego pomysły okazały się jednak strzałem w dziesiątkę. Szczególnie dotyczyło to koncepcji mieszkalnictwa publicznego. Kennedy wierzył, że budowanie osiedli mieszkaniowych rozładuje napięcia w biednych dzielnicach. Okazało się, że się mylił. Blokowiska powstałe u zbiegu lat 50. i 60. XX w. straszą do dzisiaj. Zbudowane z czerwonej cegły bloki są najbardziej rozpoznawalnym elementem krajobrazu Bronxu czy Irvingtonu.

Czytaj więcej

Klan z Bostonu. John F. Kennedy, część II

W 1947 r. kongresmen John Kennedy sprzeciwił się ustawie, która ograniczałaby siłę związków zawodowych. Od tej pory zaczęły się jego niejasne związki z szefami wielkich central związkowych. Szczególnie złożona i niejasna była zapewne relacja z przewodniczącym związku kierowców ciężarówek Teamsters – Jimmym Hoffą. Kennedy bez wątpienia przez pewien czas korzystał z politycznego wsparcia popularnego Hoffy. Później ich drogi nagle się rozeszły, a Hoffa znalazł się na celowniku braci Kennedych. Jako główny ekspert Komisji senackiej ds. Nieprawidłowości na Rynku Pracy, nazywanej Komisją McClellana, senator Robert Kennedy rozpoczął śledztwo przeciw Jimmy'emu Hoffie, które później kontynuował jako prokurator generalny USA pod słynnym hasłem „Dopaść Hoffę”. Uważa się, że Hoffa nigdy im tego nie zapomniał. Istnieje wiele hipotez łączących zamach na prezydenta w Dallas ze sprawą śledztwa prowadzonego przez Roberta Kennedy’ego przeciw Jimmy'emu Hoffie. Nikt nie wie, skąd się wzięła aż tak wielka nienawiść do potężnego szefa centrali związkowej, z którym przecież w pewnym momencie bracia starali się nawiązać dobre relacje.

Pod czujnym okiem Hoovera

W ogóle powiązania braci Kennedych ze środowiskami przestępczymi do dzisiaj stanowią przedmiot wielu dochodzeń. Pewne jest, że młody kongresmen Kennedy zdawał się mieć także liczne kontakty z włoską mafią. Sam Salvatore Giancana – szef wszystkich szefów Cosa Nostry w latach 1957–1966 – chwalił się wiele lat później, że to on uczynił Kennedy'ego prezydentem.

Najwięcej wiedział o tym człowiek, który od dawna bardzo się interesował rodziną Kennedych i miał z nimi stare porachunki. Był nim J. Edgar Hoover, podejrzliwy i potężny szef Federalnego Biura Śledczego (FBI). Hoover doskonale wiedział, że Joe Kennedy rozmnożył rodzinną fortunę dzięki sprzedaży alkoholu zgromadzonego tuż przed wprowadzeniem prohibicji. Bez wątpienia jego służby czujnie przyglądały się kontaktom byłego ambasadora, który przed wojną zdawał się sugerować konieczność nawiązania poprawnych relacji USA z III Rzeszą. Kiedy John Kennedy został już prezydentem, starał się zacierać te ślady i podporządkować dyrektora FBI swojemu bratu, prokuratorowi generalnemu Robertowi Kennedy'emu.

Nie oznaczało to wcale, że bracia gardzili Hooverem. Przez lata kino i literatura wykreowały fałszywy obraz konfliktu między klanem Kennedych a dyrektorem FBI. To nie było prawdą. Choć w prywatnych rozmowach bracia nazywali Hoovera „starą ciotą”, o czym bez wątpienia wiedział, to uważali go za wielkiego patriotę i znakomitego organizatora. Poza tym zwyczajnie się go bali. Hoover posiadał niezliczoną ilość zdjęć, nagrań, podsłuchów i filmów o niemal pornograficznej treści, kompromitujących prywatne życie prezydenta Kennedy'ego i jego rodziny. A trzeba przyznać, że pod względem przygód erotycznych John F. Kennedy bił wszystkich polityków amerykańskich razem wziętych na głowę.

Krok drugi: Senat

Izba Reprezentantów miała być jedynie pierwszym stopniem na drabinie kariery politycznej Johna Kennedy’ego. Młody polityk zamierzał przynajmniej zostać senatorem Stanów Zjednoczonych. Należy pamiętać, że w amerykańskim systemie władzy senatorowie korzystają ze znacznie większych przywilejów i mają znacznie szerszy zakres kontrolny nad władzą wykonawczą niż członkowie Izby Reprezentantów. Dlatego John Kennedy uważał, że jeżeli nawet nie uda mu się zdobyć prezydentury, to najważniejszym celem jest fotel senatora USA.

Czytaj więcej

John F. Kennedy. Fałszywa świętość, część I

Pod hasłem „Kennedy zrobi więcej dla Massachusetts” rozpoczął w 1952 r. przygotowania do kampanii przeciwko pełniącemu już trzecią kadencję republikańskiemu senatorowi Henry'emu Cabotowi Lodge’owi Jr. Był to niezwykle trudny przeciwnik cieszący się wśród wyborców swojego stanu ogromną popularnością. Ale i tym razem z pomocą przyszedł ojciec Johna, który ponownie sfinansował kampanię syna. A Robert Kennedy po raz pierwszy wystąpił w roli menedżera akcji wyborczej Johna. Bracia wpadli na nowatorski pomysł organizacji serii tzw. herbatek, czyli spotkań wyborczych dla kobiet. Były one sponsorowane przez matkę i siostry Johna Kennedy’ego. Odbywały się w hotelach lub salonach piękności. Choć początkowo spotkały się z drwiną ze strony konkurencji politycznej, w ostateczności okazały się bardzo trafionym pomysłem.

Choć senatora Lodge’a poparł osobiście niezwykle popularny prezydent Dwight Eisenhower, to Kennedy pokonał go przewagą aż 70 tys. głosów. Co ciekawe, został jednym z najmłodszych senatorów, a w dodatku nie miał jeszcze nawet żony. Zazwyczaj senatorowie byli ludźmi statecznymi, o ugruntowanej karierze politycznej, ustabilizowanym życiu rodzinnym i utrwalonej pozycji społecznej. John F. Kennedy nie spieszył się z tym. Miał już narzeczoną i planował wziąć z nią niemal królewski ślub – za rok.

John F. Kennedy wracał po wojnie do Bostonu w glorii bohatera. Jego ojciec był tym zachwycony. Zamierzał wykorzystać legendę wojenną syna do realizacji własnych ambicji politycznych. Sam John – najbliżsi nazywali go Jack – nie przypominał bohatera wojennego. Nękała go depresja przeplatana gwałtownymi atakami bólu wywołanymi przez najróżniejsze schorzenia, które nasiliły się po katastrofie morskiej na wodach Morza Salomona.

Na zachowanych filmach rodzinnych rodu Kennedych widzimy roześmianego, wysportowanego, bardzo szczupłego i przystojnego mężczyznę. W rzeczywistości wiek biologiczny organizmu JFK był starszy o kilka dekad. John nieustannie przyjmował silne środki przeciwbólowe, które popijał mocnym alkoholem, powoli zaczynał też eksperymentować z silnymi narkotykami. Każdy inny człowiek już by się rozsypał. Jednak John i jego dwaj młodsi bracia – Robert i Edward – mieli zaszczepiony przez ojca chorobliwy wręcz głód sukcesu, który był najlepszym antidotum na używki. Wydawało się, że ci trzej młodzi mężczyźni mają w życiu tylko jeden cel: za wszelką cenę zdobyć i utrzymać władzę.

Pozostało 89% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Historia świata
Geneza systemu dwupartyjnego w USA
Historia świata
Nie tylko Putin. Ukraina spaloną ziemią Stalina
Historia świata
Masakra w My Lai
Historia świata
Samolot z gumy i lotnik na sznurku. Odkrywcze projekty
Historia świata
Krzysztof Kowalski: Szukać trzeba do skutku