Początkowe sceny filmu nie zapowiadają nadciągającego dramatu. Są lekkie i zwiewne niczym sukienki grupy przyjaciółek jadących eleganckim autem drogą nad francuskim wybrzeżem. Młode kobiety śpiewają, śmieją się, przekomarzają – po prostu cieszą się życiem. Jest wśród nich Lee Miller, w którą wyjątkowo przekonująco wciela się Kate Winslet. Tu dygresja: choć Winslet zyskała sławę dzięki pierwszoplanowej roli w obsypanym Oscarami „Titanicu” (1997), to jej kunszt aktorski doceniono dopiero ponad dekadę później – otrzymała nagrodę Amerykańskiej Akademii Filmowej za wykreowanie postaci Hanny, która w czasie wojny współuczestniczyła w zagładzie Żydów („Lektor”, 2008). Nie przepadam za sposobem gry Winslet, ale w „Lee” aktorka okazała się wiarygodna w każdej minucie. Na pewno duża w tym zasługa reżyserki Ellen Kuras, a nade wszystko operatora Pawła Edelmana. To jego zbliżenia, z odpowiednim światłocieniem, sprawiają, że widzimy, jak Winslet „gra twarzą” – słowa są zbędne, widać całą gamę emocji. A tych w filmie nie brakuje.
Tytułową bohaterkę poznajemy w 1938 r., wówczas jest już uznaną modelką i fotografką „Vogue’a”. Lee Miller (właściwie: Elisabeth Miller, ur. w 1907 r.), pochodząca z zamożnej rodziny Amerykanka, we Francji zyskuje uznanie wśród artystycznej bohemy: poeci piszą dla niej wiersze, jej portrety kilkukrotnie maluje sam Pablo Picasso.
Czytaj więcej
Picasso malował ją aż sześć razy. Była modelką, fotografką mody i korespondentką wojenną, która towarzyszyła amerykańskiej armii przez całą Europę.
Cierpienie, ból i determinacja na zdjęciach Lee Miller
Gdy wybucha II wojna, Lee wyjeżdża do Londynu, by także dzięki jej zdjęciom opinia publiczna mogła zobaczyć skutki barbarzyńskich nalotów Luftwaffe na stolicę Anglii. Nawiązuje współpracę z brytyjskim oddziałem „Vogue’a”, fotografuje zniszczone miasto i jego mieszkańców. Jej zdjęcia ukazują cierpienie, ból, ale też determinację londyńczyków.
W 1944 r., po lądowaniu aliantów w Normandii, Lee wyrusza do wciąż okupowanej Europy jako korespondentka wojenna. Jest kobietą, co od razu ustawia ją w gorszej pozycji wobec kolegów po fachu. Ale za wszelką cenę chce pokazać światu tragiczną prawdę o ludzkim wymiarze wojny. Swój obiektyw skupia na twarzach tych, którzy bezpośrednio doświadczyli wojennego koszmaru. Są wśród nich zarówno ranni żołnierze, jak i cywile. Punktem kulminacyjnym okazuje się wizyta w wyzwolonych przez aliantów nazistowskich obozach koncentracyjnych w Buchenwaldzie i Dachau. Lee – wstrząśnięta do głębi stosami martwych ciał, ale też widokiem kobiet i dzieci wychudzonych i zaszczutych przez hitlerowców, – robi serię swoich najlepszych zdjęć. Pisze przejmującą korespondencję. Lecz brytyjski „Vogue” tego nie opublikuje... zrobi to później amerykańskie wydanie czasopisma. Tyle że to będzie zaledwie kilka ujęć. A Lee wykonała ich tysiące! Skąd to wiemy?