Niezbyt diabelski Trójkąt Bermudzki. Mroczna tajemnica, spleciona z faktów i wyobrażeń

Tajemnica Trójkąta Bermudzkiego powstała głównie dzięki połączeniu faktów i wyobraźni autorów o nim piszących. Cóż, prawda nie może stanąć na drodze dobrej opowieści.

Publikacja: 19.09.2024 21:00

Artystyczna wizja Trójkąta Bermudzkiego, nad którym leci samolot amerykańskiej marynarki wojennej

Artystyczna wizja Trójkąta Bermudzkiego, nad którym leci samolot amerykańskiej marynarki wojennej

Foto: KOSKA ill/Shutterstock

5 grudnia 1945 r., około godziny 15.45, wieża kontroli lotów w Fort Lauderdale na Florydzie odebrała komunikat: „Nie widać lądu. Wygląda na to, że zboczyliśmy z kursu”. Potem nastąpiła cisza. Personel rozpoczął obserwację kierunku, z którego powinna nadlecieć eskadra bombowców torpedowych Grumman TBF Avenger dowodzona przez porucznika Charlesa C. Taylora. Samoloty kilkadziesiąt minut wcześniej opuściły bazę lotniczą U.S. Naval Air Station Fort Lauderdale, aby odbyć rutynowy lot szkoleniowy o kryptonimie „Lot 19”. Następne komunikaty z samolotów były coraz bardziej niepokojące: „Nie możemy być pewni, gdzie jesteśmy”, a po 10 minutach: „Nie możemy znaleźć zachodu. Wszystko jest nie tak. Nie możemy być pewni żadnego kierunku. Wszystko wygląda dziwnie, nawet ocean”. Kontakt znowu urwał się, by powrócić po kolejnych 20 minutach. Drżący, graniczący z histerią głos któregoś z pilotów oznajmił: „Nie możemy powiedzieć, gdzie jesteśmy... wszystko jest... nic nie widać. Sądzimy, że możemy być około 225 mil na północny wschód od bazy...”. Przez kilka chwil pilot bełkotał niespójnie, zanim wypowiedział ostatnie słowa, jakie zostały wypowiedziane przez któregokolwiek z uczestników „Lotu 19”: „Wygląda na to, że wchodzimy w białą wodę... Jesteśmy całkowicie zagubieni”.

Czytaj więcej

Zagadka na środku Atlantyku

Kontakt z pięcioma bombowcami torpedowymi odbywającymi lot szkoleniowy w trójkącie Floryda–Bermudy–Puerto Rico urwał się. Na ratunek zaginionym 14 lotnikom natychmiast wysłano dwie latające łodzie Martin PBM Mariner i hydroplan PBY Catalina. To był dalszy ciąg tragedii. Jeden z tych samolotów zniknął bez śladu podobnie jak poszukiwane bombowce. Zaginęło kolejnych 13 osób. Zaangażowane siły rosły. W powietrze wzbiło się ponad 300 samolotów, wodę patrolowały okręty wojenne, straż przybrzeżna, a nawet prywatne jachty. Bezskutecznie. Nie znaleziono nawet śladu po zaginionych pilotach i ich ratownikach. Nie była to pierwsza tragedia na tym obszarze i nie ostatnia. Jednak to zaginięcie całej eskadry bombowców wywarło tak duże wrażenie na obserwatorach, że dzięki niemu tajemnica Trójkąta Bermudzkiego rozbudziła wyobraźnię całego świata.

Katastrofa za katastrofą

Prawdopodobnie Krzysztof Kolumb był pierwszym Europejczykiem, który wspominał o „dziwnych, tańczących na horyzoncie światłach” w pobliżu Bermudów. Załoga również nie potrafiła wytłumaczyć tego zjawiska. Wprawdzie żeglarze podróżujący do Nowego Świata nie lubili tego kawałka oceanu, ale rejestry morskie nie wyróżniały go w żaden szczególny sposób.

Jak twierdzi Lawrence David Kusche, w książce „The Bermuda Triangle Mystery – Solved” (Tajemnica Trójkąta Bermudzkiego – wyjaśniona), pierwszą znaną ofiarą „diabelskiego trójkąta” był Thomas Lynch Jr., jeden z sygnatariuszy deklaracji niepodległości Stanów Zjednoczonych. Jego statek zaginął w okolicach Bermudów w 1779 r. Według tego samego źródła 21 lat później zaginęła na tych wodach 40-działowa fregata „Insurgent” i w tym samym roku amerykański szkuner „Pickering” z 90 osobami na pokładzie. Wraz z upływem lat tych zaginięć odnotowano więcej. Na przykład w 1814 r. zaginął amerykański slup wojenny „Wasp” ze 140 osobami na pokładzie, w 1815 r. – „Epervier” wiozący traktat kończący wojnę berberyjską, w 1824 r. – szkuner „Wildcat” i 31 osób, w 1855 r. znaleziono porzucony przez załogę szkuner „James B. Chester”, a w 1909 r. zaginął jacht „Spray” (płynął nim Joshua Slocum, pierwszy człowiek, który samotnie opłynął świat).

Pierwsze naprawdę tajemnicze zdarzenie miało miejsce, gdy w „diabelskim trójkącie” zaginął statek marynarki amerykańskiej „Cyclops”. Jego nazwa nie bez powodu nawiązywała do rasy mitycznych gigantów. Był naprawdę gigantyczny. Miał ładowność 19 600 ton. Gdy zaginął 4 marca 1918 r., miał na pokładzie 11 tys. ton rudy manganu i 309 osób załogi. Był to incydent, który doprowadził do największej w historii amerykańskiej marynarki wojennej utraty życia niezwiązanej z walką. Do dziś nie udało się znaleźć sensownego wyjaśnienia katastrofy, a żadna z teorii – od sztormu po wojenną aktywność wroga – nie jest dostatecznie wiarygodna. Władze niemieckie w trakcie Wielkiej Wojny (i po niej) zaprzeczały jakiejkolwiek wiedzy o statku, a raport eksperta Agencji Lloyda spekulujący „możliwość przesunięcia się ładunku” wydaje się co najmniej mętny.

Pierwsze naprawdę tajemnicze zdarzenie miało miejsce w 1918 r., gdy w „diabelskim trójkącie” zaginął

Pierwsze naprawdę tajemnicze zdarzenie miało miejsce w 1918 r., gdy w „diabelskim trójkącie” zaginął statek marynarki amerykańskiej, USS „Cyclops” (na zdjęciu zakotwiczony w rzece Hudson, niedaleko Nowego Jorku)

New York Navy Yard

Do dnia, w którym zaginęła eskadra bombowców w Trójkącie Bermudzkim, odnotowano 31 zaginięć statków. Od tej chwili zaczęły znikać również samoloty. Dwa lata później zaginęła amerykańska superforteca B-29, w 1948 r. – lecący z Londynu do Hawany Star Tiger, w tym samym roku – DC-3 lecący do Miami, w 1949 r. – Star Ariel zmierzający na Jamajkę, a w 1950 r. – czterosilnikowy Douglas C-124 Globemaster II z 53 osobami na pokładzie. Do 2005 r. w Trójkącie zaginęło 25 samolotów różnej wielkości, w tym 28 sierpnia 1963 r. dwie latające cysterny KC-135. Nadal znikały statki; między 1945 a 2005 r. – kolejnych 15.

Część tych katastrof udało się wyjaśnić, jak choćby tę, która dotknęła amerykańskiego masowca SS „Cotopaxi” 1 grudnia 1925 r. Zwolennicy zjawisk paranormalnych uznali jego zagięcie za efekt działania sił nadprzyrodzonych. Ponieważ była to jedna z najsłynniejszych ofiar Trójkąta Bermudzkiego, Steven Spielberg zrobił z niego element filmu „Bliskie spotkania trzeciego stopnia” i wysłał za pomocą rąk czy też macek kosmitów na pustynię Gobi. Tymczasem w 2020 r. udało się zidentyfikować wrak SS „Cotopaxi” u wybrzeży Florydy.

Jacht „Spray” zaginął w listopadzie 1909 r. Płynął nim Joshua Slocum, pierwszy człowiek, który samot

Jacht „Spray” zaginął w listopadzie 1909 r. Płynął nim Joshua Slocum, pierwszy człowiek, który samotnie opłynął świat

Australian National Maritime Museum

Siła wyobraźni

Koncepcja, że obszar zbliżony kształtem do trójkąta w pobliżu Bermudów jest wyjątkowo podatny na zniknięcia, pojawił się w połowie XX w. Jako pierwszy wspomniał o tym Edward Van Winkle Jones 17 września 1950 r. w „The Miami Herald” (agencja Associated Press). Dwa lata później w magazynie „Fate” George Sand w artykule „Sea Mystery at Our Back Door” opisał kilka przypadków zaginięć samolotów i statków, w tym „Lot 19”. W jego artykule po raz pierwszy nakreślono trójkąt. Sand był też pierwszym autorem, który zasugerował coś nadprzyrodzonego w katastrofie bombowców torpedujących. „Lot 19” ponownie wrócił do mediów w 1962 r. Allan W. Eckert w magazynie „American Legion” opisał rozmowę pilotów z wieżą. Napisał też, że urzędnicy na komisji śledczej marynarki wojennej stwierdzili, że samoloty „odleciały na Marsa”. Tu wyraźnie poniosła go wyobraźnia.

W lutym 1964 r. Vincent Gaddis poszedł jeszcze krok dalej. Napisał artykuł zatytułowany „The Deadly Bermuda Triangle” (Śmiercionośny Trójkąt Bermudzki), który opublikował w pulpowym magazynie „Argosy” specjalizującym się w prawdziwych opowieściach o Tarzanie, Zorro czy syntetycznym człowieku z Marsa, twierdząc, że „Lot 19” i inne zaginięcia były częścią wzorca dziwnych wydarzeń w regionie. W następnym roku Gaddis wydał książkę „Invisible Horizons. True Mysteries of the Sea”. Inni pisarze podchwycili i rozwinęli pomysł Eckerta: John Wallace Spencer wydał „Limbo of the Lost” w 1969 r., Charles Berlitz – „The Bermuda Triangle” w 1974 r. (wnuk tego Berlitza od szkół językowych), a Richard Winer – „The Devil’s Triangle” też w 1974 r. Autorzy twierdzili w tych publikacjach jednym głosem, że w Trójkącie dzieją się rzeczy dziwne i niewyjaśnione. Powoływali się na ponad 200 zniknięć albo katastrof. To napędzało wyobraźnię nie tylko autorów SF, ale także zupełnie poważnych badaczy, którzy zaczęli zastanawiać się, co jest nie tak z tym Trójkątem.

Fascynacja tragicznymi wydarzeniami związanymi z tym obszarem dotarła także do Polski na przełomie lat 70. i 80. XX w. i wiąże się z tajemniczymi wydarzeniami we wsi Emilcin, w której rolnik Jan Wolski miał „spotkanie trzeciego stopnia z kosmitami”. Jeden z badaczy zdarzenia emilcińskiego, Roman Andrzej Piasecki, przeszedł do historii jako ekspert w sprawach Trójkąta, ale także organizator „pierwszej polskiej wyprawy w rejon Trójkąta Bermudzkiego”.

Czytaj więcej

Syberyjskie wyjaśnienie Trójkąta Bermudzkiego

Koncepcja wyprawy powstała podczas jego rozmowy z Bogusławem Skowrońskim w kolejce do stacji obsługi pojazdów przy ul. Omulewskiej w Warszawie. Kolejka była długa, a później miało jeszcze miejsce spotkanie w pobliskiej kawiarni... i tak zasadnicze założenia zostały stworzone. Scenę opisuje Piotr Stefaniak w reportażu „Odwieczne kupowanie kolumny Zygmunta”. „Startujemy z pozycji autsajderów. Nie mamy niczego do stracenia, a wszystko do wygrania – mówi Piasecki. – Zacznijmy więc od »Trójkąta Bermudzkiego«. Skoro tym wszystkim przesławnym profesorom, tylu wspólnym wyprawom interdyscyplinarnym i międzynarodowym nie udało się uchylić tajemnicy, uczyńmy to my! Paranaukowcy!” – przytacza rozmowę Stefaniak. Dalej organizatorzy rozmawiają o „sensownej metodologii badań” i zebraniu zespołu hipnotyzerów, medium, telepatów itp. Według Krzysztofa Drozda, autora opracowania „Emilcin 1978”, Piaseckiemu z ogromną precyzją udało się obliczyć, że tajemnica „diabelskiego trójkąta” zabrała: 876 statków, 111 samolotów oraz 17 600 osób. Niestety, mimo zaangażowania wielkich sił i środków (ponoć Piasecki zebrał na organizację przedsięwzięcia ponad 300 tys. zł) wyprawa nie doszła do skutku. Dziś trudno ocenić, dlaczego.

Jednak wyjaśnienia fenomenu pojawiały się. Nie tylko ze strony paranaukowców, ale też rzetelnych specjalistów. Najbardziej skrajne nadal wspominały o UFO, ale też o pozostałościach zatopionej Atlantydy z jej technologią zakłócającą działanie instrumentów pokładowych i wskazywały na kamienną strukturę odkrytą w pobliżu wyspy Bimini na Bahamach. Nazwano ją Drogą Bimini lub Murem Bimini. Niestety, nie ma dowodów na to, że została stworzona ludzką ręką. Inne mówiły o błędach człowieka, anomaliach magnetycznych i pogodowych, a nawet metanie, który w ogromnych ilościach wydobywa się z dna oceanu, przez co statki toną w powstającej pianie wodnej, a samoloty spadają, ponieważ metan ma inną gęstość niż powietrze.

Zakorkowane morze

Tak naprawdę tajemnica Trójkąta Bermudzkiego została wyjaśniona już w latach 70. XX w. To wówczas amerykański pilot, inżynier lotów i bibliotekarz Larry Kusche, zainteresował się dziwnymi zaginięciami na Atlantyku. Choć nie wierzył w działalność kosmitów, był podekscytowany. Pracował wówczas w bibliotece Arizona State University. Wraz z bibliotekarką Debbie Blouin rozpoczął zbieranie informacji o Trójkącie w dostępnych źródłach, a ponieważ te były niewystarczające – poprzez wysyłanie setek listów z prośbą o informacje z oficjalnych źródeł. Przez kilka lat katalogował i zestawiał dane, by w 1975 r. wydać książkę „The Bermuda Triangle Mystery – Solved” (Tajemnica Trójkąta Bermudzkiego – wyjaśniona).

Czytaj więcej

Niezwykłe chmury przyczyną katastrof w obrębie Trójkąta Bermudzkiego?

Jego badania dowodziły, że praktycznie wszystkie incydenty zostały spowodowane przez burze lub wypadki albo w ogóle nie można było znaleźć dowodu, że miały miejsce. Jego wniosek był taki, że Trójkąt był „sfabrykowaną tajemnicą”, wynikiem słabych badań i raportowania oraz sporadycznego celowego fałszowania faktów.

Niektóre z opisywanych katastrof wydarzyły się poza Trójkątem, bo... jego granice były „płynne”. Vincent Gaddis określił w magazynie „Argosy” granice trójkąta, podając jego wierzchołki jako Miami–Puerto Rico–Bermudy. Późniejsi autorzy niezbyt ściśle trzymali się tej definicji. Podawali różne granice, przesuwali wierzchołki trójkąta, w efekcie jego obszar wahał się od 1 300 000 do 3 900 000 km kw. „Rzeczywiście, niektórzy autorzy rozciągają go nawet aż do wybrzeża Irlandii” – dowiadujemy się z brytyjskiego filmu „Case of the Bermuda Triangle”. Wszystko zależało od potrzebnej siły argumentów niezbędnych do udowodnienia niezwykłości tego fragmentu oceanu.

W 1975 r. pracująca dla magazynu „Fate” Mary Margaret Fuller postanowiła udowodnić, że Trójkąt Bermudzki jest najniebezpieczniejszym miejscem na morzach świata. W tym celu zwróciła się do towarzystwa ubezpieczeniowego Lloyd’s of London z prośbą o ujawnienie statystyki wypłat. Okazało się, że w latach 1955–1975 odnotowano tam 428 wypadków. Fuller już myślała: „mam to”, gdy porównała wynik ze statystykami na innych akwenach. Ku jej rozczarowaniu liczba nie odbiegała od tych z innych obszarów o podobnym natężeniu ruchu.

Do grona najniebezpieczniejszych szlaków wodnych świata należy także Cieśnina Drake’a. To tam są najsilniejsze prądy, wieje najtęższy wiatr, a ciśnienie atmosferyczne jest najniższe. Niestety, to nie tam zdarza się najwięcej wypadków morskich. Powód jest prozaiczny – mało kto tamtędy pływa. Za to najwięcej wypadków jest na Morzu Południowochińskim, gdzie wprawdzie są rafy, ale pogoda zwykle sprzyja żegludze. Po prostu tam ruch statków jest tak duży, jak samochodów na głównej ulicy miasta w godzinach szczytu. W korku łatwo o stłuczkę.

5 grudnia 1945 r., około godziny 15.45, wieża kontroli lotów w Fort Lauderdale na Florydzie odebrała komunikat: „Nie widać lądu. Wygląda na to, że zboczyliśmy z kursu”. Potem nastąpiła cisza. Personel rozpoczął obserwację kierunku, z którego powinna nadlecieć eskadra bombowców torpedowych Grumman TBF Avenger dowodzona przez porucznika Charlesa C. Taylora. Samoloty kilkadziesiąt minut wcześniej opuściły bazę lotniczą U.S. Naval Air Station Fort Lauderdale, aby odbyć rutynowy lot szkoleniowy o kryptonimie „Lot 19”. Następne komunikaty z samolotów były coraz bardziej niepokojące: „Nie możemy być pewni, gdzie jesteśmy”, a po 10 minutach: „Nie możemy znaleźć zachodu. Wszystko jest nie tak. Nie możemy być pewni żadnego kierunku. Wszystko wygląda dziwnie, nawet ocean”. Kontakt znowu urwał się, by powrócić po kolejnych 20 minutach. Drżący, graniczący z histerią głos któregoś z pilotów oznajmił: „Nie możemy powiedzieć, gdzie jesteśmy... wszystko jest... nic nie widać. Sądzimy, że możemy być około 225 mil na północny wschód od bazy...”. Przez kilka chwil pilot bełkotał niespójnie, zanim wypowiedział ostatnie słowa, jakie zostały wypowiedziane przez któregokolwiek z uczestników „Lotu 19”: „Wygląda na to, że wchodzimy w białą wodę... Jesteśmy całkowicie zagubieni”.

Pozostało 91% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Historia świata
Geneza systemu dwupartyjnego w USA
Historia świata
Nie tylko Putin. Ukraina spaloną ziemią Stalina
Historia świata
Masakra w My Lai
Historia świata
Samolot z gumy i lotnik na sznurku. Odkrywcze projekty
Historia świata
Krzysztof Kowalski: Szukać trzeba do skutku