Więźniarskie armie. Nie tylko w Rosji Władimira Putina

Obecność Grupy Wagnera na froncie ukraińskim to była kontynuacja długiej tradycji wykorzystywania przestępców w różnych siłach zbrojnych. W odróżnieniu od Zachodu, który dawno zrezygnował z takiej praktyki, po więzienne metody z upodobaniem sięgali carowie. Ale to Stalin był w tej dziedzinie niekwestionowanym liderem.

Publikacja: 29.08.2024 21:00

Generał Aleksiej Arakczejew (1769–1834) – jeden z najbliższych współpracowników cara Aleksandra I

Generał Aleksiej Arakczejew (1769–1834) – jeden z najbliższych współpracowników cara Aleksandra I

Foto:  Muzeum Ermitaż

Już antyczni stratedzy odkryli fundamentalny czynnik psychologiczny: siła armii zależy od morale żołnierzy, a to z kolei mierzone jest ich zaufaniem do towarzyszy broni. Dlatego powierzenie życia mordercom lub gwałcicielom, czyli pobór kryminalistów, był wynikającą z desperacji ekstremalną koniecznością. Choć taka metoda wzmocnienia armii kojarzy się z sowieckimi i niemieckimi jednostkami karnymi II wojny światowej, prekursorami Stalina i Hitlera byli Chińczycy.

Rekruci w kajdanach

W V w. p.n.e. państwo Yue toczyło wojnę z królestwem Wu. Przed decydującą bitwą władca Yue rozmieścił skazańców w pierwszym szeregu armii. Zgodnie z historycznym przekazem więźniowie rzucili się z krzykiem na wroga, po czym tuż przed liniami nieprzyjaciela poderżnęli sobie jednocześnie gardła. Zastraszający atak psychologiczny był możliwy dzięki temu, że król Yue wziął jako zakładników rodziny straceńców. Co ciekawe, armia Państwa Środka ponownie wykorzystała więźniów podczas wojny z Japonią w 1937 r. Mostu Marco Polo – stanowiącego bramę do ówczesnej stolicy Nankinu – broniła 36. Dywizja Kuomintangu zrekrutowana z więźniów. Po zdobyciu miasta w odwecie za opór Japończycy zmasakrowali ludność cywilną, zabijając nawet 300 tys. osób.

Czytaj więcej

Think tank: Rosjanie rekrutują więźniów do nowych jednostek. Już nie Szturm-Z

Z kolei w XVIII i XIX w., w dobie wojen o europejską supremację, po skazańców sięgała regularnie Anglia. Gdy na takie potrzeby opróżniono więzienia, a marynarzy nadal brakowało, do rekrutacji wzięła się Królewska Marynarka Wojenna. Przez kraj przetoczyła się fala gangów rekrutacyjnych. Podczas łapanek zatrzymywano wszystkich mężczyzn. Tych, których nie było stać na wykup, dostarczano w kajdanach na pokłady okrętów. Komisarze wojskowi działali niezwykle efektywnie, ponieważ otrzymywali wynagrodzenie za każdego rekruta. Pozwalały im na to specjalne ustawy parlamentu. Dały marynarce wojennej prawo zaciągania ludzi znających się na sprawach morskich w każdym miejscu i czasie. Gangi rekrutacyjne były szczególnie aktywne podczas konfrontacji z Napoleonem Bonaparte. W latach 1793–1815 ogołociły z mężczyzn wybrzeża Anglii, Walii i Szkocji. Większość „marynarzy” była włóczęgami i bezdomnymi, o których nie miał się kto upomnieć. Jednak ofiarami procederu stawali się często spokojni chłopi, rzemieślnicy i drobni kupcy, mający nieszczęście znaleźć się w nieodpowiednim miejscu i czasie. Drastycznym przykładem był smutny los marynarza floty handlowej, który w 1803 r. powrócił do walijskiego portu po dwuletnim rejsie. Następnego ranka został rekrutem marynarki wojennej. W kolejnych latach rząd Jego Królewskiej Mości rozszerzył praktykę przymusowego werbunku na potrzeby armii lądowej. „Dobrowolnych” rekrutów mobilizowano również w więzieniach, stawiając przed alternatywą stryczka lub służby wojskowej. Wybór był raczej oczywisty, dlatego podczas kampanii hiszpańskiej korpus Wellingtona składał się w jednej piątej z przedterminowo zwolnionych przestępców. Bili się dzielnie i Anglicy pokonali Francuzów. Ceną były masowe rabunki, gwałty, a nawet morderstwa dokonane przez „wyzwolicieli” na hiszpańskich i portugalskich cywilach.

Przed takim samym wyborem brytyjski wymiar sprawiedliwości postawił swoich podopiecznych w czasie I wojny światowej. Sądy dawały oskarżonym wybór między więzieniem lub wycieczką na front. Identyczną propozycję otrzymywali skazani, których w zamian za służbę wojskową ułaskawiano. Państwo odnosiło same korzyści. W trudnych warunkach wojennych zmniejszały się nakłady finansowe na system penitencjarny. Równocześnie władze pozbywały się niepożądanych jednostek ze społeczeństwa, co odciążało policję. Również wielu funkcjonariuszy zgłosiło się na front. Co ważne, brytyjska armia umiała wyciągnąć wnioski ze służby kryminalistów – nie wszystkich uważano za dobrych żołnierzy. Szczególnie nielubiani przez towarzyszy broni byli złodzieje. W okopach im nie ufano, ponieważ okazywali się egoistami „grającymi” tyko na siebie. Także przestępcy seksualni byli złym wyborem. Działając w złości lub furii, stawali się niebezpieczni dla własnych oddziałów. Natomiast z punktu widzenia dowództwa owa nieobliczalność czyniła z nich idealnych uczestników krwawych starć wręcz.

Rosyjska tradycja

Kluczową prawidłowość socjologiczną armii opartych na poborze powszechnym, a więc także z udziałem skazanych obywateli, sformułował historyk Tony Judt: „Armia powszechna nie jest wyjątkiem od społeczeństwa, tylko jego integralną częścią świadczącą o kondycji narodu”.

Do europejskich prekursorów masowych sił zbrojnych należał car Piotr I. Rosja była imperium o ustroju despotycznym, a zarazem patrymonialnym, co oznaczało, że państwo jest własnością panującego, a wszyscy mieszkańcy, bez względu na status społeczny, jego niewolnikami. Dlatego rosyjskie siły zbrojne były armią typu niewolniczego, o czym świadczyła choćby długość służby wojskowej. Od początku XVIII w. aż do końca lat 90. XIX w. każdy rekrut służył obowiązkowo przez 25 lat. Ze względu na liczne wojny, a przede wszystkim fatalne warunki zapewniane przez armię, oznaczało to w praktyce wyrok dożywotni. Potwierdzeniem jest statystyka. Według historyka Michaiła Hellera w XIX w. liczebność rosyjskiej armii wzrosła z 924 tys. żołnierzy podczas wojen napoleońskich do 1,5 mln w okresie wojny krymskiej. Ale aż 70 proc. strat śmiertelnych nie było wynikiem działań wojennych. Stały za nimi epidemie i choroby wywołane złą kondycją sanitarną, higieniczną i żywieniową. Mimo to armia oparta na wojskowym niewolnictwie miała dla imperium szereg zalet. Najemników, którzy kierują się zyskiem finansowym, zawsze można przekupić, dlatego ich lojalność jest wątpliwa. Także obywatelskie siły zbrojne mogą stać się zarzewiem rewolucji. Tymczasem niewolnicy pozbawieni wolności osobistej, a takimi byli rekruci powołani spośród rosyjskich chłopów pańszczyźnianych, byli zależni od carów. Pracodawca, czyli armia, mógł z nimi postępować dowolnie.

Czytaj więcej

Wojna w Ukrainie. Ukraińscy więźniowie też trafiają na front, ale jest różnica wobec Rosji (WIDEO)

Jednym ze skrajnych przykładów w skali europejskiej były militarne pomysły cara Aleksandra I zrealizowane przez carskiego faworyta generała Aleksieja Arakczejewa. Imperator był zwolennikiem wojskowego osadnictwa zmniejszającego finansowe obciążenia skarbu państwa. Żołnierze mieli utrzymywać gotowość do działań wojennych, a zarazem utrzymywać siebie i rodziny z uprawy roli. Był to zdeformowany pomysł landwehry (obrony terytorialnej) autorstwa pruskiego ministra wojny Gerharda von Scharnhorsta. Koncepcja zakładała szkolenie żołnierzy w miejscu ich zamieszkania. Rezerwiści byli corocznie powoływani na dwumiesięczne ćwiczenia wojskowe. Tymczasem system rosyjski oparty na 25-letnim okresie służby miał przekształcić żołnierzy w chłopów, z jednoczesnym pozostawieniem w gotowości bojowej. W tym celu w 1817 r. Aleksander I podpisał dekret o organizacji osiedli wojskowych. Regulował nie tylko najdrobniejsze kwestie: od ubiorów, jednakowego wyglądu domów, przez ćwiczenia wojskowe, porę karmienia dzieci i zwierząt domowych, po obowiązkowe jednakowe menu. Na przykład dzieci żołnierzy chłopów oddzielano od rodziców w wieku siedmiu lat i kierowano na wychowanie do specjalnych batalionów dla nieletnich. Powracali w wieku 18 lat, aby podobnie jak ich ojcowie służyć carom przez następne ćwierć wieku. Najdoskonalsza w założeniu forma armii niewolniczej spełzła na niczym. Po kilku latach eksperymentu wojskowe osiedla ogarnęła fala buntów.

Car Piotr I pacyfikuje własne wojska po odbiciu Narwy w 1704 r. Obraz Aleksandra Iwanowicza Sauerwei

Car Piotr I pacyfikuje własne wojska po odbiciu Narwy w 1704 r. Obraz Aleksandra Iwanowicza Sauerweida z 1859 r.

Foto: Galeria Treriakowska

Po śmierci Aleksandra I  kontynuacji samowystarczalnej organizacji sił zbrojnych zaniechano. Trudno, aby było inaczej, skoro służba żołnierzy chłopów była pełna absurdów. Regulamin przewidywał utrzymanie domów i zagród w idealnym porządku, a za nieprzestrzeganie obowiązku groziła kara chłosty karabinowymi wyciorami. Z tego powodu obowiązywał zakaz palenia w piecach, aby posesji nie brudziły sadze. Wojskowi osadnicy nie mogli także korzystać z wzorcowych dróg i mostów, które musieli omijać łąkami i brodami. A przecież równolegle do „potiomkinowskich osiedli” w tej samej Rosji istniały w pełni funkcjonalne rozwiązania łączące służbę wojskową z pracą na roli. Chodzi o wojska kozackie oparte na systemie stanic.

Odkupić winę!

Nie bez przyczyny historyk Richard Pipes twierdził, że policyjny system carów, w tym armia oparta na niewolniczych stosunkach społecznych, utorował drogę państwu totalitarnemu. Bolszewicy na szeroką skalę kontynuowali niewolniczą pracę w obozach koncentracyjnych systemu GUŁag, co po wybuchu wojny z III Rzeszą przełożyło się na skład osobowy sił zbrojnych.

Zgodnie z oficjalnymi danymi od czerwca 1941 r. aż do zakończenia wojny w maju 1945 r. Stalin rzucił do walki ponad milion więźniów. Z bronią w ręku służyło ok. 950 tys. Taka liczba stanowiła ekwiwalent 62 dywizji piechoty. Co ciekawe, tylko 192 tys. skazańców przydzielono do kompanii karnych. Reszta walczyła w zwykłych oddziałach liniowych. Łącznie Beria przygotował cztery dekrety administracyjne, które w zamian za odkupienie win wobec sowieckiej ojczyzny z bronią w ręku oferowały amnestię. Była to propozycja wyłącznie dla „obywateli” skazanych za przestępstwa dyscyplinarne i kryminalne, czyli dla „błatnych” (więźniów pospolitych). Dekrety wykluczały z amnestii osadzonych za przestępstwa polityczne, szczególnie na podstawie artykułów 58 i 59 kodeksu karnego ZSRR. Chodziło o działalność antysowiecką oraz szpiegostwo i sabotaż. Propozycję odkupienia win masowo odrzuciły „wory w zakonie”, czyli kryminalna starszyzna. Bossowie uważali, że jakikolwiek rodzaj współpracy z bolszewickim państwem jest hańbiący.

Na front trafili drobni przestępcy lub osoby skazane za wykroczenia w rodzaju spóźnień do pracy i bumelanctwa. Według zachowanych wspomnień tacy ludzie traktowali warunki frontowe niemal jak sanatorium. Ryzyko śmierci w gułagu było podobne. Ponadto w łagrach obowiązywał 16-godzinny dzień pracy i wyśrubowane normy produkcyjne, od których wypełnienia zależała skąpa racja żywnościowa, systematycznie zmniejszana podczas wojny. Tymczasem armia dawała sprytnym „zekom” możliwość uniknięcia walki. Ponadto wojsko było regularnie i w miarę syto żywione, łącznie z niedostępnymi więźniom racjami alkoholowymi i tytoniowymi. Najczęściej więźniarskie „mięso armatnie” trafiało do jednostek pod eskortą, a oficerowie starali się jak najszybciej pozbyć więźniów, rzucając ich do samobójczych zadań. Natomiast kadrę oddziałów karnych obowiązywał rozkaz surowego traktowania i bezwzględnej indoktrynacji skazanych, którym natychmiast po przybyciu wpajano, że żołnierze się nie poddają, a każda próba dezercji zakończy się rychłą egzekucją.

Pomnik czerwonoarmisty i Bohatera Związku Radzieckiego Aleksandra Matrosowa (1924–1943) w Wielkich Ł

Pomnik czerwonoarmisty i Bohatera Związku Radzieckiego Aleksandra Matrosowa (1924–1943) w Wielkich Łukach

Foto: Ivan Narmanev/wikipedia

Czas służby na pierwszej linii zależał od wysokości wyroku. Jeśli ktoś odsiadywał pięć lat pobytu w obozie koncentracyjnym, musiał walczyć dwa miesiące w bezpośrednim kontakcie z wrogiem. Tymczasem w kompaniach karnych i więźniarskich batalionach szturmowych czas płynął inaczej. Średnia długość życia nie przekraczała tygodnia. Jednostki zrekrutowane ze skazańców wykorzystywano do przeprowadzania zwiadu bojem, rozpoznania pól minowych, zdobywania punktów umocnionych lub maskujących ataków bez wsparcia ogniowego, dokonywanych w celu odciągnięcia sił przeciwnika. Więźniowie osłaniali też odwrót własnych oddziałów. Przeciętne straty takich oddziałów sięgały od 50 proc. do 90 proc. Jeśli jakimś cudem przestępca przeżył, dekrety amnestyjne wymazywały winę, a żołnierz był przenoszony do zwykłych oddziałów. Wcześniejsza amnestia dotyczyła także osób, które zostały ranne, wykazując się przy tym odwagą na polu walki. Natomiast w przypadku niesubordynacji lub tchórzostwa o rozstrzelaniu nie decydował sąd polowy, tylko bezpośredni dowódca. Łącznie w latach 1941–1943 sowiecka armia utworzyła 1037 kompanii karnych. Maksymalna liczba takich jednostek, ok. 300, powstała po słynnym dekrecie Stalina „Ani kroku wstecz” z 1942 r., który powstał po klęsce frontu południowego umożliwiającej hitlerowcom natarcie na Kaukaz i Stalingrad.

Sowiecka propaganda chełpiła się czynami bojowymi więźniów, uznając je za dowód skuteczności komunistycznej resocjalizacji. Co najmniej sześciu skazańców otrzymało tytuły bohaterów ZSRR, a bodaj najsłynniejszym z nich był Aleksandr Matrosow. Jako nieletni został skazany za złodziejstwo, a następnie pracował jako więzień – odlewnik. W 1940 r. uciekł z fabryki. Schwytany otrzymał karę pięciu lat gułagu. Odbywał wyrok w kolonii karnej dla nieletnich. Z chwilą osiągnięcia pełnoletności zamienił wyrok na służbę wojskową, którą rozpoczął w 1943 r. W lutym zginął pod wsią Czernuszki, unieszkodliwiając niemiecki bunkier. Ówczesna prasa pisała, że własnym ciałem zasłonił hitlerowski otwór strzelniczy. Stalin ogłosił: „Wielki czyn towarzysza Matrosowa powinien służyć żołnierzom Armii Czerwonej jako wzór bohaterstwa”. Jeszcze drastyczniejszy epizod z udziałem kryminalisty miał miejsce w 1945 r. w Prusach Wschodnich. Wasilij Kuzniecow skazany na dziesięć lat za fałszowanie kartek żywnościowych trafił na front prosto z łagru. Otrzymał samobójcze zadanie likwidacji nieprzyjacielskiego karabinu maszynowego. Powrócił żywy ze zdobytą bronią i… obciętą głową strzelca. Gdy wstrząśnięty dowódca zapytał o przyczynę dekapitacji, Kuzniecow odpowiedział, że to zamiast fotografii wykonanego zadania.

Co najciekawsze, po zakończeniu wojny ogromna liczba amnestionowanych więźniów, którym udało się przeżyć, trafiła z powrotem do łagrów za czyny kryminalne. Jako recydywiści otrzymali jeszcze wyższe wyroki.

Już antyczni stratedzy odkryli fundamentalny czynnik psychologiczny: siła armii zależy od morale żołnierzy, a to z kolei mierzone jest ich zaufaniem do towarzyszy broni. Dlatego powierzenie życia mordercom lub gwałcicielom, czyli pobór kryminalistów, był wynikającą z desperacji ekstremalną koniecznością. Choć taka metoda wzmocnienia armii kojarzy się z sowieckimi i niemieckimi jednostkami karnymi II wojny światowej, prekursorami Stalina i Hitlera byli Chińczycy.

Pozostało 97% artykułu
Historia świata
Komu zawdzięczamy gotyckie katedry?
Historia świata
„Gorączka złota” w średniowiecznej Europie
Historia świata
Człowiek nie pochodzi od małpy
Historia świata
Krwawy sen o Himmlerstadt: „Action Zamość”
Materiał Promocyjny
Przewaga technologii sprawdza się na drodze
Historia świata
Jak zwężano bramę do Stanów Zjednoczonych
Materiał Promocyjny
Transformacja w miastach wymaga współpracy samorządu z biznesem i nauką