Zachowało się kilka interesujących relacji z tamtych dni. Szczególnie ciekawe wydają się wspomnienia szwedzkiego dyplomaty Johana Birgera Dahlerusa, który 7 sierpnia zorganizował we własnym domu, w pobliżu duńskiej granicy w Szlezwiku-Holsztynie, spotkanie Hermanna Göringa z siedmioma wpływowymi brytyjskimi przedsiębiorcami. Wierzył, że kręgi finansowe i przemysłowe będą w stanie rozładować napięcie między Londynem i Berlinem. Brytyjscy biznesmeni zapewnili przewodniczącego Reichstagu, że niezależnie od rozwoju sytuacji na froncie Wielka Brytania dochowa swoich zobowiązań sojuszniczych wobec Polski. Nie blefowali. 25 sierpnia 1939 r. rządy Wielkiej Brytanii i Polski przekształciły jednostronną deklarację wsparcia zaoferowaną przez rząd brytyjski w pakt o wzajemnej pomocy. Świadomy konsekwencji takiej umowy Göring pospiesznie wysłał Dahlerusa do Londynu z wiadomością, że Niemcy chcą porozumienia z Wielką Brytanią. Odpowiedź szefa brytyjskiej dyplomacji Edwarda Wooda, 1. hrabiego Halifaksu, była krótka i chłodna: kanały dyplomatyczne są otwarte i tego typu pośrednictwo szwedzkiego dyplomaty jest niepotrzebne. Mimo to Dahlerus pozostał świadkiem negocjacji prowadzonych w kolejnych tygodniach w Kancelarii Rzeszy.
Czytaj więcej
Wiosna 1945 r. była w Europie Środkowej wyjątkowo ciepła i słoneczna. Wraz ze słońcem i ciepłem do Niemiec wkraczały wojska alianckie prące jak burza w kierunku Berlina. Hitler wiedział już, że nic ich nie zatrzyma. Dlatego wydał rozkaz zniszczenia Niemiec, aby aliantów witała jedynie spalona ziemia.
Zakłopotanie i zażenowanie współpracowników Adolfa Hitlera
Dzięki jego wspomnieniom wiemy, że od 26 sierpnia Hitler zachowywał się, jakby dostał amoku. Nieustannie zmieniał zdanie, mieszając ponure groźby z płaczliwym lamentem o pokój. Z jednej strony oferował Anglii wieczną przyjaźń, z drugiej – nieustannie aktualizował szczegóły planu ataku na Polskę. Jego monologi wykrzykiwane prawie zdartym głosem stawały się już tak bełkotliwe, że Szwed, choć doskonale znał niemiecki, nie był w stanie ich zrozumieć. Nawet bezpośredni współpracownicy niemieckiego kanclerza byli zakłopotani, a nawet zażenowani błazenadą swojego szefa.
Dahlerus wspominał, że Hitler obsesyjnie maszerował po swoim ogromnym gabinecie wzdłuż i wszerz, wyliczając przy tym pod nosem na okrągło jak jakąś mantrę stan uzbrojenia niemieckich sił zbrojnych. Szwed podkreślał przy tym, że kiedy dyktator przeklinał wrogów i wieszczył ich unicestwienie, oczy wychodziły mu z orbit, a żyły nabrzmiewały na szyi. Kiedy w nocy z 26 na 27 sierpnia załamały się rozmowy pokojowe z Wielką Brytanią, Hitler wpadł w szał. Krzyczał schrypniętym głosem, że „wytępi do cna cały ten przeklęty naród polski”. Potem znowu opadał z sił, rzucał się w fotel i szeptał, że chce wznowienia rozmów z Anglikami. Dahlerus zapamiętał, że Hitler miał tak cuchnący oddech, że w każdym zakątku jego gabinetu, choć był wielkości sali gimnastycznej, czuć było ten straszny odór. Zresztą wielu rozmówców Hitlera wspominało, że przez ten fetor rozmowa z nim była prawdziwym wyzwaniem. Z powodu chorobliwego obżarstwa ciastami i słodyczami jego zęby były wyniszczone próchnicą. W dodatku Hitler cierpiał na dysbakteriozę jelit oraz nieustanne wzdęcia, które pogarszała jego bezmięsna dieta. Nie umiał się powstrzymać od nagłego oddawania gazów, co stawiało rozmówców w niezręcznej sytuacji. Szwed wspominał, że miał wrażenie, że stoi przed „demonem, a nie ludzką istotą”. To sformułowanie wyraża wszystko o człowieku, który za parę dni miał wepchnąć Polskę, własny naród i cały świat w otchłań piekła II wojny światowej. Hitler po prostu chciał tej wojny, choć liczył na uniknięcie konfrontacji z imperium brytyjskim, do którego czuł jakiś ukryty respekt.
Czytaj więcej
Mimo odmowy realnego wsparcia ze strony Mussoliniego i podpisania polsko-brytyjskiego układu o pomocy Hitler postanowił zaatakować Polskę. W jego kalkulacjach decydujący okazał się pakt Ribbentrop-Mołotow