Zadaniem na najbliższą przyszłość było, jak twierdził [Hitler], zbudowanie „bazy prawnej” dla tegoż „totalnego państwa narodowosocjalistycznego”. Tydzień później NSDAP została ogłoszona jedyną partią polityczną Rzeszy. Na drugą połowę roku zaplanowano całą serię działań, które miały zapewnić całkowitą penetrację państwa przez partię. W większości okazały się one nieskuteczne, dlatego pewne sprawy pozostały niedokończone aż do ostatnich dni Rzeszy. Pod koniec września 1933 roku Hitler ogłosił zamiar „stopniowego wprowadzenia partii narodowosocjalistycznej do władz federalnych”. Rudolf Hess, zastępca przywódcy NSDAP, zaczął odgrywać coraz istotniejszą rolę w posiedzeniach rządu i samym procesie sprawowania władzy. W grudniu tendencja ta znalazła wyraz w Ustawie o zapewnieniu jedności partii i państwa, która już samym swym tytułem ucieleśniała ideę pełnej symbiozy.
Jednak mimo podjęcia tak zdecydowanych kroków Hitler nie uważał, by totalna nazyfikacja państwa była lekarstwem na wszelkie bolączki. Pragnął utrzymać odpowiednią wydajność administracji i gospodarki, więc nie mógł pozwolić, by ważne stanowiska obejmowali ignoranci z partyjnego nadania. To dlatego większą część lata i jesień 1933 roku spędził, przekonując liderów NSDAP, że na poziomie lokalnym forsowanie nazistowskich idei nie może być ważniejsze niż sprawne funkcjonowanie gospodarki i władzy. Zapytany przez Hessa, czy cały „aparat państwowy” powinien być obsadzony wyłącznie przez członków partii, odparł zwięźle, że „nie jest to konieczne”. Powodem sceptycyzmu Führera w tej kwestii był ogólny kryzys tożsamości, który dotknął ruch nazistowski wiosną i latem tego roku. Do tej pory NSDAP, choć spora, zawsze była mniejsza od SPD. W wyobraźni Hitlera była ona elitarną grupą, zahartowaną przeciwnościami losu, a zatem w pełni uprawnioną do sprawowania przewodniej roli w Trzeciej Rzeszy.
„Głęboka transformacja wewnętrzna”: NSDAP w natarciu
Niemniej gdy sięgnęła po władzę, a zwłaszcza po marcowych wyborach do Reichstagu, zaczęli do niej masowo napływać karierowicze nazywani sarkastycznie „ofiarami marca”, choć w rzeczywistości najwięcej kandydatów zgłosiło się w maju. Hitler obawiał się „uburżuazyjnienia” partii i rozcieńczenia jej siły przez oportunistów. Już w „Mein Kampf” przewidział ten problem, dobitnie odróżniając rewolucyjnych „członków” od bardziej biernych „stronników”; wyobrażał sobie nawet, że gdy tylko partia przejmie władzę, przyjmowanie nowych członków zostanie wstrzymane. Tymczasem teraz, po sukcesie wyborczym, nie było nawet jasne, jaką rolę powinna w przyszłości odgrywać organizacja partyjna. Nie mogła sprawować rządów, bo od tego miała swych przedstawicieli na najważniejszych stanowiskach w państwie i licznych instytucjach. Nie mogła też skupić się na propagandzie, która była domeną Goebbelsa i jego ministerstwa. 1 maja 1933 roku NSDAP wydała komunikat, iż do 1937 roku zaprzestaje przyjmowania nowych członków. Była w tym jednak oczywista sprzeczność. Jak partia miała przeniknąć wszystkie sfery życia i władzy, jednocześnie zamykając drzwi przed kolejnymi kandydatami?
Czytaj więcej
Adolf Hitler nigdy nie zostałby dyktatorem Niemiec, gdyby nie snute przez kilkanaście lat intrygi generała Kurta von Schleichera. Krwawym kresem tych gier była noc długich noży.
Hitler rozwiązał ten problem, realizując w Niemczech program głębokiej transformacji wewnętrznej. Jak tłumaczył – cokolwiek grubiańsko, zważywszy na fakt, że zwracał się do komisarzy Rzeszy – „ujednolicanie” wszystkiego zwyczajnie nie miało sensu w sytuacji, gdy brakowało „właściwych ludzi” do prowadzenia takich działań. Na pozór była to prosta sugestia, iż ważne jest znajdowanie najlepszych kandydatów na kluczowe stanowiska, a nie sięganie po zasłużonych działaczy partyjnych. Z drugiej jednak strony chodziło mu o coś znacznie ważniejszego: domniemaną potrzebę fundamentalnej przemiany niemieckiego społeczeństwa. Führer nie oczekiwał, że Niemcy jedynie dostosują się do zaistniałej sytuacji; pragnął, by przyjęli nowy porządek i byli gotowi go utrwalać, a do tego potrzebna była głębsza „spójność rasowa”. Właśnie to miał na myśli, gdy wczesnym latem 1933 roku mówił w Kilonii do SA-manów: „Musimy nieustannie walczyć o duszę każdego Niemca”. Zasugerował też, że jego rodacy muszą nauczyć się tego, co Anglo-Amerykanie opanowali już dawno: jak osiągnąć narodową jedność nie przez groźby czy łapówki, ale instynktownie.