Jednak w przypadku jednego tytułu nie mam żadnych wątpliwości. Opublikowane nakładem wydawnictwa HI:STORY monumentalne dzieło niemieckiego historyka Volkera Ullricha „Osiem dni maja. Ostateczny upadek III Rzeszy” jest opracowaniem doskonałym. To jedna z tych nielicznych książek, których lektura całkowicie mnie pochłonęła. A zdarza mi się to już coraz rzadziej ze względu na zalew rynku publikacjami dopasowanymi do intelektu odbiorcy masowego. Z tego powodu lista popularnonaukowych i naukowych książek historycznych, które poleciłbym bez żadnych zastrzeżeń, jest naprawdę krótka. Bez wątpienia można w niej jednak odnaleźć książkę Volkera Ulricha.
Należę do tego grona publicystów historycznych, którzy napisali setki artykułów poświęconych II wonie światowej, niemieckiemu narodowemu socjalizmowi i ludziom, którzy zbudowali ten zbrodniczy system. Byłem przekonany, że niewiele możemy dodać do kształtowanego przez 79 lat opisu ostatnich dni wojny w Europie.
Czytaj więcej
W amerykańskiej kryptografii wojskowej słowo „D-day” oznacza dzień, w którym zaczyna się jakaś operacja wojskowa. Podczas II wojny światowej wiele wydarzeń było tak oznaczanych w amerykańskich raportach. Jednak świat zapamiętał tylko jedno z nich, bo zmieniło ono los całej ludzkości.
Jednak książka Ullricha zaburzyła moje ustabilizowane przeświadczenie, że samobójcza śmierć Adolfa Hitlera w jego berlińskim bunkrze 30 kwietnia 1945 r. była cezurą w dziejach państwa nazistowskiego. Jakże często spotykamy się w historiografii, w filmach dokumentalnych czy popularnonaukowej publicystyce prasowej z tym fałszywym przesłaniem, że III Rzesza Niemiecka umarła wraz z jej wodzem. Ten potwór konał jeszcze przez osiem dni, a wraz z Rzeszą ginęły dziesiątki tysięcy ludzi, zarówno Niemców, jak i cudzoziemców brutalnie zawleczonych do Niemiec jako niewolnicy.
Niemcy nie ukrywali swojego prawdziwego, zbrodniczego oblicza
Książkę Ullricha czyta się w ogromnym napięciu emocjonalnym. Niczym najmocniejszy kryminał, thriller i horror. Z tą wszakże różnicą, że ten dreszczowiec nie zrodził się w umyśle fantasty. Ten bezmiar nieszczęścia dotyczył wszystkich, którym w pierwszych dniach maja przyszło żyć w Niemczech i okupowanych przez Niemców krajach. Łatwo zapominamy, że zwycięski pochód wojsk koalicji antyhitlerowskiej pominął wiosną 1945 r. Holandię, Norwegię i Danię. Tam, nawet po śmierci Hitlera, Niemcy nie ukrywali swojego prawdziwego, zbrodniczego oblicza. Wojska radzieckie i amerykańskie nie zdążyły dotrzeć do Pragi, kiedy 5 maja 1945 r. w stolicy Czech wybuchło powstanie, które bez zaskakującej pomocy ze strony 18 tys. Rosjan z 600 Dywizji Piechoty rosyjskiej armii wyzwoleńczej pod dowództwem Siergieja Buniaczenki zamieniłoby się w krwawą rzeź wszystkich prażan.