Europejska i amerykańska literatura historyczna często ukazuje Stany Zjednoczone Ameryki jako wzorcowy jednolity twór polityczny. Euroentuzjaści podkreślają, że „udany” eksperyment federalizacji 50 stanów Ameryki Północnej jest kierunkowskazem dziejowym do budowy europejskiego klonu USA. Wizerunek amerykańskiej jedności wydaje się niezachwiany. Każdy amerykański prezydent wygłasza raz w roku orędzie do członków obu izb Kongresu, które niemal zawsze zaczyna taką samą formułką: „nasza Unia pozostaje silna i zjednoczona”. Nie zawsze jest to jednak prawda.
Jedność jest bardziej widoczna zza oceanu niż nad brzegami Potomaku, Missisipi i Kolorado. Najwyraźniej agitatorzy budowy Stanów Zjednoczonych Europy nie zadali sobie trudu sprawdzenia, jak bardzo bolesna była droga USA do budowy jednolitego organizmu państwowego oraz jak łatwo może on ulec dezintegracji z powodów społecznych.
Jerzy III – inicjator rewolucji
Pierwotny pomysł stworzenia unii kolonii brytyjskich w Ameryce Północnej autorstwa Benjamina Franklina nie miał nic wspólnego z jakąkolwiek ideą niepodległej państwowości. Unia według pomysłu Franklina miała obejmować wszystkie kolonie oprócz Nowej Szkocji i Georgii, a na jej czele miał stanąć prezydent-generał będący reprezentantem króla. Podobne urzędy istnieją do dzisiaj w Kanadzie, Australii czy Nowej Zelandii, gdzie namiestnikiem brytyjskiego monarchy jest gubernator generalny, a w poszczególnych prowincjach lub stanach króla reprezentuje gubernator-porucznik.
Idea Unii w Ameryce Północnej była od początku ściśle związana z rozwojem handlu i infrastruktury. Imperium brytyjskie wchodziło w szczytowy okres swojej ekspansji terytorialnej i żaden zdrowo myślący poddany korony nie bawił się w jakieś rozważania o niepodległości. Nie istniało jeszcze nawet pojęcie obywatelstwa brytyjskiego w znanej nam dzisiaj formie. Taki status – nadający równe prawa każdemu poddanemu korony – został skodyfikowany dopiero w 1914 r. Mimo to w Ameryce Północnej pod koniec XVIII w. poddani korony zamieszkujący kolonie mieli te same prawa i obowiązki co rezydenci metropolii.