W 1945 r. brytyjski pisarz George Orwell jako pierwszy użył terminu „zimna wojna” dla opisu nowego powojennego porządku politycznego na świecie. Niczym starożytny świat śródziemnomorski, podzielony między Rzym i Kartaginę, świat drugiej połowy XX stulecia został rozdzielony między dwa zwycięskie mocarstwa, które pokonały III Rzeszę.
Europa Środkowa i Wschodnia zostały oddane Sowietom już w Jałcie. Pozostała jednak reszta globu, o którą przyszło rywalizować obu supermocarstwom. Lawinowo upadały kolonie zamorskie odchodzących do lamusa potęg europejskich. W ich miejsce powstawały biedne, nieprzygotowane do samodzielnej egzystencji politycznej i gospodarczej państwa, których granice bezmyślnie kreślili europejscy kartografowie.
Amerykanie musieli przeprogramować swoją wizję polityki zagranicznej. Prezydent Harry Truman uświadomił swoich rodaków o konieczności odrzucenia dogmatu izolacjonizmu na rzecz nowego, wymuszonego historią systemu wartości. Wiosną 1947 r. obowiązująca od ponad 124 lat doktryna Monroe’a została zastąpiona przez doktrynę Trumana postulującą nieustanną pomoc wojskową i gospodarczą Stanów Zjednoczonych rządom odrzucającym komunizm i deklarującym przynależność do obozu sojuszników Stanów Zjednoczonych.
Grecki poligon
Pierwszym poważnym sprawdzianem nowej polityki była pomoc Turcji i Grecji. Szczególnie w tym drugim kraju sytuacja wyglądała groźnie. Grecję wyniszczała wojna domowa między monarchistami i zwolennikami republiki. Pod wieloma względami przypominała wojnę domową, która toczyła się w Hiszpanii dziesięć lat wcześniej.
Czytaj więcej
Harry Truman jest jednym z najbardziej niedocenianych prezydentów w historii Stanów Zjednoczonych. A przecież to on podjął jedną z najtrudniejszych, ale i najbardziej rozsądnych decyzji w historii amerykańskiej prezydentury – o użyciu bomb atomowych przeciw Japonii.