W połowie 1947 r. z inicjatywy prezydenta Trumana rozpoczęły się rozmowy nad utworzeniem olbrzymiego antysowieckiego bloku militarnego. Nowy sojusz miał poszerzyć podpisany w marcu 1947 r. traktat z Dunkierki, który zobowiązywał Francję i Wielką Brytanię do wzajemnej pomocy militarnej na wypadek jakiejkolwiek agresji wobec tych dwóch państw. Dwa lata później, 4 kwietnia 1949 r., w Waszyngtonie uroczyście podpisano traktat północnoatlantycki, oparte na Karcie Narodów Zjednoczonych porozumienie obronne 12 państw: Belgii, Danii, Francji, Holandii, Islandii, Kanady, Luksemburga, Norwegii, Portugalii, Stanów Zjednoczonych, Wielkiej Brytanii i Włoch. Jego najważniejszym elementem był art. 5: atak na którekolwiek z państw członkowskich NATO jest równoznaczny z atakiem na wszystkie państwa tego sojuszu. Wszystkie państwa członkowskie bez wyjątku są zobowiązane do udzielenia pomocy zaatakowanemu. Jest to casus foederis – zobowiązanie, od którego nie można odstąpić.
Twórca NATO
Harry Truman dopiął swego. Stworzył najsilniejszy sojusz militarny w dziejach i scementował blok państw zachodnich. Wydawało się, że proces przyjmowania nowych członków zakończy się wraz z przystąpieniem do NATO Grecji i Turcji w 1952 r. Prezydent postanowił jednak dołączyć do sojuszu Republikę Federalną Niemiec. Zgodę na remilitaryzację Niemiec Zachodnich podjął sam, pomijając Krajową Radę Bezpieczeństwa. Truman wychodził z założenia, że utworzone w październiku 1949 r. przez Sowietów NRD jest państwem frontowym bloku wschodniego, z którego wcześniej czy później ruszy gigantyczna inwazja sowiecka na Europę Zachodnią. Nie mylił się.
Takie plany ofensywne istniały już od czasu rewolucji komunistycznej w Niemczech w 1918 r. Remilitaryzacja RFN nie była zatem kwestią osobistych preferencji prezydenta, ale koniecznością wymuszoną przez fakt powstania NRD, gdzie nikt nie kwestionował konieczności odtworzenia niemieckich sił zbrojnych. Polscy propagandyści komunistyczni straszyli opinię publiczną PRL-u zachodnioniemieckimi rewizjonistami, nie wspominając jednak ani słowem, że co czwarty żołnierz utworzonej w 1956 r. enerdowskiej Nationale Volksarmee należał wcześniej do Wehrmachtu. Wśród 82 najwyższych dowódców tej formacji aż 61 było wysokimi rangą oficerami Hitlera. Trudno się zatem dziwić, że kiedy 14 maja 1955 r. podpisano w Warszawie Układ o Przyjaźni, Współpracy i Pomocy Wzajemnej, jak oficjalnie nazywano Układ Warszawski, następca Trumana, prezydent Dwight Eisenhower, zgodził się na przyjęcie RFN do NATO.
W 1948 r. Harry Truman stanął przed innym, równie kontrowersyjnym dylematem – sprawą statusu Palestyny. Jeszcze jako senator Truman odnosił się z dystansem do projektu rezolucji Wagnera-Tafta popierającej utworzenie państwa żydowskiego. Zgodnie z brytyjską białą księgą z 1939 r. w dniu 31 marca 1944 r. kończyła się legalna imigracja Żydów do Palestyny. Środowiska syjonistyczne uznały to za przejaw antysemityzmu brytyjskiego. Dwaj amerykańscy senatorowie: Robert F. Wagner i szef Partii Republikańskiej Robert A. Taft przedstawili w Senacie USA projekt rezolucji nawiązującej do rezolucji Wrighta-Comptona, wzywającej rząd F.D. Roosevelta do wspierania bezpłatnej żydowskiej imigracji do Palestyny i odbudowy tego kraju jako wspólnoty żydowskiej.
Demokratyczny senator Harry Truman był początkowo sceptycznie nastawiony do tego projektu. Jednak już jako prezydent dał się przekonać rabinowi Stephenowi Wise’owi, prezesowi American Zionist Emergency Council, do poparcia amerykańskiego ruchu syjonistycznego. Zagłada europejskich Żydów stała się głównym powodem do wsparcia koncepcji utworzenia żydowskiej siedziby narodowej.