Niewiele brakowało, by Norwegię ominęła tragedia niemieckiej okupacji. Hitler ze względu na gospodarcze interesy III Rzeszy początkowo nie zamierzał atakować tego skandynawskiego kraju. Zimą, gdy wody wokół portów bałtyckich zamarzały, transporty rud żelaza ze Szwecji, Niemcy sprowadzali drogą morską właśnie przez port w norweskim Narwiku. Kres tym praktykom postanowili jednak położyć alianci, planując desanty w Norwegii oraz rozstawienie zagród minowych wokół jej portów. Kiedy Hitler dowiedział się o tych zamiarach, stracił resztki skrupułów. Nie mógł pozwolić sobie na utratę szwedzkich rud żelaza, tak cennych dla przemysłu wojennego. Uznał również, że porty norweskie oferują niepowtarzalną okazję do kontroli nad całym obszarem Morza Północnego i mogą w przyszłości odegrać znamienną rolę podczas inwazji na Wielką Brytanię. Dyktator nie potrzebował więcej pretekstów – decyzja zapadła. Operacja „Weserübung”, przewidująca zajęcie zarówno Norwegii, jak i Danii, rozpoczęła się 9 kwietnia 1940 r.
Operacja „Weserübung”
Na pierwszy ogień poszła Dania, którą Niemcy podbili w ciągu jednego dnia i niejako „po drodze” do Norwegii. Niewielkie Królestwo Danii nie było wybitnie ważnym punktem strategicznym dla Niemiec, ale jej nizinne tereny okazały się doskonałym miejscem do prowadzenia operacji wojskowych. Umożliwiały bezproblemowe transporty z zaopatrzeniem dla armii, a duńskie porty ułatwiały Niemcom zaatakowanie Norwegii drogą morską. Nieporównywalnie większa od Danii i lepiej uzbrojona Norwegia znacznie dłużej opierała się agresorowi. Ostatecznie skapitulowała 10 czerwca 1940 r., w dniu poddania się kluczowego dla obu stron portu w Narwiku. Bohaterscy obrońcy, wśród których walczyli również Polacy, musieli ugiąć się pod miażdżącą przewagą hitlerowskiej machiny wojennej. Król Norwegii Haakon VII wraz z resztkami swojej armii ewakuował się do Wielkiej Brytanii. Norwegia pozostała na łasce najeźdźcy oraz aktywnie kolaborującego z nim premiera Vidkuna Quislinga, który jeszcze podczas trwania kampanii norweskiej nieskutecznie wzywał rodaków do zaprzestania oporu przeciwko Niemcom i obalenia króla oraz parlamentu.
Czytaj więcej
Byliśmy następni na liście. My, czyli Słowianie. Tuż po dokonaniu Holokaustu Hitler zamierzał wymordować większość Polaków, a garstkę pozostałych przy życiu zamienić w niewolników.
Rozpoczęła się pięcioletnia noc okupacji. Miała ona jednak diametralnie inny charakter od tej, która stała się udziałem Polski i państw zamieszkiwanych przez narody słowiańskie. Hitlerowscy fanatycy teorii ras postrzegali Norwegów jako aryjczyków najczystszej krwi, bezpośrednich potomków walecznych wikingów. Dlatego już od początku okupacji starali się stwarzać pozory przyjaciół, zachęcając Norwegów do współpracy w imię szeroko pojętego dobra rasy germańskiej. Niemieckich żołnierzy szczegółowo instruowano, jak mają odnosić się do Norwegów. Mieli traktować ich zawsze uprzejmie, a nawet nie wolno im było na nich krzyczeć, gdyż Norwegowie „nie są tak bestialscy jak Słowianie”. Pomimo tej taktyki, wielu Norwegów nie zapałało sympatią do nowych gospodarzy. Symbolem norweskiego oporu stał się spinacz biurowy noszony w klapie marynarki. Na ulicy nie rozmawiano i unikano kontaktu wzrokowego z Niemcami, a w tramwajach i autobusach nie siadano obok nich nawet wówczas, gdy panował tłok. Rozdrażnieni tą ostentacją okupanci wprowadzili... zakaz stania w komunikacji miejskiej, jeśli były wolne miejsca.
Norweskich mężczyzn aktywnie agitowano również do wstępowania do SS, kusząc wizją odniesienia wspólnego z Niemcami zwycięstwa nad bolszewickim barbarzyństwem. Sprytnie zaprojektowane plakaty pełne były buńczucznych haseł, patetycznej symboliki i odwołań do wikińskiego dziedzictwa Norwegów. Spełniły jednak swoją rolę. W sierpniu 1941 r. powstał Norweski Legion Ochotniczy złożony z dwóch batalionów („Viken” oraz „Viking”). Dla norweskich kobiet przewidziano tymczasem zupełnie inną rolę...