W nocy z 12 na 13 kwietnia 1945 r. dr Joseph Geobbels, minister propagandy Trzeciej Rzeszy, wracał w ponurym nastroju z wizytacji 9. Armii generała Bussego na froncie odrzańskim. Był przerażony defetyzmem szerzącym się wśród niemieckich żołnierzy i oficerów. Do tego raporty, które właśnie otrzymał o szybkim postępie aliantów na froncie zachodnim, całkowicie go załamały. Wydawało się, że dla Trzeciej Rzeszy nie ma już nadziei. Upadek nazistowskiej dyktatury to nie była już kwestia miesięcy czy tygodni, ale zaledwie kilku dni.
Nagle kolumnę samochodów zatrzymał jadący w pierwszym aucie adiutant ministra – Günther Schwägermann. Mężczyzna podbiegł do samochodu swojego szefa i przekazał wiadomość z departamentu ósmego Ministerstwa Propagandy. Radio BBC ogłosiło właśnie, że zmarł prezydent Stanów Zjednoczonych.
Goebbels chwilowo zaniemówił, po czym krzyknął: „łączyć mnie z Kancelarią Rzeszy”. Kilka minut później w Berlinie słuchawkę podniósł Adolf Hitler. „Mój wodzu, w gwiazdach jest zapisane, że druga połowa przyniesie nam dobrą odmianę – oświadczył entuzjastycznie Goebbels zaskoczonemu Hitlerowi. – Mamy dziś piątek 13 kwietnia. Punkt zwrotny!”. Kiedy Hitler zdziwionym głosem zapytał, co minister przez to rozumie, Goebbels oświadczył mu triumfalnie: „Caryca nie żyje!”. Minister przekonywał wodza, że właśnie obaj są świadkami wielkiego zwrotu w tej wojnie. Tego samego dnia podczas rozmowy z ministrem uzbrojenia i amunicji Rzeszy Alberetem Speerem Goebbels upajał się wiadomością: „Proszę, nastąpił cud, który zawsze przepowiadałem. I kto miał rację? Wojna nie jest wcale przegrana”.
Niedoszły ksiądz Joseph Goebbels uczepił się przekonania, że Opatrzność chroni narodowy socjalizm i wodza. Ale nawet Hitler przyjął wiadomość o śmierci Roosevelta umiarkowanie entuzjastycznie. Zdawał sobie sprawę, że żaden amerykański polityk nie może teraz zatrzymać rozpędzonej i zwycięskiej ofensywy aliantów. „Trzeci cud domu brandenburskiego” okazał się jedynie chimerą przerażonego skalą klęski ministra propagandy.
Określenie „cud domu brandenburskiego” wymyślił sam Fryderyk Wielki, który tak nazwał w liście do swojego brata Henryka decyzję o wstrzymaniu ataku na Berlin ze strony rosyjskiego generała-feldmarszałka Piotra Siemionowicza Sałtykowa po zwycięskiej dla Rosjan bitwie pod Kunowicami 12 sierpnia 1759 r.