Włosi mają w zwyczaju nadawać swoim premierom różne przydomki i przezwiska. Ten zwyczaj pochodzi z 1861 r., gdy w niektórych gazetach pierwszego premiera zjednoczonych Włoch Camillo Benso di Cavourowiego nazywano „Wielkim Tkaczem” (wł. „Il Gran Tessitore”). Od tej pory każdy kolejny szef rządu Królestwa, a potem Republiki Włoch nosił jakiś pseudonim. Nawet Benito Mussolini przymykał oko na to, że w różnych regionach kraju jest różnie nazywany. Na przykład w Lombardii mówiono na niego po prostu „Łysa Pała” (wł. „Crapa Pelada”), na południu mówiono o nim „Szczęka” (wł. „Il Mascella”), a mieszkańcy Rzymu nazywali go w dialekcie romanesco „Er puzzone”, czyli „Śmierdzielem”. Jednak większość Włochów z obawy przed ewentualnymi represjami lub z szacunku do Duce używała po prostu określenia „Lui”, czyli „On”.
Im więcej dany premier miał pseudonimów nadanych mu przez obywateli, tym bardziej był z tego dumny. Oznaczało to bowiem, że nie jest ludziom obojętny, wzbudza jakiekolwiek emocje, nawet jeżeli są to emocje negatywne.
Czytaj więcej
Zmarły właśnie czterokrotny premier Włoch Silvio Berlusconi nie był politykiem wybitnym. Ale równocześnie był jednym z bardziej wpływowych w ostatnich dekadach.
Rekordzistą pod tym względem był trzykrotny premier Giulio Andreotti (1919–2013), który zyskał aż osiem przydomków, z czego jeden łaciński, na wzór Cezara – „Divus Julius”, czyli „Boski Juliusz”. O Andreottim mówiono, że był szefem rządu z największą klasą i charyzmą, o czym świadczą pseudonimy: „Czarny Papież”, „Wujek Giulio”, „Sfinks” i „Lis”. Jego krytycy woleli nazywać go: „Belzebubem”, „Dzwonnikiem” lub „Molochem” (bóstwo pożerające dzieci).
Jego eminencja tatusiek kajman
Przydomki nadane Silvio Berlusconiemu wskazują na jeszcze większy podział Włochów na jego sympatyków i przeciwników. Pierwsi nazywali go „Rycerzem” (wł. „Il Cavaliere”), Jego Eminencją (wł. „Sua Eminenza”) lub – dość pieszczotliwie – Tatuśkiem (wł. „Papà”). Drudzy mówili o nim: Kajman (wł. „Caimano”), Karzeł (wł. „Il Dwarf”), „Berlusca” czy po prostu „B”.