Większość Niemców odczuła klęskę z 1945 r. na własnej skórze, doświadczając ucieczki, ruin i okupacji, lecz w listopadzie 1918 r. sytuacja była mniej jednoznaczna. Nawet uznając faktyczną porażkę, politycy wszystkich frakcji chwalili powracającą armię jako niezwyciężoną. Zatem w powietrzu wisiało zasadne pytanie: co się stało, że niepokonane Niemcy padły na kolana przed wrogiem?
Wojna pieniędzy
Zaskoczenie Niemców pod Amiens nie miało granic, gdy 8 sierpnia 1918 r. z gęstej mgły świtu wypełzły setki czołgów Mark V, bez najmniejszej uprzedzającej salwy. Krótkie starcie, które nie zmieniło sytuacji frontowej, wielu uważa za przełomowy moment tej wojny, a Ludendorff mówił o „czarnym dniu armii”. Z jakiegoś powodu nieistotna bitwa budziła w sztabach robaka porażki.
Czytaj więcej
26 lutego 1924 r. rozpoczął się w Monachium proces Adolfa Hitlera, emerytowanego gen. Ericha Ludendorffa i ośmiu innych osób oskarżonych o zdradę stanu i przeprowadzenie zbrojnego zamachu na władze Bawarii.
Generalicja wskazała czołgi jako źródło brytyjskiego sukcesu, ale za tym usprawiedliwieniem stała przesada. Z prawie 600 maszyn tylko parę uniknęło zniszczenia albo zepsucia. Mniej wygodną kwestią były niemieckie straty, a zwłaszcza liczba jeńców wziętych do brytyjskiej niewoli. Nim minął piąty dzień bitwy, poddało się 50 tys. zaprawionych w walce żołnierzy, odsłaniając ruinę morale. Nic nie stało się mimowolnie, ponieważ pierwsze linie traktowały oddziały z odwodów jak łamistrajków.
Jednak kwestia czołgów, choć w I wojnie światowej mało istotna, dotyka istoty problemu Rzeszy. Wielka Brytania, mimo problematycznej wartości bojowej, wytwarzała je tysiącami, Niemcy zaś wcale, gdyż brakło na nie surowców. Konieczność wyboru między czołgami i amunicją sama w sobie jest dowodem porażki.