Dwa lata później Nixon podpisał rozporządzenie prezydenckie o utworzeniu Agencji do Walki z Narkotykami (ang. Drug Enforcement Administration – DEA). Nie była to pierwsza próba rozwiązania problemu narkotykowego w Ameryce.
Osobiście uważam, że najgorsze skutki społeczne przyniosła uchwalona w 1916 r. ustawa autorstwa demokratycznego kongresmena Francisa Burtona Harrisona, która czyniła z narkotyków owoc zakazany. 22 lata później Kongres USA ustanowił The Marihuana Tax Act of 1937 – ustawę zakazującą produkcji, sprzedaży i posiadania marihuany. Był to jeden z najbardziej szkodliwych aktów prawnych w historii, na którym pierwotnie najbardziej skorzystała FBI, która pod przykrywką walki z czarnym rynkiem narkotyków otrzymała swobodę łamania praw obywatelskich. Tak rodziło się imperium Edgara Hoovera – człowieka owładniętego obsesją gromadzenia informacji poufnych o obywatelach amerykańskich.
Jeszcze przed I wojną światową Amerykanie mogli bez żadnych problemów kupić w każdej dowolnej aptece heroinę Bayera lub opium na astmę.
Wszystkie ustawy „przeciwdziałające narkomanii” poniosły z czasem klęskę. Ich wartość prewencyjną bardzo trafnie podsumował kongresmen Ron Paul z Teksasu podczas debaty wyborczej w 2011 r.: „Jeżeli jutro zalegalizujemy narkotyki, to ilu z was na tej widowni uzależni się do heroiny? Oczywiście z nikim z was nie musi tak się stać”. W jednym z wywiadów dla telewizji NBC stwierdził także: „Czy jestem za heroiną bądź kokainą? Nie! Jestem za wolnym wyborem. Będąc zwolennikiem Pierwszej Poprawki do Konstytucji (dot. wolności słowa), nie muszę być przecież miłośnikiem pornografii... Wróćmy do czasów, kiedy wolny człowiek decydował o swoim losie”.
Juan Pablo Escobar (Sebastián Marroquín), syn największego bossa narkotykowego w historii, powiedział mi kiedyś, gdy razem piliśmy kawę: – Popatrz, Paweł, na tę filiżankę. Gdyby jakiś szaleniec dowiódł szkodliwości kawy i uzależniających właściwości kofeiny, a następnie wprowadził zakaz jej sprzedaży i spożycia, to za kilka dni powstałyby kartele kawowe nieporównywalnie większe niż ten mojego ojca.