Jadwiga Beck: dama międzywojennej dyplomacji

Żona Józefa Becka – ministra spraw zagranicznych w II Rzeczypospolitej – budziła skrajne emocje. Ale na pewno była kobietą inteligentną i błyskotliwą, biegle władała trzema językami obcymi, miała gust i styl. 20 stycznia minęła 51. rocznica jej śmierci.

Publikacja: 24.01.2025 04:43

Wyjazd ministra spraw zagranicznych Polski Józefa Becka wraz z małżonką Jadwigą (trzyma bukiet kwiat

Wyjazd ministra spraw zagranicznych Polski Józefa Becka wraz z małżonką Jadwigą (trzyma bukiet kwiatów) z oficjalną wizytą do Rumunii. Warszawa, 9 maja 1934 r.

Foto: NAC

Jadwiga Beck była kobietą nietuzinkową, a jej barwne życie mogłoby posłużyć za scenariusz do serialu obyczajowo-historycznego. Bo… gdyby nie miłosne „fatalne zauroczenie”, Józef Beck być może nie zostałby ministrem, a Jadwiga do końca życia nudziłaby się u boku Burhardta-Bukackiego.

Przyszła żona Józefa Becka urodziła się w październiku 1896 r. w Lublinie w zamożnej rodzinie prawnika Wacława Salkowskiego i Jadwigi z domu Sławęckiej. Rodzina była dobrze sytuowana, a to za sprawą ojca Jadwigi, który jako ceniony prawnik reprezentował m.in. poznański Bank Cukrownictwa i bogatych ziemian z Lubelszczyzny. Nie może więc dziwić, że posłał swą jedynaczkę do renomowanej pensji Anieli Wareckiej w Warszawie, gdzie zdobyła niezbędne pannie z dobrego domu wykształcenie (według ówczesnych standardów). Dzięki starannej edukacji Jadwiga władała trzema językami obcymi: francuskim, niemieckim i włoskim, co bardzo przydało się jej w przyszłości. Miała oryginalną urodę i złożoną osobowość – przyciągała uwagę mężczyzn, zamążpójście było więc tylko kwestią czasu. Chodziło jednak o dokonanie właściwego wyboru. Ale… Józef Beck nie od razu pojawił się w jej życiu.

Czytaj więcej

Warszawa po powstaniu: Ludzie z umarłego miasta

Pierwsze koty za płoty

W czasie I wojny światowej Jadwiga poznała kapitana Stanisława Burhardta-Bukackiego, którego poślubiła 23 stycznia 1919 r. w rodzinnym Lublinie. Dwa lata po zakończeniu wojny, kiedy małżonkowie mieszkali już w Modlinie (Burhardt-Bukacki, już w randze podpułkownika, objął tam dowództwo 8. Dywizji Piechoty), przyszło na świat ich jedyne dziecko, córka Joanna. Ale pozornie udane małżeństwo nie dawało Jadwidze pełnej satysfakcji, związku nie uratowało nawet wspólne dziecko.

Kilka lat później Jadwiga poznała Józefa Becka, bliskiego i zaufanego współpracownika marszałka Piłsudskiego. Zarówno Jadwiga, jak i Stanisław Burhardt-Bukacki dążyli do rozstania, by rozpocząć życie w nowych związkach. Ale ówczesne polskie prawo nie dopuszczało rozwodów (śluby były tylko kościelne). Dlatego zarówno Józef z Jadwigą, jak i Burhardt-Bukacki z nową wybranką zmienili wyznanie – przeszli na kalwinizm. W tym obrządku obie nowe pary wstąpiły w związki małżeńskie. Zmiana wyznania, by poślubić nową partnerkę, była w międzywojniu powszechną praktyką wśród polskich elit (podobnie postąpił choćby Józef Piłsudski).

Jadwiga od początku dbała o publiczny wizerunek swego drugiego męża. Ba! Tolerowała nawet jego słabość do brydża i alkoholu, ale umiała go też upomnieć, przywołać do porządku. Jak pisze Sławomir Koper w książce „Wpływowe kobiety Drugiej Rzeczypospolitej”, „pani Jadwiga była osobą ambitną, chyba najbardziej spośród wszystkich żon pomajowych dygnitarzy (nie licząc partnerki Śmigłego). Nie zadowalała jej kariera żony oficera, ostatecznie pierwszy mąż miał wystarczająco wysoką rangę. Jej marzeniem były podróże, poznawanie eleganckiego świata, ale nie chciała na stałe opuszczać Polski. Nie interesowała jej placówka dyplomatyczna, wierzyła, że mąż może zrobić karierę w Ministerstwie Spraw Zagranicznych. (…) Jadwiga dobrze wiedziała, że alkohol zniszczył niejedną karierę, a wśród piłsudczyków nie brakowało ludzi o podobnych skłonnościach. I doskonale panowała nad sytuacją”.

Ponieważ Józef Beck należał do ścisłego grona piłsudczyków, szybko awansował: od 1930 r. przez dwa lata pełnił funkcję wiceministra spraw zagranicznych, a w listopadzie 1932 r., po złożeniu przez Augusta Zaleskiego dymisji, objął tekę ministra w tym resorcie.

Czytaj więcej

„Holokaust? To było nie do pomyślenia”

Żona pana ministra

Nowe stanowisko Józefa Becka wiązało się m.in. z pełnieniem obowiązków reprezentacyjnych zarówno w kraju, jak i na arenie międzynarodowej. Jego małżonka mogła się towarzysko spełnić. Nie zawsze jednak rauty czy oficjalne wizyty sprawiały jej przyjemność – nie przepadała zwłaszcza za spotkaniami z „zapowiedzianymi z góry tańcami”. Jak podkreślała, „ze względu na stanowisko męża, musieli mnie obtańczyć co gorsi tancerze, co starsi dygnitarze. Sapali, męczyli się, nie robiło im to żadnej przyjemności. Mnie również”.

Dokładała starań, by w świecie dyplomacji godnie reprezentować Polskę, nawet promowała polskie wyroby (np. jedwab z Milanówka), a także „imprezy artystyczne o charakterze specyficznie polskim, jak wystawy sztuki ludowej czy haftu, koncerty, reklamowanie folkloru”. Dbała o komfort przyjmowanych przez męża gości. Dzięki swej nieprzeciętnej inteligencji umiała wyjść z twarzą z każdej sytuacji, a jeśli zdarzały się jej gafy, umiała się do nich przyznać, a nawet przekuć w sukces. Przytoczę dwa – skrajnie różne – przykłady.

Pierwsza sytuacja dotyczyła oficjalnego przyjęcia organizowanego przez Becków: „Obiad dla nowego szwajcarskiego posła. Kwadrans przed terminem gaśnie elektryczność w całym pałacu Raczyńskich. Zakłada się na gwałt świece. Jest ich dużo, ale salony wielkie. Wszędzie nastrojowy półmrok. Naprawa ma potrwać długo. Trzeba udawać, że świece rzucające tajemnicze cienie i stearynę wokoło nie są przypadkiem, ale przewidzianą dekoracją. No, ale po obiedzie światło zabłysło”.

Z kolei w czasie spotkania z księżną Olgą, żoną regenta Jugosławii, pani Beckowa miała problemy z sukienką; sprawa wydaje się trywialna, ale przecież obowiązywała ją królewska etykieta, ówcześnie obowiązujące dobre obyczaje: „miałam nową suknię z matowego, mieniącego się jedwabiu z Milanówka. Nie przyszło mi do głowy, mierząc ją w Warszawie, usiąść. Model wykonany był cały z ukosa. Księżna przyjęła mnie w swoim prywatnym salonie, lekko i letnio umeblowanym (…). Fotel mnie wchłonął. Co zrobię najdelikatniejszy ruch, z drewna nie jestem, suknia leci wyżej i oglądam swe kolana. Rozmawiamy. Walczę z suknią dyskretnie i bez skutku. Salon pełen słońca, kwiatów, czarująca pani coś opowiada, a ten przeklęty skos odrywa moją uwagę”. Była wyczulona na punkcie obowiązującej etykiety, ale w czasie wizyt nieoficjalnych starała się nie być uciążliwą dla otoczenia. Gdy np. przebywała na leczeniu anemii i suchot w Wiecznym Mieście, nie naprzykrzała się personelowi tamtejszej polskiej ambasady. Jak wspominał Alfred Wysocki, w latach 1933–1938 ambasador w Rzymie (przy Kwirynale), „nie mieliśmy z nią żadnego kłopotu, bo była mało wymagająca i nie chciała nawet korzystać ze służbowego samochodu ambasady”.

Czytaj więcej

Auschwitz – brama piekła

Bycie żoną ministra spraw zagranicznych wiązało się z częstym uczestnictwem w modnych wówczas tzw. fajfach – popołudniach spędzanych „na salonach”, na proszonych herbatkach. Zwykle takie wizyty miały jedynie wymiar towarzysko-kurtuazyjny, czasem jednak stanowiły dopełnienie gry polityczno-dyplomatycznej. W swych wspomnieniach Jadwiga notowała: „Dni w tygodniu siedem, odpada niedziela, czasem i sobota. Korpus dyplomatyczny i »bywająca« Warszawa składała się z setek osób. Herbatki mogły być raz na miesiąc, ale wtedy – bez skomplikowanej buchalterii – bywać na nich nie sposób. (…) Wpada się, wypada, tu uśmiech, tam słówko”.

O wiele bardziej Jadwiga Beckowa ceniła sobie oficjalne wyjazdy zagraniczne – jako osoba towarzysząca swojemu mężowi odznaczała się dyskrecją i taktem, nie wtrącała się do polityki. Dla niej samej te podróże były okazją do poznawania nowych miejsc, kultur i zwyczajów. I ludzi – np. Karola Radka w 1934 r. w Moskwie, Adolfa Hitlera (!) w 1935 r. podczas oficjalnej wizyty w Berlinie czy też Benita Mussoliniego w 1938 r. O pierwszym spotkaniu z Duce tak pisała: „Mussolini z Ciano, Starace i innymi »gerarchi« oczekują. Głównych żon ślubnych nie ma, a Edda Ciano poza krajem. (…) Księżne, markizy, contessy z uwielbieniem wiją się – moralnie – u stóp Duce”.

W ówczesnej Rzeczypospolitej o pani ministrowej krążyły różne opinie – w zależności od osób je wypowiadających; często miały podłoże w osobistych urazach lub po prostu wynikały z ludzkiej zazdrości („uważano ją za snobkę, twierdzono, że stanowisko i pozycja męża uderzyły jej do głowy”). Krążyły też legendy o majątku, jaki Beckowie wywieźli z kraju w pierwszych dniach II wojny światowej. Ale biorąc pod uwagę ich późniejsze problemy finansowe i trudne warunki życiowe, trudno uwierzyć w skalę tej „wywózki”.

Wojenna zawierucha i emigracja

W połowie września 1939 r. rząd II RP znalazł się w Kutach, na granicy z Rumunią: „tam dotarła do nich wiadomość o sowieckiej inwazji – skończyła się wojna, zaczęła katastrofa na niespotykaną skalę. Zapadła decyzja o opuszczeniu kraju i dalszej walce na uchodźstwie. Pomimo wcześniejszych uzgodnień z rządem w Bukareszcie władze rumuńskie internowały polskich dostojników”. Wśród nich znaleźli się Józef Beck wraz żoną Jadwigą i jej córką Joanną. Latem następnego roku rodzinę przeniesiono do Dobroseti nad jeziorem Snagov pod Bukaresztem, skąd w październiku Beck próbował uciec – bezskutecznie.

Latem 1942 r. u byłego ministra spraw zagranicznych II RP wykryto zaawansowaną gruźlicę gardła. Jadwiga na wszelkie sposoby próbowała ratować męża, ale jego stan – z miesiąca na miesiąc – pogarszał się, tym bardziej że przenoszono ich jeszcze dwukrotnie (najpierw do willi na przedmieściach Bukaresztu, na koniec zaś do wsi Stanesti). Józef Beck zmarł 5 czerwca 1944 r. zniszczony gruźlicą i polityką. Ostatnie miesiące życia spędził w strasznych warunkach, na zapadłej rumuńskiej wsi. Pochowany został 8 czerwca 1944 r. na cmentarzu Belu w Bukareszcie.

Po śmierci męża Jadwiga – pozbawiona środków do życia – wyjechała wraz z córką Joanną do Turcji. Następnie pracowała w Czerwonym Krzyżu w Kairze, a później przeniosła się do Rzymu. Po wojnie zamieszkała w Brukseli, a następnie w Londynie, gdzie utrzymywała się, pracując jako… sprzątaczka. A mimo to nigdy się nie poddała, nie zapomniała, że nazywa się „Jadwiga Beck”, a to zobowiązuje. Uporządkowała i opublikowała pamiętniki swojego męża, pisywała do „Wiadomości Literackich”, wydała własne wspomnienia zatytułowane „Kiedy byłam Ekscelencją”. Wbrew pozorom (i tytułowi) w książce tej bez zbędnej kokieterii opisała swoje barwne życie u boku ministra spraw zagranicznych II Rzeczypospolitej. Zmarła 20 stycznia 1974 r. w Londynie, przeżywszy męża o blisko 30 lat.

Informacje oraz cytaty zawarte w tekście pochodzą z książki Sławomira Kopra „Wpływowe kobiety Drugiej Rzeczypospolitej” (Bellona 2011), a także ze wspomnień Jadwigi Beck – „Kiedy byłam Ekscelencją” (Nowe Wydawnictwo Polskie 1990)

Jadwiga Beck była kobietą nietuzinkową, a jej barwne życie mogłoby posłużyć za scenariusz do serialu obyczajowo-historycznego. Bo… gdyby nie miłosne „fatalne zauroczenie”, Józef Beck być może nie zostałby ministrem, a Jadwiga do końca życia nudziłaby się u boku Burhardta-Bukackiego.

Przyszła żona Józefa Becka urodziła się w październiku 1896 r. w Lublinie w zamożnej rodzinie prawnika Wacława Salkowskiego i Jadwigi z domu Sławęckiej. Rodzina była dobrze sytuowana, a to za sprawą ojca Jadwigi, który jako ceniony prawnik reprezentował m.in. poznański Bank Cukrownictwa i bogatych ziemian z Lubelszczyzny. Nie może więc dziwić, że posłał swą jedynaczkę do renomowanej pensji Anieli Wareckiej w Warszawie, gdzie zdobyła niezbędne pannie z dobrego domu wykształcenie (według ówczesnych standardów). Dzięki starannej edukacji Jadwiga władała trzema językami obcymi: francuskim, niemieckim i włoskim, co bardzo przydało się jej w przyszłości. Miała oryginalną urodę i złożoną osobowość – przyciągała uwagę mężczyzn, zamążpójście było więc tylko kwestią czasu. Chodziło jednak o dokonanie właściwego wyboru. Ale… Józef Beck nie od razu pojawił się w jej życiu.

Pozostało jeszcze 89% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Historia Polski
Lampę naftową wymyślił Polak!
Materiał Promocyjny
Suzuki Vitara i Suzuki Swift ponownie w gronie liderów rankingu niezawodności
Historia Polski
Auschwitz – brama piekła
Historia Polski
KL Plaszow opustoszał, bo więźniów wygnano do Auschwitz
Historia Polski
Obrączka odnaleziona po 80 latach
Materiał Promocyjny
Warta oferuje spersonalizowaną terapię onkologiczną
Historia Polski
W świecie kowalek własnego losu
Materiał Promocyjny
Najlepszy program księgowy dla biura rachunkowego