Paweł Łepkowski: Pytania o polską prezydenturę

Wspominając wydarzenia sprzed 102 lat, zastanawiam się nad rolą urzędu prezydenta RP w naszej historii. Czy pomyślnie zdał egzamin dziejowy? Mimo ogromnego szacunku do ludzi, którzy go piastowali, mam coraz większe wątpliwości.

Publikacja: 19.12.2024 21:00

Powitanie na dziedzińcu Zamku Królewskiego w Warszawie przybyłego na zaprzysiężenie prezydenta elekt

Powitanie na dziedzińcu Zamku Królewskiego w Warszawie przybyłego na zaprzysiężenie prezydenta elekta Ignacego Mościckiego. 6 czerwca 1926 r.

Foto: NAC

11 grudnia 1922 r. Gabriel Narutowicz złożył przysięgę prezydencką przed Zgromadzeniem Narodowym. Urząd prezydenta sprawował jednak zaledwie przez pięć dni, 16 grudnia 1922 r. bowiem trzy kule wystrzelone przez malarza Eligiusza Niewiadomskiego z pistoletu browning przerwały życie pierwszego prezydenta Rzeczypospolitej.

Czytaj więcej

Czym Gabriel Narutowicz zawinił endecji?

Po czterech dniach wakatu, 20 grudnia 1922 r., Zgromadzenie Narodowe wybrało na najwyższy urząd w państwie działacza socjalistycznego Stanisława Wojciechowskiego. Ale i on nie doczekał spokojnego zakończenia swojej kadencji. W obliczu szantażu i groźby wybuchu długotrwałej wojny domowej Wojciechowski ustąpił z urzędu (14 maja 1926 r.).

Jego następca, prezydent Ignacy Mościcki, podjął decyzję o wyjeździe z kraju 17 września 1939 r. Po przekroczeniu granicy został internowany w rumuńskiej miejscowości Krajowa. Szczęśliwie art. 24 ust. 1 ustawy zasadniczej z 23 kwietnia 1935 r. pozwalał mu na wyznaczenie swojego następcy. Mościcki skorzystał z tego uprawnienia już 1 września 1939 r., kiedy „na wypadek opróżnienia się urzędu przed zawarciem pokoju” wyznaczył na swojego następcę marszałka Edwarda Śmigłego-Rydza. Wobec odrzucenia tej kandydatury przez środowisko uchodźców 25 września 1939 r. prezydent Ignacy Mościcki wskazał na swego następcę generała dywizji Bolesława Wieniawę-Długoszowskiego. Ten jednak został zmuszony do rezygnacji przez rządy Francji i Zjednoczonego Królestwa.

Prezydenci Polski na uchodźstwie

Szóstym prezydentem II RP i jednocześnie pierwszym na uchodźstwie został, zaakceptowany przez środowiska antysanacyjne, były marszałek senatu i wojewoda pomorski Władysław Raczkiewicz. Ale i on nie przerwał złej passy polskich prezydentów. Bezradnie obserwował, jak jego ojczyzna, do której nigdy nie powrócił, zapada się w mrok totalitaryzmów.

Jeżeli do losów wszystkich tych prezydentów dodamy, że dwukrotnie pełniący obowiązki głowy państwa Maciej Rataj został rozstrzelany przez Niemców w Palmirach, to trudno nie odnieść wrażenia, że urząd ten zdawał się być obłożony jakimś ponurym fatum.

Czytaj więcej

Morderstwo prezydenta Narutowicza. Trzy strzały nienawiści

Powojenna historia tego urzędu to z kolei nieustanny spór o status i rolę prezydentów na uchodźstwie, o prawo do tego tytułu dla Bolesława Bieruta, o moralną zasadność wyboru na to stanowisko Wojciecha Jaruzelskiego czy o skutki tragicznej śmierci pary prezydenckiej w katastrofie lotniczej 10 kwietnia 2010 r.

Powszechne wybory prezydenckie w Polsce

Od 24 lat wybieramy prezydenta naszego kraju w wyborach powszechnych. To piękna koncepcja, którą zapożyczyliśmy od Francuzów, choć bez większego sensu. Władzę wykonawczą w Polsce sprawuje bowiem Rada Ministrów, a tak naprawdę premier wyznaczany przez kierownictwo zwycięskich partii i wybierany w oparciu o prostą arytmetykę sejmową. Ten system gabinetowo-parlamentarny jest kolejnym elementem owej „klątwy”, jaka ciąży nad polskim urzędem prezydenckim.

Czytaj więcej

Nieskończenie Niepodległa: Historia a polityka

Jaki bowiem sens ma cała ta wymagająca ogromnego wysiłku kampania wyborcza? Po co towarzyszą jej tak zażarte spory polityczne i deklaracje programowe, skoro wybrany prezydent ma niezwykle ograniczone prerogatywy? O budżecie jego kancelarii decyduje rząd, wiadomo więc, od kogo jest zależny. A przecież, w przeciwieństwie do prezesa Rady Ministrów, głowa państwa powinna być osobą neutralną politycznie, o wybitnych zasługach dla narodu, którego jest najwyższym reprezentantem.

Od ćwierć wieku wybory prezydenckie przeobrażają się w tandetny konkurs rozdawania obietnic, często bez pokrycia

Wybory prezydenckie to nie konkurs piękności, igrzyska talentów czy turniej erudycji. To wybór człowieka godnego reprezentowania blisko 40 milionów obywateli znaczącego europejskiego państwa o wspaniałej tysiącletniej historii. Oczywiście, prezydent nie jest bożym pomazańcem ani regentem. Ale nawet jako urzędnik państwowy ma szczególną rolę wyznaczoną przez konstytucję, aby godnie reprezentować naród w relacjach wewnętrznych i zewnętrznych. Niestety, to tylko zbiór pobożnych życzeń. Od ćwierć wieku wybory prezydenckie przeobrażają się w tandetny konkurs rozdawania obietnic, często bez pokrycia. Przypominają pod tym względem wolną elekcję królów, która przez dwa stulecia spychała Rzeczpospolitą Obojga Narodów w przepaść.

11 grudnia 1922 r. Gabriel Narutowicz złożył przysięgę prezydencką przed Zgromadzeniem Narodowym. Urząd prezydenta sprawował jednak zaledwie przez pięć dni, 16 grudnia 1922 r. bowiem trzy kule wystrzelone przez malarza Eligiusza Niewiadomskiego z pistoletu browning przerwały życie pierwszego prezydenta Rzeczypospolitej.

Po czterech dniach wakatu, 20 grudnia 1922 r., Zgromadzenie Narodowe wybrało na najwyższy urząd w państwie działacza socjalistycznego Stanisława Wojciechowskiego. Ale i on nie doczekał spokojnego zakończenia swojej kadencji. W obliczu szantażu i groźby wybuchu długotrwałej wojny domowej Wojciechowski ustąpił z urzędu (14 maja 1926 r.).

Pozostało jeszcze 88% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Historia Polski
Apel polskich i ukraińskich historyków: „Wszystkie ofiary nasze”
Historia Polski
Kobiety w dobie PRL-u
Historia Polski
Krzysztof Kowalski: Żeby WRON-a zdechła!
Historia Polski
Marszałek kryminalista. Historia Michała Roli-Żymierskiego
Historia Polski
Historia PRL. Jak Polacy pili w pracy
Materiał Promocyjny
Nest Lease wkracza na rynek leasingowy i celuje w TOP10