Początki chrystianizacji: każdy krzyż wykonano z drewna

Cywilizacyjne korzenie Europy zwykło się wyprowadzać z antycznej Grecji, starożytnego Rzymu i tradycji judeochrześcijańskiej. Zagłębiając się bardziej w temat, trudno nie zwrócić uwagi na to, że na cywilizację europejską składają się także – w mniejszym lub większym stopniu – elementy innych kultur: celtyckiej, germańskiej, bałtyjskiej i słowiańskiej.

Publikacja: 26.09.2024 20:51

„Zaprowadzenie chrześcijaństwa” – obraz Jana Matejki z 1889 r., znany także pod tytułem „Chrzest Pol

„Zaprowadzenie chrześcijaństwa” – obraz Jana Matejki z 1889 r., znany także pod tytułem „Chrzest Polski”

Foto: Muzeum Narodowe w Warszawie / Wikimedia Commons

Nauczanie w polskich szkołach jest ukierunkowane na niuanse związane z cywilizacją helleńską, łacińską i początkami chrześcijaństwa. Historia Polski w zasadzie zaczyna się w 966 r. wraz z chrztem Mieszka I, a wydarzenia poprzedzające ten akt traktuje się jak legendy bądź fakty niegodne wspominania.

Jako czynny nauczyciel daleki jestem od twierdzenia, że z polskich szkół należałoby wyrugować nauczanie o mitach Greków i Rzymian czy omawianie fragmentów Biblii. Uważam, że znajomość tych dziedzin jest świadomemu człowiekowi bardzo potrzebna do tego, żeby rozumieć i właściwie interpretować kluczowe aspekty rzeczywistości. Jako kontynuatorzy cywilizacji zachodniej nie jesteśmy w stanie uciec od odwołań do motywów zaczerpniętych z tych kodów kulturowych. Sądzę jednak, że wiedza związana tylko z tradycyjnymi systemami wierzeń nie jest wystarczająca, żeby w pełni poznać swoją tożsamość.

Brak rzeczowego nauczania o wierzeniach dawnych Słowian sprawia, że jesteśmy cywilizacyjnie wykorzenieni, gdyż nie znamy pewnych kluczowych elementów naszego „kulturowego alfabetu”. Choć w wielu szkołach dalej praktykuje się zwyczaj topienia marzanny (tj. rytualnej kukły), raczej nie wspomina się przy tej okazji o bogini o tym imieniu. Choć malowanie pisanek wciąż jest wyśmienitą rodzinną rozrywką, rzadko mówimy o tym, że to element zaczerpnięty z obchodów słowiańskich Jarych Godów. Mimo że w wielu polskich domach w wigilię Bożego Narodzenia zostawia się dodatkowe miejsce przy stole, niewielu kojarzy, że jest to nakrycie przeznaczone dla duchów przodków.

Większość wciąż praktykowanych współcześnie tradycji i zwyczajów ma rodowód w kulturze przedchrześcijańskich Słowian. Nawet jeśli wtórnie nadano im kontekst chrześcijański, dobrze mieć świadomość ich pierwotnego sensu. W dobie postępującej laicyzacji i malejącej religijności społeczeństwa powinno się wyraźnie sygnalizować, że dane tradycje nie mają związku wyłącznie z jednym systemem wierzeń. Tradycja powinna być społecznym spoiwem także dla ludzi o skrajnie odmiennych przekonaniach religijnych. Żeby dobrze zrozumieć świat magicznych wierzeń Słowian, trzeba przyjrzeć się procesom, którym rodzime wierzenia i zwyczaje podlegały przez wieki.

Dzieje chrystianizacji Słowian

Spośród wszystkich ludów Europy Słowianie pozwolili się schrystianizować względnie późno. Po legalizacji chrześcijaństwa w 313 roku przez Konstantyna Wielkiego i wydaniu w 380 roku Edyktu tesalońskiego dalsza ekspansja tej religii na resztę Europy stała się procesem nieuniknionym. Dzięki szerokim granicom Cesarstwa Rzymskiego chrześcijaństwo łatwo rozprzestrzeniło się na romańskim obszarze kulturowym. Na silną pozycję tej religii nie wpłynął nawet późniejszy upadek Cesarstwa Zachodniorzymskiego (476 r.). Już w pierwszej połowie V wieku chrześcijaństwo dotarło na wyspy celtyckie i zaczęły powstawać gminy religijne w Irlandii, pod koniec V wieku chrzest przyjął Chlodwig – ówczesny władca Franków. Pod koniec VI wieku misjonarze zaczęli odnosić spektakularne sukcesy w królestwie Brytanii, a niewiele później nauki Chrystusa zaczęły docierać także do ludów skandynawskich, które ‒ podobnie jak Słowianie ‒ długo trwały przy pierwotnych wierzeniach.

Chrystianizacja Słowian rozpoczęła się za czasów Mojmira, pierwszego historycznego władcy państwa wielkomorawskiego, który pod wpływem Franków przyjął chrzest około 831 roku. Po nim przyszła pora na: Muncimira z Serbii (ok. 855 r.), Borysa I Michała z Bułgarii (864 r.) i Borzywoja I z Czech (884 r.). W działalność misjonarską na ziemiach Słowian zaangażowani byli szczególnie dwaj bracia ‒ Cyryl (właśc. Konstantyn, ok. 827‒869) i Metody (właśc. Michał, ok. 815‒885).

Tych dwóch apostołów nowej wiary było przekonanych, że Słowo Boże dotrze do ludów słowiańskich dopiero wtedy, gdy zostanie przekazane w języku tychże ludów. Cyryla uważa się dziś za twórcę głagolicy – najstarszego znanego pisma Słowian, czyli alfabetu języka staro-cerkiewno-słowiańskiego, który został językiem liturgicznym nowej wiary. W późniejszej fazie rozwoju jako język cerkiewnosłowiański był językiem literackim warstw wykształconych w prawosławnym kręgu kulturowym. Przyjmuje się również, że głagolica stała się podstawą do wyodrębnienia cyrylicy i jej późniejszych wariantów. Nazwa tego drugiego alfabetu miała być hołdem złożonym Cyrylowi. Metody, po uzyskaniu papieskiego wsparcia i po śmierci Cyryla w Rzymie kontynuował misję chrystianizacyjną. Za swoje zasługi dla coraz bardziej rozpowszechniającej się wiary Cyryl i Metody zostali ogłoszeni świętymi Kościoła katolickiego i Cerkwi prawosławnej.

Do Polan chrześcijaństwo dotarło dzięki kontaktom Mieszka I z czeskim księciem Bolesławem I Srogim, który został władcą Czech po tym, jak z pomocą swoich popleczników zamordował, by usunąć z tronu własnego brata – Wacława I Świętego. Zarówno Mieszko, jak i Bolesław mieli ważne powody, by zawrzeć silny sojusz, ale czeski książę nie mógł tego uczynić ze względu na politeizm księcia Polan. Dopiero po przyjęciu chrztu i poślubieniu córki Bolesława Srogiego, Dobrawy, Mieszko I mógł stać się dla władcy Czech godnym partnerem.

Mało mówi się o podstawach datowania chrztu Polski na 14 kwietnia 966 roku. Umowny jest zarówno dzień uroczystości, jak i rok. Wśród znawców historii nie brakuje opinii, że to ważne wydarzenie mogło nastąpić parę lat wcześniej lub później. Historycy zwracają uwagę na to, że część dzisiejszej Polski została ochrzczona już pod koniec IX wieku, wraz z chrystianizacją Wielkich Moraw, podczas gdy na pozostałych terenach wiara chrześcijańska długo jeszcze nie była znana. Nawet jeśli uznamy aktualnie przyjmowaną datę za prawidłową, dyskusyjne wydaje się wiązanie tego sakramentu z całą wspólnotą.

Na zasadzie społecznej konwencji zwykło się uważać, że chrzest Polski to wydarzenie, które można bez wahania zapisać w jednym punkcie na osi czasu. Warto jednak pamięć, że sam termin „chrzest Polski” jest nadużyciem, gdyż nawet w Katechizmie Kościoła katolickiego zapisano, że chrzci się wyłącznie ludzi. Abstrakcyjne pojęcia, jakimi są struktury państwowe, nie mogą przyjmować sakramentów. Ta nieskomplikowana metafora jest wyłącznie wygodną iluzją, uproszczeniem, którego potrzebują twórcy podręczników szkolnych, żeby zaznaczyć początek pewnego przełomu historycznego. Nie ma bowiem możliwości, by w jednym konkretnym dniu czy roku cała społeczność padła na kolana przed nowym bogiem. Równie niemożliwe jest to, by w jednym dniu cała zbiorowość wyrzekła się starych bogów. W istocie około 966 roku doszło do chrztu księcia i ewentualnie dostojników z jego najbliższego otoczenia. Ustalenie umownej daty chrystianizacji całego ludu jest bardzo wygodne, gdyż daje sposobność do zapomnienia o całym złożonym procesie, który być może nigdy się nie zakończył. Jeśli umowna data chrztu całego państwa pokrywa się z początkami jego historii, łatwiej jest formułować tezy o nierozerwalnym związku Polski z Kościołem.

Podczas tego procesu chrześcijańscy misjonarze uciekali się do mniej lub bardziej radykalnych metod, które z biegiem czasu doprowadziły do niemal całkowitego wyparcia rodzimej wiary. Być może rozdrapywanie starych ran nie ma sensu, jednak warto powiedzieć coś więcej o tym, jak Polacy wymienili drzewa na krzyże. Nie dla rozognienia konfliktów religijnych, ale dla wartości informacyjnej i uświadomienia sobie, że nie wszystkie pierwiastki pogaństwa udało się Kościołowi wyplenić.

Napisane przez Thietmara i Galla Anonima kroniki zgodnie zdają się opowiadać o cudownym nawróceniu się Mieszka I, który dla miłości czeskiej chrześcijanki Dobrawy wyrzekł się „błędów pogaństwa”, do których można zaliczyć zapraszanie do alkowy siedmiu nałożnic. Zapisy o chrzcie Mieszka I w kronikach Thietmara i Galla Anonima czyta się jak legendę o dobrej małżonce, która dzięki czystości sumienia zdołała ujarzmić pogańską naturę męża. Wówczas, idąc za wzorem władcy, chrześcijaństwo zaczęli przyjmować poddani księcia. (...)

Mało prawdopodobne jest, by jeden biskup Jordan zdołał ochrzcić cały polski lud. Do ochrzczenia Polaków potrzebna była niezmordowana praca co najmniej kilku pokoleń duchownych. Na rozwój legendy o Mieszku I dobrze wpłynęło wydarzenie z jego dzieciństwa, o którym wzmiankował Wincenty Kadłubek. Chodzi o cudowne odzyskanie przez Mieszka wzroku w czasie jego postrzyżyn ‒ traktowane jako metafora całego życia księcia, który po okresie „ślepoty pogańskiej” przejrzał na oczy i zobaczył oblicze prawdziwego Boga.

Bardziej racjonalne i prawdopodobne motywy przyjęcia chrztu przez Mieszka zostały przedstawione dopiero w „Rocznikach” Jana Długosza, który wprost wyjaśnił korzyści politycznego sojuszu Polaków i Czechów. Napisał też o sprzeciwie wobec chrztu władcy: „Było zaś wielu między panami i starszyzną królestwa, którzy mocno się temu opierali, nie zezwalając na przyjęcie wiary chrześcijańskiej. Jedni utrzymywali, że to nowe chrześcian wyznanie para się przesądem i zabobonem; drudzy, że trudnem byłoby wypełnienie jego zakonu; inni, iż to nie rzecz, wyrzekając się ojczystych podań, swobodne karki poddawać jarzmu nowej i nieznanej dotąd powagi. Te jednak, i wiele innych przeciwności, Bóg miłosierny, który królów obdarza radą zdrową, ulitowawszy się nad niedołęztwem i długą Polaków ślepotą, snadno uchylić raczył, natchnął ich duchem zgody i skłonił do przyjęcia wiary chrześcijańskiej, aby przez jej odrzucenie u Czechów i innych narodów nie stali się celem pogardy”.

Skoro nawet część najbliższego otoczenia Mieszka z nieufnością podchodziła do chrześcijaństwa, bez wątpienia opór musiał być większy wśród prostego ludu, który o wierze w Chrystusa słyszał o wiele mniej niż dostojnicy państwowi. Najbardziej dziś cenionym źródłem wiedzy o chrzcie Polski zdaje się dzieło Władysława Abrahama „Organizacya Kościoła w Polsce do połowy wieku XII”. Właśnie to opracowanie ostatecznie usankcjonowało 966 rok jako oficjalną datę wydarzenia. Dziś często powraca się do przypuszczalnych motywów kierujących Mieszkiem przyjmującym chrzest. Jedna z najpopularniejszych hipotez mówi, że książę złączył się sojuszem z Czechami, żeby uniezależnić się od wpływów chrześcijańskich Niemiec. Bez wątpienia ta decyzja miała charakter polityczny. Trudno jednak powiedzieć, kim tak naprawdę w sercu był Mieszko: chrześcijaninem, poganinem czy może po prostu sprawnym politykiem nieprzywiązanym emocjonalnie do żadnej religii. W każdym razie w napisanym przez anonimowego autora epitafium Bolesława Chrobrego czytamy, że syn Mieszka był „władcą błogosławionym, choć z ojca pogana”.

Bez względu na prawdziwe motywacje Mieszka I wydarzenia z okolic 966 roku przyspieszyły proces chrystianizacji na ziemiach polskich. Od przybycia w 968 roku biskupa Jordana na terenie naszego kraju rozpoczęły się skrupulatnie obmyślone działania mające na celu wyparcie rodzimej wiary i zastąpienie jej kultem Jezusa Chrystusa.

Ogniem i toporem

Za Mieszkiem w kolejce do chrzcielnicy ustawiło się jego najbliższe otoczenie: urzędnicy, książęcy wojowie i mieszkańcy grodów. Jednak trudniej było wiarę w Chrystusa zaszczepić w najniższych warstwach społeczeństwa, zwłaszcza że oporne pozostawały mimo wszystko elity. Proces zaprowadzania chrześcijaństwa na ziemiach polskich był bardzo żmudny, czego najlepszym dowodem jest to, że jeszcze 300 lat po przyjęciu chrztu na niektórych terenach grzebano zmarłych w obrządku przedchrześcijańskim. Do końca XV wieku chrześcijańscy duchowni nawoływali w kazaniach do porzucenia dawnych obrzędów. O przywiązaniu do pogaństwa otwarcie debatowano na synodach, na których obmyślano metody walki z dawną wiarą.

Na obszarze całej Słowiańszczyzny chrystianizację przeprowadzano różnymi sposobami. Najłagodniejszym było powołanie się na autorytet władcy. Od tego zaczynał Włodzimierz [Włodzimierz I Wielki (ok. 958‒1015) ‒ władca ruski z dynastii Rurykowiczów (przyp. red.)], rozpoczynając proces chrystianizacji Rusi (988 r.). Rozesłał on do swoich poddanych ultimatum: „Jeśli nie przyjdzie kto jutro nad rzekę, czy bogaty, czy ubogi, czy biedak, czy niewolnik ‒ przeciwnikiem mi będzie”. Przy okazji kniaź Włodzimierz postawił dodatkowo na metodę, która okazała się skuteczna i na innych ziemiach – wznosił chrześcijańskie świątynie w miejscach kultu starych bogów. (...)

Radykalniejszym sposobem niszczenia pamięci o dawnej wierze było dewastowanie świętych dla pogan miejsc. Nim kniaź Włodzimierz wzniósł wspomniane wyżej świątynie, wcześniej ogniem i mieczem zrobił dla nich miejsce. (...)

Równie okrutnie z pogańskimi miejscami kultu rozprawiali się misjonarze wśród Słowian połabskich, czego najlepszym dowodem jest upadek Arkony w 1168 roku. Powstanie grodu należy datować na IX wiek, mimo że na znaczeniu zyskał dopiero w drugiej połowie XI wieku – gdy chrześcijaństwo na naszych ziemiach było już naprawdę silne. Arkona stała się wówczas ostatnim bastionem starych wierzeń Słowian, miejscem niepodlegającym chrześcijańskiej dominacji. Rozległy gród zbudowano na wąskim i trudno dostępnym północnym cyplu Rugii, otoczonym lasem i położonym na skraju wysokiego klifu. Niestety poza kronikarskimi zapiskami niewiele się po nim zachowało, gdyż został zniszczony przez wojów króla duńskiego Waldemara Wielkiego, który w 1168 roku zdobył i zburzył Arkonę oraz nakazał zniszczyć posągi słowiańskich bóstw, w tym przede wszystkim arkońskiego Świętowita (Saxo Grammaticus, „Gesta Danorum. Kronika Danii”, ks. XIV, Warszawa 2014, s. 391–392): „Polecono teraz mieszkańcom obwiązać linę wokół posągu bóstwa i wyciągnąć go poza miasto, lecz ci nie mieli sami odwagi uczynić tego ze względu na dawny przesąd, i nakazali więźniom i obcym, którzy przybyli do miasta dla zarobku, zrobić to zamiast nich, jako że uważali, że najlepiej byłoby gniew boga skierować na głowy tak nędznych ludzi. [...] W międzyczasie słychać było, jak mieszkańcy miasta w różnoraki sposób wymieniali uwagi o tym, co się działo, niektórzy lamentowali nad tym cierpieniem, jakie zadano ich bogu, podczas gdy inni śmiali się z niego. [...] Pisarze wodzów zostali także wysłani do miasta, by nauczać nieoświecony lud wiary chrześcijańskiej i by nawrócić go z ich pogaństwa na prawdziwą wiarę. Gdy zbliżał się wieczór, wzięli się wszyscy kucharze za rąbanie posągu swymi siekierami, i porąbali go na tak małe kawałki, by można je było użyć w paleniskach. Sądzę, że Rugianie musieli się wstydzić swego pradawnego kultu, gdy widzieli boga swych ojców i dziadów, któremu mieli w zwyczaju oddawać tak wielką cześć, haniebnie rzucanego do ognia i użytego do gotowania strawy ich wrogom. Następnie spalili Duńczycy także świątynię i zbudowali w jej miejsce kościół z tego drewna, które było użyte na budowę machin oblężniczych, i zamienili oni tak narzędzia służące prowadzeniu wojny w dom pokoju, i użyli tego, co miało niszczyć ciała wrogów, w zbawienie dla ich dusz. Ponadto na dzień ten wyznaczono wydanie przez Rugian tych skarbów, które były ofiarowane i poświęcone Svantovitowi”.

W podobny sposób wcześniej, bo w latach 1067–1068, wojska biskupa Burcharda z Halberstadtu rozprawiły się z wyznawcami dawnych bogów w Radogoszczy. Przypuszcza się, że w zamierzchłej przeszłości Radogoszcz była jednym z najważniejszych ośrodków kultu na słowiańskiej mapie, dorównującym nawet Arkonie, która na znaczeniu zyskała dopiero pod koniec istnienia, po upadku Radogoszczy. Z obszernych ustępów w kronikach Thietmara i Adama z Bremy wiemy, że w grodzie tym czczono Swarożyca, nazywanego też Radogostem. Historycy ustalili, że gród ten został całkowicie zburzony w 1125 roku przez króla niemieckiego Lotara III. Do dziś nie udało się rozstrzygnąć, gdzie dokładnie znajdowała się Radogoszcz. Zdania naukowców są podzielone. Część archeologów łączy ją z Gross Raden w Meklemburgii – słowiańskim grodem odkrytym w latach 70. XX wieku. Inni uważają, że centrum kultu Radogosta leżało gdzieś w okolicach jeziora Tollensesee (jezioro Dołęże), być może na wyspie Fischerinsel (Wyspa Rybacka) bądź gdzieś w okolicy. Podczas burzenia tego grodu najeźdźcy musieli wykazać się ogromną determinacją, skoro po dziś dzień nie udało się odnaleźć dowodu, który rozstrzygnąłby spór o jego lokalizację.

Skrupulatne badanie historii polskich miast pozwala wysnuć wniosek, że w początkach chrystianizacji często dochodziło do swoistego „recyklingu świątynnego”, poprzedzonego aktami agresji i destrukcji. To znaczy, że chrześcijańskie świątynie stawiano na ruinach sanktuariów dawnych kultów, jakby przy okazji chciano wykorzystać magię tych miejsc dla pomnożenia chwały nowego boga. Metoda ta była żywo praktykowana na ziemiach polskich, co znacznie utrudnia pracę współczesnym archeologom, którzy od dawna próbują dowiedzieć się jak najwięcej o przedchrześcijańskich miejscach kultu.

Zagrożeniem dla nowego porządku religijnego były nie tylko świątynie przedchrześcijańskich bogów. Ważnymi miejscami kultu dla dawnych Słowian i Bałtów były też święte gaje, w których rosły drzewa poświęcone bóstwom. Tego typu miejsca zostały dobrze poświadczone także podczas chrystianizacji Litwy i wypierania etnicznych wierzeń dawnych Bałtów (od 1387 r.), w czym miał swój udział Władysław Jagiełło, który postanowił dokończyć proces chrystianizowania całej Europy. W dziełach XV-wiecznego poety i humanisty Eneasza Sylwiusza Piccolominiego, czyli papieża Piusa II, można odnaleźć ustępy na temat działalności misjonarskiej Hieronima z Pragi, który na ziemiach litewskich dopuścił się brutalnych aktów profanacji świętych miejsc wyznawców starych bogów (cyt. za: A. Brückner, Starożytna Litwa. Ludy i bogi. Szkice historyczne i mitologiczne, Olsztyn 1985, s. 78–79):

„Dotarli tak do środka gaju, gdzie prastary dąb nad wszystkie drzewa za święty i za właściwą siedzibę bogów uważano; przez chwilę nikt się weń uderzyć nie ważył […]. Wyrąbano cały las. W tej krainie było więcej lasów, równą czcią świętych, gdy zaś Hieronim wyruszył ku ich wycinaniu, przybył do Witowta wielki tłum niewieści z płaczem i krzykiem, skarżył się, że wyrąbano święty gaj i odebrano dom boży, w którym zwykli byli błagać pomocy bożej, skąd deszcze i pogodę otrzymywali; nie wiedzą więcej, gdzie szukać boga, któremu siedzibę zabrano. Jest kilka mniejszych gajów, w których zwykli czcić bogów; i te chce Hieronim zniszczyć, jakieś nowe świętości wprowadzając, a ojczysty zwyczaj wykorzeniając; proszą więc i błagają, aby nie dozwolił niszczyć miejsc i obrzędów kultu przodków. Za kobietami następują mężczyźni i twierdzą, że nie mogą znieść nowego obrzędu, i mówią, że opuszczą raczej ziemię i ogniska ojczyste niż przyjętą od przodków wiarę”. (...)

Choć nie w każdym zakątku Słowiańszczyzny chrystianizowano w tak brutalny sposób, jak na Litwie na przełomie XIV i XV wieku, nie ma co się dziwić, że wiele słowiańskich plemion zaczęło organizować się przeciwko władcom próbującym narzucić nowy porządek religijny.

Opór ostatnich wyznawców starych bogów

Gorliwych wyznawców rodzimej wiary, którzy nie chcieli ulec groźbom władców i biskupów, w imię chrystianizacji pozbawiano majątków, a w ostateczności głów. Jednym z bardziej wyrachowanych podstępów w historii Słowiańszczyzny był podstęp niemieckiego margrabiego Gerona, który w 939 roku zorganizował ucztę, a podczas niej zostali przez niego otruci niedający się schrystianizować przywódcy plemion łużyckich i serbskich. Ekspansywna polityka Ottona I i jego zwolenników rozszerzała jego strefę wpływów na Słowiańszczyźnie. W kolejnych latach opór saskiemu monarsze zaczęli stawiać Słowianie północnopołabscy, na czele których stanął Stoigniew. Ducha walki słowiańskiego ludu złamała dopiero dotkliwa klęska podczas bitwy pod Raksą w 955 roku, podczas której – według relacji Widukinda – dokonano egzekucji kilkuset słowiańskich jeńców.

Do bezkompromisowego rozprawiania się z rodzimowiercami dochodziło również na terenach nam bliższych (J. Długosz, „Roczniki…”, dz. cyt.): „Potem z najsurowszego nakazu książęcia, a uchwały jednomyślnej wszystkich panów i szlachty Polskiej, kruszono bałwany i posągi bogów fałszywych, palono ich świątynie, a czcicieli i wyznawców wskazywano na utratę majątków i karę miecza. Książę Polski Mieczysław nie tylko wszelkie zniósł uroczystości i obrządki odprawiane na cześć bożyszcz pogańskich, ale wywołał razem wszystkich guślarzy, wróżków, wieszczków i wyroczników, i zabronił igrzysk tak publicznych, jak i domowych, które się odnosiły do czci bałwochwalczej. Bóg nasz albowiem nie jest podobny do tych bogów fałszywych, o których lud Polski mniemał, że ich ująć można było zgiełkiem ochoczym, igrzyskami, wszeteczną swawolą i różnego rodzaju bezbożnością. [...] Ten gdy nadszedł [7 marca 965 r.], wszystkie miasta i wsie przymuszone były tłuc i obalać posągi bogów swoich, a pokruszone topić w bagnach, jeziorach i stawach, i przyrzucać kamieniami, do czego występował gromadnie lud płci obojej, nie bez rzewnego żalu i płaczu czcicieli onych bożyszcz, a zwłaszcza tych, którzy z odprawowanej na ich cześć służby obrzędowej mieli pewne korzyści [...]”.

W ten sposób zwierzchnicy Kościoła pozbywali się konkurencji. Kościelnymi zakazami próbowano wyplenić z polskiej tradycji przedchrześcijańskie obyczaje: topienie marzanny, śmigusa-dyngusa, Stado oraz, rzecz jasna, pełną bezeceństw Noc Kupały. Kronika Thietmara mówi wprost o bardzo surowych karach za łamanie chrześcijańskich zakazów. W czasach Bolesława Chrobrego za uwiedzenie cudzej żony lub uprawianie rozpusty mężczyzna mógł zostać skazany na przybicie moszny wraz z jądrami do mostu targowego. Jedynym ratunkiem dla takiego skazańca była samokastracja ‒ nożem, który mu pozostawiano w pobliżu. A na przykład za nieprzestrzeganie postu groziło wybicie zębów. Te mające mało wspólnego z chrześcijańskim miłosierdziem metody okazały się jednak niewystarczające, by na trwałe zakorzenić wiarę chrześcijańską w Polsce.

Przed dotarciem chrześcijaństwa plemiona słowiańskie były przyzwyczajone do współistnienia kultów różnych bóstw. Choć poszczególne grupy i wioski miały swoich bogów, pod których wizerunkami składano ofiary i odprawiano rytuały, to bogowie innych grup byli tak samo realni, przez co również im należał się szacunek. Zmieniło się to wraz z nadejściem chrześcijaństwa. Bóg wyznawany przez Czechów i Niemców miał wielką siłę, a jego kult obejmował coraz większy obszar ziem słowiańskich. Ten nowy bóg nie znosił konkurencji, a jego kapłani określali go mianem „jedynego”.

Bunt wobec nowych porządków był najskuteczniejszy w pierwszych latach chrystianizacji, czego dowodem jest odłączenie się około 1005 roku od ziem Bolesława Chrobrego Pomorzan, którzy po zwycięskim buncie powrócili do starych bogów. O tym, że w tych wypadkach ważną rolę odegrała religia, najlepiej świadczą wspominane już świątynie w Radogoszczy i Arkonie, które stały się wówczas nie tylko bastionami wiary przedchrześcijańskich Słowian, lecz także ważnymi ośrodkami politycznymi.

Lata bezkrólewia, które zaczęły się w 1034 roku (po śmierci Mieszka II), to czas dominacji na ziemiach polskich możnowładców, którzy zmusili prawowitego następcę tronu, Kazimierza Odnowiciela, do opuszczenia kraju i objęli rządy nad poszczególnymi dzielnicami. Wincenty Kadłubek nazwał ich „poronionymi książętami”. Ten niestabilny okres polskiej historii skutkował pierwszym w naszych dziejach powstaniem ludowym.

Rewolta była poprzedzona mniejszymi wystąpieniami ludności przeciwko nowej wierze ‒ jeszcze w czasach panowania Bolesława Chrobrego i Mieszka II. Trudno jednak powiedzieć o nich coś więcej, ponieważ ‒ poza wzmiankami w czeskiej kronice Kosmasa i w „Powieści minionych lat” ‒ nie zachowały się żadne świadectwa bardziej szczegółowo opisujące wspomniane bunty. Jeśli zatem informacje przekazane przez Kosmasa i Nestora są prawdziwe, można podejrzewać, że protesty te zostały szybko stłumione przez ówczesnych władców.

Wspomniane wydarzenia składają się na tak zwaną reakcję pogańską. Te zdecydowane akty sprzeciwu wobec rządzących były motywowane między innymi chęcią obrony rodzimej kultury. Choć współcześni historycy stoją raczej na stanowisku, że główną przyczyną buntów był wyzysk możnowładców, to nieufność wobec chrześcijaństwa często wskazuje się jako istotny czynnik, który jednoczył buntowników.

Za punkt kulminacyjny reakcji pogańskiej zwykło się uważać powstanie ludowe z 1038 roku. Polskie społeczeństwo podzieliło się wówczas na dwa fronty: zwolenników Kazimierza I oraz zwolenników jego przeciwnika Brzetysława. Powstanie objęło obszar Wielkopolski i częściowo Śląska. Z pomocą władców Niemiec i Rusi Kijowskiej Kazimierz Odnowiciel odzyskał tron. Ceną za wsparcie sąsiednich państw była zależność od niemieckiego króla. Kazimierz Odnowiciel pozostał władcą Polski, ale nie mógł się koronować. Choć przywódcy obu stronnictw opowiadali się za chrześcijaństwem, w kronikach historycznych stronników Brzetysława opisywano jako pogańskich „barbarzyńców”, którzy podnieśli rękę na chrześcijańskiego Boga i jego wyznawców. (...)

Nastawione na propagowanie konkretnych treści kroniki z dużo mniejszą wrażliwością opisywały krzywdy i zniszczenia, które zadawano obrońcom przedchrześcijańskiej wiary. Przyjmuje się także, że wspomniani kronikarze mogli wyolbrzymiać ogrom zniszczeń i ran zadanych Kościołowi, gdyż według zapisów Kosmasa po upadku powstania kościoły pozostały niezniszczone, a gniew najniższych warstw społecznych był skierowany przede wszystkim przeciwko osobom sprawującym władzę świecką. Jeśli zaś chodzi o samego Brzetysława, to na jego czarną legendę w źródłach historycznych wpływ miało przede wszystkim wywiezienie z Gniezna cennych relikwii i innych kosztowności.

Wraz z upadkiem powstania ludowego zakończyła się reakcja pogańska. Opór przeciwko nowej wierze niemalże przestał istnieć, a przynajmniej przestał przyjmować formę zorganizowanych działań. Zwierzchnikom Kościoła pozostało zatem już tylko wyplenić z tradycji ludu resztki pogańskiej wiary. Szereg tych działań składał się na ostatni etap chrystianizacji ziem polskich. (...)

Choć słudzy Kościoła powbijali krzyże w miejscach dawnych świętych gajów, to krzyże te wykonano ze świętych dla Słowian drzew.

Fragment książki Kamila Gołdowskiego „Magiczny świat Słowian”, która ukazała się nakładem Wydawnictwa RM. Skróty pochodzą od redakcji.

Magiczny świat Słowian

Magiczny świat Słowian

materiały prasowe

Nauczanie w polskich szkołach jest ukierunkowane na niuanse związane z cywilizacją helleńską, łacińską i początkami chrześcijaństwa. Historia Polski w zasadzie zaczyna się w 966 r. wraz z chrztem Mieszka I, a wydarzenia poprzedzające ten akt traktuje się jak legendy bądź fakty niegodne wspominania.

Jako czynny nauczyciel daleki jestem od twierdzenia, że z polskich szkół należałoby wyrugować nauczanie o mitach Greków i Rzymian czy omawianie fragmentów Biblii. Uważam, że znajomość tych dziedzin jest świadomemu człowiekowi bardzo potrzebna do tego, żeby rozumieć i właściwie interpretować kluczowe aspekty rzeczywistości. Jako kontynuatorzy cywilizacji zachodniej nie jesteśmy w stanie uciec od odwołań do motywów zaczerpniętych z tych kodów kulturowych. Sądzę jednak, że wiedza związana tylko z tradycyjnymi systemami wierzeń nie jest wystarczająca, żeby w pełni poznać swoją tożsamość.

Pozostało 97% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Historia Polski
Spieszmy się czcić bohaterów, tak szybko odchodzą
Historia Polski
Dziś, Jutro, Pojutrze – historia Szarych Szeregów
Historia Polski
Paweł Łepkowski: Kłamstwo w sprawie losu Warszawy
Historia Polski
Paweł Łepkowski: Narodziny Polskiego Państwa Podziemnego
Historia Polski
Muzeum POLIN obchodzi dziesiąte urodziny