W wigilię Bożego Narodzenia 1683 r. król Jan III Sobieski złożył przed grobem świętego Stanisława, patrona Polski, sztandar wielkiego wezyra imperium osmańskiego Kara Mustafy. Tego samego dnia w Wiedniu odbyło się uroczyste posiedzenie Rady Wojennej, której członkowie nadal uważali, że zagrożenie ze strony Turcji nie minęło. Nikt nie był w stanie przewidzieć, jakie decyzje podejmie sułtan Mehmed IV. Na wyspach greckich, a w szczególności na Peloponezie, ciągle trwały przecież jeszcze walki Turków z wojskami weneckimi. Wydawało się zatem, że Osmanowie wcale nie zamierzają odpuścić. A jednak dzień później, kiedy chrześcijanie uroczyście zasiedli do bożonarodzeniowego obiadu, szóstego dnia miesiąca muharran 1095 r. według kalendarza muzułmańskiego, w Belgradzie doszło do bardzo dramatycznych wydarzeń, które zmieniły dzieje tureckiego ekspansjonizmu.
Śmierć wielkiego wezyra
Tego dnia janczarzy pod dowództwem Bekriego Mustafy paszy po cichu otoczyli dom, w którym przebywał Kara Mustafa. Po bitwie wiedeńskiej wielki wezyr przybył do Belgradu, aby złożyć raport samemu sułtanowi. Jednak rozgniewany turecki władca nie zamierzał udzielić mu audiencji – opuścił to miasto bardzo rozsierdzony jeszcze przed przybyciem swojego wezyra.
Czytaj więcej
Rozgromieni w 1683 r. przez Jana III Sobieskiego Osmanowie zachowali respekt dla ginącej Rzeczypospolitej, nie uznając zaborów Polski. Przez całe dziesięciolecia, kiedy państwa polskiego już nie było, do rytuału dworu sułtańskiego należało zapytanie podczas ceremonii państwowych: „Czy poseł Lechistanu już przybył?”.
Rżenie koni zaniepokoiło wielkiego wezyra. Kara Mustafa podszedł do okna wychodzącego na dziedziniec domu, w którym zamieszkał. Wódz rozpoznał skradających się janczarów. Znamienne, że nie wszczął alarmu. Jeszcze chwilę wcześniej zamierzał udać się w towarzystwie imama Mahmuda Efendiego na południową modlitwę do meczetu. Teraz czekał w spokoju na swoich oprawców. Wydarzenia, które nastąpiły później, wpisują się w klasyczny przebieg zamachu stanu. Kara Mustafa czuł się od jakiegoś czasu odsunięty od głównego nurtu polityki tureckiej, ale nadal był wielkim wezyrem, czyli naczelnym wodzem armii i szefem rządu Imperium Osmańskiego.
Dlaczego więc zachował spokój, widząc wdzierających się do jego domu żołnierzy? Może uspokoił go widok starego przyjaciela, agi (dowódcy) janczarów Bekriego Mustafy paszy, z którym Kara Mustafa cztery miesiące temu oblegał Wiedeń. Bekri podszedł do swojego dowódcy, z szacunkiem schylił głowę i ucałował rąbek szaty wielkiego wezyra. To był ostatni gest szacunku, jaki mógł oddać swojemu przełożonemu. Po chwili do komnaty weszli dwaj wysocy rangą dostojnicy dworscy: szambelan sułtana Ahmed Aga i marszałek Wielkiej Porty Mehmed Aga. Wielki wezyr, choć zapewne wiedział już, co go czeka, spokojnie zadał pytanie o cel tej wizyty. Szambelan, zachowując dworskie maniery, odpowiedział równie spokojnie i uprzejmie, że przybywa w imieniu Jego Miłości Padyszacha, aby odebrać wielką pieczęć wezyra, sztandar proroka Mahometa i klucze do Kaaby w Mekce. Ku zdziwieniu intruzów Kara Mustafa nie sprzeciwił się, choć wiedział, że bez tych insygniów nie będzie miał już żadnej władzy nad wojskiem. Świadkowie wspominali później, że zachowując wręcz metafizyczny spokój, Kara Mustafa odpowiedział: „Niech się stanie wola mojego padyszacha”. Oddawszy pieczęć, sztandar i klucze, spojrzał szambelanowi prosto w oczy i cicho zapytał: „Czy jest mi śmierć pisana?”. Ahmed Aga, który doskonale znał od wielu lat wielkiego wezyra, ze smutkiem odpowiedział: „Tak musi być! Niech Allah pozwoli ci umrzeć w prawdziwej wierze!”.