Równo 100 lat temu, 16 grudnia 1922 r., w warszawskiej galerii sztuki Zachęta malarz Eligiusz Niewiadomski zastrzelił pierwszego prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej. Opinia publiczna, wcześniej rozpalona sporem wokół wyboru Gabriela Narutowicza na ten urząd, nagle zamilkła. W osłupieniu i wstydzie. Politycy i dziennikarze zdali sobie sprawę, że to ich kłótnie i nagonki doprowadziły do tej tragedii.
Ten artykuł publikuję w mojej ukochanej „Rzeczpospolitej”, na której łamach endecki poseł Stanisław Stroński swoim artykułem pt. „Ich prezydent”, opublikowanym 10 grudnia 1922 r., rozpoczął kampanię nienawiści pod adresem Narutowicza. Zaledwie siedem dni później, dzień po zamachu, Stroński opublikował, znowu w dzienniku „Rzeczpospolita", wymowny i poruszający artykuł „Ciszej nad tą trumną!". Uciszał atak na prawicę, bo zapewne sam czuł wyrzuty sumienia. 100 lat później, na tych samych łamach, wzywam do głośnej dyskusji o naszej narodowej tragedii. Głośno nad tą trumną, Rodacy, głośno!
Ale niech Stroński i Narutowicz spoczywają w pokoju. Nie czas i miejsce rozstrzygać, kto z nich wtedy miał rację. To były czasy budzącej się po ciemnej zaborczej nocy młodej polskiej republiki. Czas docierania się nowych koncepcji, świeżej, nieznanej wcześniej wizji państwa republikańskiego. Podobną atmosferę pamiętam z początku lat 90. XX wieku.
Czytaj więcej
100 lat temu Polska okryła się największym wstydem w swojej historii. 127 lat po abdykacji ostatniego króla Polski, cztery lata po odzyskaniu niepodległości i zaledwie siedem dni po wyborze pierwszego w historii prezydenta tego kraju kula zamachowca zbezcześciła świętą, wielowiekową polską tradycję, która nakazywała bezwzględny szacunek wobec głowy państwa.
Historia lubi się powtarzać. Wydarzenia sprzed wieku muszą być dla nas dzisiaj niezwykle poważnym ostrzeżeniem. Temperatura obecnego sporu politycznego w Polsce przekroczyła bowiem wartości krytyczne. Nasza klasa polityczna nie wyciągnęła żadnej lekcji z tamtej tragedii. Nadal wzajemne szczucie na siebie jest sposobem na zdobycie lub utrzymanie władzy. Nawet zabójstwa Pawła Adamowicza i Marka Rosiaka nie otrzeźwiły upojonych prostacką walką rywali politycznych.